„Po śmieci żony załamałem się i nie umiałem utrzymać rodziny. Było mi wstyd, że moje córki mają takiego nieporadnego ojca"

Nie umiałem utrzymać swojej rodziny fot. Adobe Stock, andranik123
„Przecież dziewczynki musiały się uczyć. O jedzeniu nie wspomnę, bo od kilku dni już jadły ryżankę na przemian z kanapkami z dżemem. Odkąd żona zmarła, po prostu sobie nie radzę".
/ 16.01.2023 08:43
Nie umiałem utrzymać swojej rodziny fot. Adobe Stock, andranik123

– Dziękujemy bardzo, w razie potrzeby skontaktujemy się z panem – usłyszałem.

– Dziękuję, do widzenia – odpowiedziałem, uśmiechając się sztucznie.

Nie wiem, która to już była rozmowa kwalifikacyjna, bo dawno przestałem je liczyć. Przestałem też mieć nadzieję, że w końcu gdzieś mnie zatrudnią. Gdziekolwiek. Wszędzie słyszałem bowiem to samo: „oddzwonimy”, „tak, skontaktujemy się” itp.

Po takich spotkaniach czułem się zawsze jak zbity pies

Mój telefon od dwóch miesięcy uparcie milczał i byłem już naprawdę bliski załamania. Miałem przecież, jak każdy, rachunki do opłacenia. A do tego w domu czekały na mnie dwie córki nastolatki. Ich losem przejmowałem się najbardziej.

„Jak tak dalej pójdzie, to niedługo odetną nam światło” – myślałem zrozpaczony.

A przecież dziewczynki musiały się uczyć. O jedzeniu nie wspomnę, bo od kilku dni już jadły ryżankę na przemian z kanapkami z dżemem. Płakać mi się chciało ze wstydu, że mają takiego nieporadnego ojca…

Odkąd Ania, moja żona, odeszła na zawsze, po prostu sobie nie radzę. Nie mam żadnych oszczędności, wydałem wszystko, co miałem i pożyczyłem. I gdyby nie dziewczynki, chętnie skoczyłbym z mostu, żeby sobie ulżyć. Na szczęście mam mądre dzieci, które wspierają mnie na każdym kroku. Ewa to nawet ostatnio skserowała sobie ćwiczeniówkę do angielskiego, żeby nie prosić mnie o pieniądze, których zresztą nie mam.

– Tatku, nie martw się… – zagadnęła wieczorem, widząc moje załamanie.

– Eee, daj spokój – mrukąłem.

– Przykro mi, że nie dostałeś tej pracy – szepnęła i cmoknęła mnie w policzek.

Aż mi się łza w oku zakręciła, szybko więc odwróciłem głowę, żeby córka tego nie zauważyła. I tak było niemal co wieczór.

Chciało mi się wyć

Bo to ja powinienem pocieszać dzieci, a nie one mnie. Rano dałem dziewczynom resztki mleka z płatkami, a do szkoły po jabłku. Potem włożyłem garnitur i ruszyłem na kolejną rozmowę. Gdy szedłem przez miasto, poczułem się nagle tak głodny, że aż mi się słabo zrobiło. Kupiłem sobie bułkę, żeby nie zemdleć.

„Chyba schudłem” – pomyślałem, przeglądając się w wystawie sklepu. „Ta marynarka niedawno ledwie się dopinała, a teraz… wisi na mnie”.

Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni po telefon i nagle… wyciągnąłem z niej 100 złotych! Boże, jak ja to mogłem przegapić?! Nie wierzyłem własnym oczom! Stałem przez chwilę na ulicy i oglądałem banknot z każdej strony.

„To znak” – pomyślałem.

Wiedziałem, że Ania nad nami czuwa. Znów zachciało mi się żyć. Kolejna rozmowa i nic. Po wszystkim pojechałem na zakupy. Miałem stówę! Nasze potrzeby wyraźnie przerastały fundusz, jakim dysponowałem, ale na podstawowe produkty starczyło. Gdy córki wróciły ze szkoły, czekał na nie ciepły obiad i ojciec w dobrym humorze.

– O rany, a co tu się dzieje? – zdziwiła się Kasia.

– Chyba odwiedziły nas jakieś elfy. – zażartowała Ewcia.

– Super, że znów się uśmiechasz, tatku.

– Miałem dzisiaj chwilowy fart, znalazłem w starej marynarce stówkę i stąd mój dobry humor – odpowiedziałem, odcedzając ziemniaki.

Wieczorem przyszedł sąsiad

Zapytał, czy chcę mu pomóc w układaniu płytek u klienta. Taka dwudniowa fucha. Od razu się zgodziłem.

„Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma” – uznałem.

Podreperowało to trochę nasz budżet (zwłaszcza, że sąsiad zapłacił mi zaliczkę), ale nie na tyle, by móc odetchnąć z ulgą. Dalej chodziłem na rozmowy i wciąż słyszałem tylko: „skontaktujemy się z panem”. Znów siadł mi humor.

„Zima za pasem, Kasia ma za krótkie rękawy w kurtce, a Ewa nie ma butów” – panikowałem.

Zarobione u sąsiada pieniądze szybko się rozeszły.

– Tatku, proszę – powiedziała pewnego dnia Ewcia, podając mi stówkę.

– Skąd ją masz? – zapytałem.

– Czy to ważne, bierz – uśmiechała się podejrzanie.

– Nie żartuj, mów skąd masz pieniądze?

– Znalazłam… – odpowiedziała i położyła banknot na stole.

– Ewa! – podniosłem głos.

– No, co? Nie martw się, nie ukradłam.

– No no, chyba nie tak cię wychowałem – zdenerwowałem się.

– Pewnie, że nie. Ty nie możesz znaleźć pracy, to ja ją znalazłam.

– Co takiego?! Gdzie? – byłem w szoku.

I od razu w mojej głowie pojawiły się czarne scenariusze

Tyle się przecież teraz słyszy o wykorzystywaniu dziewcząt. Byłem pewny, że trafiła do jakiegoś podejrzanego klubu i Bóg wie, co tam robi. Przyjrzałem się uważnie córce i zauważyłem nagle, że moja mała, niewinna Ewcia dawno zniknęła. Zdałem sobie sprawę, że stoi przede mną prawie dorosła kobieta.

– Na litość boską, dziecko, skąd masz te pieniądze? – byłem na skraju wytrzymałości.

– Ale po co te nerwy, tato?

– Ewa, czy ty…? – zacząłem i utknąłem w pół zdania.

– Co ja? – zapytała zdziwiona.

Nie wiedziałem, jak mam ją o to zapytać. Na szczęście wtrąciła się Kaśka:

– Oj, tato. Co to za praca, Ewka jest hostessą, stoi co weekend w marketach z kosmetykami.

Gdy to usłyszałem, kamień spadł mi z serca. Ale też zrobiło mi się potwornie głupio.

„Jak ja mogłem podejrzewać o… Moją Ewcię”.

Spuściłem głowę, łzy stanęły mi w oczach

– Tato, tato, co ci jest? – pytała Ewa. – Tato, powiedz coś. – prosiła.

Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa, dlatego przytuliłem ją mocno. Trwaliśmy tak chwilę w uścisku, a gdy ochłonąłem, zdołałem wyjąkać:

– Dziękuję kochanie, ale pamiętaj, że dla ciebie najważniejsza powinna być nauka. To ja muszę zadbać o was i o dom. Nie chcę, żebyś zawaliła szkołę.

– Nie martw się, da się to pogodzić – odparła z uśmiechem.

Mnie nie było do śmiechu. Czułem się głupio. Z powodu moich podejrzeń, ale i dlatego, że moje dziecko musiało iść do pracy, bo ja nie umiałem jej znaleźć. Zdołowało mnie to jeszcze bardziej. Choć z drugiej strony, byłem też dumny z córki, że jest taka dojrzała i odpowiedzialna.

W środę odebrałem telefon

Przyjęli mnie do pracy! Miałem sprzedawać w sklepie hydraulicznym. Radości nie było końca. Kolejne tygodnie przypominały wygrzebywanie się z bagna. Zacząłem pracę, oddałem pożyczone pieniądze, zapłaciłem rachunki. Kupiłem dziewczynom ubrania na zimę, choć Ewka też nie żałowała swoich oszczędności. Minął strach o byt, o jutro…

Cieszę się, że mam tę robotę, bo nigdy nie umiałem prosić o pieniądze, czy pójść do MOPS-u po pomoc. Dla moich córek byłem już jednak gotów niemal żebrać pod kościołem. Jestem ojcem i to na mnie spoczywa obowiązek utrzymania rodziny. Na szczęście los się do mnie uśmiechnął. I znów wzeszło słońce.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA