„Po śmierci mamy ojciec wpadł w depresję. Lekiem okazała się być Irmina, ale ta terapia była wstrząsowa”

Związek starszego mężczyzny i młodszej kobety fot. Adobe Stock, Ольга
Była niebezpieczna. Mogła omotać ojca. Młodsza od niego o piętnaście lat, chodziła na fitness i do solarium. Zgrabna, chociaż ta jej sztuczna opalenizna wydawała mi się mocno przesadzona. Ale poza tym, niczego sobie. Wielkie piersi, długie kruczoczarne włosy.
/ 25.05.2021 15:17
Związek starszego mężczyzny i młodszej kobety fot. Adobe Stock, Ольга

Moja mama nie żyje od pięciu lat. Zmarła po długiej, ciężkiej chorobie… Podziwiałem ojca. Przez trzy lata codziennie był u niej w szpitalu, godzinami siedział przy łóżku. Przez ostatni rok ona nawet o tym nie wiedziała. Była poza świadomością, poza przestrzenią i czasem.

W ten sposób jakoś tak łagodnie od nas odeszła. Pewnego dnia serce przestało jej bić. Poza tym nic się niby nie zmieniło. Było jak dawniej. Leżała nieruchomo jak w ciągu tego ostatniego roku. Miała zamknięte oczy, nie odzywała się. Całą różnicę pojąłem nazajutrz, gdy ojciec jak zwykle przebrał się po pracy i zamierzał wyjść do szpitala. Stanął w drzwiach i dopiero wtedy dotarło do niego, co tak naprawdę się stało. Zrozumiał, że już nie ma do kogo iść.

Bo nieważne, że przez ostatni rok matka się nie ruszała. Ważne, że była i codziennie na ojca czekała. Ojciec wierzył, że czeka. Chociaż lekarze mówili, że nie miała już świadomości. Ale co oni mogą wiedzieć. Potem był koszmar. Ojciec wpadł w depresję tak głęboką, jak studnia bez dna. Całymi tygodniami leżał na kanapie, nigdzie nie wychodził. Ktoś z przyjaciół załatwił mu na szczęście urlop zdrowotny. Tylko dlatego nie wyrzucili go z pracy. Przez rok powoli do siebie dochodził.

Po dwóch latach zaczął się uśmiechać. Dopiero w trzecim roku po śmierci mamy zwrócił uwagę na inną kobietę. A brakowało w naszym domu kobiety, oj brakowało bardzo. Żyliśmy sami we dwóch. Nie było problemu z gotowaniem, praniem, czy sprzątaniem. Ale brakowało takiego jakiegoś wewnętrznego ciepła, nieuchwytnego blasku, który obecność kobiety nadaje każdemu domowi. Tylko dwa razy ojciec przyprowadził do domu swoje znajome.

Ta pierwsza była okropna

Nie wiem w ogóle skąd się wzięła. Tak jakby ojciec wybrał ją po omacku. Cały czas siedziała na kanapie, przełączała kanały w poszukiwaniu seriali i paliła papierosa za papierosem. Na szczęście ojciec szybko z niej zrezygnował. Była u nas ze trzy lub cztery razy, ale i tak wszystkie ubrania z szafy w przedpokoju trzeba było wyprać, bo śmierdziały papierosami.

Druga też mi się nie spodobała. Chociaż z innego powodu. Była niebezpieczna. Mogła omotać ojca. Młodsza od niego o piętnaście lat, chodziła na fitness i do solarium. Zgrabna, chociaż ta jej sztuczna opalenizna wydawała mi się mocno przesadzona. Ale poza tym, niczego sobie. Wielkie piersi, długie kruczoczarne włosy.

Ojciec sprawiał wrażenie zachwyconego. Nocą słychać ich było z sypialni… Byłem tym zbulwersowany. Wtedy po raz pierwszy z niesmakiem pomyślałem o tym, że mój ojciec uprawia seks z tą kobietą. Wiem, że jego 54 lata to niby jeszcze nie starość, ale z perspektywy człowieka, który chodzi do gimnazjum, to jednak nie jest już wiek na „hocki-klocki”.

Zwłaszcza w domu, w którym mieszka się ze swoim synem. Jakoś się potem wstydziłem. Zwłaszcza rano, gdy w rozchełstanych szlafrokach kręcili się po kuchni. A ona bez stanika!

Zupełnie jakby mnie tam nie było! Miała na imię Irmina. Przez pół roku do nas przychodziła, zostawała na weekendy. Bałem się, że w końcu wpadnie na pomysł, aby zostać na dłużej, a może nawet na stałe. Nie chciałem, żeby ojciec był już sam do końca życia, ale w tej kobiecie coś mi się nie podobało. Chyba po prostu za młoda dla niego była. Piętnaście lat to jednak spora różnica.

Irmina ciągnęła go do klubów, na tańce. Szwendali się po mieście całymi nocami, a nad ranem budził mnie trzask drzwiczek taksówki. Ona chichotała, a ojciec marudził, że go boli głowa. Potem cały dzień leczył kaca. Latem wkładała skąpy strój kąpielowy i opalała się na tarasie. Taras mamy od ulicy, wszyscy sąsiedzi podglądali. Ojciec siadał obok z książką i czytał. Irmina nic nie czytała, nie licząc programu telewizyjnego. Nie pasowała do mojego ojca. Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu przestała przychodzić. Ojciec z nią zerwał…

Oj, Irminka musiała się bardzo wkurzyć…

Siedzieliśmy kiedyś przy obiedzie, a tu dzwonek do drzwi. Irmina pobiegła do drzwi, przyprowadziła jakiegoś faceta.

– To pan rzeczoznawca z banku – przedstawiła go. – Przyszedł, żeby wycenić nasz dom, kochanie. Mnie zatkało. Nasz dom? To on już jest także jej? Ojca zatkało jeszcze bardziej.

– Jak to wycenić? Po co wycenić? – wydukał w końcu, blady na twarzy.

Ach, bo wiesz, pomyślałam, że moglibyśmy tak ładnie uczcić rocznicę naszego poznania… – zaszczebiotała Irmina.

– Jak uczcić? – przerwał jej ojciec. – Pojechać w podróż dookoła świata! I wziąć na to mały kredyt. A wiesz, jak jest teraz trudno z bankami. Muszą mieć zabezpieczenie. Nie mówiłam ci, kochanie, bo to miała być niespodzianka.

– Zwariowałaś! Mam zadłużyć dom, żeby pojechać na wycieczkę? – wrzasnął ojciec i wyszedł, trzaskając drzwiami. Zaraz za nim cichaczem wymknął się rzeczoznawca. Ja prawdę mówiąc, zachowałem się podobnie jak ojciec, tylko bardziej histerycznie.

– Czy pani zwariowała? Jak można takie rzeczy robić mojemu tacie, i to bez jego wiedzy? – zapiszczałem, bo zawsze jak się zdenerwuję, to głos mi wchodzi na wysokie tony, po czym zamknąłem się w swoim pokoju, również trzaskając drzwiami. Tylko Irmina nie trzaskała. Spokojnie zrobiła sobie kawę i ukroiła ciasto. Pewnie myślała, że już po awanturze, ale widocznie słabo znała mojego ojca. Wrócił po dwóch godzinach z dwoma biletami do kina. Położył je na stole.

– O, na co idziemy? – zapytała Irmina.

– Ty idziesz na autobus – spokojnie odparł ojciec. – Ewentualnie wezwij taksówkę. Ja z moim synem idziemy do kina. Jak wrócimy, nie ma tu być po tobie śladu. Powiedział to tak stanowczo, głosem tak pewnym siebie i dobitnym, jakby był pierwszoplanowym aktorem, który wygłasza najważniejszą kwestię w filmie.

Zaimponował mi. Po raz pierwszy od czasu mojego dzieciństwa byliśmy razem w kinie. Nawet nie pamiętam na czym. Byłem tak tym wszystkim przejęty, że nie mogłem się skupić.

Gdy wróciliśmy do domu, Irminy rzeczywiście nie było. Natomiast śladów po sobie zostawiła przerażającą ilość. Mówiąc wprost, dom wyglądał jak pobojowisko. Musiała chyba rzucać ze złości torebkami – mąki, cukru, wszystkiego, co jej wpadło w ręce, bo wszędzie było pełno resztek produktów spożywczych. Cukier chrzęścił pod nogami, mąka osiadła na miękkich obiciach krzeseł. Na podłodze wielkimi literami napisała keczupem: „DEBILE”, przy czym na ostatniej literze keczup się już skończył, więc dokończyła ją musztardą.

Salon wyglądał podobnie. Ulubiony fotel ojca zalany był miodem, kanapa olejem i czerwonym winem.

– Trzeba przyznać, że niczego jednak nie stłukła – powiedział spokojnie ojciec. – Rzec by można, że postanowiła się z nami rozstać na miękko.

Podziwiałem go. Za jego spokój i opanowanie. Mnie szlag by trafił.

– Może wezwiemy policję? – zaproponowałem z niejaką nadzieją.

– Myślisz, że posprzątają za nas? – zapytał wesoło ojciec, po czym przebrał się w stare dżinsy i zabrał za porządki. Patrzyłem na niego i nie mogłem go zrozumieć. Pogwizdywał, od czasu do czasu rzucał drobne żarciki.

– Zawsze przesadzała z tym pieprzeniem – powiedział, kichając podczas zgarniania pieprzu z podłogi. – Też tak uważam – przyznałem mu rację, podwijając rękawy.

Po pięciu godzinach nie było niemal śladu po Irminie. Nie licząc oczywiście kanapy zalanej czerwonym winem. Nazajutrz pokrowce odwieźliśmy do pralni. W drodze powrotnej ojciec podśpiewywał zadowolony.

Wiesz, dobrze się stało – powiedział, gdy przyjechaliśmy już do domu. – Irmina chciała się do nas wprowadzić, brać ślub i robić te wszystkie poważne rzeczy, a ja chyba już jestem na to za stary.

– Ależ tato! – zaprotestowałem. – Wcale nie jesteś za stary. Mógłbyś poderwać każdą laskę młodszą od ciebie nawet o dwadzieścia lat! – zapewniłem go.

– Tak myślisz? – zapytał, z powątpiewaniem kręcąc głową. Przez chwilę milczał.

– Bo wiesz, ślubu już bym nie chciał – powiedział w końcu. – Ale z drugiej strony, spać tak samemu to też nie jest fajnie. Tym razem ja milczałem. – Wiesz, że nigdy nie zdradziłem twojej mamy? – zapytał, oglądając się za dziewczyną w czerwonym płaszczu, która właśnie przechodziła obok. – Irmina była szóstą kobietą w moim życiu. A mówią, że siedem to liczba szczęśliwa.

Nadal milczałem. Po prostu nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć.

– Widziałeś tamtą dziewczynę w czerwonym płaszczu? Uśmiechnęła się do mnie – pochwalił się ojciec. Westchnąłem. Wiedziałem już, że spokój w naszym domu należy do zjawisk minionych. I to jest ten ślad, który pozostał po Irminie. Mam jednak nadzieję, że co do tej siódemki to ojciec się nie pomyli.

Czytaj także:
Moja narzeczona jeździ na wózku. To dlatego matka nie chce naszego ślubu
Moja żona miała obsesję na punkcie wagi. Nawet w ciąży się głodziła
Nieodpowiedzialny tatuś zostawił dziecko samo przed sklepem. Doszło do tragedii

Redakcja poleca

REKLAMA