„Po śmierci ukochanej żony, dzieci kazały mi niańczyć wnuki. Wtedy na zajęciach dla seniorów poznałem drugą miłość”

zakochani old.jpeg fot. aletia2011
„Jagódka odeszła tak nagle. Zabrał mi ją rak. Nie potrafiłem siedzieć w pustym domu ani skupić się na opiece nad wnukami, więc szukałem sobie różnych zajęć. To w domu kultury poznałem Ludkę, która szybko zaskarbiła sobie moją uwagę, a potem także serce. Moje dzieci myślały, że oszalałem, bo w moim wieku to już nie czas na miłość”.
/ 15.07.2023 21:30
zakochani old.jpeg fot. aletia2011

Przez ostatnie miesiące Jagódka jakby zapadła się w sobie. Wciąż czuła się zmęczona, kręciło jej się w głowie, a po wejściu po schodach na drugie piętro śmiała się, że pokonała Everest.

Gdybyśmy wiedzieli szybciej…

Namawiałem ją na wizytę u lekarza, żeby zrobiła chociaż jakieś kontrolne badania, ale nie chciała o tym słyszeć. Nie było na to przecież czasu, bo do dzieci trzeba było pojechać, z wnukami wyjść na spacer i jeszcze zrobić zakupy dla nas.

Poza tym uważała, że nie jest już najmłodsza, więc to, co jej dolega, to po prostu starość.

Diagnoza spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Rak z przerzutami. Moja żona zabrała się z tego świata w dwa miesiące. Nie zdążyliśmy się nawet odpowiednio pożegnać.

To przeze mnie, bo do ostatniej chwili naiwnie wierzyłem, że znajdzie się jakiś sposób. Że zdarzy się cud i moja żona spędzi ze mną jeszcze wiele pięknych lat. Gdybyśmy wiedzieli szybciej, gdybym ja wiedział szybciej, wszystko potoczyłoby się inaczej.

Popołudnie z wnukami miało mi dobrze zrobić

Wizytę w szpitalu, rozmowę z lekarzem, który przekonywał nas, że Jagódka nie cierpiała, a wreszcie sam pogrzeb pamiętałem jak przez mgłę.

Wiem, że poza tłumem znajomych Jagódki – tych bliższych i tych dalszych, bo moja żona była bardzo serdeczną osobą, a jeszcze do niedawna uczyła w szkole podstawowej na osiedlu, zebrała się cała nasza rodzina.

Była moja córka, Karolina z mężem i czteroletnią córeczką, Basią, a także syn, Jurek z żoną i bliźniakami, siedmioletnimi Frankiem i Bartkiem. Nasze najmłodsze dziecko, Marek, który jakoś nie potrafił się ustatkować, wpadł do kościoła jak zwykle spóźniony.

Nie miałem mu tego za złe. Ważne, że dotarł i był tam z nami.
Następnego dnia Marek szybko uciekł, pozostali jednak jakoś się ociągali. W końcu, po serii porozumiewawczych spojrzeń między Karoliną i Jurkiem, dowiedziałem się, o co chodzi.

– Tatuś, nie możesz być teraz sam – zaczęła Karolina.

– Pewnie, że tata potrzebuje towarzystwa ‒ zawtórował jej brat.

– Popołudnie z wnukami dobrze ci zrobi, tato – ciągnęła córka. – Odpoczniesz, zajmiesz się czymś.

Próbowałem protestować, ale i tak postawili na swoim. Oni rozeszli się do domów, ja zostałem z gromadką dzieci.

To nie był dobry pomysł

Chłopcy strasznie rozrabiali, dokuczali Basi, a ona ciągle się denerwowała i płakała. Nie nadążałem za nimi. Nie miałem też żadnego planu, jak ich rozdzielić i ze sobą pogodzić.

W głowie nie pojawiały się też żadne pomysły, jak zorganizować im czas. Brakowało mi sił, żeby zajmować się teraz wnukami.

Powiedziałem o tym córce i synowi, gdy tylko przyszli odebrać dzieci. Jurek szybko odpuścił, uznając, że pewnie potrzebuję trochę czasu, żeby dojść do siebie po tym wszystkim. Karolina natomiast była wyraźnie niezadowolona, ale w końcu, nie mając w nikim poparcia, ustąpiła.

Miła pani z zajęć dla seniora

Dom bez Jagódki był taki pusty… Przykrzyło mi się samemu. Nie miałem co ze sobą zrobić. Nie oznaczało to jednak, że czułem się na siłach, by zajmować się wnukami. Nie miałem nic przeciwko weekendowym odwiedzinom, ale opieka nad nimi… To nie było na moje nerwy.

W końcu postanowiłem rozejrzeć się za zajęciami dla seniorów dostępnymi w naszym mieście. Tak trafiłem na warsztaty z rękodzieła w pobliskim domu kultury.

W zasadzie nigdy nie interesowało mnie lepienie z gliny, malowanie, a tym bardziej szydełkowanie, ale tak mogłem przynajmniej zająć myśli.

– Chyba nie za dobrze ci z tym idzie, co? – zwrócił się do mnie ktoś, gdy znów poplątałem coś w nowo poznanym ściegu.

Zerknąłem w bok. Uśmiechnięta kobieta o ciemnych, mocno kręconych włosach przyglądała się z zaciekawieniem mojej robótce.

– Zupełnie nie idzie – przyznałem.

Zaśmiała się.

– Pokaż to – nakazała. – Zobaczymy, co tu jeszcze można z tego uratować.

Miła pani spruła prawie wszystko to, co zrobiłem, a potem zaczęła od nowa, dokładnie tłumacząc, co i jak. Co dziwne, od razu wszystko pojąłem. Albo ta nasza prowadząca mówiła tak zawile, albo to ta kobieta miała dryg do nauczania. Jagódka na pewno by ją polubiła.

I nagle poczułem się, jakbym miał znów dwadzieścia lat

Miła pani, którą poznałem na zajęciach, miała na imię Ludka. Straciła męża trzy lata temu w wypadku samochodowym i, jak twierdziła, do tej pory nie znalazła jeszcze bratniej duszy.

Chętnie pomagała mi przy moich pracach i pokazywała nowe rzeczy, których nie przekazywała nam sama prowadząca.

– Skoro to wszystko potrafisz, to po co tu przychodzisz? – wyrwało mi się któregoś razu. Szybko się jednak zreflektowałem i dodałem: – Przepraszam cię, Ludka, źle to zabrzmiało…

 Ależ ja się nie gniewam! – zaśmiała się. – A przychodzę tu, bo to lubię. Bo można miło spędzić czas i poznać wielu ciekawych ludzi. Na przykład ciebie, Heniu.

Byłem pewny, że się wtedy zarumieniłem. I to wcale nie zdarzyło się przy niej pierwszy raz!

Po zajęciach wyciągnąłem ją na ciacho do pobliskiej cukierni

Zdziwiłem się, gdy nie zaprotestowała, a nawet wypaliła:

– No myślałam, że już mnie nigdy nie zaprosisz!

Piliśmy kawę, jedliśmy pyszne czekoladowe ciasto i prowadziliśmy niezobowiązującą rozmowę, pełną śmiechu, żarcików i… tak! Delikatnego flirtu!

– Muszę cię kiedyś zabrać do siebie – stwierdziła w końcu Ludka. – Skoro tak ci smakuje to ciasto, nad moim się rozpłyniesz.

– Nie wątpię, Ludka – zaśmiałem się. – Nie wątpię.

Kiedy tak na nią patrzyłem, w te szare, iskrzące wesoło oczy, robiło mi się cieplej na sercu. I nagle poczułem się, jakbym miał znów dwadzieścia lat.

Te emocje, nagła radość… Podświadomie wiedziałem, że Jagódka cieszyłaby się, gdyby to z Ludką połączyło mnie coś szczególnego.

Miłość w tym wieku?

I stało się. Postanowiliśmy z Ludką być razem. Za dwa dni miała się do mnie wprowadzić. Jej mieszkanie planowaliśmy wkrótce sprzedać.

Nie wiedziałem tylko, jak o tym wszystkim powiem dzieciom. Spróbowałem zaryzykować podczas naszego cotygodniowego sobotniego obiadu rodzinnego, który odbywał się w domu Karoliny.

– Słuchajcie, mam wam coś ważnego do powiedzenia – odezwałem się, gdy wszyscy na chwilę umilkli. – Poznałem kogoś.

 Jakiegoś kolegę? ‒ spytała obojętnie Karolina znad swojego talerza. ‒ To na tych twoich warsztatach w domu kultury?

– Nie, Karolina ‒ powiedziałem spokojnie. – Poznałem kobietę. Bardzo miłą, pogodną, energiczną. I zaradną. – Uśmiechnąłem się. – Pojutrze się do mnie wprowadza.

Córka zakrztusiła się zupą. Z kolei Jurek wybałuszył oczy.

– Co? – spytał.

– Zwariowałeś? – wykrztusiła Karolina, gdy doszła już do siebie. – Miłość w twoim wieku? Co by mama powiedziała?!

– No dokładnie! – wykrzyknął Jurek. – Ledwie pół roku od pogrzebu minęło, a ty sobie sprowadzasz do domu jakąś babę? Kto to w ogóle jest?

– Odwalcie się, co? – rzucił nieoczekiwanie Marek z wyraźnym rozdrażnieniem. – Mnie się wiecznie czepiacie, że nikogo nie mam, do taty się doczepiliście, bo kogoś poznał… Co z wami, ludzie? Macie swoje życie, więc się nim zajmijcie. Kocha ją, to z nią będzie mieszkał, logiczne. A wam nic do tego.

Byłem mu za to bardzo wdzięczny.

Związek, który daje mi szczęście

Jesteśmy z Ludką w szczęśliwym związku już od trzech miesięcy. Marek bardzo ją polubił i wpada do nas tak często, jak pozwala mu na to praca.

Okazało się, że oboje uwielbiają kryminały, więc regularnie prowadzą żarliwe dyskusje na temat kolejnych pozycji, wymieniając się spostrzeżeniami na temat fabuł. Marek kupił jej nawet na urodziny e-czytnik, bo Ludka, choć nie chce się do tego przyznać, trochę niedowidzi.

Jurek po dwóch tygodniach zajrzał do nas i zdecydował się dać Ludce szansę. Świetnie się złożyło, bo ona uwielbia bliźniaki. Ma z nimi świetny kontakt, a one twierdzą, że to ich ulubiona ciocia-babcia.

Tylko Karolina się jeszcze nie przekonała. Mam nadzieję, że wkrótce zmieni zdanie, bo i Basia na pewno by na tym skorzystała. Póki co jednak niczym się nie martwię, skoro mam przy boku kobietę, którą kocham.

Czytaj także:
„Myślałam, że na starość zostało mi tylko babciowanie. Swojego siwiejącego rycerza na białym koniu poznałam w piaskownicy”
„Zamiast zamieszkać na starość z córką, wybrałem prywatny dom opieki. I dobrze, bo spotkałem tam... swoją dawną miłość”
„Na starość doczekałam się tajemniczego kochanka. Adorował mnie i komplementował, a ja puściłam go kantem. Szybko pożałowałam”

Redakcja poleca

REKLAMA