„Po śmierci żony czułem się zagubiony, nie umiałem podejmować decyzji sam. Wpadłem w obsesję na punkcie horoskopów”

Wpadłem w obsesję na punkcie horoskopów fot. Adobe Stock, Lightfield Studios
„Zaczęło się bardzo niewinnie, ale już wkrótce przestałem decydować o czymkolwiek bez zajrzenia do horoskopu. Czy ja przypadkiem nie za bardzo zdałem się na opinię innych? Czy głupie gazety zastąpiły mi samodzielne myślenie? Kiedy ostatni raz podjąłem jakąś decyzję bez czytania instrukcji?”.
/ 13.10.2022 19:15
Wpadłem w obsesję na punkcie horoskopów fot. Adobe Stock, Lightfield Studios

„Byki nie będą dziś na nic narzekać. W poniedziałek obudzisz się w doskonałym nastroju, który nie opuści cię do końca dnia. Wykorzystaj swój uśmiech i optymizm w pracy, z pewnością pracodawca doceni pozytywne nastawienie…”.

Przeczytałem to na mojej ulubionej stronie internetowej z astrologią i pomyślałem, że chyba lepszej wróżby na dziś nie mogłem dostać. Co prawda nie mam już pracodawcy, bo jestem od sześciu lat na emeryturze, ale miałem zamiar porozmawiać z synem i synową o ważnej sprawie.

Poczułem, że dziś mi się to uda

I chociaż uśmiech wcale nie cisnął mi się na usta, bo kolano doskwierało mi tego dnia wyjątkowo, to jednak pomyślałem, że skoro dobry humor jest zapisany dla mnie w gwiazdach, tak będzie! Być może brzmi to trochę dziecinnie – pan po siedemdziesiątce czyta horoskopy i się nimi sugeruje. Szczerze, to ja nawet zacząłem dostosowywać do tych informacji swoje plany.

Zaczęło się bardzo niewinnie. Po śmierci żony, cztery lata temu, czułem się zagubiony. Bardzo tęskniłem za Basią, zaczęła mi doskwierać samotność, a to między innymi dlatego, że konsultowałem z nią wszystkie swoje decyzje. Zawsze lubiłem dokładnie zastanowić się nad tym, co mam robić. Zaplanować, przemyśleć wszystkie za i przeciw. Robiłem to z mamą, kiedy byłem dzieckiem. Potem miałem przyjaciela Romana, który zawsze mnie wysłuchał, no a odkąd ożeniłem się z Basią, to ona była moją najważniejszą życiową konsultantką. Znajomi żartowali, że miała do mnie anielską cierpliwość, ale nie obarczałem jej za bardzo. Czasem wystarczyło, że opowiedziałem jej, co planuję. Kiedy indziej dawałem dwie opcje do wyboru, a Basia mówiła tylko: „pierwsza” albo „druga”. Kiedy więc jej zabrakło, po czułem się zwyczajnie zagubiony.

Wszędzie szukałem podpowiedzi, tego, co powinienem zrobić, i któregoś dnia wpadł mi w ręce horoskop. „Dziś lepiej nie podejmuj ważnych decyzji. Poczekaj z tym do środy”.

O to mi chodziło!

Postanowiłem adoptować psa w środę i była to jedna z moich najlepszych życiowych decyzji. A być może w poniedziałek nie spojrzałby mi w oczy słodki kundelek ze sporą domieszką spaniela. Tak więc od śmierci żony każdy dzień zaczynam od przeczytania horoskopu i do niego dostosowuję swoje plany. Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy pewnego czwartku przeczytałem: „Będziesz musiał oderwać się od codziennej rutyny. Twoje zmęczenie jest oznaką zaniedbania organizmu”.

Przecież dokładnie to samo przeczytałem w sobotę! Byłem wstrząśnięty. Na ostatniej stronie znalazłem telefon do redakcji gazety i udało mi się tam dodzwonić.

– Och, to pewnie pani Kasia coś pomyliła. Przepraszamy i postaramy się bardziej pilnować – odpowiedział mi młody dziewczęcy głos.

– A kim jest pani Kasia? – zapytałem lekko zaniepokojony.

– Pani Kasia pisze nam horoskopy – zaświergotało po drugiej stronie.

Jak to: pani Kasia? Przecież horoskopy, które czytam, podpisane są Wróż Tycjan…

– Hyyy, przypuszczam, że to pewnie pseudonim pani Kasi.

To mi się w głowie nie mieściło. Poprosiłem o telefon do pani Kasi, ale dziewczyna zasłoniła się RODO. Po kilku minutach nacisków udało mi się dostać jej adres mailowy. Dobre i to, pomyślałem. Napisałem więc i zapytałem, bardzo grzecznie, dlaczego sobota pomyliła jej się z czwartkiem. I czy ona zdaje sobie sprawę, jak ważne dla niektórych są te horoskopy? Pani Kasia odpisała, że jest jej niezmiernie miło, że czytam horoskopy, i że już nigdy nie pomyli czwartku z sobotą. Zapytała też o dokładną datę moich urodzin, żeby zrobić horoskop specjalnie dla mnie. Odpisałem, podziękowałem i zapytałem, skąd bierze informacje potrzebne do pisania horoskopów? Odpowiedziała, że to tajemnica zawodowa, ale wszystko jest zapisane w gwiazdach.

„Z pana daty urodzenia wynika, że przed panem interesująca znajomość. Coś ważnego jest blisko, mimo że pan tego jeszcze nie zauważa”.

Pani Kasia bardzo mnie zaintrygowała

W końcu zebrałem się na odwagę i poprosiłem o spotkanie. Chciałem ją wypytać o tyle rzeczy związanych z astrologią. Odpowiedziała, że bije ode mnie aura szczerości i ma wrażenie, jakby mnie znała od lat. „Chętnie spotkam się z panem osobiście. Proponuję Park Morskie Oko. Wybierzemy się na spacer, a przy okazji mój Radis się wybiega…”.

Też czułem coś na kształt „dobrej aury” bijącej od pani Kasi. Na spotkanie wybrałem się z moim Gniewkiem. Wcześniej jednak chciałem wiedzieć, jak naszą znajomość widzą gwiazdy. Oto, co przeczytałem w horoskopie: „Lew i Byk dzielą podobne wartości. Wykazują się wobec siebie lojalnością, dają sobie wsparcie. Ciągnie ich do siebie, jednak trzeba zaznaczyć, że oboje mogą okazać się zbyt dumni, by współpracować. Wszystko zależy od tego, czy będą chcieli się do siebie nawzajem dopasować”.

Brzmiało zachęcająco, ale nadal nie wiedziałem, co myśleć, więc sięgnąłem do horoskopu w innej gazecie: „Przez najbliższe dni unikaj spotkań towarzyskich. Ktoś może mieć wobec ciebie złe zamiary. Bądź ostrożny albo przełóż spotkanie na następny tydzień”. Jak to? Przecież dopiero co czytałem, że czeka mnie interesująca znajomość.

Który horoskop jest tym prawdziwym? Z jednej strony chciałem się z nią spotkać, z drugiej obawiałem się, że może mnie oszukać. Gdy tak rozmyślałem, zadzwonił mój syn i poprosił o opiekę nad swoją siedmioletnią córeczką. Chętnie się zgodziłem, bo moja wnuczka to słodka, mądra osóbka. Rzadko się widujemy, ale gdy już razem spędzamy czas, świetnie się bawimy. Gdy więc zajadaliśmy się lodami w cukierni, zapytałem ją:

– Majusiu, gdy poznajesz nowe koleżanki, to czyja opinia jest dla ciebie najważniejsza?

– Opinia? – wnuczka zrobiła zdziwioną minę.

– No, czyje zdanie jest dla ciebie najważniejsze, gdy robisz coś nowego?

Jak to czyje? Moje – odparła.

– Ale gdyby ktoś ci mówił, że ta koleżanka może być dla ciebie niemiła, to posłuchałabyś go?

Majka ewidentnie mnie nie rozumiała

– Dziadku, nie wiem, o co ci chodzi. Gdy kogoś poznaję, to albo go lubię, albo nie. Dlaczego ktoś inny miałby mi to mówić…? Mogę jeszcze jedną gałkę?

Słowa wnuczki długo siedziały mi w głowie. Czy ja przypadkiem nie za bardzo zdałem się na opinię innych? Czy horoskopy nie zastąpiły mi samodzielnego myślenia? Kiedy ostatni raz podjąłem jakąś decyzję bez czytania instrukcji? Może warto zaryzykować spotkanie, nawet jeśli gwiazdy mówią inaczej? – kombinowałem. Postanowiłem za radą wnuczki zdać się na własne zdanie, a że byłem bardzo ciekaw pani Kasi, umówiliśmy się w końcu. Może już na spotkaniu pojawi się jakiś znak, który mi jasno pokaże, czy to wartościowa osoba, czy nie?

Kiedy szedłem na spotkanie padało, ale gdy doszliśmy z Gniewkiem do parku, nagle przejaśniło się. Stanąłem w umówionym miejscu i czekałem na panią w zielonym płaszczu i z psem. Podeszła, a na smyczy prowadziła boksera. Jak ja nie lubię tych psów! Gdy byłem dzieckiem, sąsiad miał boksera, który obszczekiwał całe podwórko, a mnie ugryzł w łydkę.

„Znak” – pomyślałem i zesztywniałem.

– Dzień dobry, jestem Kasia, a to jest Radis. Pierwszy bokser, jakiego polubiłam, a nawet pokochałam. Szczerze, to nigdy nie przepadałam za tą rasą, ale ten egzemplarz jest wyjątkowy. Zaopiekowałam się nim po śmierci zaprzyjaźnionej sąsiadki – kobieta mówiła swobodnie i wesoło, jak byśmy znali się od dawna.

„Kolejny znak” – pomyślałem.

A potem poszliśmy na spacer. Po trzecim znaku, przestałem liczyć, a dałem się ponieść atmosferze. Świetnie nam się rozmawiało, nasze psy się polubiły, a ja po raz pierwszy od bardzo dawna postanowiłem zaufać sobie, a nie gwiazdom. Kasia okazała się sympatyczną osobą. Astrologią interesowała się od dawna, ale profesjonalnie pisaniem horoskopów zajęła się na emeryturze. Po pół roku od spotkania Kasi wciąż czytam horoskopy każdego dnia. Ciekawi mnie, co mają do powiedzenia gwiazdy, ale to moje zdanie i przeczucie są najważniejsze. Nowa przyjaciółka przyznała mi rację.

– Wiesz, pisząc horoskopy, zawsze mam nadzieję, że będą one tylko delikatnym drogowskazem, może sugestią dla osoby, która je czyta. Nie chciałabym, żeby ktoś oddawał swoje decyzje tylko w ręce gwiazd. One przecież mogą się mylić – powiedziała Kasia.

A ja przyznałem jej rację. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA