Mąż zmarł. Była to dla mnie kompletnie nowa sytuacja, bo w naszym małżeństwie panował jasny podział ról. Ja zajmowałam się córką i domem, a Henryk dbał o nasze finanse i samochód. Po śmierci Henia, chcąc nie chcąc, musiałam przejąć jego obowiązki.
Najgorzej było z autem. Wprawdzie mam od dawna prawo jazdy, ale byłam raczej niedzielnym kierowcą. Moja córka ciągle musiała mi przypominać o zrobieniu przeglądu lub przedłużeniu ubezpieczenia.
To Heniek dbał o wszystko
– Mamo, musisz odstawić wóz do mechanika. Coś mi się wydaje, że poszło łożysko – stwierdziła niedawno Ada; czasem pożyczała ode mnie auto.
Ada ma o samochodach większe pojęcie niż ja. Kiedy żył Henio, oglądali razem programy motoryzacyjne. Ja nawet nie wiedziałam, gdzie to całe łożysko się znajduje i do czego służy.
Do mechanika pojechałam następnego dnia.
Warsztat pana Mietka poleciła mi znajoma. Naprawiałam tam samochód już wcześniej, bo po śmierci Henia auto wymagało generalnego remontu. Pan Mietek zreperował wszystko jak należy i nie zdarł ze mnie skóry.
Co prawda, po naprawie nie dostałam paragonu ani faktur. Domyśliłam się, że w warsztacie kombinują z podatkami, ale to nie była moja sprawa. Interesowała mnie tylko dobrze wykonana robota, a w tej kwestii nie mogłam panu Mietkowi nic zarzucić.
– Pani córka miała rację, to łożysko – oznajmił pan Mietek po wstępnych oględzinach samochodu.
– Mógłby pan jeszcze wymienić płyn chłodniczy? – poprosiłam zgodnie z instrukcją Ady.
– Oczywiście.
Dwa dni później odebrałam samochód. Zapłaciłam gotówką i zadowolona pojechałam do domu. Nie zauważyłam niczego niepokojącego. Tydzień później odwiedziła mnie córka. Byłam nieco zestresowana, bo Ada zamierzała przedstawić mi swojego nowego chłopaka.
Na szczęście Kornel zrobił na mnie dobre wrażenie. Zaoferował się nawet, że zajrzy do mojego auta.
– Nie trzeba, mechanik już wszystko naprawił – uspokoiłam go.
– A płyn chłodniczy? Wymienił? – dopytywała córka.
– Chyba tak – powiedziałam niepewnie, bo nawet nie sprawdziłam, czy płyn faktycznie został wlany.
– Daj kluczyki, zaraz sprawdzimy.
Płyn chłodniczy to po prostu woda
Czytałam książkę na tarasie, a młodzież grzebała w aucie. Widziałam, jak Kornel podnosi maskę i zagląda do zbiornika z płynem chłodniczym. Zaciągnął trochę cieczy strzykawką. Słyszałam, jak mówi do córki, że płyn nie ma koloru. Potem poszedł po jakiś przyrząd i znowu coś sprawdzał.
– Ten płyn ma zbyt wysoką temperaturę. Gdyby przyszły mrozy, rozwaliłoby ci chłodnicę. Dobrze, że do zimy daleko – powiedziała Ada.
– Co ty mówisz? – zdumiałam się.
– Pani Beato, nie chcę nikogo oskarżać, ale wygląda na to, że płyn w zbiorniku jest mocno rozcieńczony. O ile to w ogóle płyn, a nie woda – oświecił mnie chłopak Ady.
Młodzi odpalili silnik i przejechali się kawałek po naszym osiedlu.
– Mamuś, coś tam nadal huczy, mniej niż ostatnio, ale jednak – poinformowała mnie córka po powrocie.
Uznałam, że najlepiej będzie pojechać do pana Mietka i podzielić się z nim tymi wątpliwościami, no ale mechanik zarzekał się oczywiście, że wszystko wymienił. Po raz pierwszy był dla mnie opryskliwy.
Wspomniał, że możemy wziąć rzeczoznawcę i rozebrać auto w warsztacie, ale jeśli łożyska są nowe, to ja pokryję koszty. Nie chciałam sobie robić dodatkowego kłopotu. Pomyślałam, że Ada i Kornel coś pomieszali.
Miałam do pana Mietka zaufanie…
Na odchodne poprosiłam go o wystawienie faktury za naprawę. To Ada mnie do tego namówiła. Niestety, mechanik nie chciał mi faktury wystawić, choć prawnie miał taki obowiązek.
– Mamo, idź do rzecznika praw konsumenta. On wystosuje do warsztatu pismo. Rzecznikowi pan Mietek musi odpowiedzieć, bo inaczej zapłaci karę – pouczyła mnie córka.
– Ale, córuś, po co mi ta faktura?
– Facet coś kombinuje. Jestem pewna, że zamiast nowego łożyska założył ci jakiś złom. Albo zostawił stare. Musisz mieć dowód zapłaty. Wujek Kornela też jest mechanikiem. Sprawdzi, czy ten twój pan Mietek naprawił nasze auto jak należy.
Zrobiłam to, co kazała mi Ada. Poszłam do starostwa i opowiedziałam rzecznikowi o całej sprawie. Po interwencji urzędnika pan Mietek trochę się wystraszył. W ekspresowym tempie wystawił fakturę i wysłał ją do mnie listem poleconym.
Po otrzymaniu dowodu zapłaty darowałam sobie dalsze działania. Nie chciałam włóczyć się po sądach. Kosztowałoby mnie to zbyt wiele nerwów. Nasz samochód przejrzał jeszcze raz wujek Kornela. I dowiedziałam się, że tylko jedno łożysko zostało wymienione, drugie już nie.
– Może pan Mietek źle mnie zrozumiał? Mógł pomyśleć, że chcę wymienić tylko jedno łożysko – myślałam na głos, ale córka nie kryła oburzenia.
– Tak? To czemu zapłaciłaś mu za dwa? Mamo, nie widzisz, że to oszust? Sądzisz, że ludzie udający miłych, nie kłamią? Nie możesz tak tego zostawić! – buntowała mnie Ada.
Tym razem nie posłuchałam córki
Moja strata nie była znowu tak duża, a mnie naprawdę nie uśmiechało się prowadzenie sądowej batalii. Kilka miesięcy później zdążyłam zapomnieć o całej sprawie, aż pewnego dnia dostałam telefon od komornika.
– Proszę przyjechać, prowadzę postępowanie w pani sprawie.
– Niby jakie? Nie mam żadnych długów – zapewniłam.
– Owszem, ma pani – odparł komornik chłodnym tonem.
To niemożliwe! – myślałam spanikowana. – Jakim cudem? Ktoś wziął na mnie kredyt? Tyle się mówi o tym w telewizji… Byłam pewna, że chodzi o coś podobnego, ale rzeczywistość okazała się dużo bardziej ponura.
– Nie zapłaciła pani za naprawę samochodu. Tu są dane wierzyciela.
Zbladłam. Patrzyłam na komornika z niedowierzaniem. Nie rozumiałam, czego on ode mnie chce. Przecież zapłaciłam za tę cholerną naprawę! Spanikowana zadzwoniłam do Ady. Na szczęście w okresie letnim o wiele częściej przyjeżdżała do domu. Przywiozła mi tę nieszczęsną fakturę, ale jej mina nie wróżyła niczego dobrego.
– Mamo, dlaczego nie obejrzałaś dokładnie tej faktury? Drań w formie płatności zaznaczył przelew. Widzisz?
Córka podetknęła mi dokument pod nos. Zrobiło mi się słabo. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Bo też uważnie się nie przyglądałam. Do głowy by mi nie przyszło, że znajomy mechanik posunie się do takiego bezczelnego oszustwa.
– Nie przelała pani tych pieniędzy, mam wyrok sądu – wtrącił komornik.
– Jaki wyrok? Ja nic takiego nie dostałam. Przecież zapłaciłam za naprawę gotówką, nic nie rozumiem – do oczu napłynęły mi łzy.
Dobrze, że była ze mną Ada
– Mogą panie napisać zażalenie do sądu – usłyszałyśmy.
Tak też zrobiłyśmy. W sformułowaniu pisma pomógł nam sąsiad, który jest prawnikiem. W toku postępowania okazało się, że pan Mietek podał w pozwie mój stary adres. Przepisał go z książki serwisowej.
Tylko że ten łobuz doskonale wiedział, gdzie mieszkam. Przecież na mój aktualny adres wysłał ową fakturę! Drań wszystko sobie przemyślał. Nie dostałam wyroku, więc nie mogłam się odwołać. Wredny mechanik chciał, żebym po raz kolejny zapłaciła za naprawę, która na dodatek była nierzetelna.
Na szczęście sąd uwzględnił moje zażalenie i wkrótce dostałam odpis wyroku. Dzięki temu mogłam złożyć sprzeciw. Niestety, w tym czasie komornik pobrał pieniądze z mojego konta. Ale cały czas byłam dobrej myśli.
Po wniesieniu sprzeciwu są uchylił klauzulę wykonalności. Wyznaczono termin rozprawy. Pan Mietek był tak pewny siebie, że nawet na nią nie przyszedł. Do sądu wysłał swojego adwokata, ale nawet znany mecenas niewiele mu pomógł.
Niech wiedzą, jakie z niego ziółko!
Fakty przemawiały na niekorzyść mechanika. Kiedy sędzia ogłosił wyrok, odetchnęłam z ulgą. Mechanik musi mi wszystko zwrócić. Nie jestem mściwa, ale tym razem zadbałam o to, żeby jak najwięcej osób w naszym mieście dowiedziało się, jakie z pana Mietka ziółko.
Swoją drogą, co on sobie myślał? Nasze miasto nie jest duże, więc jego oszustwa prędzej czy później musiały wyjść na jaw. Okazało się bowiem, że nie byłam jedyną poszkodowaną.
Od tamtej pory każdy paragon i fakturę sprawdzam po kilka razy. Już nikomu się nie dam oszukać. A przynajmniej jeden z drugim będzie się musiał solidnie natrudzić, by mnie naciąć.
Czytaj także:
„Nawyki synowej doprowadzały mnie do szału. Gderałam jej nad głową jak katarynka. Na szczęście w porę się opamiętałam”
„Ukrywamy przed rodzicami, że adoptowaliśmy córkę. Poznali wnuczkę, gdy miała 3 lata, bo wcześniej musieliśmy kłamać”
„Oglądamy każdą złotówkę, ale przed znajomymi udajemy, że na wszystko nas stać. Najwyżej weźmiemy kolejny kredyt”