Mamo, tak nie można! – Iwonka patrzyła na mnie uważnie. – Od śmierci taty prawie nie wychodzisz z domu, nic cię nie cieszy. Rozumiem, żałoba. Ale minął już rok! Mamo, on umarł. A ty żyjesz! Więc żyj. Zrób coś, może umów się z koleżankami z dawnej pracy? – przekonywała mnie córka.
Wiedziałam, że ma rację. Coś powinnam zrobić. Prawda: nie chce mi się. Najchętniej leżałabym cały dzień na kanapie i oglądała polskie seriale. Jeść mogę zupy z proszku, od kiedy Wiktor odszedł, wszystko mi zobojętniało. Ale kocham Iwonkę. Nie mogę przysparzać jej zmartwień, sama ma ich dużo.
– Podzwonię, córuś, umówię się na kawę, coś zrobię – obiecałam.
I zabrałam się do dzieła, czyli odkurzania dawnych kontaktów. Co za przygnębiające doświadczenie! Alinka, z którą przez dwadzieścia lat siedziałyśmy biurko w biurko, umarła przed dwoma miesiącami. Basia, koleżanka ze studiów, trafiła do domu opieki – alzheimer. Krystyna, owszem, odebrała telefon, ale rozmawiała ze mną tak grobowym głosem, że cały entuzjazm do odnawiania znajomości ze mnie wyparował.
– Tak, Wiesiu, życie nasze już się skończyło… Nic nas nie czeka – mamrotała w słuchawkę. Zaczęła wzbierać we mnie złość. A figa!
Moje życie jeszcze się nie skończyło i do grobu się nie wybieram! Na pewno gdzieś są ludzie, którzy myślą podobnie. Tylko gdzie?
– Spróbuj na Uniwersytecie Trzeciego Wieku, mamusiu. Podobno są tam bardzo ciekawe wykłady! – Iwonka z zachwytem zareagowała na wiadomość, że próbuję znaleźć jakichś pełnych energii rówieśników. Wybrałam się więc, przejrzałam listę zajęć. Klops, na wszystkich komplet.
– Ale są jeszcze wolne miejsca na samoobronie – pocieszała mnie pani z sekretariatu.
Ha! Może być i samoobrona!
– Niech mnie pani kopnie. Proszę się nie bać, nic mi pani nie zrobi, proszę kopnąć jak najwyżej! – instruował mnie barczysty brunet.
– Ja się nie boję, drogi panie, ja po prostu mam sztuczne stawy biodrowe i takie fiki-miki to nie dla mnie – odcięłam się ostro.
Barczysty ryknął śmiechem.
– Z pani to niezła załogantka! Poćwiczymy więc ciosy sierpowe, proste i haki. Machać rękami pani może, czy cała jest pani jak terminator? – zainteresował się.
Wracałam do domu zasapana, ale szczęśliwa. Jak dawno się nie ruszałam, nie czułam własnego ciała! Jakie to przyjemne! I wcale nie jestem taka słaba, jak sądziłam. Jest we mnie jeszcze życie, o, całkiem sporo!
Po miesiącu treningów wchodziłam bez zadyszki na trzecie piętro. Po dwóch umówiłam się z koleżanką z zajęć, Danką, na nordic walking dwa razy w tygodniu. Po trzech miałam już paczkę nowych znajomych: Dankę, Zośkę, Wacława – sympatycznego wdowca, i Mariana, który opiekował się chorą żoną. Straciłam już orientację, co słychać w moich ulubionych tasiemcach! Miałam ciekawsze rozrywki.
Nadeszła zima. Wracałam właśnie z kina, po drodze zrobiłamy jeszcze małe zakupy. Autobus był prawie pusty. Na przystanku wsiadło dwóch ogolonych na zero młodzianów. Porozumiewali się, używając głównie trzech słów – na „k”, „ch” i „p”. Jeszcze rok temu odwróciłabym wzrok i siedziała bez ruchu. Ale nie teraz, o nie!
– Proszę się opamiętać! Panowie ranią nasze uszy tymi wulgaryzmami – powiedziałam głośno.
Młodzi ludzie osłupieli, ale tylko na chwilę. Niższy, krępy, podszedł do mojego fotela i powiedział:
– A tobie co do tego, starucho? Poczułam, że z wściekłości na oczy opada mi czerwona kurtyna.
– Jeśli nie umiesz się zachowywać jak dżentelmen, młokosie, to i ja nie muszę być damą! – ryknęłam, zrywając się z fotela. I umieściłam mu celny hak pod brodą, poprawiłam prawym sierpowym, zamiast rękawicy wykorzystując siatkę z ziemniakami.
– Ty, lepiej spadajmy! – zawył ten drugi, wyższy i chuderlawy.
– Nic z tego! – drogę niespodziewanie zagrodził mu szpakowaty mężczyzna. Z jego pomocą udało się delikwentów obezwładnić i przekazać w ręce wezwanej policji.
– Ależ z pani odważna kobieta! I jaka zaradna! Zupełnie jak moja świętej pamięci małżonka – wyszeptał z zachwytem mój szpakowaty pomocnik.
Uśmiechnęłam się. A co? Z drogi, młodzieży, mnie też należy się coś od życia! I szacunek od was. Tego nie pozwolę sobie zabrać.
Więcej prawdziwych historii:
„Matka zakazała nam nawet myśleć o tacie. Wmawiała nam, że go nie obchodzimy, że nas nigdy nie kochał”
„Gdy straciłam ciążę, moje małżeństwo zaczęło się rozpadać. On zostawił mnie z tym samą i nawet nie próbował pomóc”
„Nie ma odpowiedniego momentu, by powiedzieć komuś, że jest zdradzany. Niestety to ja miałam ten przykry obowiązek”