Maćka poznałam podczas zabawy w klubie. Umówiłyśmy się z koleżankami na sobotę na rajd po naszych ulubionych miejscach z czasów studenckich. Teraz już wszystkie trzy pracowałyśmy i miałyśmy dużo mniej czasu na zabawę niż podczas beztroskich lat, kiedy imprezowanie często zaczynałyśmy już podczas tzw. studenckich czwartków w klubie w akademiku, a kończyłyśmy w niedzielny wieczór w naszym wynajętym mieszkanku.
Wybrałyśmy się na rajd po klubach
– Chodź Karola z nami w sobotę. Olka dostała wolne od męża, wreszcie jest okazja, żeby potańczyć jak dawniej. Zrobimy się na bóstwo i podbijemy parkiet – przekonywała mnie Angela. – Może poderwiemy kogoś fajnego – puściła do mnie oko.
– W sumie, to masz rację. Odkąd zerwałam z Tomkiem, tylko cały czas ta praca i praca. Już mam dość tabelek. Po nocach śni mi się głos naszego managera wciąż mającego pretensje o zbyt niskie wyniki sprzedaży – powiedziałam.
Oj, nie tak wyobrażałam sobie dorosłe życie. Byłam już prawie 2 lata po studiach, a tkwiłam w firmie ubezpieczeniowej, gdzie moja praca polegała głównie na przepisywaniu danych z polis do tabelek w komputerze, a wysokość pensji pozostawiała wiele do życzenia.
Dałam się przekonać na sobotę i tak jak przed kilku laty wyruszyłyśmy równo o 20:00 na miasto. Postarałam się, żeby wyglądać pięknie. Na ten dzień zafundowałam sobie ekstra sukienkę mini. Mała czarna z dużym dekoltem, który podkreślał mój imponujący biust. Zrobiłam wieczorowy makijaż i ułożyłam włosy w lekkie blond fale luźno spływające po plecach. Do tego superwysokie szpilki.
– Wyglądasz obłędnie – pisnęła Olka na mój widok. – Ja, jak sama widzisz, nieco się zapuściłam od czasów naszych szalonych studenckich wyjść.
Rzeczywiście. Oli przybyło nieco tu i ówdzie, a po jej dawnej figurze modelki pozostało niewiele śladów. Ona jako jedyna z naszej dawnej paczki wyszła za mąż i urodziła córeczkę, którą teraz zostawiła z babcią.
– Oj tam, po ciąży jesteś usprawiedliwiona. Zresztą mogę polecić ci fajną siłownię tuż koło mojego biura. Mają niedrogie karnety i świetnych trenerów personalnych – powiedziałam.
– Jasne, jasne. Pomyślę o tym. Ale teraz chcę świetnie się bawić. Jako świeżo upieczona mama, mam naprawdę niewiele okazji do tego – szepnęła z jakąś nutką smutku w głosie. – Przekonacie się, gdy wyjdziecie za mąż.
Na tym skończyłyśmy jednak egzystencjalne rozważania i wsiadłyśmy do zamówionej taksówki. Na miejscu zamówiłyśmy nasze ulubione drinki, żeby nieco się rozluźnić i zaczęłyśmy z zaciekawieniem rozglądać się po lokalu.
Maciek od razu mnie zaintrygował
Już wtedy zauważyłam przystojnego bruneta siedzącego ze znajomymi na jednej z kanap. Śmiał się głośno i tłumaczył coś zgromadzonym. Chyba długo się w niego wgapiałam, bo uchwyciłam jego spojrzenie i uśmiech.
Po chwili podszedł do mnie i poprosił do tańca, a ja poczułam zapach dobrych męskich perfum. Otaksowałam go wzrokiem. Drogie ubranie, zadbane włosy i ręce, eleganckie skórzane buty. Od razu pomyślałam, że ten chłopak musi być nieźle ustawiony. Przetańczyliśmy prawie całą noc, a ja zupełnie zapomniałam o koleżankach, z którymi przyszłam na imprezę.
– Oj Karola, Karola. Przecież to miał być babski wieczór – Angela dała mi kuksańca, gdy na chwilę spotkałyśmy się przy barze. – Ale wybaczam ci. Ten facet jest naprawdę niezły.
Widok eleganckiej terenówki prosto z salonu samochodowego też zrobił na mnie wrażenie. Nad ranem Maciek odwiózł mnie do domu i wręczył wizytówkę ze swoim numerem telefonu.
– Zadzwoń. Było super. Dzięki za świetny wieczór – uśmiechnął się, odprowadzając mnie do drzwi bloku, całując lekko w policzek i machając ręką na pożegnanie.
Nie będę kłamać, że miałam wielką ochotę zaprosić go do siebie. On jednak tego nie zaproponował, a mnie było głupio pierwszej wyjść z zaproszeniem.
– No i co? Ten chłopak z klubu już pojechał czy jeszcze jest u ciebie? – Angela zadzwoniła w niedzielę wieczorem.
– Pożegnałam się z nim koło 5 rano przed blokiem – odpowiedziałam.
– Co? Nie wierzę ci. Nie zgrywaj się. Widziałam, że między wami aż iskrzy – nieco piskliwy głos koleżanki wbił mi się w ucho
– Serio. Pożegnał się i zostawił mi wizytówkę. Mam zadzwonić – nie wiem, czy moja rozmówczyni w ogóle mi uwierzyła, ale zmieniła temat.
Gdy Angelika się rozłączyła, wyjęłam z torebki kartonik, który zostawił mi Maciek. Maciej W. i numer telefonu. Hmm… Żadnych więcej informacji. Myślałam, że dowiem się, gdzie pracuje i na jakim stanowisku, a tu nic.
Zaczęliśmy się spotykać
Wytrzymałam do środy i zadzwoniłam. Maciek bardzo się ucieszył i umówiliśmy się na piątek do kina. Potem były wyjścia do luksusowych restauracji, na kręgle i kolejne randki. Po kilku spotkaniach zaprosiłam go na kolację do siebie.
– Bardzo przytulne mieszkanko – powiedział, gdy przekroczył próg i wręczył mi ogromny bukiet herbacianych róż, butelkę drogiego wina i czekoladki. – Tylko tak tu nieco ciasno.
– Kawalerka 30 m2, na razie ją wynajmuję. Jeszcze nie stać mnie na kredyt – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Tego dnia Maciek został u mnie na noc, a rano obudził mnie zapach świeżo zaparzonej kawy i jajecznicy.
– Kocham jajecznicę. A ty? Najlepsza jest ze świeżych jajek i ze szczypiorkiem, ale zrobiłem ją z tych, które były w lodówce.
O co mu chodzi z tymi jajkami? Przecież kupiłam je wczoraj w sklepie na dole. Nic jednak nie powiedziałam, tylko wzięłam filiżankę z kawą i wypiłam duży łyk. Z Maćkiem spotykaliśmy się głównie w weekendy, ale rozumiałam, że na co dzień jest dość zajęty. Szybko zauważyłam, że pieniędzy na pewno mu nie brakuje.
Świetny samochód, eleganckie ciuchy z najnowszych kolekcji, luksusowe perfumy, drogie gadżety. Zabierał mnie w wiele miejsc, na które dotychczas nie mogłam sobie pozwolić. Kupował też całkiem fajne prezenty. Do kwiatów dochodziła biżuteria, kosmetyki, bielizna.
Nawet zafundował mi wyjazd na weekend do hotelu Spa na Mazurach. Dotychczas na wycieczki i wyjazdy raczej składaliśmy się z moimi facetami po połowie, a Maciek w ogóle nie chciał o tym słyszeć. Na miejscu płacił wszystkie rachunki, kupował bilety i pamiątki dla mnie.
Mój chłopak miał gest
– To chyba twój prywatny Rockefeller – podśmiewała się Angela, gdy opowiadałam jej o randkach i geście mojego chłopaka. – Ale czym on się zajmuje? Jest jakimś prezesem?
Sama byłam ciekawa, bo Maciej nic nie mówił o swojej pracy. Po jakichś trzech miesiącach straciłam cierpliwość. W ogóle nie podłapywał aluzji, gdy opowiadałam o swoim zajęciu w biurze, znienawidzonej szefowej i sprzedaży polis ubezpieczeniowych, oczekując, że odwdzięczy się czymś podobnym.
– Czym ty właściwie się zajmujesz? Bo w ogóle o tym nie mówisz. Jesteś jakimś tajnym agentem czy co? – próbowałam zażartować.
Maciek spoważniał i powiedział, że w przyszły weekend mi pokaże.
– Zabierz coś wygodnego i pojedziemy do moich rodziców. Mieszkam około 60 km od W. – powiedział.
– Czyżby jego rodzice byli jakimiś lokalnymi przedsiębiorcami? Może mają dobrze prosperującą firmę? – zastanawiałam się w rozmowie z koleżanką, która wpadła do mnie posiedzieć przy lampce wina.
Maciek przyjechał w sobotę już o 8:00 rano i zabrał mnie w podróż.
– Fajnie, że poznam twoich rodziców. Kupiłam dla twojej mamy ciasto w pobliskiej cukierni. Mam nadzieję, że lubi sernik? – dopytywałam nerwowo.
– Pewnie, że lubi. Ale niepotrzebnie kupowałaś. Mama piecze pyszny z naszego własnego sera.
– Zajmujecie się produkcją nabiału? – zapytałam zdziwiona.
– Też – odpowiedział i skupił się na drodze.
Ja po pewnym czasie nieco przysnęłam. Obudziło mnie lekkie szturchanie w ramię.
– Karolina, wstawaj. Jesteśmy na miejscu – w mój zaspany umysł zaczęły sączyć się słowa.
Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że jesteśmy na podjeździe jakiegoś dużego domu. Wokół ciągnęło się kilka długich budynków, a w przestrzeni ogrodzonej siatką biegały kury.
– Gdzie my jesteśmy? – zapytałam, przecierając zaspane oczy.
Mój chłopak nie jest żadnym prezesem
– U mnie na gospodarstwie. Jestem rolnikiem. Prowadzę interes razem z rodzicami i starszym bratem – odpowiedział.
W tej chwili na spotkanie wyszła mama Maćka.
– Jak miło mi cię poznać. Mój syn tyle nam o tobie opowiadał – powiedziała swobodnie i podała mi dłoń.
A mnie za to nic a nic o pani. Ale oczywiście tego nie powiedziałam, tylko odwdzięczyłam się najpiękniejszym uśmiechem na jaki było mnie stać w tej sytuacji. Okazało się, że Maciek prowadzi duże gospodarstwo zajmujące się uprawą i hodowlą krów.
– Nasze stado mleczne liczy prawie 500 sztuk – opowiadał mi po obiedzie, oprowadzając mnie po swoich włościach. – To są wysokomleczne rasy. Widzisz ten budynek tam w oddali? To kolejna obora, którą budujemy. Chcemy zwiększyć hodowlę. A dam dalej jest kiszonka.
– No tak – odpowiedziałam, bo nic innego nie przyszło mi do głowy.
Nie będę kłamać, że nie tak wyobrażałam sobie biznes Maćka. Myślałam, że mają jakiś zakład produkcyjny czy coś takiego. A tu proszę bardzo. Rolnik z krwi i kości. Do tego zafascynowany tą swoją hodowlą. Chociaż trzeba przyznać, że te budynki były nowoczesne i imponujące. Maciek tłumaczył mi cały proces udoju, to jak działa automatyka i zlewnia mleka. Cały czas miałam jednak w głowie mętlik.
Jak mam wiązać dalszą przyszłość z Maćkiem, to zostanę kim? Rolniczką? Przecież ja się na tym kompletnie nie znam. Nawet nie mam rodziny na wsi. Żadnej babci, ciotki czy wujka, do których jeździłabym w wakacje i pomagała karmić kury.
W niedzielę wybraliśmy się na spacer na łąki.
– Patrz, tam w oddali znajduje się nasze stado mięsne. Te krowy praktycznie cały rok mieszkają na dworze. Mają tylko zadaszenie na wypadek deszczu i większych mrozów – pokazywał mi.
Łąka była ogrodzona drutem z podłączonym prądem.
– To jest ochrona, żeby nie uciekły. Ale spoko, one są bardzo łagodne. Chcesz wejść i którąś pogłaskać? – zapytał, a w jego oczach zaświeciły się iskierki.
Widać, że on kocha swoją pracę
Te zwierzęta traktuje niczym swoją drugą rodzinę. Czy ja jestem jednak na coś takiego gotowa? Myśli w mojej głowie galopowały z prędkością światła. Wdepnęłam w krowie łajno. Czy tak ma wyglądać moja przyszłość?
Dałam się jednak przekonać i weszliśmy na łąkę. Nagle poczułam pod nogami coś miękkiego i śliskiego. Zanim zorientowałam się o co chodzi, mój chłopak zaczął się głośno śmiać. A ja poślizgnęłam się i wywróciłam jak długa, lądując w krowim łajnie. Teraz miałam ubrudzone nie tylko moje nowiutkie sneakersy, ale i całe jeansy. Do tego poczułam dziwny zapach, który coraz bardziej wgryzał mi się w nos.
Podniosłam się i spojrzałam na Maćka, który na chwilę zamarł, nie wiedząc, jaka będzie moja reakcja. A ja nagle zaczęłam histerycznie się śmiać. Miałam takie wielkie plany. Chłopak prezes rodzinnego przedsiębiorstwa w eleganckim garniturze, a nie oderwany od przysłowiowego pługa gospodarz. Ja wystrojona w najmodniejsze ciuchy i pachnąca francuskimi perfumami. A tu co? Zapach krowiego łajna jeszcze bardziej rozchodził się wokół, a ja nie wiedziałam zupełnie, co z tym zrobić.
Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam przepiękne krajobrazy. Idealna cisza, łąki, w oddali las mieniący się pierwszymi kolorami jesieni. Sielsko i anielsko. Wtedy podjęłam decyzję. A co tam, wchodzę w to. Zobaczymy, jak nasz związek się rozwinie. Najwyżej nauczę się doić krowy. Chociaż przy tej technice, to chyba nie aż takie trudne.
Czytaj także:
„Mimo choroby nie chcę od razu kłaść się do trumny. Mąż się mnie wstydził, więc zostawiłam go dla innego”
„Mąż był królem domu, a ja gosposią uganiającą się za bandą dzieci. Miałam dość. Spakowałam walizki i uciekłam”
„Dałem synowi dom i dochodowy biznes, a on to zaprzepaścił. Wciska mi tanie frazesy, że pieniądze szczęścia nie dają”