Myślałem, że to ja jestem osobą mało zaradną i rozgarniętą, ale wychodzi na to, że moja żona mnie w tym przebija. Nie sądziłem, że będzie aż tak uzależniona od swoich rodziców i domu rodzinnego. Jak mamy rozpocząć nasze normalne życie, skoro jesteśmy uwiązani jak na smyczy? Tak przecież nie da się żyć! Moja żona musi to wreszcie zrozumieć. Inaczej nie wyobrażam sobie normalnego funkcjonowania w takim układzie.
Mogłem z nią góry przenosić
Na początku naszego małżeństwa byłem bardzo zadowolony. Moja żona, Oliwia, była ideałem kobiety. Nic dziwnego, że się w niej zakochałem. Wydawała się taka zaradna i myślałem wtedy, że z nią mogę góry przenosić.
Na początku związku dużo rozmawialiśmy o tym, jaka jest nasza wizja szczęśliwego małżeństwa i rodziny. Bardzo chcieliśmy podróżować, marzyliśmy też o tym, by samodzielnie wyremontować nasze przyszłe mieszkanie. Wszystko wydawało się jak z bajki. Ale... niestety los odmienił się na gorsze praktycznie tuż po ślubie. I wtedy zaczęło się gadanie...
Po zawarciu małżeństwa wprowadziliśmy się do lokum niedaleko moich teściów, czyli rodziców Oliwii. Początkowo mnie to cieszyło, bo łatwiej jest wejść w dorosłe życie, gdy ma się wsparcie i można liczyć na pomoc. Szczególnie że ojciec mojej żony zaoferował się z pomocą w remoncie przyszłego mieszkania, które już niebawem mieliśmy kupić. Nawet mieliśmy już na oku jedno osiedle i trzeba było tylko złożyć papiery o kredyt. I wtedy zaczęło się gadanie...
— A po co się od razu pakować w takie zobowiązanie na kilkadziesiąt lat, dzieci! — biadoliła teściowa.
— Mamusiu, a skąd niby mamy wziąć pieniądze na własne lokum? — zapytała Oliwia, a ja jej przytaknąłem.
— A źle wam tutaj? — oburzyła się mama Oliwki. — Przecież możecie, póki co mieszkać tu na wynajętym, my jesteśmy blisko, a za kilka lat już odłożycie na coś swojego, my się dorzucimy. No, i jak? Nie lepiej tak zrobić?
Niechętnie, ale przystaliśmy na tę propozycję. Miało to być rozwiązanie „na chwilę”. Zwłaszcza że ja właśnie miałem problemy w pracy i moja zdolność kredytowa była pod znakiem zapytania.
Zaczęło się niewinnie
Kolejne miesiące przyniosły mi jednak nieoczekiwany zawód. Chociaż zaczęło się pozornie niewinnie. Pralka odmówiła nam posłuszeństwa i do czasu wymiany przez właściciela mieszkania na nowszy model musieliśmy korzystać z pomocy teściów. Pewnego dnia Oliwia zdecydowała się na nietypową misję – przewiezienie góry brudnej bielizny i sterty ubrań do prasowania do domu swojej matki.
— Czy potrzebujesz pomocy z tymi torbami? — zapytałem, gdy zobaczyłem, jak żona stara się zręcznie wrzucić wszystko do samochodu.
— Nie, dam sobie radę — odparła, uśmiechając się do mnie. — Zresztą, musisz zostać w domu. Przecież musisz coś robić w ciągu dnia.
Poczułem się trochę pominięty, ale próbowałem jednak ukryć swoje uczucia: — Oczywiście, kochanie. Zrób, co trzeba, a ja zajmę się sobą.
Teściowa spakowała nam połowę lodówki
Gdy wreszcie usiadłem wygodnie z książką, zaczęło dziać się coś nieoczekiwanego. Telefon zadzwonił, a na ekranie pojawiło się imię mojej teściowej, Heleny.
— Cześć, jak się masz? — odezwała się serdecznie.w słuchawce — Dzisiaj coś ugotuję, może wpadnij na obiad? Oliwka i tak już tu jest.
— Oczywiście, z przyjemnością wpadnę. Dzięki — wtedy jeszcze potraktowałem tę propozycję jako miłą i fajną odmianę. Obiad toczył się swoim naturalnym torem. Ale po zakończonym posiłku teściowa spakowała nam do torby chyba połowę swojej lodówki.
— Mamo, daj spokój! — zaprotestowałem, ale po minie Oliwii widziałem, że jest zadowolona, więc dałem za wygraną. Wyszliśmy z ciężkimi torbami, pełnymi słoików, pudełek, kartoników. Tak jakbyśmy sami nie mieli nadmiaru jedzenia...
Rozleniwiła się na dobre!
W kolejnym tygodniu podobna sytuacja. Nawet gdy w końcu właściciel wynajmowanego mieszkania dostarczył nam pralkę, Oliwia cały czas chodziła do swojej mamusi. Z praniem, z prasowaniem... A wychodziła od niej z całymi tobołami. Doszło do tego, że nic nie gotowaliśmy, bo tego wszystkiego w lodówce było zatrzęsienie.
Czy mi to przeszkadzało? Jasne, że tak. Bo w pewnym momencie zacząłem czuć się tak, jakbym był w związku z teściową, bo ona dba o mnie bardziej od żony. Oliwia przestała robić cokolwiek. Tak jak dotychczas dzieliliśmy się obowiązkami po połowie, tak w tamtym momencie żona rozleniwiła się na dobre! Podzieliłem się z nią moimi obawami.
— Rozumiem, że mama chce nam pomóc, ale to zaczyna wpływać na naszą relację i dom — powiedziałem.
Oliwia westchnęła i spojrzała na mnie zasmucona.
— Masz rację. Może trochę przesadziłam z proszeniem mamy o pomoc. Ale przecież to wszystko dla naszego dobra.
— Ale czy naprawdę to dla naszego dobra? Serio tak to odbierasz? Czuję się, jakbym tracił swoją rolę w naszym związku. Bo przecież to ja jestem mężczyzną, twoim partnerem. Chciałbym, żebyśmy znowu razem zajmowali się naszym życiem, a nie tylko korzystali z gotowych rozwiązań od mamy. I żeby to poniekąd ona sterowała naszym życiem.
Żona spojrzała na mnie oburzona. Chyba nie do końca spodziewała się takich uwag z mojej strony. Wzruszyła ramionami z wyrazem niezadowolenia.
— Dla mnie to tylko pomoc. Nie widzę w tym nic złego. Poza tym, dlaczego tak bardzo przeszkadza ci to, że mama chce nas wspierać?
— Bo to przestało być pomocą, a stało się kontrolowaniem. Nie rozmawiamy o tym, co chcemy, tylko dostajemy gotowe rozwiązania od mamy. Chcę, żebyśmy razem podejmowali decyzje, żebyś ty i ja byli równie zaangażowani w organizację naszego życia.
Czyżbym przestał się już dla niej liczyć?
Pokłóciliśmy się na dobre. Do tego stopnia, że przestaliśmy się do siebie odzywać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że moja żona coraz więcej czasu zaczęła spędzać w domu rodzinnym. Siedziała tam całymi popołudniami. Często siedziała tam całymi popołudniami, wracając do domu tylko na chwilę, by potem znów zniknąć. A ja? Czyżbym przestał się już dla niej liczyć?
Na moje próby wyjaśnienia sytuacji żona reagowała alergicznie:
— Każda rozmowa kończy się kłótnią. Może lepiej, żebyśmy po prostu dali sobie spokój?
Uderzyło mnie to pytanie. Czy ona chciała się poddać i przestać walczyć o nasze małżeństwo? Czy bardziej zależało jej na relacjach z matką niż z własnym mężem, z którym dzieliła życie?
— Nie chcę, żebyśmy się poddawali. Kocham cię, Oliwio, i nie chcę stracić tego, co między nami było — powiedziałem, starając się przekazać jej uczucia, które tłumiłem w sobie. Ale ona tylko wzruszyła ramionami i znowu odwróciła wzrok:
— Nie mam siły na to wszystko. Może lepiej, żebyśmy się trochę od siebie odpoczęli. Ja wrócę do rodziców... Niech każde z nas znajdzie swoje miejsce.
Wiem, że teraz muszę podjąć decyzję.
Czuję, że ją tracę, a jednocześnie nic nie potrafię z tym zrobić. Z drugiej strony... Czy naprawdę chciałam trwać w związku z tak niedojrzałą osobą? Z dzieckiem, które nie potrafi sobie poradzić bez wsparcia matki w nawet najdrobniejszych życiowych obowiązkach?!
Wiem, że teraz muszę podjąć decyzję, czy zaryzykować i walczyć o naszą miłość, czy może zgodzić się na to, żebyśmy oboje odeszli w różne strony.
Czytaj także:
„Życie z Henrykiem było nudne, więc zapragnęłam odrobiny szaleństwa. Zraniłam męża i nie wiem, co robić, by mi wybaczył”
„Wykupiłem dla siebie i żony wczasy. Wściekła się, że wydałem tyle kasy na przyjemności. Cóż, pojadę z kochanką”
„Nasz wyjazd okazał się przekrętem. Niech nasza podróż będzie przestrogą dla innych”