Śmierć Ani to najgorszy moment w moim życiu. Myślałem, że już nigdy się z tego nie otrząsnę, ale musiałem wziąć się w garść dla naszego synka. Ten mały promyk szczęścia potrzebował mnie teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Tym bardziej zabolało, gdy moi teściowie stwierdzili, że chcą mi go odebrać.
Najtrudniejszy czas dla naszej rodziny
Ania była zawsze pełna pozytywnych emocji, które przekazywała każdej napotkanej na swojej drodze osobie. Była miłością mojego życia. Marzyliśmy o dużej rodzinie, ale los nie był dla nas łaskawy. Po wielu utraconych ciążach, w końcu doczekaliśmy się narodzin naszego synka dzięki metodzie in vitro.
Julek był naszym promykiem szczęścia, a Ania była najlepszą mamą pod słońcem. Dlatego tak bardzo żałuję, że nasz synek mógł z nią spędzić tylko 3 lata swojego życia.
Mieliśmy wyjechać na romantyczny weekend we dwoje. Ja miałem pracować do późnego popołudnia w klinice, więc Ania zawiozła Julka do jej rodziców, którzy mieszkali kilka kilometrów za Wrocławiem. Ledwie wyjechała z ich domu, gdy próbujący wymusić pierwszeństwo kierowca ciężarówki, wbił się w jej samochód.
Lekarze mówili, że nie miała najmniejszych szans. Mój świat się zawalił i trudno było mi zrozumieć, że moja żona już nigdy nie wróci do domu. Nie mogłem jednak pozwolić na to, by pochłonęła mnie żałoba. Musiałem zająć się Julkiem i dać mu tyle miłości, ile tylko mogłem.
Przez kilka pierwszych miesięcy pomagała mi mama
Przeprowadziła się na ten czas z niemal drugiego końca Polski. Pracowałem jako chirurg plastyczny w dużej klinice medycyny estetycznej, więc często zdarzało się, że do domu wracałem wieczorami. Oczywiście starałem się jednak tak ustawiać grafik, by spędzać jak najwięcej czasu z moim synem.
Kiedy mama musiała wrócić do siebie, o pomoc poprosiłem rodziców Ani. Przed jej śmiercią mieliśmy naprawdę świetne relacje, ale teraz byli pogrążeni w smutku i mocno się od nas oddalili. Zgodzili się jednak opiekować Julkiem dwa razy w tygodniu, gdy pracowałem dłużej.
Oczywiście zatrudniłem też opiekunkę, ale bardzo zależało mi na tym, aby mój synek spędzał więcej czasu z rodziną. Nie sądziłem, że wkrótce będę tego żałował.
Rodzice Ani zajmowali się małym głównie w czwartki i piątki. Chciałem, żeby zostawali z nami na weekendy, ale nie mieli na to ochoty. Proponowali za to, że będą zabierać do siebie Julka, ale w tym przypadku z kolei ja nie chciałem się z nim rozstawać.
Otaczali go bardzo dobrą opieką i miłością, ale jednocześnie wciąż byli mocno zdystansowani. Tak jakby byli na mnie źli za to, co spotkało Anię. Zaczęli się też czepiać niemal wszystkiego, co robię.
— Czy ktoś w ogóle sprząta w tym domu? Jeszcze chwila i mały zakrztusi się tymi warstwami kurzu — skomentowała kiedyś Maria, moja teściowa.
— Wybacz, ale ścieranie kurzy jest naprawdę na dole mojej listy priorytetów — odparłem zgodnie z prawdą.
— Widać. Nie mówiąc już o łazience, przecież to jest jeden wielki syf Marcin — kontynuowała swoje złośliwości.
— Obiecuję, że zadzwonię w przyszłym tygodniu po panią od sprzątania i wszystkim się zajmie — odpowiadałem cierpliwie na jej zaczepki.
— No jasne, najlepiej zwalić swoje obowiązki na kogoś innego — nie przestawała Maria.
— O co ci chodzi? Przecież robię, co mogę! Pracuję i zajmuję się Julkiem, więc brakuje mi czasu na takie pierdoły — nie wytrzymałem.
— Zajmujesz się nim? Chyba sobie żartujesz! Zajmuje się nim przedszkole, opiekunka i my, a ty się tylko pojawiasz na chwilę, żeby pocałować go na dobranoc — atakowała mnie teściowa.
— Pracuję dłużej tylko w czwartki i piątki, dlatego poprosiłem was o pomoc, ale jeśli tak wam to przeszkadza, to poradzę sobie bez was — przekonywałem.
— Przestań histeryzować! Zamiast tego zajmij się lepiej swoim synem. Widzimy się za tydzień — zakończyła dyskusję Maria, zabrała swoje rzeczy i wyszła.
Byłem naprawdę zaskoczony jej zachowaniem
Wiedziałem, że cierpi po stracie Ani, ale przecież ta tragedia dotknęła nas wszystkich. Zamiast więc wypominać sobie błędy, powinniśmy się wzajemnie wspierać, by przejść przez to razem. Chciałem otoczyć Julka miłością najbliższych mu osób, ale teraz zacząłem się zastanawiać, czy towarzystwo dziadków jest dla niego dobre.
Może potrzebowali więcej czasu, by przepracować tę tragedię. Teraz żałuję, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Gdybym zareagował na czas, może uniknąłbym radykalnych działań z ich strony, o których wkrótce miałem się dowiedzieć.
W kolejny piątek wróciłem do domu ok. 19, by dowiedzieć się, że nie ma w nim ani moich teściów, ani synka. Byłem zaskoczony, bo zwykle o tej porze zaczynał się szykować do spania.
Chwyciłem za telefon i wybrałem numer Marii
— Gdzie wy jesteście, mały zaraz powinien spać — naskoczyłem na nią, gdy tylko odebrała.
— Julek jest już w piżamie, spokojnie — odpowiedziała Maria.
— O czym ty mówisz? Przecież jestem w domu i widzę, że was nie ma — zacząłem się denerwować.
— Julek jest z nami w naszym domu. Nie umiesz się nim zajmować Marcin, robisz mu krzywdę. Od dzisiaj mały będzie mieszkał z nami, tutaj będzie bezpieczny — mówiła spokojnie Maria.
— Czy ty oszalałaś? To jest mój syn i będzie mieszkał ze mną! Zaraz po niego wyjeżdżam, będę tam za godzinę — krzyczałem do słuchawki.
— Daj spokój Marcin, oboje wiemy, że tu będzie mu lepiej. Dobranoc — rozłączyła się Maria.
Nie mogłem w to uwierzyć! Moja teściowa po prostu zabrała Julka i myślała, że się na to zgodzę. W ciągu kilku minut byłem już w samochodzie i pędziłem do domu moich teściów. Byłem wściekły i jedyne, o czym myślałem, to żeby jak najszybciej zabrać od nich mojego synka.
Miałem nadzieję, że nie będą robić wielkich problemów, ale bardzo się pomyliłem. Kiedy dotarłem do celu, nie chcieli mi nawet otworzyć drzwi.
Waliłem w nie pięściami i krzyczałem
Na to wszystko usłyszałem jedynie od teściowej, że powinienem się uspokoić i być im jeszcze wdzięczny. Nie pozostawało mi nic innego, jak zadzwonić na policję. Radiowóz pojawił się po trzydziestu minutach.
Kiedy wyjaśniłem im, co się stało, policjanci byli lekko zniesmaczeni i dopytywali, czy na pewno nie chcę załatwić tego bez ich udziału. Tylko że ja już próbowałem i wiedziałem na tym etapie, że moja teściowa nie odpuści. Na szczęście Maria otworzyła policjantom, ale nie zamierzała odpuszczać.
Opowiadała im w emocjach, jakim to jestem złym ojcem, który nie umie się zająć własnym synem. Twierdziła, że mały żyje jak w śmietniku, bo nawet nie potrafię posprzątać.
Policjanci spisali raport, ale jednocześnie wyjaśnili, że Maria nie może tak po prostu zabierać małego od ojca. Poinstruowali ją, że jeśli ma jakieś wątpliwości co do tego, w jakich warunkach żyje jej wnuk, to powinna zgłosić to do odpowiednich organów.
Kiedy w końcu załatwiliśmy wszystkie formalności, teściu przyprowadził Julka, a ten rzucił się w moją stronę i nie chciał mnie puścić. Byłem wściekły na rodziców Ani, że narazili go na to wszystko.
Nie chciałem tego jednak przedłużać
Jak najszybciej zabrałem małego do samochodu i odjechałem, mając nadzieję, że to koniec tego cyrku.
Niestety pełni goryczy teściowie nie zamierzają odpuścić i wciąż próbują przekonać wszystkich dookoła, że jestem złym ojcem. Ze wszystkich sił starają się udowodnić, że małemu dzieje się ze mną krzywda i to oni powinni się nim zajmować.
Po całym incydencie zgłosili mnie do wszystkich możliwych instytucji, zmyślając na temat tego, że Julkowi dzieje się krzywda. Wszystkie kontrole i spotkania z psychologiem dowiodły jednak, że się mylą. Choć często z trudem radzę sobie z pogodzeniem pracy i opieki nad małym, to jednak zawsze stawiam go na pierwszym miejscu.
W wyniku działań moich teściów, Julek nie widział ich od ponad roku. Nie jestem w stanie tak po prostu się z nimi spotkać, a nie mam zamiaru kiedykolwiek oddawać małego pod ich opiekę. Już nigdy nie zostawię ich sam na sam z moim synem.
Wiem, że to okrutne, ale nie mogę przewidzieć, co zrobią następnym razem. Może w końcu poproszą kogoś o pomoc i uporają się ze smutkiem i goryczą, które napędzają ich do walki ze mną. Oby nie było wtedy za późno.
Czytaj także:
„Przyjaciółka wyznała mi, że ma romans w pracy. Ma wyrzuty sumienia, a nie powinna. Wiem, bo ja jestem kochanką jej męża”
„Chciałam, by mama była ze mnie dumna, dlatego się jej słuchałam. Przez nią porzuciłam pasję i zamknęłam dochodowy interes”
„Wyszłam za Włocha, bo marzyłam o bajkowym życiu w słonecznej Italii. Teraz siedzę w domu, sprzątam, gotuję i umieram z nudów”