Pracowniczka zakładu pogrzebowego z pewnością widziała już niejedno. Zupełnie nie reagowała więc na to, że ja i moje rodzeństwo nie zachowujemy się jak typowi żałobnicy. To Justyna dogadywała z nią sprawy techniczne. My nie potrafiliśmy powstrzymać się od analizy tego, co może nam przypaść w spadku.
– Dom, wiadomo, trzeba będzie sprzedać – analizował Michał. – Nie ma wyjścia, to przecież zbyt duża wartość, aby dostało się komukolwiek z nas.
– Trochę szkoda – ubolewałam, bo zawsze miałam chrapkę na duży dom na przedmieściach. Wiedziałam jednak, że opór jest daremny. Nie namówiłabym nigdy rodzeństwa na to, żeby mi go podarowali, a nie miałam też środków na spłacenie tak drogiej nieruchomości.
– Ten dom to i tak pieśń przyszłości – przypominała Mariola. – Sąd będzie pewnie chciał, żeby ustalić miejsce pobytu tego pasierba babci. Jeśli w grę wchodzi podział majątku, to nie takie osoby odnawiają więzi.
Mimowolnie spojrzałam na Justynę, choć oskarżanie jej o żerowanie na śmierci babci nie było w porządku. Owszem, gdy Kacper zmarł, odsunęła się od nas, a i przed jego śmiercią nie była z nami zbyt blisko. Odwiedzała jednak babcię regularnie. Może i liczyła się z tym, że spadek będzie znaczący, ale też trzeba przyznać, że nie szczędziła jej opieki w ostatnich miesiącach życia. Była może nawet bardziej w porządku niż my. Nas babcia zawsze wychowywała twardą ręką, niejako w zastępstwie rodziców, którzy zresztą dość szybko zmarli. Dla niej była niemal tak samo łagodna, jak dla swoich wnuków.
– No właśnie – aż podskoczyliśmy, bo Justyna nieoczekiwanie pojawiła się obok nas. – W sumie chciałam pogadać o tym domu.
Zrobiło nam się głupio
My tu dzieliliśmy spadek, a ją zostawiliśmy, aby wybierała trumnę i wieńce. Wyglądało to tak, jakbyśmy celowo ją od tego odsuwali.
– Nie bierz sobie tego, co mówi Mariolka do serca – zaoponował Michał tak samo zmieszany jak ja. – Nie miała na myśli ciebie. Ten dom należałby się Kacprowi tak samo, jak nam. Był trochę oczkiem w głowie babci, i na pewno dostawał lanie dwa razy rzadziej niż ja. Martwimy się o tego tam Bolka, czy Benka, co to go dziadkowie usynowili, a on potem uleciał w siną dal.
– Nie, ja nie o tym – uśmiechnęła się przepraszająco. – Ja nie chcę Kacprowej części domu. Wiecie, ja nie mam dzieci i już raczej nie będę miała, a mieszka mi się wygodnie. No i często wyjeżdżam, taka praca… To wam chciałam powiedzieć.
– Głupoty, Justynko – tym razem Mariola postanowiła zabrać głos. Owszem, mieliśmy nadzieję na jak najwięcej ze spadku, ale nie kosztem najmłodszego brata. – Młoda jeszcze jesteś, życie sobie ułożysz. Żadne z nas nie wymaga od ciebie wiecznej żałoby po Kacprze.
– Ale ja poważnie. Nie chcę tego domu. Chcę tylko ten wazon z salonu.
– Wazon?
Justyna uśmiechnęła się tym razem nie tylko ustami, ale i oczami.
– Pokażę wam po stypie, ale obiecajcie, że wazon będzie dla mnie.
Babcine sekrety
Jeszcze przez jakiś czas wszyscy byliśmy wzruszeni dobrocią Justyny, ale już wieczorem zaczęły nas nachodzić wątpliwości. W końcu, niczym spiskowcy, wieczorem spotkaliśmy się w moim mieszkaniu. Mąż parsknął na nasz widok i poszedł do pokoju syna, grać z nim na konsoli dobitnie pokazując, że nie chce mieć z nami nic wspólnego. Nie winiłam go. Sama byłam zaskoczona, że mam w sobie tyle złych emocji. Wolałam dzielić je z rodzeństwem, a nie z nim i z synem.
– A jak w tym wazonie jest skarb? – nie wytrzymała Mariola, nim przyniosłam nalewkę, którą mąż z dumą przygotowywał co roku.
– Skarb? W sensie, że mapa, czy jak?
– Może mapa – siostra wyraźnie nie zauważała, że Michał trochę sobie z niej drwi. – Nie wiecie, co babcia robiła podczas wojny. Zawsze taka tajemnicza była, a jednak czasem działy się dziwne rzeczy, nie?
Miała trochę racji
Babcia podczas wojny była pielęgniarką w niemieckim szpitalu. Miała z tego powodu nawet trochę nieprzyjemności, bo po wojnie znalazły się osoby, które chciały ją za to rozliczać. Ale jakoś nigdy nie było jej bardzo źle. Gdy pojawiały się problemy, zawsze znajdował się ktoś, kto podawał jej pomocną dłoń.
Nawet wtedy, gdy zmarli rodzice i musiała, już jako wdowa, wystąpić o prawo do opieki nad nami, nie miała z tym żadnego problemu. Gdy Michał zaangażował się w działania opozycji i trzymali go w areszcie nie wiadomo gdzie, babcia również załatwiła jego wypuszczenie.
– Ten wazon był zawsze dziwny – wzięłam stronę siostry. – Powiedzmy sobie wprost, był brzydki. A babcia zawsze go miała pod ręką i w sumie to nigdy nawet nie wkładała do niego kwiatów. Może Justyna jest sprytniejsza, niż sądzimy?
– I co mielibyśmy zrobić?
– Nie wiem, rozbić go i zobaczyć, co jest w środku?
Wszyscy troje zaczęliśmy to analizować, ale wszyscy wiedzieliśmy też, że nie ma to większego sensu.
– Jeśli tam nic nie ma – zaczęłam – to wyjdziemy na idiotów.
– No i w sumie Justyna obiecała, że nam to pokaże. Jeśli to będzie mapa skarbu, to może się z nami podzieli. Nie chciała przecież domu jako wartości materialnej.
Odetchnęliśmy z ulgą. Wizja tłuczenia wazonu była kusząca, ale każde z nas czuło się nieco lepiej, myśląc, że jesteśmy jednak, mimo wszystko, dość dobrymi ludźmi i nie posuwamy się do takich działań.
Jaki był sekret wazonu?
Pogrzeb i stypa nie były przyjemnymi doświadczeniami. Babcia dawała nam w kość, ale też walczyła o nas zawsze jak lwica i kochała bezgranicznie nasze dzieci. Była też łagodna dla naszych mężów i żon, nic więc dziwnego, że szczerze ją opłakiwano.
Przez moment zapomnieliśmy nawet o wazonie, ale po stypie uśmiech Justyny przypomniał nam, że mamy jeszcze jeden sekret do odkrycia. Pożegnaliśmy się z rodzinami i udaliśmy się do domu babci za milczącą bratową. Justyna potwierdziła nasze przypuszczenia.
– Trzeba go będzie zbić – oznajmiła. – Ma podwójne dno, ale nie da się już do niego dostać. Próbowałyśmy z babcią kilka razy, nawet zaniosłam go do kogoś, kto umie robić takie rzeczy, ale nic. Ostatni raz był wykorzystywany w ten sposób na wiosnę 1946 roku. To szmat czasu.
– Co jest w środku?
Justyna podała wazon Michałowi, a ten z całej siły roztrzaskał go o betonową posadzkę. Jeśli jacyś sąsiedzi nas teraz obserwowali, z pewnością zastanawiali się, czy wzywać policję. Wazon zmienił się w setki niewielkich odłamków, a my zobaczyliśmy wśród nich kartkę papieru.
– Ostrożnie, jest bardzo stara – uprzedziła Justyna.
Jak na komendę odskoczyliśmy od papieru. Justyna zabrała go, używając do tego jakichś niewielkich szczypiec i delikatnie przeniosła do salonu. Tam, na stole, rozłożyła plik papierów. Mariola dostała kuksańca z łokcia, tak bardzo chciałam zobaczyć papier jako pierwsza.
– Nazwiska? – przez moment nie rozumiałam.
– Jak Irena S. – siostra szybciej łączyła fakty.
Justyna znowu się uśmiechnęła. Nasza wiecznie surowa i zagniewana babcia jako młoda dziewczyna ratowała żydowskie dzieci w niemieckim szpitalu.
– Nie sama – dodała natychmiast bratowa. – Była częścią większej organizacji. Nawet nie była jedyną pielęgniarką, ale to ona mieszkała z mężem w domu pełnym nazistów. Trudno o lepsze miejsce do przechowywania danych na temat żydowskich i polskich nazwisk tych dzieci. Nikt ich nie podejrzewał, wasza babcia mówiła, że nikt nawet nie spojrzał na wazon. Byli jak niewidzialni dla ludzi, którzy zajęli ich dom. Potem te dane zostały przekazane komu trzeba, ale babcia zrobiła odpis na wypadek, gdyby ktoś się nie odnalazł albo gdyby te dane gdzieś się zapodziały. No i tkwiły w tym wazonie.
Będziemy poszukiwaczami skarbów?
– Nigdy nam o tym nie mówiła… - byłam trochę rozczarowana, a trochę smutna. – Nie miała do nas zaufania?
– Pewnie bała się o wasze bezpieczeństwo – wyjaśniła bratowa. – Mi powiedziała całkiem niedawno, gdy opowiadałam jej, że mam w głowie reportaż o różnych przykładach pomocy Polaków w czasie wojny, wiecie, nie tylko Żydom, ale też Romom, Ukraińcom i na odwrót. Taki dowód na to, że człowiek jest zawsze ponad granicami. Mówiła, że po wojnie miała zawsze sporo problemów. Otrzymała wiele pomocy od osób, którym pomogła, ale i wiele gorzkich słów od tych, którzy zawsze podejrzewali ją o kolaborację.
– I co z tym wazonem? – zagadnął mnie mąż, gdy wieczorem nieco spłakana i dość wstawiona wróciłam do domu. – Będziemy poszukiwaczami skarbów?
– Justyna będzie – odpowiedziałam. Mam nadzieję, że powiedzie jej się plan stworzenia tego reportażu i że pamięć o babci nie przepadnie.
Czytaj także:
„Miałam pachnieć jak drogie perfumy, a nie krowie łajno. Mój Rockefeller okazał się typem oderwanym od pługa”
„Myślałem, że to kobieta z moich snów, ale skrywała tajemnicę. Odwiedzili mnie starsi panowie i podali się za jej ofiary”
„Pragnęłam mieć normalną rodzinę, dostałam tylko jej nędzną atrapę. Dla męża byłam jedynie parawanem jego skrytych żądz”