Zawsze wierzyłam, że Sebastian potrzebuje więcej czasu, by znaleźć swoją drogę. Odkąd mój mąż zmarł, robiłam wszystko, by nasz syn miał stabilne życie. Pracowałam dniami i nocami, odkładałam każdą złotówkę, by nie musiał martwić się o przyszłość. Jednak czas mijał, a on nie dorastał do tej odpowiedzialności, na którą liczyłam.
Miał idealne życie
Ciągle mówił, że jeszcze nie jest gotowy, że potrzebuje więcej czasu, by się odnaleźć. Byłam gotowa czekać, wierząc, że w końcu weźmie odpowiedzialność za swoje życie. Miałam nadzieję, że pewnego dnia syn stanie się dorosłym mężczyzną. Jednak im dłużej to trwało, tym bardziej zaczynałam wątpić, czy ten dzień kiedykolwiek nadejdzie.
Od kilku lat finansuję życie Sebastiana. Kiedy skończył studia, byłam przekonana, że to będzie dla niego moment przełomowy. Przecież po to tyle lat się uczył, żeby teraz wejść na rynek pracy i zacząć zarabiać na siebie. Niestety, rzeczywistość okazała się inna. Syn nigdy nie potrafił znaleźć odpowiedniej pracy.
Mówił, że wszystkie oferty, które widzi, są albo za mało płatne, albo nie pasują do jego wykształcenia.
Zawsze miał wymówkę. Ja starałam się nie naciskać, chociaż było mi coraz trudniej udźwignąć finansowo całą naszą sytuację. Opłacałam jego rachunki, kupowałam jedzenie, a nawet finansowałam drobne przyjemności, które zapewniały mu życie na poziomie, do jakiego się przyzwyczaił.
Pewnego dnia zapytałam go delikatnie o plany na przyszłość.
– Sebek, czy myślałeś ostatnio o tym, żeby znaleźć jakąś pracę? – zapytałam z nadzieją, że w końcu coś się zmieni.
– Mamo, wiesz, że teraz jest ciężko. Ciągle przeglądam oferty, ale nie chcę brać pierwszej lepszej pracy. Potrzebuję czasu, żeby znaleźć coś, co będzie pasować do moich kwalifikacji – odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Zawsze miał wymówkę
Nie chciał pracować w miejscu, które by go nie satysfakcjonowało. Tylko że ja zaczynałam mieć dosyć. Moje oszczędności topniały, coraz bardziej czułam, że nie mogę dłużej finansować jego życia. Jednak zamiast nalegać, po raz kolejny odpuściłam. Nie chciałam go zmuszać do czegoś, na co nie był gotowy, ale wewnętrznie czułam, że coś jest nie tak. Z każdym miesiącem zbliżaliśmy się do momentu, w którym musiałam stanąć przed wyborem – co dalej?
Moje oszczędności znikały w zastraszającym tempie. Kiedyś miałam wystarczająco dużo, by żyć spokojnie i odkładać na przyszłość, ale teraz ledwo wiązałam koniec z końcem. Przez lata myślałam, że to tylko tymczasowa sytuacja – że Sebastian w końcu znajdzie pracę, a ja nie będę musiała go dalej utrzymywać. Ale teraz widziałam, jak bardzo się myliłam.
Co miesiąc musiałam sięgać po oszczędności, by pokryć nasze wspólne wydatki. Czynsz, rachunki za prąd, jedzenie – wszystko to, co kiedyś było dla mnie do opanowania, teraz stawało się nie do udźwignięcia.
Próbowałam rozmawiać z nim o naszych problemach finansowych. Wciąż miałam nadzieję, że zrozumie, że musimy coś zmienić.
– Coraz bardziej zaczyna brakować pieniędzy. Oszczędności są na wyczerpaniu. Musimy coś z tym zrobić – powiedziałam mu pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy razem przy stole.
– Mamo, spokojnie. Zawsze miałaś pieniądze, więc teraz też dasz radę. Nie ma co panikować – odpowiedział z uśmiechem, jakby to, co mówię, nie miało większego znaczenia.
Nie przejmował się tym
– Nie rozumiesz, że sytuacja jest poważna? – zapytałam z narastającą frustracją. – Musisz zacząć pracować. Nie możemy żyć dalej tak, jakby nic się nie działo.
– Przecież zawsze sobie radziłaś, to teraz też sobie poradzisz. Poza tym to nie mój problem. Ja nie stworzyłem tej sytuacji – rzucił obojętnie, jakby cała sprawa go nie dotyczyła.
Byłam w szoku. Nigdy nie spodziewałam się, że Sebastian tak zareaguje. Zawsze wierzyłam, że gdy przyjdzie co do czego, będzie gotowy, żeby pomóc. Ale teraz, gdy go naprawdę potrzebowałam, okazało się, że żyje w swoim świecie, w którym to ja jestem odpowiedzialna za wszystko. Nie wiedziałam, co robić. Z jednej strony chciałam go wspierać, a z drugiej zaczynałam mieć dość bycia jedyną osobą, która ponosi odpowiedzialność za nasz wspólny los.
Po tej rozmowie zaczęłam coraz bardziej naciskać na syna. Musiałam zmusić go do działania. Próbowałam przekonać go, że czas dorosnąć, że musimy oboje wziąć odpowiedzialność za naszą przyszłość. Ale za każdym razem, gdy poruszałam ten temat, on tylko się oddalał. Zaczął mnie unikać, a nasze rozmowy stawały się coraz bardziej chłodne. W końcu otwarcie powiedział, że nie ma zamiaru pomagać mi w moich finansowych problemach.
– Nie mogę dłużej ciągnąć tego sama. Musisz mi pomóc. Inaczej oboje wpadniemy w jeszcze większe kłopoty – powiedziałam mu pewnego wieczoru.
– Mamo, to nie mój problem. Jeśli masz kłopoty, to twoja sprawa. Ja nie zamierzam się w to angażować – odpowiedział z lodowatą obojętnością.
Nie miałam już siły walczyć
Nie mogłam uwierzyć, że to mówił mój własny syn. Przez całe życie poświęcałam się dla niego. Wszystko robiłam z myślą o jego przyszłości. A teraz, kiedy potrzebowałam jego wsparcia, on po prostu odrzucił mnie, mówiąc, że to nie jego problem.
Moje serce pękało z bólu. Jak mogłam dopuścić do tego, że wychowałam syna, który nie czuje żadnej odpowiedzialności za swoje życie?
Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że coś musiało się zmienić, i to natychmiast. Jeśli dalej pozwolę Sebastianowi żyć na mój koszt, nie tylko doprowadzę się do ruiny finansowej, ale i psychicznej. Czułam, że tracę kontrolę nad własnym życiem. Po raz pierwszy zaczęłam zastanawiać się, czy nasza relacja była oparta na miłości, czy tylko na tym, że dawałam mu wszystko, czego chciał.
Moje oszczędności były na wyczerpaniu, a ja nie miałam już do kogo się zwrócić. Sebastian nadal żył tak, jakby nic się nie zmieniło. W jego świecie wszystko było w porządku – miał dach nad głową, jedzenie na stole i niczym się nie przejmował. Ale ja byłam na skraju załamania.
Tego miesiąca nie miałam z czego opłacać rachunków. W końcu zdałam sobie sprawę, że przez całe życie chroniłam Sebastiana przed rzeczywistością. Nigdy nie pozwoliłam mu dorosnąć. Zawsze wyręczałam go we wszystkim, wierząc, że to moja rola jako matki.
– Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś tak po prostu odwrócić się ode mnie, kiedy cię potrzebowałam? – myślałam po kolejnej naszej kłótni.
Byłam załamana
Całe moje życie poświęciłam dla Sebastiana, a teraz czułam, że zostałam z niczym. On miał wszystko, czego potrzebował, a ja zostałam bez grosza i bez nadziei. Zaczęłam zastanawiać się, czy kiedykolwiek naprawdę mnie kochał, czy może przez te wszystkie lata chodziło mu tylko o pieniądze. Wiedziałam, że muszę coś zmienić, ale bałam się, co to może oznaczać dla naszej relacji. Czy mogłam liczyć na to, że Sebastian zrozumie, jak bardzo go potrzebuję?
Po wielu nieprzespanych nocach podjęłam decyzję, która wydawała mi się niemożliwa do zrealizowania. Postanowiłam przestać finansować Sebastiana. Wiedziałam, że to ryzykowne, że może oznaczać koniec naszej relacji, ale nie miałam innego wyboru. Jeśli dalej będę go wspierać, nigdy nie nauczy się odpowiedzialności. Nie mogłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Postawiłam granicę.
– Od teraz nie będę cię dłużej utrzymywać. Musisz zacząć sam dbać o swoje życie – powiedziałam mu w końcu, z drżącym głosem, choć starałam się brzmieć zdecydowanie.
– Mówisz poważnie? Po tylu latach? Myślałem, że zawsze mogę na ciebie liczyć – odpowiedział z niedowierzaniem, jakby nie mógł zrozumieć, że to się dzieje naprawdę.
– Możesz na mnie liczyć, ale nie w taki sposób. To musi się skończyć. Nie mogę dalej cię utrzymywać. Musisz wziąć odpowiedzialność za siebie – odpowiedziałam, choć w sercu czułam ogromny ból.
– Nie wiem, co teraz zrobię… – dodał, tracąc pewność siebie.
Nie odpuściłam tym razem
Wiedziałam, że to była konieczna decyzja. Choć bałam się tego momentu, wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, stracę nie tylko siebie, ale i jego. Relacje między nami stały się chłodne, a Sebastian, choć początkowo wściekły, zrozumiał, że jego życie nie może dłużej opierać się na moim wsparciu.
Postawienie granic było dla mnie najtrudniejszą decyzją w życiu. Przez lata żyłam z poczuciem, że moim obowiązkiem jest wspierać Sebastiana bez względu na wszystko. Ale teraz wiem, że musiałam to zrobić. Musiałam przestać być matką, która wszystko wyręcza, a stać się matką, która pozwala swojemu dziecku dorosnąć. Choć nasze relacje były napięte, czułam ulgę, że w końcu postawiłam na siebie.
Syn z czasem zrozumiał, że musi wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Zaczął szukać pracy, choć początkowo było to dla niego trudne. Zrozumiał, że wsparcie rodziny nie oznacza życia bez odpowiedzialności. Droga do odbudowy naszej relacji była długa, ale wierzę, że zrobiłam to, co było konieczne. Teraz mogę patrzeć na swoje życie z poczuciem, że postawiłam na swoje potrzeby, ucząc syna cennej lekcji. To nie była łatwa decyzja, ale wiem, że była najlepsza dla nas obojga.
Mariola, 59 lat
Czytaj także:
„Mój mąż miał bardzo nietypowe i tajemnicze hobby. Gdy się o nim dowiedziałam, wystawiłam go za drzwi z 1 walizką”
„Załatwiłam synowi korepetycje ze studentką. Smarkula zamiast twierdzenia Pitagorasa, uczyła go kobiecej anatomii”
„Żona skrywała sekret na koncie oszczędnościowym. Poznałem go, gdy nagle przyszła czarna godzina”