„Po śmierci mamy, tata zakochał się… w naszej niani! Panicznie bał się mojej reakcji. W końcu sama się o tym dowiedziałam”

Tata zakochał się w naszej niani fot. Adobe Stock, Peter Maszlen
„Sądził, że będę robić mu wyrzuty, że zdradza pamięć mamy i to jeszcze z nianią własnego wnuka. Dopiero kiedy naprawdę uwierzył, że cieszę się jego szczęściem, wyznał, że pani Helenka spodobała mu się już w pierwszej chwili, kiedy ją u nas zobaczył".
/ 06.12.2022 09:22
Tata zakochał się w naszej niani fot. Adobe Stock, Peter Maszlen

Kiedy mój urlop macierzyński zbliżał się ku końcowi, Aleks i ja stanęliśmy przed zadaniem znalezienia niani dla naszego synka. Oczywiście rozpuściliśmy wici wśród znajomych, ale polecono nam tylko jedną panią, która nie mogła zajmować się Frankiem codziennie.

Tak więc pozostało nam szukanie opiekunki z ogłoszenia.

Przeglądaliśmy wiele ofert…

– Ta wygląda nieźle – Aleks zawołał mnie do laptopa, pokazując profil jakiejś dwudziestoparolatki. – Studiowała pedagogikę, ma troje młodszego rodzeństwa. Co myślisz?

Pomyślałam, że dziewczyna jest młoda i ładna, tylko tyle. Postanowiliśmy z  nią porozmawiać. Przyszła na spotkanie w markowej sukience, z pomalowanymi na czarno paznokciami i od razu zaczęła opowiadać o swoich studiach, praktykach w przedszkolu i tym, że maluchy bardzo ją lubią.

Widać było, że bardzo stara się zrobić jak najlepsze wrażenie, ale czy to źle? Dziwne jednak wydały nam się pytania o to, czy możemy jej płacić co tydzień i czy będzie mogła swobodnie częstować się jedzeniem z lodówki. Odniosłam wrażenie, że dziewczyna rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy i to jest jej główna motywacja do podjęcia tej pracy.

Zniechęciło mnie też to, że w ogóle nie zapytała o Frania, jakby zapomniała, że to dziecko jest tu najważniejsze. Powiedzieliśmy, że się odezwiemy i zadzwoniliśmy do kolejnej kandydatki. Ta z kolei zjawiła się u nas w bluzce zapiętej pod szyję, usiadła z nogą na nogę i zapytała nas, czy wychowujemy dziecko bezstresowo.

To pytanie nieco zbiło nas z tropu, ale kontynuowaliśmy rozmowę, przynajmniej do czasu, kiedy potencjalna niania nie zdradziła się z poglądem, że w wychowaniu dziecka najważniejsza jest dyscyplina i posłuszeństwo. Podziękowaliśmy jej bez obiecywania, że być może oddzwonimy.

Drugiej takiej jak pani Helenka, chyba nigdy nie znajdę…

Po ośmiu kolejnych rozmowach kwalifikacyjnych zaczęłam wpadać w panikę.

– Aleks, w życiu nie znajdziemy odpowiedniej opiekunki! – histeryzowałam. – Z każdą z tych kandydatek coś jest nie tak, a od tej ostatniej czułam alkohol!

– Tak, ja też nie przypuszczałem, że to będzie aż takie trudne… – mąż wyglądał na równie zmartwionego jak ja. – Jednak coś musimy wymyślić, jeśli za tydzień chcesz wrócić do pracy.

– Muszę! – zareagowałam gwałtownie. – Szefowa już dwa razy dzwoniła, żeby się upewnić, że może mi przydzielić nowy projekt. Nie ma mowy, żebym zawaliła!

Niestety, wyszukanie spośród internetowych ofert odpowiedniej niani dla synka okazało się dla nas zbyt trudnym zadaniem. W tej sytuacji musieliśmy szybko znaleźć wyjście awaryjne.

– Pani Helenko, ja wiem, że już o tym rozmawiałyśmy, ale naprawdę bardzo potrzebuję pani pomocy – zwróciłam się do naszej sąsiadki, złotej kobiety.

Moja mama byłaby teraz w jej wieku, gdyby żyła.

– Nie posiedziałaby pani z Franiem przynajmniej przez tydzień lub dwa? Szukamy opiekunki, ale okazało się, że to nie takie proste…

Pani Helenka wahała się przez chwilę. Kiedy Franio był malutki, pomagała mi przy nim, zabierała na spacery, żebym mogła się przespać albo ogarnąć mieszkanie. Potem zabierała go na plac zabaw, to przy niej mój synek zaczął stawiać pierwsze kroki. Oczywiście płaciłam jej standardową stawkę za opiekę, ale pani Helena nie wydawała się zainteresowana pieniędzmi.

Twierdziła, że zajmuje się Franiem, bo go uwielbia i chce mi pomóc, ale nawet nie myśli, by zrobić z opieki swoje stałe zajęcie. Lubiła mieć czas dla siebie i swoich dwóch psów, chodziła na zajęcia fitnesowe i to wcale nie takie dla seniorów, udzielała się w Caritasie.

Kiedy zapytałam, czy nie chciałaby opiekować się Franiem na stałe, grzecznie, ale stanowczo odmówiła. Teraz jednak spojrzała na mnie współczująco i zgodziła się posiedzieć z małym, dopóki nie znajdę kogoś na to miejsce.

– Niech się pani nie spieszy, pani Oleńko – poradziła mi. – Niania to najważniejsza osoba dla dziecka, zaraz po rodzicach. Musi pani naprawdę dobrze wybrać. A my z Franiem sobie będziemy razem urzędować, dopóki pani nie znajdzie kogoś odpowiedniego.

Uśmiechnęłam się na to jej słowo: „urzędować”

Moja mama też tak mawiała. Westchnęłam cicho, bo były takie momenty, kiedy strasznie mi jej brakowało. Nowotwór zabrał ją siedem lat temu, czyniąc ogromną pustkę w życiu moim i taty. O ile ja się jakoś pozbierałam, głównie przy pomocy Aleksa, o tyle ojciec nigdy nie doszedł do siebie po jej śmierci.

Spędzał całe dnie sam, stronił od dawnych znajomych, gorzkniał i marniał w oczach. Jedynymi momentami, kiedy na jego twarzy gościł uśmiech, były chwile, gdy bawił się z Franiem. Właśnie dlatego zapraszałam go do nas jak najczęściej.

Mały potrzebował dziadka, a mój tato – radości w życiu. Miło było popatrzeć, jak dziadek i wnuczek bawią się razem klockami. Tato przyszedł do nas również tego wieczoru, kiedy wróciłam do pracy. Pani Helenka akurat opowiadała mi, co młody zjadł, gdzie byli i co robili. Ojciec wręczył mi siatkę pomarańczy, z których wyciskałam Frankowi sok, i poszedł do wnuka.

Kilka dni później pani Helena nagle się rozchorowała, nie mogła przyjść do Frania. W kompletnej panice zadzwoniłam do taty i ubłagałam go, żeby popilnował małego. Trochę się wzbraniał, twierdząc, że nie da rady z przewijaniem i karmieniem, ale jakoś go ubłagałam. Kiedy wróciłam do domu, synek był najedzony, w suchej pieluszce i czystym ubraniu.

Brudne śpiochy, z zapraną plamą z zupy pomidorowej leżały w łazience.

Byłam pod wrażeniem tego, jak tato sobie poradził

Przyszedł do Frania jeszcze dwa razy, potem był weekend, a po niedzieli pani Helena wydobrzała.

– No, wiem, że już nie muszę za dnia przychodzić, ale i tak bym wpadł – oznajmił mi ojciec przez telefon, gdy byłam w pracy. – Kupiłem wyjątkowo soczyste pomarańcze i dojrzałe mango. Zrobię sok Franiowi.

Dziwne, tata zawsze przychodzi, kiedy ja jestem w pracy Po powrocie z pracy zapytałam panią Helenkę, czy tata był i kiwnęła głową. Wspomniała coś o soku i spacerze na plac zabaw, ale zaraz przeszła do listy zakupów, które miałam zrobić. Pieluchy się kończyły i przez chwilę rozważałyśmy, czy nie należałoby już zmienić rozmiaru na większy.

Kilka dni później Aleks dostał darmowe bilety do teatru i bardzo chcieliśmy pójść, tyle że ktoś musiał zostać z Franiem.

– A w sobotę to nie, pani Oleńko – odmówiła mi pani Helena. – Mam własne wyjście – dodała i uciekła wzrokiem, niczym przyłapana na randce pensjonarka.

Pomimo rozczarowania uśmiechnęłam się na myśl, że moja przemiła sąsiadka wychodzi w sobotę wieczorem, zapewne z uroczym, starszym dżentelmenem. Tata też nie mógł zostać z małym, bo miał eliminacje do turnieju brydżowego. Na szczęście w ostatniej chwili zgodziła się nam pomóc córka kuzynki Aleksa, szesnastolatka, która chciała zarobić na nowe dżinsy.

Czas mijał, a my wciąż nie mogliśmy znaleźć odpowiedniej opiekunki. Niestety, pani Helena coraz częściej dawała do zrozumienia, że zgodziła się na opiekę na kilka tygodni, a nie miesięcy, do jakich rozciągnął się ten czas. Domyślałam się, że teraz, kiedy z kimś się spotyka, chce mieć więcej wolnego czasu, i doskonale to rozumiałam.

W końcu, dosłownie w ciągu jednego dnia, zdecydowaliśmy się na zatrudnienie opiekunki, która właśnie zakończyła pracę u mojej koleżanki. Miała dobre referencje i wyglądało na to, że trafiliśmy w dziesiątkę.

Zapomniałam tylko powiedzieć o tej zmianie tacie

– Ola! Co to za kobieta w twoim domu zajmuje się Franiem?! – taki telefon odebrałam już pierwszego dnia po „zmianie warty”.

– To nowa niania – wyjaśniłam spokojnie. – A gdzie ty w ogóle jesteś, tato?

– Nooo, u ciebie… Pomarańcze przyniosłem… i otworzyła mi jakaś obca babka. No nic, pójdę już.

Nagle uświadomiłam sobie, że tato wpadał z tymi pomarańczami codziennie i to zawsze, kiedy byłam w pracy. Od pani Heleny wiedziałam, że zostawał na obiedzie, a często nawet sam go gotował. Wspominała o tym mimochodem, a potem od razu zmieniała temat.

„Ale obca niania już ojca spłoszyła” – pomyślałam z rozbawieniem.

Nie mam żalu, wręcz przeciwnie, szczerze kibicuję ich miłości! Tego wieczoru wysłuchałam najpierw relacji pani Ewy. Zadowolona pochwaliłam ją za dobrze wykonaną pracę i kiedy uśpiłam Frania, wybrałam się do sąsiadki. Chciałam się z nią rozliczyć, bo poprzednio nie miałam całej należnej jej sumy.

Pukałam i dzwoniłam dość długo, nim drzwi się uchyliły i ukazała się w nich nieco potargana głowa pani Helenki. Ubrana była w szmaragdowy szlafrok. Chyba satynowy.

– Przyniosłam pieniążki… – zaczęłam, czując, że wpadłam nie w porę. – Jeszcze raz dziękuję, pani…

Nagle urwałam, bo coś w przedpokoju przykuło moją uwagę. A konkretnie dwie rzeczy: lekka, beżowa kurtka i brązowe, zamszowe buty. Jedno i drugie swego czasu sama kupowałam. Ponieważ jedno i drugie należało… do mojego ojca!

Pani Helenka zobaczyła wyraz mojej twarzy, powiodła za moim spojrzeniem i westchnęła ciężko. Pomimo oszołomienia, chciałam się dyskretnie wycofać, ale wtedy ona pokiwała głową i rzuciła – jak mi się zdawało – z lekkim rumieńcem:

– Tak, tak, Marian jest u mnie. Właśnie…eee… piliśmy herbatę i… yyy… uczył mnie grać w brydża.

Zrobiłam ogromny wysiłek, by zachować niewzruszoną minę. Trudno bowiem było uwierzyć w to, że starsza pani grywa w brydża w satynowym peniuarze. Pożegnałam się i uciekłam do siebie. Tata zapukał do nas koło północy. Chciał wszystko wytłumaczyć.

– No tak, spotykam się z Helenką… – zaczął niepewnie, jakby się bał mojej reakcji. – Wiesz, że bardzo kochałem mamę, ale minęło siedem lat… A Helena jest naprawdę…

– Tato! – wpadłam mu w słowo. – Ty myślisz, że ja mogłabym mieć coś przeciwko twojemu związkowi z panią Heleną? To dlatego tak się ukrywaliście? Przecież to bez sensu! Ja nikomu tak nie życzę ułożenia sobie życia na nowo, jak tobie! To cudownie, że jesteście parą! Naprawdę, tatuś!

Na początku nie dowierzał, że mówię serio

Sądził, że będę robić mu wyrzuty, że zdradza pamięć mamy i to jeszcze z nianią własnego wnuka. Dopiero kiedy naprawdę uwierzył, że cieszę się jego szczęściem, wyznał, że pani Helenka spodobała mu się już w pierwszej chwili, kiedy ją u nas zobaczył. Potem rzeczywiście jego wizyty z pomarańczami były już nieprzypadkowe.

Dowiedziałam się, że starsi państwo spacerowali po okolicy z moim synkiem, a wszyscy brali ich za jego dziadków.

– No i może tak jeszcze będzie, że Franio będzie mówił do pani Helenki „babciu” – zadumał się mój mąż. – Powiem ci, że gdy widzę, jak twój tato na nią patrzy, to wydaje mi się, że możesz już się rozglądać za sukienką na wesele.

Na razie „młoda” para nie mówi nic o ślubie ani o weselu, ale coś mi się wydaje, że Aleks może mieć rację. Jestem zadowolona, bo wreszcie widzę mojego tatę znowu szczęśliwego w towarzystwie kobiety. A pani Helenka nie musi nawet być formalnie żoną mojego taty, żeby traktować mnie po matczynemu, a Frania – jak najlepsza babcia na świecie! Bo taka właśnie dla nas jest i za to wszyscy ją kochamy! 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć.  Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA