„Po śmierci męża przestałam się stroić i codziennie sprzątać. Córka myśli, że przeżywam stratę, a ja wreszcie odpoczywam”

kobieta, która odpoczywa fot. Adobe Stock, fizkes
„Machnęła ręką wokół i zaczęła wyliczać: brudne gary, nieprzewietrzone mieszkanie, ręcznik w łazience co najmniej trzeciej świeżości. A te monstrualne pajęczyny, jakbym miała tu hodowle mutantów! I ona wie, że muszę się czuć samotna i opuszczona, ale to nie powód, by wegetować jak zwierzę”.
/ 13.05.2022 07:04
kobieta, która odpoczywa fot. Adobe Stock, fizkes

Nareszcie jestem wolna! Śpię, ile chcę, nigdzie się nie śpieszę, mało sprzątam, dużo spaceruję z pieskiem. Komu to przeszkadza? Mojej córce.

Pomyśleć, że się kiedyś martwiłam, co ja będę robić na emeryturze… Dopiero teraz rozkoszuję się życiem: nic nie muszę, a jeszcze całkiem sporo mogę, bo poza wysokim ciśnieniem, zresztą pod kontrolą, nic mi nie dolega, całkiem żwawa ze mnie babeczka. Dziś na przykład, pospałam sobie do dziesiątej, potem wstałam tylko na chwilę, żeby nakarmić i wypuścić Sarunię, a następnie wróciłam do łóżka ze śniadaniem i książką.

Nareszcie mogę czytać do woli, to dar nie do przecenienia! Nawet myślę, czy nie kupić czytnika, bo wybór w bibliotece niespecjalnie za mną nadąża, a w księgarniach ceny z kosmosu, zresztą, w antykwariacie też nie lepiej. Może trzeba było wyjść za tego Henia, który tak za mną łaził? Miałabym teraz emeryturę po wojskowym, a nie chemiku…

Nikt mi już nie stawia wymagań

Wreszcie wstałam, ubrałam się i widząc, jak pięknie za oknami, sięgnęłam po smycz. Ależ się Sarcia ucieszyła, chociaż to też już starowinka!

Szłyśmy potem parkową alejką w stronę lasu, patrzyłam na jej radość i myślałam, że życie bez psa musi być cholernie puste… To cudowne mieć tuż obok kogoś, kto potrafi znaleźć szczęście w najprostszych rzeczach. Kogoś, kogo tak łatwo zadowolić, kto nie stawia wymagań, nie próbuje wypunktować wszelkich niedociągnięć.

A skoro już o tym pomyślałam, naturalną koleją rzeczy przyszedł mi na myśl świętej pamięci mąż – trzeba się będzie wybrać wkrótce na cmentarz, trochę grób ogarnąć, posprzątać, może jakieś kwiatki powtykać? Wkrótce jego urodziny, pewnie dzieci przyjadą i znów będą się marszczyć, że u innych ładniej. Jakby to miało jakieś znaczenie, no naprawdę.

Stanęłyśmy z Sarcią na zakręcie, w dali niebieściło się jezioro… „Może by iść zobaczyć, czy już się lilie wodne pokazały? – pomyślałam. – Takie piękne są, kto wie, ile razy jeszcze się nimi nacieszę?”. Przechodziłyśmy właśnie przez drogę, gdy w kieszeni rozdzwonił mi się telefon. Córka? W środku tygodnia?

– Gdzie jesteś, mamo? Coś się stało? – zaczęła zaniepokojona.

– A co się miało stać? Na spacer poszłam, Aguniu – uspokoiłam ją.

A ona na to, żebym wracała, bo właśnie przyjechała i klamkę całuje.

No i po wyprawie nad jeziorko!

Szybko szłam, żeby długo nie czekała, zasapałam się, a Agnieszka już na wstępie napadła na mnie, że nie powinnam się forsować. Kto to widział, żeby tak daleko łazić? Jeszcze przed wejściem do klatki, zaczęła mi włosy poprawiać, niby że rozczochrana jestem, i nie wypada, żebym latała po mieście jak czarownica. Tylko miotły brakuje. I czy dobrze widzi, że bez makijażu wyszłam na ulicę?

– Nie na ulicę, tylko do parku i nad jezioro – zaczęłam się tłumaczyć ale w końcu machnęłam ręką. – Dajże mi spokój, dziewczyno, nareszcie jestem w takim wieku, że nikt na mnie nie zwraca uwagi i mogę chodzić, jak mi się podoba! Wiesz, jak to fajnie?

Popatrzyła jakoś dziwnie, ale już się nie odezwała, dopiero w mieszkaniu. Weszła, okna pootwierała, coś się zaczęła krzywić, że psem w całym domu czuć… To chyba oczywiste, skoro mieszkam z Sarcią, nie? Czym miałoby być czuć, kotem?

Uznała, że coś złego się dzieje

Kiedyś zaczynałaś dzień od dokładnego wietrzenia i sprzątania – rzuciła w przestrzeń.

Wprowadziłam, jak widzisz, zmiany – roześmiałam się. – Człowiek nigdy nie jest zbyt stary, aby odmienić swoje życie, córeczko.

– Bardzo zabawne – mruknęła Agnieszka. – Najpierw uczyłaś nas porządku, a teraz sama mieszkasz jak księżna na bardaku!

To jeszcze powinnam się czuć winna, że ją wychowałam na dobrą gospodynię czy co? Czekałam, żeby powiedziała, w jakim celu właściwie przyjechała, ale ona zabrała się za mycie szklanek, potem umyła zlewozmywak i przetarła kuchenkę. Zanosiło się najwyraźniej na sprzątanie, więc przyniosłam z sypialni książkę i usiadłam z nią przy kuchennym stole. Może Agnieszka ma jakiś problem i musi się najpierw wyżyć, żeby dojrzeć do opowiedzenia o nim?

Pamiętam, że nieraz, gdy mąż naprawdę mnie zdenerwował, potrafiłam pucować mieszkanie przez pół nocy, żeby trochę odparować. Może i tego się ode mnie nauczyła?

– Przyjechałam – zaczęła wreszcie – bo zamierzałam cię prosić, żebyś zajęła się Ilonką w ten weekend. Chcieliśmy wyskoczyć z Rafałem nad morze tylko we dwoje.

Zgodziłam się od razu. Może na pełnoetatową babcię się nie nadaję, ale kilka dni od czasu do czasu spędzę z wnusią z przyjemnością. Pogoda piękna, pospacerujemy nad jeziorem, może wezmę lornetkę i poobserwujemy ptaki? Z pięciolatką można już naprawdę mieć wiele frajdy.

– Zamierzałam to zrobić – powtórzyła Agnieszka. – Teraz sama nie wiem. Mamo, czy ty się dobrze czujesz?

Spojrzałam na nią zdziwiona.

Miło, że się troszczy o matkę, ale skąd ta marsowa mina i wzrok jak promienie Roentgena? Powiedziałam, że dawno nie czułam się tak beztroska i szczęśliwa.

– Ale ty się strasznie zaniedbałaś! – wybuchła znienacka córka. – Ja rozumiem, że nie chce ci się malować na spacery z psem, ale chodzi mi o całość! Nie tylko o ciebie…

Machnęła ręką wokół i zaczęła wyliczać: brudne gary, nieprzewietrzone mieszkanie, ręcznik w łazience co najmniej trzeciej świeżości. A te monstrualne pajęczyny, jakbym miała tu hodowle mutantów! I ona wie, że muszę się tu czuć samotna i opuszczona, ale to nie powód, by wegetować jak zwierzę! Jak ona ma przywieźć dziecko do takiego syfu?!

– Hola, moja panno – przerwałam jej tę wyliczankę. – Co za dużo to niezdrowo. Nikt mi nie będzie dyktował, jak mam żyć.

– Ale nigdy tak tu nie było! Dopiero po śmierci taty coś się z tobą stało...

– Wiesz co, córuś? Skoro mylisz rodzinne pogaduszki z wizytacją, nie powinnaś wpadać bez zapowiedzi – wzruszyłam ramionami.

A ona mówi, że zarejestruje mnie do lekarza, bo to mogą być początki alzheimera albo demencja. I że dopóki się nie dam przebadać, mogę zapomnieć o sam na sam z wnuczką.

Czytaj także:
„Wyjechałam do miasta za nauką i wpadłam w sidła zaborczej ciotki. Utknęłam w złotej klatce, z której nie było wyjścia”
„Mąż odszedł zaraz po narodzinach naszego syna. Po 23 latach wrócił, żeby go poznać. Niestety, nie zdążył”
„Mąż porzucił mnie w najgorszym momencie życia. Wystraszył się odpowiedzialności i z podkulonym ogonem uciekł do mamusi”

Redakcja poleca

REKLAMA