„Po ślubie mamy zamieszkać z teściami. Boję się, że będą zaglądać mi do szuflad i komentować jakie noszę majciochy”

Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, fizkes
„Po ślubie mam przeprowadzić się do rodzinnego domu przyszłego męża i czuję przerażenie. Koleżanki uświadomiły mi, że teściowa może zaglądać mi nie tylko do garów, ale i grzebać w szufladzie z majtkami. Czy dam radę wytrzymać takie wścibstwo w imię oszczędzania na własny dom?”.
/ 29.03.2024 13:15
Zmartwiona kobieta fot. iStock by GettyImages, fizkes

Ostatnio prześledziłam wpisy na pewnym forum internetowym, gdzie synowe żalą się na wredne teściowe i jestem przerażona. W kolejnych wypowiedziach przeplatają się wątki o tym, jak to nadopiekuńcze mamusie wparowują rano synom i ich żonom do sypialni bez pukania, podsłuchują pod drzwiami rozmowy telefoniczne, wychodzą za synowymi do ogrodu, żeby sprawdzić, co te akurat robią. Dopytują się o powody wyjazdów, śledzą godziny powrotów i dyskutują o nich przy wspólnych obiadach.

Naczytałam się o wścibskich teściowych 

Jedna dziewczyna żaliła się nawet, że jej teściowa już przechodzi samą siebie. Regularnie grzebie w jej śmieciach. Mieszkają w domku jednorodzinnym i kosze na podwórku mają wspólne. Ponoć znalazła w jednym z worków kilka ubrań i stwierdziła z przekąsem, że skoro są tacy bogaci, to może zaczną więcej dokładać się do rachunków. A nie żyją na czyjś koszt i wyrzucają jeszcze całkiem dobre rzeczy, nie szanując ciężkiej pracy rodziców. To już było naprawdę duże przegięcie.

Nad lekturą spędziłam dobre trzy godziny – tak bardzo mnie wciągnęła – i przyznam szczerze, że poczułam się zwyczajnie przerażona. Dlaczego? Bo za dokładnie pół roku mamy z Tomkiem wyznaczoną datę ślubu. Sala, zespół, fotograf i catering są już zarezerwowane. Teraz dopinamy ostatnie formalności. Potem tylko wesele z tańcem w takt naszej ulubionej piosenki „Make You Feel My Love” Adele, szalona impreza do białego rana i podróż poślubna.

Boję się jednak, że po powrocie zaczną się prawdziwe schody. W planach mamy bowiem… zamieszkanie wspólnie z teściami. Wprawdzie to ma być osobne mieszkanie na górze, ale wpisy niezadowolonych synowych oświeciły mnie, że tzw. pięterka w domu jednych lub drugich rodziców w żadnym wypadku nie można traktować jako własnego lokalu.

Na forum pisało mnóstwo dziewczyn, które, dokładnie tak samo jak ja, uwierzyły, że oddzielna kondygnacja to po prostu dwa różne mieszkania. Tyle że w jednym budynku. Błąd. Dom jednorodzinny to nie blok i własna kuchnia czy łazienka wcale nie załatwiają sprawy międzypokoleniowych zatargów.

Teściowa będzie tam u siebie

Przerażona wizją wścibstwa teściowej zaglądającej do moich garnków, budzącej nas w niedzielę o szóstej rano, żeby wspólnie wybrać się na pierwszą mszę w kościele, komentującej czystości okien i zapach płynu do płukania postanowiłam przegadać sprawę z Baśką, czyli moją przyjaciółką od czasów przedszkola.

Przyznam, że liczyłam na pocieszenie. Coś w stylu poklepania po głowie i powiedzenia, że wszystko będzie super, a ja niepotrzebnie panikuję. Srogo się jednak rozczarowałam, bo reakcja mojej najlepszej koleżanki była zgoła inna.

– Wiesz Paula, naprawdę nie chciałam cię przerażać, ale ten wasz pomysł z zamieszkaniem u rodziców Tomka uważam za totalną głupotę. Ja na pewno nie wkopałabym się w coś takiego. Co wam w ogóle odbiło, że chcecie wrócić pod skrzydła opiekuńczej mamusi? – powiedziała koleżanka, pakując sobie do ust duży kawałek ciacha, przy którym prowadziłyśmy naszą rozmowę.

– A co mamy zrobić? Widzisz, że niemal całą moją pensję pakujemy w wynajem i rachunki. Jak w taki sposób mamy coś odkładać? Owszem, może Tomek nie zarabia najgorzej, ale w tym tempie, to kiedy my niby odłożymy na wkład własny? Wiesz, że na pomoc finansową rodziców nie mamy co liczyć – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

– Wiem, wiem. Mnie łatwo mówić, bo jestem w nieco innej sytuacji. Ta kawalerka po babci spadła mi jak z nieba. Jak to się mówi, ciasna, ale własna – przyjaciółka nieco zmieniła front, a ja się zamyśliłam.

Zjadłyśmy naszą ulubioną karpatkę i dopiłyśmy kawę, spoglądając jednocześnie jednym okiem na jakiś program lecący właśnie w TV. No nie, to chyba wszechświat zebrał wszystkie siły, żeby ostrzec mnie przed podjęciem złej decyzji.

Motywem przewodnim odcinka był bowiem… konflikt pomiędzy synową a teściową. Ta pierwsza właśnie urodziła dziecko i marzyła się jej odrobina prywatności tylko we trójkę. Teściowa czuła się jednak panią całego domu i niemal całe dnie spędzała w towarzystwie wnuczka, nie reagując na delikatne sugestie młodych, że mogłaby zostawić ich, chociaż na chwilę samych. I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie?

– Ale one mają wspólną kuchnię i kłócą się o gary – próbowałam przetłumaczyć sama sobie, ale Basia jedynie popukała się w głowę.

– Przecież sama widzisz, że nie o kuchnię tutaj chodzi. Ta kobieta czuje się w całym domu u siebie i nie ma najmniejszej ochoty, żeby zmieniać swoje przyzwyczajenia tylko, dlatego że syn przyprowadził sobie jakąś małolatę – palnęła, zanim bardziej się zastanowiła. – Sorry, nie mam przecież na myśli ciebie. Wy z Tomkiem to co innego. Już tyle lat jesteście razem, od dawna planujecie ślub, pierścionek zaręczynowy nosisz na palcu prawie trzy lata.

Przyjaciółka próbowała mi przetłumaczyć, że nie miała nic złego na myśli, ale mój humor wcale się nie poprawił. Po wyjściu Baśki zaczęłam analizować na zimno swoją sytuację i zastanawiać się, czy dobrze zrobiłam, godząc się na tę przeprowadzkę.

Pięterko u rodziców

No, ale dalsze wynajmowanie drogiego mieszkania równałoby się z brakiem możliwości odkładania oszczędności. Tomek już od dawna przekonuje mnie do wprowadzenia się do jego rodziców.

– Przecież są te 2 pokoje z kuchnią i łazienką na górze, które wcześniej zajmowała Agata z mężem. Oni całkiem dobrze dogadywali się z mamą i gdyby Bartek nie dostał zagranicznego kontraktu na pięć lat, najpewniej wcale by się nie wyprowadzali – już wiele razy przekonywał mnie narzeczony. – Dom rodziców znajduje się tylko kilka kilometrów za miastem, spokojnie oboje możemy dojeżdżać do pracy.

Jego argumenty jednak mnie nie przekonały. Długo opierałam się jego pomysłowi, twierdząc, że takie wspólne mieszkanie dwóch pokoleń pod jednym dachem nigdy nie wychodzi dobrze dla związku.

– Nie czułbyś się tam bardziej skrępowany niż w naszej kawalerce? Nie brakowałoby ci naszych kolacyjek przy świecach, wspólnych kąpieli z szampanem, nasiadówek ze znajomymi przy planszówkach do późnych godzin nocnych czy chociażby smażenia niedzielnej jajecznicy w samej bieliźnie? Chyba nie sądzisz, że przy twojej mamie będziemy czuć się równie swobodnie? – przekonywałam, a mój chłopak zawsze przyznawał mi rację.

Teraz sytuacja nieco się pokomplikowała. Ceny cały czas rosną, a właściciel już trzeci raz z rzędu podniósł nam wysokość czynszu. Oboje jesteśmy dopiero tuż po studiach i nie zarabiamy kokosów. Ja pracuję w hotelu na recepcji, a Tomek w dziale marketingu niewielkiej firmy. Mamy szansę na jakiś tam rozwój. Ja jestem po turystyce i nie chcę do końca życia siedzieć za ladą, meldując kolejnych gości. Narzeczony też myśli o zmianie pracy.

Ale na razie z pieniędzmi jest u nas krucho i te dwa tysiące, które wydajemy na wynajem, byłoby dużym odciążeniem naszego budżetu. W końcu podjęliśmy więc decyzję, że po ślubie wprowadzimy się do rodziców Tomka. Zwłaszcza że to mieszkanie u góry stoi puste. Wystarczy jedynie nieco je odświeżyć. Zostały tam nawet meble, lodówka, pralka i inne urządzenia AGD.

Przetłumaczyłam sobie, że to przecież jest jak w bloku. Teściowie byliby dla nas jedynie takimi sąsiadami z dołu, z którymi spotykalibyśmy się na wspólnej klatce schodowej czy podwórku. Jednak teraz już nie jestem taka pewna. W końcu mnóstwo tych narzekających synowych myślało dokładnie tak samo jak ja, a mimo to wspólne mieszkanie okazało się dla nich prawdziwym piekłem. Czy tak będzie też w naszym przypadku?

Mogą komentować nawet noszoną bieliznę

Wczoraj dodatkowo dobiła mnie koleżanka z pracy. Gdy tylko usłyszała, że po weselu przenoszę się do domu rodzinnego Tomka, zaczęła opowieść o swoje dalekiej kuzynce, która od ponad dziesięciu lat toczy prawdziwy bój ze swoją teściową.

– Monika z teściem się jeszcze jakoś dogaduje. To całkiem spokojny człowiek, do tego dużo pracuje i niemal cały dzień nie ma go w domu. Ale teściowa jest już na emeryturze, zresztą wcześniej dorabiała jedynie gdzieś dorywczo i całą swoją uwagę skupiła na synowej oraz wnuczkach. Moja kuzynka już do niej praktycznie się nie odzywa, bo przeszła z nią prawdziwą gehennę – opowiadała mi Iwona.

– Ale o co chodzi? O co one się tak kłócą? – próbowałam dociekać.

– O wszystko moja droga, o wszystko. Teściowa Moni jest strasznie wścibska, a że się cały dzień nudzi, obserwowanie synowej stało się jej ulubioną rozrywką. Grzebie jej w szafkach pod nieobecność, komentuje zakupy z lodówki, sprawdza, jak poprasowała rzeczy dzieci. Wtrąca się w każdy drobiazg: od wychowania maluchów aż po rozmowy z koleżankami czy drobne kłótnie z mężem. Do tego cały czas stara się nastawiać syna przeciwko nielubianej synowej – kontynuowała.

– Fakt, to nieciekawa sytuacja.

– Nieciekawa? Ta dziewczyna ma prawdziwe piekło na ziemi. Wyobraź sobie, że na rodzinnej imprezie jakaś kuzynka powiedziała jej po cichu, że cała rodzina dyskutuje o jej koronkowych majtkach, o których teściowa opowiada na prawo i lewo. Baba plotkuje, że Monika ubiera się jak ladacznica – słowa Iwony mnie po prostu zmroziły.

Jestem przerażona 

Robię się coraz bardziej przerażona. Teraz uświadomiłam sobie, że moi przyszli teściowie też nie są aniołkami. Gdy czasami jeżdżę do nich z Tomkiem w odwiedziny, widzę ich ciekawski charakter. Często dopytują się o nasze plany, wyjazdy, sytuacje z pracy. Teściowa lubi dowiedzieć się, co słychać u mojej rodziny i robi prawdziwe przesłuchania.

Dotychczas myślałam, że to tylko takie luźne rozmowy. Ale czy na pewno? A co, gdy okaże się, że u nich nie będziemy mieć żadnej prywatności. Czy dam radę wytrzymać wścibstwo w imię oszczędzania na własny dom?

Czytaj także:
„Rodzina ciągle pyta, kiedy ślub. Wciskają mi, że mój termin ważności się kończy i żaden nie zechce starej kociary”
„Mój brat to wiejski podrywacz, który żadnej pannie nie przepuścił. Brał je sobie na sianko, bo miał dobry bajer”
„Mój syn to pantoflarz. Nawet po rozwodzie chce być lojalny, choć żona go zdradziła i upokorzyła”

Redakcja poleca

REKLAMA