„Po śmierci żony szukałem kandydatki na matkę i kochankę. Niestety, nie ma już prawdziwej miłości, liczy się tylko kasa”

Załamany ojciec fot. Adobe Stock, Dragana Gordic
„Tylko: >>moje, dla mnie, nie dam<< – słyszałem. Aż mi wstyd było, gdy go zabierałem na plac zabaw, a on wyrywał dzieciom zabawki, uciekał, pluł, wrzeszczał. Załatwiłem żłobek, ale był tam tylko 2 dni. Strasznie histeryzował. Teraz żałuję, bo trzeba było to przeczekać”.
/ 05.08.2022 11:15
Załamany ojciec fot. Adobe Stock, Dragana Gordic

Serce pękało, kiedy tak krzyczał… Do mamy i do mamy! Nikt nie umiał go uspokoić. Miał dopiero dwa lata i nie rozumiał, dlaczego mama nie wraca? Przecież wyszła tylko na chwilę. Jak zwykle machał rączką, kiedy wsiadała do samochodu. Nie chciał odejść od furtki… Było ciemno, kiedy go siłą zabrali do domu.

Nie wiedział, dlaczego wszyscy płaczą?

Mnie wtedy nie było przy nim. Jeździłem tirem po całej Europie. Minęło kilkanaście godzin, zanim kolega mnie przywiózł do domu; ja nie mogłem prowadzić… Na tym odcinku szosy, gdzie moja żona wjeżdżała z podporządkowanej, widać było jeszcze ślady hamowania. Dlaczego nie zauważyła nadjeżdżającej ciężarówki? Była dobra pogoda, jeździła tamtędy setki razy, znała tę drogę na pamięć! Ksiądz na pogrzebie powiedział: „widocznie tak miało być”. O mało go nie uderzyłem!

Mam czterdzieści dwa lata. Późno się ożeniłem i nie od razu chciałem dziecka. Moja żona natomiast o niczym innym nie gadała, jak tylko o tym, że małżeństwo bez potomstwa nie jest pełne i że ona jak najszybciej pragnie zostać matką. Bardzo ją kochałem. Mnie by chyba wystarczyła ta miłość, ale ona, jakby przeczuwała, że nie ma czasu, bo wciąż wierciła mi dziurę w brzuchu.

– Nie wiadomo, co się stanie – powtarzała. – Gdyby coś miało być nie tak z jednym z nas, to drugie nie zostałoby samo, gdybyśmy mieli dziecko. Kawałek nas by został…

Kiedy zaszła w ciążę, tak wypiękniała, jakby coś ją oświetliło od środka.

– Będzie chłopak – prorokowała moja mama. – Przy chłopaku się tak ładnieje. Dziewczyna wyciąga z matki urodę!

Pierwszy raz spojrzałem na naszego Januszka i nie miałem wątpliwości, że zdarł skórę z matki. Jeszcze był pomarszczony i czerwony jak raczek, a już było widać ten sam zgrabny nosek, ładne brwi i okrągłą buzię. Byłem pewien, że i oczy będzie miał szare jak dym. Nie pomyliłem się. Im jest starszy, tym bardziej ją przypomina.

Zaczęli mnie swatać po śmierci żony

„Nie dasz rady sam” – tłumaczyli. „Kobieta co innego, ale chłop z małym dzieckiem nie wyrobi, tym bardziej, że ty jesteś ciągle w trasie. Znajdź sobie babkę i zacznij wszystko od nowa!”.

Dotarło do mnie, że mają rację dopiero wtedy, gdy zobaczyłem, co z moim synkiem wyprawiają obie babcie. Wydzierały go sobie z rąk, rozpieszczały, nie pozwalały na samodzielność, trzęsły się nad nim, jakby za chwilę coś się miało strasznego zdarzyć i trzeba było go osłaniać przed piorunami!

I kłóciły się przy dzieciaku, bo nigdy specjalnie za sobą nie przepadały, a teraz miały okazję, żeby tę niechęć z siebie wyrzucić. Obie, niestety były wdowami, miały dużo czasu i każda uważała się za mądrzejszą od drugiej. Mnie, dorosłego chłopa, przebywanie z nimi przyprawiało o nerwowy dygot, co dopiero mówić o dziecku, do którego jeszcze nie docierało, dlaczego zamiast spokojnej i czułej mamy, są koło niego te dwie histeryczki!

Sam nie jestem bez winy; uciekałem z domu, brałem dodatkowe kursy, żeby tylko nie patrzeć na to wszystko i się nie dołować. Tymczasem synek rozpaskudził się ponad miarę! Kiedyś poszedłem z nim na szczepienie. Dał tam takiego czadu, że pani doktor skierowała nas do psychologa, podejrzewając u Januszka nerwicę.

Wtedy się ocknąłem…

Zmieniłem pracę, choć tamtą lubiłem i była dobrze płatna. Zrobiłem uprawnienia i zatrudniłem się jako instruktor nauki jazdy. Zawsze mogłem podjechać do domu i sprawdzić, co się dzieje? Postawiłem warunek: albo jedna babcia jest z Januszkiem, albo druga.

Drugim krokiem było danie ogłoszenia w Internecie: „Szukam mądrej, wyrozumiałej kobiety, jako opiekunki dla mojego syna. Małżeństwo niewykluczone”. Nigdy bym się nie spodziewał, że dostanę tyle ofert! Kandydatki przysyłały zdjęcia, niektóre prawie gołe i w dziwnych pozach. Te wyrzucałem od razu…

Jedne wydawały mi się za młode, bez doświadczenia, inne za stare, bałem się, że nie będą miały siły i cierpliwości. Jeszcze inne miały swoje dzieci… To nie była przeszkoda. Uważałem, że nawet lepiej, żeby Januszek wychowywał się z innymi dziećmi, bo dzięki babciom wyrastał na egoistę.

Tylko: „moje, dla mnie, nie dam” – słyszałem. Aż mi wstyd było, gdy go zabierałem na plac zabaw, a on wyrywał dzieciom zabawki, uciekał, pluł, wrzeszczał. Nikt nie chciał się z nim bawić. Załatwiłem żłobek, ale był tam tylko dwa dni. Strasznie histeryzował, nie miałem sumienia na siłę go tam prowadzać. Teraz żałuję, bo trzeba było przeczekać! 

Skończył trzy lata. Był rozumny, duży, silny, bardzo ładny. Lgnął do młodych kobiet, ale chciał je mieć na własność. Gdyby jego pani ze żłobka zajmowała się tylko nim, może byłoby ok. Ale ona miała inne dzieci pod opieką i mój syn szalał z zazdrości. Dlatego właśnie zdecydowałem się na parę spotkań z kandydatkami na nową mamę dla Januszka. Aż się pocę, kiedy niektóre sobie przypominam!

Miałem wrażenie, że zdradzam żonę

Mam ładny dom z ogrodem. Wszystkie kobiety, które po raz pierwszy przekraczały próg, mówiły:

Ale super! Tak to można mieszkać! 

Jeśli nawet nic nie mówiły, widać było, że tak myślą! Wymyśliłem sobie, że zrobię im cichy egzamin. Jeśli najpierw latały po domu i oglądały pokoje, a dopiero potem pytały: „a gdzie jest dziecko?”, skreślałem je w przedbiegach.

Również te, które miały za długie paznokcie, te z ostrym makijażem, wymuskane, wyczesane, wypachnione… Wyobrażałem sobie, co by zrobiły, gdyby Januszek poplamił im bluzkę czekoladą albo soczkiem.

Byłem szczery. Mówiłem prosto z mostu, że nie o to mi chodziło. Reakcje były różne. Niektóre prosiły, żebym się jeszcze zastanowił, inne przyznawały mi rację. Była i taka, która zażądała zwrotu pieniędzy za podróż! Najbardziej zaskoczyła mnie ta, która zaczęła się rozbierać, tłumacząc mi, żebyśmy najpierw spróbowali, czy nam będzie dobrze w łóżku...

Jedna pani przyjechała ze swoim synem. Januszek o dziwo nie wyrywał mu zabawek, może dlatego, że tamten był starszy i silniejszy. Przy drugiej wizycie pani zaproponowała, że zanocują u mnie. Miałem wrażenie, że zdradzam żonę, ten seks był kompletnie pozbawiony emocji…

Teraz sam się zajmuję synem...

Gotowała obiad. Wysłała mnie po coś do marketu. Kolejka do kasy, jak diabli. Wróciłem, gdy obiad był już na stole. Nie czekała na mnie. Jej chłopak pałaszował deser. Dosłownie wszystko zmiatał! Mój Januszek siedział smętnie nad zimną zupą i rozgarniał łyżką tłustą skorupę na gęstym krupniku, jakiego obaj nienawidzimy!

– Musi to zjeść! – zadecydowała pani z groźną miną. – Będzie siedział, aż wyliże talerz do czysta!

Ale się wściekłem! Uważam, że i tak zachowałem się przyzwoicie, bo wezwałem taksówkę i opłaciłem kurs. Niestety, Januszek znowu był świadkiem awantury! Teraz sam się zajmuję synem. Babcie przychodzą na zmianę na pięć godzin dziennie. Ja po pracy piorę, sprzątam, gotuję. Januszek śpi w naszym małżeńskim łóżku, na miejscu mojej żony. Wiem, że nie powinno tak być, ale obojgu nam raźniej, kiedy czujemy, że drugi jest blisko.

Gdybym teraz dawał ogłoszenie, napisałbym: „Szukam kobiety, która potrafiłaby być żoną i matką. Musi mieć dobre serce i kochać dzieci. Czeka ją ciężka praca, bo obaj z synem jesteśmy poobijani przez los. Ale chcemy kochać!”.

Czytaj także:
„Mąż bez pytania spakował moje rzeczy i wyrzucił je na śmietnik. Przez jego durne widzimisię straciłam lata wspomnień”
„Córka porzuciła męża i syna, bo znudziło jej się matkowanie. Wiedziałam, że jest księżniczką, ale że wyrachowaną żmiją?”
„Żona miała dość bycia robotem kuchennym i porzuciła mnie na pastwę losu. Okazało się, że nie umiem nawet ugotować makaronu”

Redakcja poleca

REKLAMA