„Po śmierci brata dostałem od niego nieoczekiwany >>spadek<<. Do końca życia nie wygrzebię się z bagna, jakie mi zostawił”

facet fot. iStock by Getty Images, Westend61
„Zarobki ledwo starczały na spłatę zobowiązań. W ciągu kolejnych miesięcy zaciągał następne kredyty w różnych bankach, a potem jeszcze więcej. Usiłował jedną pożyczką regulować drugą. I z każdym dniem coraz bardziej tonął w długach”.
/ 25.08.2024 08:30
facet fot. iStock by Getty Images, Westend61

Zaciąganie długów to nigdy nie była moja bajka. Uważam, że każdy powinien jakoś sobie radzić za kasę, którą sam zarobi. Jak chciałem coś mieć, to po prostu odłożyłem sobie trochę grosza. Nawet stówki w życiu od nikogo nie wziąłem. A mój młodszy brat miał zupełnie inne podejście.

Żył na kredytach

– Stary, weź się w garść – próbowałem go powstrzymać. – Nie możesz tak postępować! W naszym kraju nigdy nic nie wiadomo. Dzisiaj jest robota i kasa się zgadza. Ale wystarczy jeden błąd i z czego będziesz spłacał te wszystkie długi? – dociekałem, kiedy oznajmił mi z dumą, że wziął w banku kolejny niemały kredyt.

– Daj spokój, nie zrzędź jak stary dziad. Dzisiaj wszyscy żyją na kredycie. Nic w tym dziwnego. Tylko ty panicznie boisz się pożyczać – zbywał mnie.

Przeczuwałem, że jego beztroska prędzej czy później doprowadzi do totalnej katastrofy, ale byłem bezradny. Franek nie zamierzał mnie słuchać.

Wszystko potoczyło się zgodnie z moimi przypuszczeniami. Rok temu w przedsiębiorstwie mojego brata ruszyła fala redukcji etatów. Jego również objęły zwolnienia, przez co błyskawicznie popadł w nie lada tarapaty związane z kasą.

Udało mu się zdobyć nowe zatrudnienie, ale na mniej korzystnych zasadach. Zarobki ledwo starczały na spłatę zobowiązań. W ciągu kolejnych miesięcy zaciągał następne kredyty w różnych bankach, a potem jeszcze więcej. Usiłował jedną pożyczką regulować drugą. I z każdym dniem coraz bardziej tonął w długach.

Nie miałem o niczym pojęcia

Dopiero gdy sytuacja stała się dramatyczna, w końcu wyznał mi prawdę. To było jakieś osiem tygodni temu. Wtargnął wtedy do mojego mieszkania totalnie roztrzęsiony. Był ogromnie zdenerwowany.

– Hej, muszę w trybie pilnym zdobyć trochę kasy – rzucił.

– Dołączam do klubu – parsknąłem śmiechem.

– Nie żartuję. Mam przysłowiowy pistolet przy skroni! Jeżeli nie ureguluję chociaż części długów, to jestem ugotowany – argumentował.

– To idź do banku po następną pożyczkę. Przecież masz w tym ogromną wprawę – zripostowałem kpiąco.

– Nie ma szans, jestem już na ich czarnej liście. Nawet procentów nie spłacam… Lada moment komornik zapuka do drzwi – westchnął ciężko.

– Okej, to powiedz, ile ci potrzeba.

– Dobra, to może na dobry początek stówkę.

– Słucham?

– No mówię, że sto tysięcy…

– Stary, ty chyba nie myślisz poważnie? – westchnąłem z niedowierzaniem. – Ja nigdy nie miałem takich zawrotnych sum!

– Kurczę, zdaję sobie z tego sprawę, ale może udałoby ci się zaciągnąć jakiś kredyt? Tobie banki pożyczą kasę bez mrugnięcia okiem…

Myślałem, że żartuje

– Wykluczone! Nie mam zamiaru wchodzić w długi, żeby uratować twoją skórę. Ile razy ci powtarzałem… – zacząłem swoją tyradę.

– Okej, dość już tych kazań – przerwał. – Jak nie chcesz, to trudno. W takim razie wesprzyj mnie inaczej…

– Niby jak?

– Daj namiary na jakiegoś gościa, co pożycza kasę na procent. Tyle lat pracujesz jako taksówkarz, jestem pewien, że kojarzysz takiego. I to niejednego.

– Może i kojarzę, ale cię do niego nie zabiorę. Wpakuje cię w jeszcze większe bagno.

– W żadnym wypadku. Szykuję interes życia. To murowana fucha. Szybko obrócę tą gotówką i po kłopocie. Ureguluję rachunki z tym twoim ziomkiem i z bankami. I wreszcie będę mógł odetchnąć z ulgą.

Tak bardzo nalegał i błagał, że w końcu uległem jego prośbom. Umówiłem go na spotkanie z pewnym pożyczkodawcą, którego często podwoziłem po zmroku do domów uciech. Zapewnił mnie, że będzie dla mojego brata wyrozumiały, więc nie powinienem się zamartwiać. Gdy żegnaliśmy się tamtego dnia, nawet przez chwilę nie pomyślałem, że to może być początek końca mojego dotychczasowego, spokojnego życia.

Początkowo wszystko było ok

Braciszek nie dzwonił, więc liczyłem na to, że przedsięwzięcie poszło po jego myśli. Chciałem nawet wpaść do niego i wypytać, jaki interes udało mu się ubić. Ale nie zdążyłem. Półtora tygodnia temu zadzwoniła zapłakana mama. Szlochała tak, że nie mogła wydusić słowa.

– Franka już nie ma – w końcu udało jej się wykrztusić przez łzy.

– Co? O czym ty mówisz?! – nie docierało to do mnie.

Rozbił się samochodem niedaleko Warszawy. Mówią, że prowadził po pijanemu…

Byłem totalnie zszokowany. Nie wiedziałem, co powiedzieć, jak pocieszyć mamę. Sam potrzebowałem wsparcia. A to był dopiero początek…

To było jeszcze zanim pochowaliśmy Franka. Miałem gorszy czas. Klientela nie dopisywała, dlatego zdecydowałem się wrócić do domu. Byłem gotowy do odjazdu, kiedy nagle do mojego żółtego auta wgramolił się lichwiarz, ten sam, który pożyczył kasę mojemu braciszkowi.

– Dotarło do mnie, dotarło. Składam najszczersze kondolencje…

– Dzięki – odpowiedziałem. – Jaki mamy cel podróży? Standardowa trasa?

– Wiesz, nie przyszedłem tu dziś w tym celu, po prostu chciałem porozmawiać.

– A o czym dokładnie?

– Chodzi o pieniądze, które mi wisisz.

Byłem w szoku

– Ja? – zrobiłem wielkie oczy ze zdziwienia.

– Nie rób takiej zaskoczonej miny. Twój brat nigdy nie oddał mi kasy, a jak sprawdziłem, to okazało się, że nic po sobie nie zostawił. Teraz ty musisz spłacić jego dług – wytłumaczył.

– Zaraz, zaraz, ale czemu ja?

– To nic skomplikowanego. Przedstawiłeś nas sobie, a zatem przejąłeś na siebie jego długi. Gdyby jeszcze był wśród żywych, to bym ci głowy nie zawracał. Wykręciłbym go niczym ścierkę i odebrałbym, co mi się należy. Ale skoro przeniósł się w zaświaty, to nie pozostaje mi nic innego.

– Chyba żartujesz, co? – bąknąłem.

– Wcale a wcale. Chyba nie myślisz, że machnę ręką na tę stówę. Aha, przepraszam, sto piętnaście, bo procenty lecą. Zgodnie z moją obietnicą, obszedłem się z twoim bratem po dobroci. Dziesięć procent na miesiąc. Prawie za darmo. W normalnych okolicznościach liczę sobie sporo więcej.

– Daj spokój, no co ty, skąd ja wezmę taką kasę? Auto nie pójdzie za dużo, a domu nie mam na własność – usiłowałem mu wytłumaczyć.

– Radź sobie z tym sam, to nie moja sprawa. Ale spoko, polecę ci po znajomości. Rozbijemy tę sumkę na mniejsze raty. Będę się tu pojawiał co tydzień i zabiorę procent. A! I nawet nie myśl o jakichś numerach. Chyba wiesz, że i tak mnie nie wykiwasz. Kumple cię namierzą, nieważne, gdzie.

– Jaaaaasne – wycedziłem zrezygnowany.

– To jak się umawiamy? Chyba że masz ochotę przelać mi pierwszą część kasy od razu.

– Eee, no co ty. Wiesz, jak jest… Muszę opłacić pogrzeb brata. Sporo mnie to kosztuje…

– No to nara, widzimy się za siedem dni – klepnął mnie po plecach i opuścił samochód.

Nie wiem, co robić

Kiedy rozstałem się z gościem od pożyczek, byłem totalnie rozbity. Znałem go jak zły szeląg i miałem świadomość, że on nie rzuca słów na wiatr. Będzie mi wchodził na chatę i podsyłał zbirów tak długo, aż nie oddam mu całej kasy, do ostatniego grosza. Jak będę mu pyskował albo doniosę na policję, to będę miał problemy. I to wszystko jeszcze zanim jakiś policjant w ogóle kiwnąłby palcem w mojej sprawie.

Jeśli chodzi o moją sytuację, to byłoby mi znacznie łatwiej, gdyby kwota zaległości była niższa. Ale jak sobie to przekalkulowałem, to wyszło, że na same odsetki musiałbym płacić powyżej dwóch i pół koła tygodniowo! Nie byłbym w stanie uzbierać takich funduszy, nawet gdybym harował za kółkiem bez przerwy. Więc pozostało mi tylko jedno – jak najszybciej uregulować wszystko. Problem w tym, skąd wytrzasnąć tyle szmalu. I wtedy mnie oświeciło.

Przecież mogę wziąć kasę z normalnego banku! Nigdy wcześniej nie zaciągałem żadnych kredytów, więc powinienem to załatwić bez żadnego kłopotu. Pamiętam, że nawet Franek coś o tym mówił, kiedy przyszedł do mnie po wsparcie.

Nazajutrz z samego rana wybrałem się prosto do placówki bankowej. Wziąłem ze sobą całą dokumentację związaną z moją firmą. Miałem nadzieję, że bez problemu otrzymam gotówkę. Niestety, mocno się rozczarowałem. Pracownica banku odprawiła mnie z niczym. Uznała, że nie spełniam warunków, by otrzymać pożyczkę.

Mam jedno wyjście

– Co pani opowiada? W życiu nie brałem ani grosza pożyczki, w żadnym banku nie mam kredytów! – wkurzyłem się nie na żarty.

– I tu jest pies pogrzebany. Klient bez przeszłości kredytowej nie wzbudza naszego zaufania. Inaczej by było, gdyby chociaż jakąś zmywarkę pan kupił na raty albo lodówkę i w terminie pan spłacił, a w tej sytuacji centrala nie wyraża zgody – bezradnie uniosła dłonie.

Byłem w szoku. Tego samego dnia poszedłem do kolejnych pięciu placówek bankowych. W każdej z nich powiedzieli mi dokładnie to samo. W jednej instytucji usłyszałem od pracownika, że gdybym posiadał jakiś majątek, dajmy na to lokal mieszkalny, to istniałaby szansa na pozytywne rozpatrzenie mojego wniosku. Jednak w obecnej sytuacji mogę liczyć w najlepszym wypadku na pożyczkę w wysokości trzech tysięcy złotych.

Kiedy to do mnie dotarło, poczułem, że za chwilę się rozkleję. Moje potrzeby opiewały na kwotę stu dwudziestu tysięcy, a nie marnych trzech. Tylko taka suma pieniędzy była w stanie wybawić mnie z opresji.

Facet od pożyczek jak na razie odwiedził mnie jeden raz. Przekazałem mu trzy tysiące, które wziąłem z banku. Następną spłatę pokryję z tego, co udało mi się odłożyć. Ale potem? Zdaję sobie sprawę, że nie zarobię na spłacenie odsetek. Nie ma na to szans. No to co teraz? Nie chcę stracić zdrowia, a tym bardziej życia. Jedyne wyjście to ucieczka. I to nawet za granicę, bo wyjazd gdzieś w Polskę może być niewystarczający.

Mariusz, 30 lat

Czytaj także:
„Spóźniłam się 2 godziny na randkę z facetem z sieci. Myślałam, że to fatum, ale okazało się, że los nade mną czuwał”
„Ja byłam lekarką, a on robotnikiem, który swoje kompleksy leczył ciężką ręką. Dopiero po tragedii przejrzałam na oczy”
„Siostra bliźniaczka zabawiła się w swatkę. Znalazła mi faceta i przetestowała go w łóżku, a on nie wie, że to nie ja”

Redakcja poleca

REKLAMA