„Niewdzięczna siksa naskoczyła na mnie, bo chciałam pomóc jej synkowi. Młodzi nie mają dziś krztyny szacunku do starszych”

kobieta, która została obrażona fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„– Człowiek specjalnie bierze dzień urlopu, żeby się nie kłębić w tłumie i spokojnie dziecko pouczyć jazdy na rowerze, a wy… – aż ją zatchnęło. – Czy ktoś prosił was o te dobre rady? Słucham paniusie, coś jeszcze? Kij, kółka, jakieś inne przedpotopowe koncepcje? Zajmijcie się własnym życiem, a nie wtrącajcie w cudze”.
/ 10.12.2022 11:15
kobieta, która została obrażona fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Siedzimy sobie z Baśką, grzejąc stare kości w jesiennym słoneczku. Nic nie robimy, tak sobie siedzimy, po prostu. Nie wiem, o czym ona myśli, ja o resztce rosołu z wczoraj: pomidorówkę zrobić czy ogórkową? Wyobrażam sobie najpierw jedną zupę, potem drugą, przymierzam się… Na którą z nich mam smak?

– Placków ziemniaczanych bym zjadła – prychnęła Baśka znienacka i sama nie wiedziałam: wyrwało mi się coś na głos czy sąsiadka już mi czyta w myślach?

Spojrzałam spod oka: nic, siedzi. Może po prostu też kombinuje, co na obiad zrobić?

– Ale spokój – powiedziałam, żeby zmienić temat. – A tak się martwiłaś, że będzie nieustający harmider, gdy nam zrobią boisko pod blokiem.

– Jest koniec września – przewróciła oczami. – Dzieciaki są w szkole. Tobie, Boguśka, się wydaje, że cały świat bąki zbija na emeryturze? Życie się toczy, tyle że bez nas.

– No i na zdrowie – wzruszyłam ramionami, aż mi coś strzyknęło w barku. – Nie myśl, że za tym tęsknię.

Znowu każda z nas zatopiła się w swoich myślach, chociaż, Bogiem a prawdą, o czym tu dumać? Dzień jak marzenie, słońce może i coraz niżej, ale wciąż miło grzeje… Nic specjalnie człowieka nie boli, ot, takie codzienne ciągnięcie, to w biodrze, to w kolanach. Normalna rzecz.

I ja, i Baśka miałyśmy dla niej dobre rady

Zza bloku wyszła młoda kobieta w kolorowej kurtce, obok niej kroczył poważnie na oko pięcioletni chłopiec, prowadząc mały rowerek. Fajny smyk, trochę podobny do naszego Sebastiana, też taki uśmiechnięty… Tyle że mój wnuk jest starszy, to już przecież ponad dwa lata, jak go nie widziałam. Kowid-srowid, czas leci i człowiek już sam nie wie, jak dzieciak teraz wygląda.

– Ten mały podobny do mojego Konrada, co nie? – Baśka szturchnęła mnie w ramię.

– Dobrze się czujesz? – żachnęłam się. – Niby z której strony? Przecież Konrad to pulchny blondas!

Nabzdyczyła się, jakbym racji nie miała. Całkiem jej się na stare lata we łbie miesza.

Kobieta tymczasem otworzyła bramkę na boisko i zaczęła się nauka jazdy na rowerze. Mądra babka, że takie bezpieczne miejsce znalazła, tylko czemu nie ma kija, żeby pomóc dzieciakowi utrzymać równowagę? Moi synowie wszyscy na kiju się nauczyli. Każdy wie, że głównie strach miesza dzieciom szyki. Jak się zminimalizuje możliwość upadku, to już pójdzie migusiem. A ta chłopaka za kołnierz złapie od czasu do czasu i zdziwiona, że mu nie idzie!

– Szkoda dzieciaka – pokiwała głową Baśka, przyglądając się sytuacji na boisku. – Na biednych nie wyglądają… Naprawdę tak trudno pomyśleć o dodatkowych kółkach?

– Albo o kiju – dorzuciłam dla sprawiedliwości.

Kółka wygodniejsze – burknęła. – Nie trzeba za rowerem gonić.

– Może i tak – pokiwałam głową, bo co racja, to racja.

Jakbym to ja naszych chłopaków musiała uczyć, też bym sobie może kij darowała. Zygmunt lubił sport, jeszcze po czterdziestce na piłkę chodził, to pewnie mu bieganie za rowerem frajdę sprawiało.

Siedziałyśmy i gapiłyśmy się przez siatkę na boisko jak w telewizorBo też w głowie się nie mieściło, żeby w dobie internetu, telewizji, ogólnie informacji na wyciągnięcie ręki, być taką niezgułą i robić wszystko zupełnie na odwrót.

Mam się nie wtrącać? Ja tylko chciałam pomóc...

– Niechże go pani przynajmniej za siodełko przytrzyma, skoro nie ma dodatkowych kółek! – nie wytrzymała w końcu Barbara. – Szkoda dzieciaka tak męczyć, przecież się boi!

Myślałam, że kobita podziękuje za radę, ale gdzie tam, te młode teraz wszystkie rozumy pozjadały.

Udawała, że nie słyszy, nawet jej powieka nie drgnęła. Mały tymczasem zaliczył upadek i wyraźnie tracił wcześniejszy zapał. Baśka spojrzała na mnie wymownie, ja na nią: czego innego można się było spodziewać?

– Nie będę się tym przejmować – zdecydowała w końcu sąsiadka. – Ja swoje odchowałam.

– Ja też – zgodziłam się. – I byłam mądrzejsza, chociaż rodziłam miesiąc przed maturą, a nie po trzydziestce jak chyba ta tutaj.

Łatwo powiedzieć, że człowieka nic nie obchodzi… Po chwili znów patrzyłam za siatkę i doszłam w końcu do tego, czemu mały nie przewraca się częściej: miał tak nisko ustawione siodełko, że stopami szurał po ziemi. Na dobrą sprawę, chyba nawet niewygodnie było mu pedałować z kolanami pod brodą… Czy ta kobieta tego nie widzi? Pies ją drapał, Baśka ma rację – czemu się mamy tym przejmować?

Zapytałam sąsiadkę o ostatni rachunek za prąd. Też zabuliła jak za woły… Tak się czasem zastanawiam, czy dwie wdowy jak my to nie powinny razem zamieszkać – taniej by wyszło. Ale potem sobie przypomniałam, jaka marudna potrafi być, i uznałam, że jeszcze tak źle nie jest.

Mały od rowerka tymczasem zwątpił. Bramka od boiska trzasnęła i po chwili szedł już za matką ze spuszczoną głową, ciągnąc ze złością sprzęt.

– Nie martw się, skarbie – pocieszyła go Baśka. – Nauczysz się. To nie twoja wina, że ci nie wychodzi.

– Poproś mamę, żeby ci zamontowała dodatkowe kółeczka – też mi się żal zrobiło malca. – Albo na kiju spróbujcie. Będzie dobrze, zobaczysz.

Kobieta zatrzymała się i cofnęła do naszej ławki.

– Człowiek specjalnie bierze dzień urlopu, żeby się nie kłębić w tłumie i spokojnie dziecko pouczyć jazdy na rowerze, a wy… – aż ją zatchnęło. – Czy ktoś prosił was o te dobre rady? Słucham paniusie, coś jeszcze? Kij, kółka, jakieś inne przedpotopowe koncepcje? Zajmijcie się własnym życiem, a nie wtrącajcie w cudze!

Co za baba, nie ma za grosz szacunku do starszych. Zrobiło mi się przykro. Niechby smarkacz piłował nawet i dwa lata na tym pokracznym pojeździe, co mnie to?

Zerknęłam na Baśkę: o, ta się wyraźnie ożywiła.

Wypadałoby docenić dobrą radę – wzięła się pod boki. – I podziękować, a nie wyskakiwać z buzią.

– Wypadałoby się zająć własnym życiem, a nie wpieprzać w cudze – wypaliła kobieta. – Jakbym chciała rady, to bym o nią poprosiła. Chodź, Mariusz, idziemy! – pociągnęła dzieciaka, mało się nie przewrócił.

Na Boga świętego! Człowiek okaże trochę serca i jeszcze zbierze baty, co za świat!

Czytaj także:
„Po śmierci męża zaległam w domu tonąc we wspomnieniach. Pomoc córki odrzucałam, nie chciałam zapomnieć o jej ojcu”
„Przez całe życie byłam dla mojego męża tylko >>planem B<<. Tak naprawdę... chciał być z moją przyjaciółką”
„Mąż bez zapowiedzi odszedł do kochanki. Chciałam się komuś wypłakać, ale wstydzę się przyznać, że wymienił mnie na młodszą”

Redakcja poleca

REKLAMA