Był piękny letni dzień. Córka, u której mieszkałam, wyjechała z rodziną na działkę. Ja zostałam, gdyż miała mnie odwiedzić moja dawno niewidziana przyjaciółka. Cieszyłam się nie tylko z powodu tego spotkania. Tak rzadko zdarzało mi się mieć święty spokój! Cisza w mieszkaniu brzmiała mi w uszach jak muzyka.
Serafina nie wyglądała na swoje 75 lat. Zadbana, radosna, emanująca spokojem.
– Wydajesz się być zmęczona, Irenko – powiedziała, gdy usiadłyśmy na balkonie z kawą i ciastem. – Jak ci się żyje?
– Wspaniale – odparłam.
Opowiedziałam jej o córce, zięciu, wnukach. O tym, że czuję się u nich potrzeba, kochana. Spełniło się moje marzenie, nie spędzę ostatnich lat w samotności. A taka myśl mnie prześladowała od śmierci męża. Serafina przyglądała mi się przez chwilę uważnie.
– Inaczej mówiąc – podjęła – po czterdziestu latach harówki, użeraniu się z pijakiem i wychowaniu dzieci – w końcu przeszłaś na emeryturę, żeby znów opiekować się dziećmi i dbać o dom, nie swój zresztą...
– Nie, to nie tak – zaprzeczyłam gorąco. – Lubię moje zajęcia. Jestem użyteczna…
– Jasne – Serafina uśmiechnęła się kącikiem ust. – Jakże twoje życie byłoby nudne, gdybyś zajęła się tylko sobą! Kino, spotkania z przyjaciółmi, lekcje tańca, rysunku, wycieczki w gronie innych emerytów… A nawet flirty! Taka jesień życia byłaby niedopuszczalna, prawda? Czułabyś się całkiem niepotrzebna.
Dom starców? Nigdy w życiu!
Przestraszyłam się:
– Czyżbyś ty mnie namawiała na dom starców?
– Okropna nazwa – skrzywiła się moja przyjaciółka. – Wolę przystań trzeciej młodości.
– Jak poetycko! – zadrwiłam.
– A żebyś wiedziała – prychnęła. – Życie w mojej przystani jest tak bliskie poezji, jak tylko może być życie wiekowego emeryta.
– Jakoś nie wyobrażam sobie domu starców jako raju…
– Tak, tak – uniosła rękę, powstrzymując mój komentarz.
Wiedziała, że powiem o aferach w domach opieki, w których pensjonariusze byli przywiązywani do łóżek, znieważani, bici.
– Ja nie mówię o tego rodzaju placówkach – podkreśliła. – Myślę, że stać cię na to, żeby za trzy tysiące miesięcznie zamieszkać w porządnym pensjonacie. Na przykład w pokoju obok mojego, w „Jesiennych Kwiatach”.
I popłynęła opowieść o jego zaletach. Jeśli chcę, mogę tam zwieźć swoje meble. Nawet zwierzaka, gdybym takiego miała.
– Właścicielka zgodziła się zatrzymać pokój dla ciebie, ale musisz się szybko zdeklarować. Lista oczekujących jest długa jak kolejka po papier toaletowy za dawnych dobrych czasów – zaśmiała się. – Chcę z tobą grać w parze na turniejach kanasty. Pojedziesz z nami do Pragi. Nigdy nie byłaś w Pradze, prawda?
Nie byłam. I już nie pamiętam, kiedy ostatnio grałam w kanastę.
Gdy tylko Serafina wyszła, usłyszawszy ode mnie obietnicę, że się zastanowię, zaczęłam myśleć. Miałam mętlik w głowie. Z początku byłam przeciwna. „Nie przesadza się starych drzew” – mówiłam sobie. Mam przecież gdzie mieszkać. Nie jestem sama, nie potrzebuję szukać opieki u obcych. Tyle jest samotnych osób. Z coraz większym trudem borykają się z codziennością, z opornym ciałem. Powinnam być wdzięczna losowi, że udało mi się spełnić marzenie o życiu wśród bliskich.
Poza tym wszyscy twierdzą, że domy starców są jak poczekalnie przed ostatnią podróżą. Bo tak naprawdę, jeśli nie ma się własnego życia, własnych celów, to nieważne, gdzie się mieszka – czeka się jedynie na koniec. No tak, tylko czy ja mam własne cele? Powoli zaczęło do mnie docierać, że to już nie jest moje życie, tylko moich dzieci.
To jest ich życie, nie moje
Wszyscy wrócili do domu. Słuchałam, jak córka rozmawia z zięciem o planach na wakacje. O żaglówce, którą wynajmą na Mazurach, o kajakach… Wiedziałam, że pojadą z przyjaciółmi. A ja, jak zwykle, zostanę w domu pilnując, żeby wszystko było gotowe na ich powrót. Potem obejrzę zdjęcia, posłucham opowieści. Basia westchnie z żalem: szkoda, że mnie nie było, ale w moim wieku taka wyprawa byłaby zbyt męcząca. Z moimi nogami nie nadążyłabym za młodymi…
Weszłam do pokoju i wypaliłam bez chwili zastanowienia:
– W pensjonacie dla emerytów, gdzie mieszka moja przyjaciółka, zwolnił się pokój. Myślę o przeprowadzce. Co wy na to?
Osłupienie. Dwie pary oczu spojrzały na mnie równocześnie. Moja córka zbladła.
– Dlaczego? – spytała. – Tak bardzo ci z nami źle?
– Mama żartuje? – Robert zmarszczył brwi. – Kto by chciał iść do domu starców, jak ma własny dom i własne życie?
– To jest wasz dom i wasze życie – powiedziałam stanowczo. – Myślę, że już czas, byście wreszcie byli sami.
Zięć był mocno zaniepokojony.
– Ale bez mamy wszystko się rozpadnie. My pracujemy, chłopcy muszą mieć opiekę…
– Cicho, kochanie – warknęła moja córka. – Może idź do sypialni i obejrzyj sobie mecz.
– Basiu, to jest poważne… – próbował protestować.
– Bardzo poważne – zgodziła. – I dlatego zostaw to mnie.
Przeszłyśmy do kuchni, gdzie szykowałam kolację. Gorącą, jak zwykle, bo dorastający chłopcy potrzebują dobrze się odżywiać. Poprzedniego dnia, dotarło do mnie, że właściwie całe dnie spędzam w kuchni: gotuję, piekę. W przerwach sprzątam, piorę, prasuję. W swoim pokoju spędzam jedynie późne wieczory i ranki. I jestem tak zmęczona, że niemal nigdy nie korzystam z wielkiego płaskiego telewizora, który dostałam w prezencie od wszystkich moich dzieci.
– Mówiłaś serio? – spytała Basia i usiadła za stołem.
Zrobiłam herbatę i postawiłam ciastka, które upiekłam rano.
– A gdyby tak, to co ty na to?
Przez chwilę milczała, uważnie mieszając cukier w herbacie.
– Zawsze chciałaś mieszkać z rodziną – powiedziała powoli. – Wiesz, że bardzo cię kochamy, wszyscy. Jeśli znudziłoby ci się mieszkanie z nami, Julia, a nawet Tomek z radością wzięliby cię do siebie na stałe. Jesteś mamą i teściową jak z marzeń.
Poczułam, że oczy robią mi się wilgotne, a serce coś ściska.
– Basiu, też was wszystkich kocham i jeśli jestem potrzebna…
– Oczywiście, że jesteś – moja córka przerwała gwałtownie. – Zawsze będziesz. Dla mnie jednak najważniejsze jest, żebyś była szczęśliwa. A najwyraźniej nie jesteś, bo inaczej nie przyszłoby ci do głowy, żeby odejść. Powiedz mi więc, dlaczego.
No to powiedziałam.
Na razie jestem niezadowolona
– Im dłużej o tym myślę, tym bardziej tego chcę – stwierdziłam na koniec. – Dotarło do mnie, że właściwie nie mam tu już przyjaciół. Teresa zmarła rok temu, Jadzi też już nie ma. Gdy zobaczyłam Serafinę, poczułam, jakby czas się cofnął. Ona jest szczęśliwa. Ma plany. Mówi, że jeden z pensjonariuszy uczy malowania tych, którzy chcą. Chciałabym malować. Chcę też zobaczyć Pragę.
Basia słuchała w milczeniu.
– Myślę, że nie tylko dzieci potrzebują towarzystwa rówieśników, starzy ludzie też. Ale, córciu – zreflektowałam się – ja tylko tak… Kiedy Robert powiedziało chłopcach, dotarło do mnie, jak egoistycznie myślałam.
– Przestań – Basia wzięła mnie za rękę. – To on zachował się jak egoistyczny dupek. Wybacz mu, mamo. Nie twierdzę, że będzie nam łatwo, kiedy znikniesz. Zwłaszcza mnie. Ale Serafina ma rację. Powinnaś wreszcie odpocząć. I wiem, że u nas nie dasz rady. Nie z twoim charakterem.
Objęła mnie serdecznie.
– Mamo, martwię się o ciebie. Nie jesteś już młoda, a harujesz jak kiedyś. Czas z tym skończyć. I nie troszcz się o nas. Będziemy musieli dorosnąć i sami zająć się sobą, jak większość ludzi. Jeśli naprawdę chcesz zamieszkać w tym pensjonacie, to go sprawdzimy. Pojedziemy tam, obejrzymy. A jak ci się potem coś nie spodoba, zawsze będziesz miała dokąd wrócić.
I popłakałyśmy się. Z radości, smutku, niepokoju przed przyszłością. Ale to był dobry płacz.
Zięć nie był specjalnie szczęśliwy, gdy organizował przeprowadzkę. Żegnając się ze mną, mruczał, że powinnam była częściej zaganiać Basię do kuchni, bo jej gotowanie nie umywa się do mojego. I narzekał, że teraz on będzie prasował. Wnukom musiałam obiecać, że będę przyjeżdżać i piec ich ulubione ciastka.
Praga była cudowna, taka, jak sobie wyobrażałam. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak często się śmiałam. A mój pierwszy obraz, akwarelkę, dałam Basi w prezencie. Naprawdę jej się podobał i powiesiła go w salonie na honorowym miejscu. Może jestem niewdzięczna, ale od kiedy zamieszkałam w „Jesiennych Kwiatach”, poczułam, że znów zaczęłam z radością witać każdy nowy dzień. Może to i poczekalnia przed ostatnią podróżą, ale za to jest pełna życia.
A wczoraj dostałam od Karola, malarza, bukiet kwiatów i zaproszenie na spacer. Hm…
Czytaj także:
„Aśka robiła mojego brata na szaro, a on był w nią wpatrzony jak pies. Nie mogłem na to patrzeć, pogoniłem modliszkę”
„Traktowałem mamę jak bezwolne ciele, ale miałem powód. Jadła przeterminowane jedzenie i sama skazywała się na cierpienie”
„Córka dostała rolę w reklamie. Żona pękała z dumy, póki nie wyszło, że reżyser bardziej ceni jej urodę niż talent Amelki”