Jak bardzo naiwna może być kobieta? Bardzo, zwłaszcza wtedy, gdy się zakocha na zabój. Wystarczą słodkie słówka i rozum gdzieś się ulatnia.
Nie miałam nic do stracenia
To było coś wręcz nieprawdopodobnego. Poznałam go w momencie, kiedy myślałam, że po okropnym rozwodzie już mnie nic nie czeka oprócz samotności. Pojawił się dosłownie jak książę z bajki, jak dotyk przeznaczenia i gorący podmuch szczęścia.
Z początku nic nie zapowiadało takiego rozwoju wydarzeń. Ot, zalogowałam się na portalu dla samotnych, namówiona przez koleżankę z pracy, która tam szalała od ponad pół roku i podobno nieźle się bawiła.
Co miałam do stracenia – rozwódka bez zobowiązań? Wpisałam się, zamieściłam trzy zdjęcia, na których wyglądam w miarę przyzwoicie. Lawina propozycji po prostu mnie zdumiała. Ile razy wchodziłam na swoje konto, skrzynka wiadomości pękała w szwach! Tylko że większość tych „listów” nie zachęcała do podejmowania kontaktu. Co ja mówię większość – prawie wszystkie!
Wybierałam te, których autorzy nie zaczynali od słów: „Ależ jesteś piękna”, „Na Twój widok dostaję dreszczy” albo z miejsca: „Może się spotkamy?”, nie wspominając już o chamskich zaczepkach. Przez miesiąc prowadziłam ze trzy jako tako dające zadowolenie rozmowy, ale nie miałam ochoty z nikim się umawiać.
Czułam, że dobrze trafiłam
Wreszcie doszłam do wniosku, że taka zabawa jest nie dla mnie. Weszłam na portal, żeby wykasować profil i po raz ostatni zajrzałam do skrzynki.
Jak zwykle zawierała jakieś dwadzieścia wiadomości. Miałam już to wszystko usunąć, ale pomyślałam, że przeczytam je ten ostatni raz. Tak jak się spodziewałam, praktycznie żadna nie nadawała się, żeby odpowiedzieć na nią chociaż jednym zdaniem. Poza pewnym wyjątkiem…
Ta wiadomość była zatytułowana: „Na pożegnanie”. Czyżby ktoś, z kim rozmawiałam i zakończyłam znajomość? Nie. Zdjęcie przy nicku „Amon” nic mi nie mówiło. Treść listu wyjaśniła wszystko:
„Mam na imię Adam, widzę, że mieszkamy niedaleko siebie, oczywiście jeśli podałaś prawdziwe miasto. Powiem szczerze, mam dość tego portalu i usuwam konto, ale chciałem jeszcze tylko napisać do Ciebie, tak na koniec. Muszę powiedzieć, że ze zdjęć sądząc, jesteś dokładnie w moim typie urody. Nie wiem, czy byśmy się dogadali w realnym życiu, ale z przyjemnością przekonałbym się o tym osobiście. Ponieważ z nikim jeszcze nie udało mi się spotkać, w tym przypadku też pewnie skończyłoby się niczym, ale nie mogłem się powstrzymać, żeby nie powiedzieć, co czuję. Tak jakoś, nie wiem do końca, dlaczego. Zaczekam, aż odbierzesz tę wiadomość, a potem uciekam stąd. Pozdrawiam serdecznie”.
Oczywiście odpisałam! Miałam nieodparte wrażenie, że kogoś takiego szukałam. Jeśli w ogóle kogokolwiek szukałam…
Świetnie się rozumieliśmy
Już pierwsze spotkanie było po prostu świetne. Adam okazał się czarującym mężczyzną, w dodatku przystojnym, o wiele bardziej atrakcyjnym niż na zdjęciu. Zapytałam nawet, czy to w ogóle była jego fota.
– No… – uśmiechnął się przepraszająco. – Niezupełnie. Znalazłem dość podobnego do mnie faceta w czeluściach internetu…
– Nie jesteś za bardzo do niego podobny – przerwałam mu. – Tylko ogólnie.
– To źle?
– Wręcz przeciwnie – roześmiałam się. – Ale dziwię się, że nie dałeś swojej fotki.
– Przyjmuję to jako komplement – teraz on się zaśmiał. – Zrobiłem to celowo. Wolałem poznać kogoś, kto zechce się ze mną spotkać pomimo powierzchowności, a nie tylko ze względu na nią.
– Myślałam zawsze, że to mężczyźni bardziej zwracają uwagę na wygląd, a nie kobiety – zauważyłam.
– Byłabyś zaskoczona – odparł. – Nie masz pojęcia, ile kobiet szczerze mówiło, że im się nie podobam.
– Głupie – mruknęłam.
– Tak bywa, co zrobić – wzruszył ramionami. – Ale przypuszczam, że wśród mężczyzn jest jeszcze gorzej. Ty nie mogłaś tego doświadczyć, bo jesteś piękna, ale pewnie mniej atrakcyjne kobiety też mają niewesoło.
Zakochałam się
Był naprawdę uroczy. I nie naciskał na zbliżenie, nie próbował się do mnie wprosić. Poprosił tylko, żebyśmy się jeszcze chociaż raz spotkali. Prawie odpowiedziałam, że bardzo chętnie, i to nie tylko raz. W ostatniej chwili ugryzłam się w język.
Tej nocy nie mogłam zasnąć, myślałam bez przerwy o nowo poznanym mężczyźnie. Czyżby uśmiechnęło się do mnie szczęście? Czy to naprawdę możliwe?
Kolejny raz mieliśmy się spotkać za trzy dni. Adam mieszkał pięćdziesiąt kilometrów ode mnie, pracował w jakimś biurze projektowym. Było zrozumiałe, że musimy się do siebie dostosować. Ja też przecież miałam swoje życie zawodowe.
Zanim zasnęłam, postanowiłam, że następnym razem zaproszę go do siebie. W końcu oboje jesteśmy dorośli, a ja po doświadczeniach ostatnich lat po prostu pragnęłam czułych, męskich ramion.
I tak to poszło. Wkrótce się zakochałam. Przyjeżdżał do mnie w każdej wolnej chwili, a ja tęskniłam, kiedy go nie było.
Miał też swoje życie
Bywały też tygodnie, kiedy nie mogliśmy się zobaczyć, bo miał mnóstwo roboty w biurze albo jakieś wyjazdy. Wyznał mi, że też jest po rozwodzie i kiedy może odwiedza dzieci, zabiera je do siebie. Oczywiście rozumiałam, że nie powinien ich zaniedbywać.
Myślałam nawet, że będzie miło, jeśli kiedyś je do mnie przywiezie, jeśli ten związek wejdzie na solidne, stałe tory i zaczniemy planować coś na przyszłość. W każdym razie byłam szczęśliwa.
– Nie przyjadę w piątek – Adam miał zmartwiony głos. – Wysłali mnie na szkolenie do Łodzi, a jestem bez samochodu, wiesz przecież, że oddałem go do warsztatu. Muszę nawet w tej Łodzi przenocować.
– Szkoda – bardzo się zmartwiłam. – Ale w sobotę będziesz?
– Oczywiście! Przylecę jak na skrzydłach. Tęsknię za tobą!
Okradli go
I rzeczywiście przyleciał, tylko że tym razem był trochę nieswój. Nawet mocno nieswój, zupełnie jak nie on. Dopytywałam, z jakiego powodu, ale z początku nie chciał powiedzieć.
– Widzę, że coś się stało – naciskałam. – Chyba że chcesz mi oznajmić coś w stylu, że już się nie chcesz spotykać.
– No wiesz? – oburzył się. – Zakochałem się w tobie po uszy. Ale rzeczywiście mam pewien problem…
Wreszcie zdołałam od niego wydobyć, o co chodzi. Kiedy był w Łodzi, zadzwonił sąsiad, że mieszkanie mojego miłego zostało okradzione.
Nie siedział więc na szkoleniu, tylko wrócił do siebie. Nie zawiadamiał mnie, bo nie chciał, żebym się martwiła. Załatwił co trzeba z policją i pognał do mnie.
– Dużo straciłeś?
– Ze sprzętów nie bardzo, bo leciwy telewizor, zegarek za parę stów i parę drobiazgów. Komputer zabrałem ze sobą. Ale gotówki w domu trochę było – przyznał. – Wyjąłem z konta na samochód. Wiesz, okazało się, że muszę zrobić remont silnika i wymienić turbiny, więc miałem zapłacić prawie dziesięć tysięcy… A mój mechanik woli gotówkę od przelewów. Zresztą, obu nam się to bardziej opłaca, bo wtedy może wystawiać faktury na ceny, jakie chce, nikt tego nie sprawdzi, a ja mam upust.
Dałam mu sporo kasy
– No to rzeczywiście problem – zmartwiłam się. – Ale wiesz co? – wpadłam na pomysł. – Mogę ci pomóc. Mówiłam przecież, że planuję remont mieszkania i odkładam na to pieniądze.
– Poważnie mówisz? Mogłabyś mi pożyczyć? – ożywił się. – Oddałbym ci w ciągu miesiąca, bo powinienem dostać nagrodę za pewien projekt. Dwadzieścia tysięcy na rękę. Nie wiem tylko, czy masz odłożone wystarczająco.
– Mam prawie pięć razy tyle – roześmiałam się. – To ma być poważny remont. Ale wezmę się do niego dopiero za jakiś czas, więc spokojnie mogę ci pożyczyć nawet więcej. Chociażby na życie.
– Na życie mam – odparł. – Wystarczy te dziesięć tysięcy, nie więcej. I oddam, jak tylko dostanę przelew, obiecuję.
Chciałam powiedzieć, że nie musi się aż tak śpieszyć, ale uznałam, że mógłby to ocenić jako protekcjonalne traktowanie. Nasza relacja wciąż jeszcze nie była mocno ugruntowana, a wtedy łatwo popełnić gafę, zrobić albo powiedzieć coś, co w stałym, scementowanym już na dobre związku przechodzi bez echa.
– Mam wypłacić w bankomacie czy wolisz przelew? – spytałam.
– Przelew, przelew – odpowiedział.
– Wyjmę forsę w ostatniej chwili. W życiu już nie będę trzymał pieniędzy w domu dłużej niż to konieczne. A najlepiej wcale.
– Zatem załatwimy to zaraz – zdecydowałam i otworzyłam laptopa.
Stanął z boku biurka, tyłem do mnie i coś tam stukał w komórce. Wpisałam hasło komputera, wywołałam stronę bankową, zalogowałam się, a potem spojrzałam przez ramię. Uśmiechnął się do mnie w lustrze, zajmującym sporą część ściany.
– Potrzebuję numeru twojego konta – powiedziałam.
– Już ci wysyłam SMS-em. Dziękuję, skarbie, to wielka pomoc.
Bardzo mi dziękował
To była naprawdę upojna noc. Kiedy Adam nie musiał martwić się pieniędzmi, zupełnie się wyluzował i powiedział, że dostanę specjalną nagrodę za pomoc. I faktycznie, nagroda była wspaniała. Nie wiedziałam, że można z siebie czerpać aż tyle przyjemności. W dodatku zaimponowało mi, że nie robił z utraty pieniędzy zagadnienia. Skradziono je, to trudno, szkoda, ale są ważniejsze sprawy na świecie.
– A przede wszystkim ważniejsze osoby – dodał z uśmiechem.
Rano obudziłam się z bólem głowy. Pomyślałam od razu, że niepotrzebnie mieszaliśmy wino czerwone z białym, nawet w odstępie paru godzin. Byłam ciekawa, czy Adam też cierpi z tego samego powodu.
A potem zniknął
Odwróciłam się na drugi bok, ale łóżko było puste, a kołdra z jego strony odchylona. Pomacałam dłonią. Zimna, więc pewnie wstał jakiś czas temu. Może poszedł zrobić nam kawy?
– Kochanie! – zawołałam. – Dla mnie mocną czarną i dużo cukru!
Nie odpowiedział. Może był w łazience? Jeśli brał prysznic, to mnie nie usłyszał. Ale nie docierał do mnie szum wody. Cisza w mieszkaniu panowała taka, jakby nikogo nie było. Czyżby wybrał się po zakupy
Wstałam, poczułam zawroty głowy, ale przemogłam się. Sięgnęłam po komórkę, żeby sprawdzić godzinę. Trzynasta… Trzynasta? Jakim cudem? Chyba nigdy w życiu tyle nie spałam!
Poszłam do dużego pokoju, a moją uwagę zwrócił otwarty laptop. Nigdy nie zostawiałam włączonego. Podeszłam i stuknęłam w pierwszy lepszy klawisz. Wpisałam hasło odblokowujące i zamarłam… Na monitorze zobaczyłam stronę mojego banku! Wprawdzie system już mnie automatycznie wylogował, ale przecież wczoraj weszłam na nią tylko raz, żeby zrobić przelew, a potem sprawdzałam jedynie pocztę. Na pewno nie wchodziłam z powrotem na stronę bankową… Zalogowałam się i zobaczyłam puste konto.
Mój wzrok padł na komodę w kącie. W niej trzymałam biżuterię, a trochę jej przecież było. Zerwałam się od laptopa, zapominając o bólu głowy i otworzyłam szufladę po lewej stronie... Byłam w szoku.
Nie byłam pierwsza
Policjant kiwał głową, kiedy snułam opowieść. Zapisywał wszystko na komputerze.
– Nie jest pani pierwsza ani pewnie ostatnia – westchnął. – Ten typ grasuje już od jakiegoś czasu.
Teraz już wiedziałam, czemu nie dał swojego zdjęcia na portalu. Ze słów policjanta wynikało, że kiedy rejestrował się jako nowy użytkownik, w każdym przypadku umieszczał inne. To czyniło go niemożliwym do namierzenia.
Na portalach randkowych jest zbyt wielu mężczyzn, żeby wyłowić akurat tego właściwego, jeśli nie ma żadnych danych identyfikujących.
Domyśliłam się też, jak mnie przechytrzył i zdobył moje loginy. Kiedy wpisywałam je w komputer, on wcale nie pisał w komórce, tylko udawał, a tak naprawdę nagrywał odbicie w lustrze. Później mógł sobie sprawdzić, w które klawisze uderzałam. Co za kanalia…
– Mogę pomóc sporządzić portret pamięciowy – zaproponowałam.
Policjant westchnął, a potem sięgnął po jakąś teczkę do szuflady.
Przez chwilę w niej grzebał, po czym położył przede mną kartkę z podobizną Adama. Na tym portrecie mężczyzna miał wprawdzie nieduży wąsik, ale nie mogłam go nie rozpoznać.
Dałam się oszukać
– To on? – spytał, a kiedy potwierdziłam, znów westchnął. – Mówiłem, że nie jest pani pierwsza.
Wysłuchał mojej relacji do końca, zapisując każde słowo, a potem na chwilę odsunął klawiaturę.
– Mogę pani zdradzić, że poprzedniej nocy została okradziona inna kobieta, w sąsiednim miasteczku. Oczywiście sprawca nie był w żadnej Łodzi, tylko skubał sobie tamtą ofiarę. A potem przyjechał sfinalizować sprawę z panią. Teraz albo przycichnie na jakiś czas, albo zmieni miasto…
Dowiedziałam się, że mój wymarzony mężczyzna grasował po sporym terenie, na pewno w kilku województwach, a może nawet w całym kraju, tylko policja jeszcze nie miała kompletu informacji.
Miałam też już pewność, co robił, kiedy rzekomo nie mógł akurat przyjechać. Właśnie wtedy jakaś nieszczęśnica traciła pieniądze i kosztowności.
– I co teraz? Co mam z tym wszystkim zrobić? – zapytałam bezradnie.
Policjant rozłożył ręce.
– Będziemy go szukać oczywiście. I w końcu drania dopadniemy. Ale nie mam pojęcia, ile czasu to zajmie ani ile kobiet jeszcze ucierpi.
Do tej pory na pewno go nie złapali, bo inaczej byłabym wezwana do prokuratury, żeby potwierdzić zeznania. Ciekawe, ile będzie jeszcze trzeba czekać… No cóż. Taka jest właśnie cena za naiwność.
Czytaj także: „Babcia zapisała mi w testamencie swój pierścionek zaręczynowy, ale podszyła to intrygą. Teraz jestem bogatą arystokratką”
„Dopiero w wieku 40 lat odkryłam, że chcę mieć dziecko. Rodzina uważa, że postradałam zmysły” „Synowa nie ochrzciła wnuczki, a teraz ma pretensje, że uczę ją pacierza. Nie mogę patrzeć, jak rośnie w grzesznym domu”