„Mąż porzucił mnie w najgorszym momencie życia. Wystraszył się odpowiedzialności i z podkulonym ogonem uciekł do mamusi”

Porzucona kobieta fot. Adobe Stock, DedMityay
„Wróciłam z pracy, a jego nie było w domu. Za to na stole leżała kartka. Zatrzymał się u swojej matki. Mój mąż, mężczyzna, któremu poświęciłam całe życie, dla którego zrezygnowałam ze wszystkiego, zostawił mnie”.
/ 11.05.2022 06:31
Porzucona kobieta fot. Adobe Stock, DedMityay

Tamtego dnia Marek wrócił do domu jak zwykle po siedemnastej, zasiadł do stołu i czekał, aż podam mu obiad. Przez rozmowę z sąsiadką nie miałam zbyt wiele czasu, zdążyłam ugotować spaghetti, za którym nie przepadał.

– Dagmara, zmiłuj się, kobieto! Znowu kluski? Przelecą i za moment znów będę głodny! I ten sos taki jakiś mdły… – musiał pomarudzić.

– Przepraszam, ale była u mnie pani Janka, pytała, czy nie chciałabym przyjść za nią do pracy w drogerii – powiedziałam na jednym oddechu.

Mąż spojrzał na mnie zdumiony.

– Ty? Do pracy? A po co?

– Chłopcy już duzi, co mam w domu siedzieć? Parę groszy się przyda.

– To akurat prawda – Marek pokiwał głową. – A wiesz, w sumie to niegłupi pomysł – dodał z namysłem.

Nie wierzyłam własnym uszom. Zgodził się? Niemożliwe! A jednak…

Tak szybko i łatwo mi to poszło!

Byłam w tamtym momencie szczęśliwa i pełna pozytywnych emocji.  Marek jest sporo starszy ode mnie i strasznie apodyktyczny. To dobry, uczciwy facet, świetny mąż, tylko że nie znosi, gdy coś dzieje się inaczej, niż on wymyśli. A kiedy braliśmy ślub, postanowił, że sam zarobi na rodzinę, a ja będę „tylko leżeć i pachnieć”.

W praktyce, wiadomo, rzadko miałam czas na leżenie, za to dzieci były dopilnowane, w domu zawsze czysto i obiad na stole. Przyszedł jednak moment, gdy poczułam znużenie swoim życiem. Rola kury domowej to naprawdę nie były moje marzenia, gdy zdawałam maturę w technikum handlowym. Tym bardziej że mój mąż nie zarabiał kokosów.

Oferta sąsiadki, która rzucała etat W osiedlowej drogerii, bo zdecydowała się przeprowadzić do córki, do innego miasta, spadła mi jak manna z nieba. Nie zastanawiałam się długo. Bałam się jedynie reakcji Marka, który od wielu lat stawiał veto, ilekroć mówiłam o powrocie do pracy.
No ale zgodził się. Święto lasu!

Starszy syn cieszył się razem ze mną, obiecałam mu kupić maskotkę Angry Birds zaraz po tym, jak otrzymam pierwszą wypłatę, gorzej było z młodszym. Mateusz jest zupełnie inny niż Adaś, bardziej skupiony, zamyślony, wrażliwy, delikatny. To, że w pracy się szybko zaaklimatyzowałam, bardzo mnie cieszyło, jednak kłopoty z synkiem spędzały mi sen z powiek.

Klienci trafiali mi się zazwyczaj wyrozumiali, sympatyczni, powoli uczyłam się wszystkiego. Najtrudniej szło mi z kasą fiskalną, ale i to wreszcie udało mi się opanować. No tylko ten młodszy syn, zapłakany, proszący mnie, bym nie chodziła do pracy, bo on nie chce zostawać w świetlicy…

Machałam ręką na nieposprzątany pokój chłopców, na brudne naczynia w zlewie, gdy zmęczona wracałam do domu, na to, że musiałam pomagać w lekcjach. Dopiero nocne i poranne histerie syna wyprowadziły mnie z równowagi. Żyłam w stresie, nadmiar obowiązków mnie wykańczał.
Potrzebowałam pomocy męża…

– Czego ode mnie oczekujesz? Ja też pracuję – wzruszył ramionami Marek.

– Oczekuję, że będziesz poświęcał więcej czasu Mateuszowi. Zabierał go na swoje treningi piłki nożnej, rysował z nim, nie wiem, rób, co chcesz, bylebyś tylko pomógł mi przejść przez to wszystko. Jesteśmy rodziną…

– Zawsze ci powtarzałem, że źle go wychowujesz! – warknął na to.

– Ty nie wychowywałeś go wcale. Nigdy nie rozmawiasz z chłopcami, nie pomagasz mi, więc jakim prawem oceniasz moje metody? – krzyknęłam.

– Dagmara! Przecież staram się pomagać! Inni faceci nie robią nic, a ja nawet na piwo nie chodzę.

– Tak, ale masz piłkę, treningi, mecze, wyjazdy, a ja tylko dzieci. I teraz, gdy wreszcie wróciłam do pracy, nie mogę liczyć na twoją pomoc.

Nie doszliśmy do porozumienia. Wybuchła karczemna awantura. Zresztą nie pierwsza. Po jakimś tygodniu Marek się wyprowadził. Tak po prostu.

Wróciłam z pracy, a jego nie było w domu. Za to na stole leżała kartka. Zatrzymał się u swojej matki. Usiadłam w kurtce, w rękach ciągle trzymając klucz do mieszkania, i rozpłakałam się. Mój mąż, mężczyzna, któremu poświęciłam całe życie, dla którego zrezygnowałam ze wszystkiego, zostawił mnie. I to w tak trudnym dla mnie momencie, gdy naprawdę potrzebowałam jego wsparcia.

Pokazał mi, że nic dla niego nie znaczę

Nic. I nasze małżeństwo jest fikcją. A dzieci? Też go nie obchodziły?

– Mama, zjemy szybko obiad i lecimy, bo tata zabiera nas na trening! – powiadomili mnie radośnie chłopcy, ledwo wbiegli do domu.

Wstałam jak automat i wyciągnęłam w lodówki wczorajszą fasolową. Nastawiłam zupę, naszykowałam talerze, pokroiłam chleb, wszystko wykonując bezmyślnie. Nic już nie miało dla mnie sensu.

„Mam zadzwonić, prosić, by wrócił? – zastanawiałam się. – I co powiedział swojej matce? Ona zawsze uważała, że jestem złą partią dla Marka, nigdy mnie nie polubiła, pewnie się teraz cieszy. No trudno, jakoś to będzie”.

Chłopców zabierał coraz częściej,  ja zaś płakałam przez wiele godzin, nie wiedząc, co robić. Ze mną rozmawiał sporadycznie, dawał pieniądze na dom i dzieci, ale nie pytał o nic. Przestałam go kompletnie interesować.

Dlaczego? Nie mogłam się z tym pogodzić, lecz chyba nie miałam innego wyjścia. Nauczyłam się za to wykorzystywać czas, kiedy zostawałam sama. Relaksowałam się, biorąc gorącą kąpiel, na co wcześniej nigdy nie było szansy, bo dzieci to, dzieci tamto, bo mąż.

Zaczęłam czytać książki, nadrobiłam zaległości towarzyskie, wychodząc do koleżanek. Trochę odżyłam. Tylko wieczorem, tuż przed snem, było mi nieswojo. Smutno… Aż pewnego dnia, gdy już straciłam nadzieję na to, że możemy być jeszcze razem, czekał na mnie przed sklepem.

– Marek? Co ty tu robisz? – zapytałam, nawet nie ukrywając zdziwienia.

– Czekam na swoją żonę – odpowiedział i wręczył mi bukiet róż.

Były piękne, różowe. Spojrzałam na niego zaskoczona.

– Z jakiej to okazji? Nagle przypomniałeś sobie, że masz żonę?

– Daguś, przecież to ty chciałaś zmienić coś w naszym życiu. Nie potrafiłem tego zrozumieć, ale moja mama mi to wreszcie wyjaśniła.

– Mama? To chyba ostatnia osoba, po której mogłabym się tego spodziewać.

– Wiem, że nie zawsze była dla ciebie miła, ale to prawda. Z jej pomocą zrozumiałem, że nie byłem… idealny.

– I co dalej?

– Jeżeli się zgodzisz, to chciałbym do ciebie wrócić. Będę pomagał w domu, może nie we wszystkim, ale kilka prostych dań mama nauczyła mnie przygotowywać, w sprzątaniu też mogę pomóc – puścił do mnie oko.

– Przecież nie lubisz sprzątać.

– A ty lubisz? No właśnie! A jednak to robisz. Dajmy sobie drugą szansę, dla siebie, dla dzieci. Proszę.

– Możemy spróbować… – odpowiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Jak ja za nim tęskniłam!

Łzy pojawiły się w moich oczach znienacka, a Marek szybko otarł je wierzchem dłoni.

– Nie płacz, Daguś. Nie chciałem cię zranić, przepraszam. Teraz już wszystko będzie dobrze, może nie do końca idealnie, ale dobrze na pewno. Moja w tym głowa!

Uwierzyłam mu. I nie żałuję!

Czytaj także:
„Babcia zwabiła dziadka na pęto kiełbasy i skończyli przed ołtarzem. To napawa mnie nadzieją, że na mnie też czeka miłość”
„Mój facet ogląda się za młodymi dziewczynami i cyka obcym babkom fotki z ukrycia. A ja, głupia, chciałam za niego wyjść”
„To moja wina, że syn sięgnął dna. Serce mi się kraje, gdy wnuczek donosi, że tatuś znów spał na podłodze”

Redakcja poleca

REKLAMA