„Po rozwodzie zupełnie się zapuściłam. Miałam 27 lat i faceci zamiast się ślinić, zwiewali na mój widok”

Załamana kobieta fot. iStock by GettyImages, dragana991
„Postawny facet spytał mnie o drogę, więc pokazałam mu, jak tam trafić i flirciarsko zaproponowałam, że mogę go podwieźć. – Dziękuję, ale nie skorzystam – odpowiedział, po czym odwrócił się i odszedł. Byłam oburzona, ale później... spojrzałam w lustro”.
/ 13.02.2024 20:30
Załamana kobieta fot. iStock by GettyImages, dragana991

Nie można zamykać się na świat po jednym niepowodzeniu. Lecz porzucone kobiety często o tym zapominają...

– Mam dość mężczyzn! Już nigdy więcej złamanego serca! – wrzasnęła Janka, przy czym prawie spadła z barowego stołka.

Dość tej miłości, niech żyje wolność! – dołączyła do niej Kama i zwróciła się do młodego barmana, który wyraźnie dobrze się bawił, przysłuchując się naszej rozmowie. – Poproszę jeszcze trzy dżiny z tonikiem, szybciutko!

– Czy nie uważasz, że to już za dużo? – zapytałam. – Twoje oczy jakoś dziwnie błyszczą...– To z radości – wtrąciła Janka i wypiła swojego drinka jednym haustem. Potem wzniosła kolejny tej nocy toast i poprawiła swoje jasne, kosztownie utlenione u fryzjera włosy.

– Nie mogę uwierzyć, że jestem blondynką – westchnęła zamyślona, co bardzo rozbawiło Kamę.– Ten błazen, twój były frajer, zawsze mówił, że powinnaś zmienić kolor włosów, i co? Dopiero co odszedł i pyk, poszłaś do fryzjera!

– Wyłącznie, żeby mu dopiec – odparła Janka, prawie znowu spadając z krzesła. – Ten stołek się chwieje! – krzyknęła do mężczyzny stojącego za barem, który zachichotał.

– Chwieje się odkąd tu pracuję, ale dzieje się to gdzieś dopiero po trzecim drinku – mrugnął zalotnie do mojej koleżanki i zasugerował, że kolejny drink będzie na koszt firmy.

– Ja chyba już podziękuję – zareagowałam, ale dziewczyny zupełnie się tym nie przejęły.

W ten sposób, niecałe siedem dni po moim rozwodzie, wróciłam do domu w środku nocy, kompletnie pijana.

– O mój Boże, ile ty tych drinków wlałaś w siebie? Nie przesadziłaś trochę? – tak przywitała mnie mama, kiedy stanęłam w progu swojego domu rodzinnego.

W jednej chwili poczułam się znowu jak w czasach liceum. Mam 27 lat, nie mam swojego mieszkania, a moje małżeństwo, jak określiła to sędzia podczas rozprawy, całkowicie się rozpadło. „No cóż... Jeśli kac mnie jutro nie zabije, to zrobię to sama”, pomyślałam, gramoląc się z trudem do łóżka.

Byłam samotna

Rano obudził mnie ojciec. Siedział na brzegu mojego łóżka z nietęgą miną.

– Pij – podsunął mi szklankę soku pomarańczowego i zaczął mówić coś o kredycie hipotecznym, który ponoć powinnam wziąć.– Spokojnie, tato, jak najszybciej się wyprowadzę – odpowiedziałam z nutą ironii.– Wiesz dobrze, że nie o to chodzi – westchnął smutno tata i pokręcił głową. – Po prostu martwimy się z mamą...

Nie musiał mi tego wszystkiego wyjaśniać. Rozważałam zakup mieszkania od samego momentu, kiedy zdałam sobie sprawę, że moje małżeństwo dobiega końca. Już nawet znalazłam idealne miejsce, ale jakoś nie mogłam zabrać się za formalności, aby wszystko dopiąć. Ale nie mogę też do końca życia mieszkać u rodziców...

Wprawdzie nie skończyłam jeszcze trzydziestki, ale od dwudziestego roku życia dzieliłam dach z mężem, więc zapomniałam, jak to jest żyć pod wpływem rodzicielskich nakazów i zakazów.

Dwa miesiące później stałam się właścicielką mieszkania: jasnej kawalerki z widokiem na pięknie utrzymany park. Załatwiłam wszystko co było potrzebne do uzyskania kredytu i mogłam praktycznie natychmiast się tam przeprowadzić, gdyż lokal był niemalże w pełni umeblowany. Już pierwszego dnia zaprosiłam moje przyjaciółki na lampkę wina. Okazało się, że wiele się u nich zmieniło...

– Spotkałam super chłopaka! – Janka poinformowała mnie o tym, jak tylko przekroczyła próg.– Serio? Myślałam, że już skreśliłaś wszystkich facetów? – wyraziłam swoje zdziwienie.

Ale koleżanka tylko popatrzyła na mnie jakbym urwała się z choinki albo jakiejś obcej planety, a potem z pełnym przekonaniem odpowiedziała:

– Słuchaj, po zerwaniu każdy ma prawo do odrobiny goryczy! Trzeba sobie ponarzekać, powieszać psy na facecie i wyrazić swoją niezależność. Wszystkie to znamy... W złości i rozgoryczeniu mówi się różne bzdury. Ale to nie oznacza, że trzeba potem cierpieć przez resztę dni. Feliks jest naprawdę niesamowity i jestem przekonana, że z tego będzie coś na poważnie!

Kilka minut później pojawiła się Kama, która również miała dobre wiadomości do przekazania.

– Zgadujcie, gdzie spędziłam ostatnie dni! - zawołała już w progu, zanim jeszcze zdjęła płaszcz.

– Na tej twojej niesamowitej, nowej sofie? – rzuciła Janka, żartując.

– A właśnie, że nie, bo w Budapeszcie! A teraz spróbujcie odgadnąć z kim. Choć nie, od razu wam powiem: z Natanem!

– Z tym, o którym marzyłaś, kiedy jeszcze byłaś z Adamem? – zapytałam zdziwiona.– Dokładnie tak! W każdym razie jestem strasznie zakochana i jestem pewna, że to zakończy się ślubem!

– Ale kiedy rozwodziłaś się z Adamem, zapewniałaś, że już nigdy nie staniesz na ślubnym kobiercu. Obiecywałaś, że koniec z facetami i twierdziłaś, że wszyscy są tacy sami... – przypomniałam jej, ale zupełnie to zignorowała.

– No cóż, no cóż... To tylko słowa. Zakochałam się po uszy i nie ma odwrotu, mówię wam. Jestem pewna, że to miłość mojego życia. A co u ciebie? – zapytała nagle.

– Hm, powoli zaczynam się urządzać... – wzruszyłam ramionami. – Wiesz, meble niby są, ale pewnie dokupię kilka i...

– Tak, ale co z twoim życiem uczuciowym? Coś się zmieniło? Masz kogoś? – przerwała mi Janka, napełniając kieliszki winem.

– Nie. To jeszcze nie czas. Chyba jest nadal za wcześnie– odpowiedziałam i szybko skierowałam rozmowę w innym kierunku.

Nie mówiłam całej prawdy

Tak, miałam teraz na głowie inne rzeczy, ale w głębi duszy tęskniłam za prawdziwym uczuciem. Obawiałam się wejść w nową relację. Po wyjściu moich przyjaciółek, zaczęłam analizować swoje życie. Dopiero co skończyłam dwadzieścia siedem lat, więc byłam jeszcze młoda.

Miałam dobrą pracę i ładne mieszkanie... Wydawać by się mogło, że wszystko jest super, prawda? Ale czegoś mi brakowało: bliskości. Tylko, że bałam się jej. Były tak mnie zranił, że nie mogłam sobie nawet wyobrazić, jak mogłabym zacząć nowy związek. Wydawało mi się to niemożliwe...

Kiedy przyszłam do pracy następnego dnia, mój znajomy z innego działu zaproponował mi wspólną kolację.

– A co powiesz na to, żebyśmy poszli gdzieś coś przekąsić? – zapytał od razu, bez owijania w bawełnę.

Nie zastanawiając się ani sekundy, odmówiłam, tłumacząc się brakiem wolnego czasu. Mariusz wyglądał na zasmuconego, ale nie próbował przekonać mnie do zmiany decyzji.

– To straszna szkoda. Jeżeli znajdziesz wolną chwilę, daj mi znać – rzucił smutnym spojrzeniem w moją stronę, a ja tylko pomyślałam, że jestem strasznym tchórzem i że powinnam mieć w sobie więcej odwagi.

– Czy powinnam się z nim umówić? – zapytałam Janki, kiedy wieczorem pojechałyśmy razem na rowery. Jednak ona nie była w stanie mi na to odpowiedzieć.

– Nie jestem pewna... Może faktycznie potrzebujesz trochę więcej czasu, żeby wszystko sobie przemyśleć? Może jeszcze nie do końca pozbierałaś się po tym rozstaniu? Każdy przechodzi to na swój sposób. Nie podejmuj decyzji pod presją, tylko dlatego, że my z Kamą już ruszyłyśmy do przodu – doradziła mi.

– Masz rację, potrzebuję więcej czasu.

Miesiące przelatywały mi między palcami. Stopniowo urządzałam mieszkanie tak, żeby stworzyć w nim dla siebie bezpieczny, przytulny azyl. Dużo czasu spędzałam na czytaniu, oglądałam wiele filmów i... dużo jadłam. Głównie pieczone przez siebie domowe ciasta, ale na moim talerzu lądowały też duże ilości czekolady, cukierków, wafelków i chipsów... Rezultaty pojawiły się szybko: na wiosnę ważyłam już o osiem kilogramów więcej.

– Do licha, dziewczyno! Zadbaj o siebie, bo to źle się skończy! – Janka, której nie widziałam od dwóch miesięcy, na mój widok zrobiła wielkie oczy. – Przecież zawsze tak dbałaś o swoją sylwetkę!

– Antek wolał, gdy byłam szczupła, ale teraz... Dla kogo mam się wysilać? Przecież jestem sama, a mnie ta waga zupełnie nie przeszkadza –  lekko obrażona wzruszyłam ramionami.

Wieczorową porą wyciągnęłam z szafki chipsy, które tam znalazłam, a rada mojej przyjaciółki szybko ulotniła się z mojej głowy. „Czy naprawdę powinnam się przejmować? Czy kilka dodatkowych kilogramów to powód do zmartwień? Nie wydaje mi się”, pomyślałam i na złość wszystkiemu zjadłam jeszcze tabliczkę czekolady. Czemu nie? Kto mi zabroni? Niech żyje wolność!

Nie mam nawet 30 lat

Tuż przed godziną dziewiątą wyszłam na zewnątrz, aby wynieść śmieci. Chciałam też wyjąć z auta broszury, które obiecałam dać sąsiadce, więc poszłam w stronę parkingu. Wysoki brunet w jasnej kurtce zwrócił się do mnie, gdy stałam przy samochodzie. Zapytał o jakieś miejsce, więc pokazałam mu jak tam trafić i z flirciarskim uśmiechem na twarzy zasugerowałam, że mogę go podwieźć.– Dziękuję, ale nie skorzystam – powiedział, po czym odwrócił się i odszedł.

Ależ cham! Jak można być tak nieprzyjemnym? Czy powiedziałam coś niewłaściwego? W końcu zawsze uwielbiałam flirtować i byłam w tym naprawdę dobra. „Czy coś się zmieniło?”, zaczęłam się zastanawiać.
Spojrzałam w lustro i... aż mnie odrzuciło!

Kobieta, którą zobaczyłam, nie mogła być mną! Tłuste włosy z ciemnym odrostem, pulchna twarz bez makijażu i z dodatkowymi dziesięcioma kilogramami. Na sobie miałam zużyty, poplamiony sokiem dres i zniszczone kapcie... Wyglądałam jak zaniedbana czterdziestolatka! A przecież nie skończyłam jeszcze trzydziestu lat...

– O nie, to nie jest możliwe – powiedziałam cicho i szybko poszłam pod prysznic.

Spędziłam godzinę przed lustrem na upiększaniu się, a potem zadzwoniłam do moich przyjaciółek i zaprosiłam je do klubu.

– Kochane, znów jestem w formie! – poinformowałam je wielce z siebie zadowolona.

Byłyśmy akurat w trakcie tańca, kiedy Kamila krzyknęła mi wprost do ucha: – Jakiś brunet na ciebie patrzy!

– Ja wolę blondynów – odparłam, pokazując głową kierunek baru, gdzie stał mężczyzna około trzydziestki.

– No to idź, zagadaj! Przecież dzisiaj zaczynasz nowy rozdział swojego życia – popchnęła mnie.

Poszłam więc i umówiłam się z nim do kina. Jeszcze nie jestem pewna, czy coś z tego wyniknie, ale jedno już wiem na pewno: nie zamierzam dłużej się nad sobą użalać. Rozwód to nie jest koniec świata.

Czytaj także:
„Na emeryturze wynajęłam sobie przystojniaka do towarzystwa. Mam zamiar wyszaleć się za wszystkie czasy”
„Mąż wystawił mnie w walentynki. Kiedy wypłakiwałam oczy sama przy stole, przystojny nieznajomy podszedł mnie pocieszyć”
„Tuż przed ślubem dowiedziałam się, że narzeczony nurkuje między nogami świadkowej. Jestem mu za to wdzięczna”

Redakcja poleca

REKLAMA