Przyznaję, nigdy nie lubiłam najstarszej siostry mojej mamy. Odkąd pamiętam, tylko mnie krytykowała i pouczała. Zresztą nie tylko mnie. Ciotka Bożena nie szczędziła przykrości także innym członkom rodziny. Potrafiła zranić słowami do bólu i łez.
Nic więc dziwnego, że bliscy zaczęli omijać ją szerokim łukiem. Nie odwiedzali jej i nie zapraszali do siebie. Nawet na święta, śluby i chrzciny. Było to okrutne, bo wcześnie owdowiała i była zupełnie sama, ale mieli już dość jej ciągłego gderania i złośliwych uwag. Łudziłam się, że takie odrzucenie czegoś ją nauczy, ciotka zrozumie, że nie może wszystkich obrażać. Ale to tylko spotęgowało jej złośliwość. Gdy tylko znalazła jakiegoś słuchacza, skarżyła się, jaką to ma wredną i nieczułą rodzinę.
Doszło do tego, że jedyną osobą, która ją tolerowała i jej broniła, była moja mama. Twierdziła, że Bożena to w gruncie rzeczy dobra i wrażliwa kobieta. Tylko nie potrafi się odnaleźć po śmierci ukochanego męża. Współczułam ciotce straty, ale nie zamierzałam się nad nią litować. Gdy dorosłam i wyprowadziłam się z domu, wymazałam ją ze swojego życia. Nawet nie pokazałem jej swojej córeczki, Agatki. Mama była na mnie zła, ale uważałam, że ciotka sama sobie zasłużyła. I pewnie tak by było do dziś, gdyby nie splot nieszczęśliwych, jak mi się wtedy wydawało, okoliczności.
Jak to poprosiła ciotkę? TĄ ciotkę?
To było na początku lata. Firma zorganizowała nam pierwsze po pandemii szkolenie. Czterodniowe, wyjazdowe i obowiązkowe. Myślałam, że w tym czasie córeczką zajmie się mąż, ale okazało się, że jego też nie będzie. Delegacja. I to na cały tydzień. Umówiłam się więc z mamą, że to ona weźmie Agatkę. Ale dosłownie na kilka godzin przed wyjazdem doszło do nieszczęścia. Mama zwichnęła nogę i stało się jasne, że nie poradzi sobie z wnuczką.
– O Boże, co ja teraz zrobię? Nie zdążę odwieźć Agatki do teściów na drugi koniec Polski – jęknęłam do słuchawki, gdy zadzwoniła, by przekazać mi wiadomość o wypadku.
– Nic się nie martw. Załatwiłam ci kogoś na zastępstwo – odparła.
– Kogo?
– Bożenkę! – oznajmiła mama wesoło. – Powiedziałam jej w czym rzecz, poprosiłam o pomoc i się zgodziła.
– Twoją siostrę? Przecież mała nigdy nie widziała jej na oczy! Wolę żeby tak pozostało. Nie chcę, żeby mi dziecko tym swoim jadem zatruła.
– Daj spokój, Bożenka wcale nie jest taka zła! – mama jak zwykle wzięła siostrę w obronę.
– Tak, wiem. Po prostu wciąż cierpi po śmierci męża… Tylko dlaczego kosztem rodziny? Dla mnie to najwredniejsza, najbardziej… – chciałam wyliczyć wszystkie negatywne cechy Bożeny, ale mama szybko mi przerwała:
– Czyli rozumiem, że poszukasz sobie innej opiekunki dla Agatki?
– Słucham? Jak? Gdzie? Przecież nie zdążę! Mamo, ja za dwie godziny wsiadam do autokaru!
– W takim razie nie masz wyjścia, musisz zostawić małą u Bożenki – ucięła i się rozłączyła.
Nie podobał mi się pomysł mamy, ale faktycznie, byłam pod ścianą. Mąż już był w drodze, a ja nie mogłam zrezygnować ze szkolenia. Chcąc, nie chcąc, zawiozłam więc córeczkę do Bożeny. Nie wiedziałam, gdzie oczy ze wstydu podziać!
– Bądź grzeczna i nie bierz sobie do serduszka tego, co będzie ci mówić ciocia – tłumaczyłem jej po drodze.
– Dlaczego?
– Bo bywa czasem złośliwa i wredna.
– Czyli to taka czarownica?
– Można tak powiedzieć. Ale ty przecież nie boisz się czarownic?
– Pewnie, że nie! Nawet je lubię – uśmiechnęła się Agatka.
– Ciekawe, czy będziesz je lubić po tych czterech dniach u ciotki – mruknęłam pod nosem.
– Co mówisz, mamusiu? – córeczka wbiła we mnie wzrok.
– Nic, nic. Zaraz będziemy na miejscu – wykręciłam się.
Nie chciałam, żeby widziała, jak bardzo obawiam się tej wizyty.
Pewnie wciąż krytykuje moją biedą córkę
Ciotka przywitała mnie lodowatym spojrzeniem. Nie spodziewałam się zresztą niczego innego. Wzięłam głęboki oddech i policzyłam do dziesięciu, żeby opanować nerwy. Już miałam jej przedstawić córeczkę i podziękować za to, że się nią zaopiekuje, ale nie zdążyłam. Mała mnie ubiegła.
– Cześć, Jestem Agatka. Mam pięć lat. A ty jesteś czarownica Bożena? Tak? – wpatrywała się w ciotkę.
Zamarłam. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. Stałam więc tylko i czekałam na reakcję.
– Czarownica? – wykrztusiła ciotka.
– Nooo. Mama tak powiedziała. Ale nie martw się, ja lubię czarownice. Pokażesz mi swoją miotłę? I jak na niej latasz? – ciągnęła córeczka.
Zamknęłam oczy, bo bałam się nawet patrzeć na minę ciotki. Spodziewałam się, że już za chwilę wybuchnie niczym wulkan. I pośle mnie do wszystkich diabłów razem z Agatką.
– Nie mam miotły. Jestem nowoczesną czarownicą i latam na odkurzaczu. Odrzutowym. Ale teraz mam przerwę, bo mi prawo jazdy zabrali – dotarł do mnie trochę rozbawiony głos ciotki.
Zszokowana otworzyłam oczy. Ciotka stała i uśmiechała się od ucha do ucha. Gdy jednak zorientowała się, że na nią patrzę, natychmiast zmarszczyła brwi.
– A ty co mi się tak przyglądasz? Sprawdzasz, czy się bardzo postarzałam od czasu, kiedy widziałyśmy się po raz ostatni?
– Nie… Ja tylko… – zaczęłam się jąkać, bo nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– W takim razie znikaj. Jadzia mówiła, że bardzo się spieszysz – burknęła.
– Rzeczywiście… Gdyby były jakieś problemy z małą, niech ciocia dzwoni… O każdej porze dnia i nocy – jąkałam się dalej.
– Żadnych problemów nie będzie. Myślę, że poradzimy sobie świetnie z Agatką, prawda? – uśmiechnęła się do mojej córeczki.
Ucałowałam małą na pożegnanie, jeszcze raz szepnęłam do uszka, żeby była grzeczna, i pędem ruszyłam do firmy. Zdążyłam na autobus dosłownie w ostatniej chwili.
Prawdę mówiąc, nie nauczyłam się zbyt wiele na tym szkoleniu. Co innego zaprzątało moje myśli. Zastanawiałam się, co dzieje się z moją córeczką. Zachowanie ciotki wobec Agatki mile mnie zaskoczyło, ale nie uspokoiło. Byłam niemal pewna, że uśmiech szybko zniknie z jej twarzy, bo córka jest bardzo żywą dziewczynką i nawet mnie chwilami brakuje do niej cierpliwości.
Oczami wyobraźni już widziałam, jak strofuje i krytykuje Agatkę, jak próbuje ją wychowywać, a ta popłakuje cichutko w kąciku i woła mnie na pomoc. Zrobiło mi się strasznie przykro, że aż mi się łzy w oczach zakręciły. Obiecałam sobie wtedy, że już nigdy, ale to przenigdy nie zostawię jej pod opieką tej strasznej kobiety.
Po powrocie ze szkolenia od razu pojechałam po Agatkę. Pierwsza niespodzianka spotkała mnie już w progu. Ciotka tym razem nie obrzuciła mnie lodowatym spojrzeniem. Była raczej zawiedziona.
– O, już jesteś? Tak szybko? – jęknęła.
– Jak ciocia widzi. Gdzie jest Agatka? Wszystko w porządku? – zapytałam i weszłam do środka.
– W jak najlepszym. Właśnie pieczemy ciasteczka – odparła.
Czas, by reszta rodziny poznała nową Bożenkę
Ruszyłam do kuchni, gdzie moja córeczka z wielkim zapałem wałkowała ciasto. Była cała w mące. Gdy mnie zobaczyła, rzuciła mi się z piskiem na szyję.
– Dobrze, że już przyjechałaś mamusiu! – zaszczebiotała.
– Tęskniłaś za mną? – przytuliłam ją.
– Bardzo…
– Chcesz już wracać do domu?
– Chcę… Ale musisz mi coś obiecać…
– Co takiego?
– Że będziesz mnie teraz często przywozić do cioci Bożenki.
– Naprawdę tego chcesz? – spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– No pewnie! Jest najfajniejszą ciocią pod słońcem! Taką dobrą czarownicą – uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Kompletnie zaskoczona spojrzałam na Bożenę. Była… wzruszona i szczęśliwa. Jeszcze nigdy nie widziałam u niej takiej miny.
– I co ciocia na to? – wykrztusiłam.
– Będzie mi bardzo miło… Świetnie się razem bawiłyśmy z Agatką. I w ogóle… To bardzo mądra i rezolutna dziewczynka – zaczerwieniła się.
Spełniłam życzenie córeczki. Od tamtej pory regularnie zawoziłam ją do ciotki Bożeny. A ta zmieniła się nie do poznania. Mama miała rację. Pod maską surowości kryła się naprawdę dobra kobieta. Tyle że zagubiona i rozżalona z powodu nieszczęścia, które ją spotkało. Od tamtej pory witała z uśmiechem nie tylko Agatkę, ale także mnie. Ba, nie szczędziła mi pochwał. Któregoś dnia usłyszałam na przykład, że jestem oddaną matką i świetnie wychowuję córkę.
– Na pewno dobrze się ciocia czuje? – nie mogłam uwierzyć, że to, co słyszę, jest prawdą.
– Znakomicie! Aha i przepraszam, że byłam taką zrzędliwą i złośliwą jędzą. Mam nadzieję że mi wybaczysz i dasz kolejną szansę – patrzyła na mnie nieśmiało, a ja z wrażenia z krzesła omal nie spadłam.
Ciotka Bożena przyznawała się do błędu? Przepraszała? Prędzej bym się końca świata spodziewała niż czegoś takiego.
– A myślałam, że takie rzeczy to się tylko w bajkach zdarzają – wykrztusiłam, gdy już wyszłam z osłupienia.
– Niby jakie? – spojrzała na mnie podejrzliwie.
– Zła czarownica zamienia się w dobrą – mrugnęłam do niej.
Roześmiała się serdecznie. A ja pomyślałam, że muszę koniecznie opowiedzieć o tym, co się stało, wszystkim bliskim. Czas najwyższy, żeby poznali nową Bożenę i przyjęli ją z powrotem do rodziny.
Czytaj także:
„Teściowa zwaliła nam na głowę swoją wredną siostrę. Nie pytała o zdanie, po prostu kazała nam oddać jej pokój naszego syna”
„Cierpiałem po stracie żony, a dzieci na siłę próbowały mnie swatać. Nie rozumiałem, jak mogą zastąpić matkę jakąś obcą babą?”
„Niewdzięczna siksa naskoczyła na mnie, bo chciałam pomóc jej synkowi. Młodzi nie mają dziś krztyny szacunku do starszych”