„Po rozwodzie ojciec odebrał mamie mojego brata. Mnie zostawił z nią i jej kochankiem i już więcej nie odwiedził”

Rodzice rozdzielili mnie i mojego brata po rozwodzie fot. Adobe Stock, vchalup
„Powiedziałam, że mu wybaczam, chociaż to nie była prawda. Skłamałam, bo było mi go żal. Wciąż pamiętałam, jak zabrał Jacka na ręce i wyszedł, a mnie zostawił, mnie nie chciał. I nigdy mnie nie odwiedzał, nie tęsknił za mną, nie byłam mu potrzebna. Nie potrafiłam wybaczyć, bo to właśnie tatę najbardziej na świecie kochałam”.
/ 14.06.2022 13:30
Rodzice rozdzielili mnie i mojego brata po rozwodzie fot. Adobe Stock, vchalup

Kochałam ojca. Bardzo. Był dla mnie wszystkim. A pewnego dnia, zamiast mnie, zabrał mojego brata. Minęły lata i nagle się odezwał. Wyrzuty sumienia? Może i tak, ale ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego, nie po tym, jak mnie potraktował.

Moi rodzice rozstali się, kiedy miałam 7 lat

Matka po prostu pewnego dnia spakowała walizki, zabrała mnie i mojego młodszego o 3 lata braciszka i wyprowadziła się do kochanka. Nikt nam nic nie tłumaczył, nie wyjaśniał, po prostu z dnia na dzień wszystko się zmieniło, zamieszkaliśmy w obcym domu z obcym facetem i jego synami. Od pierwszego dnia nie cierpiałam tego domu ani partnera matki. Jego synów, Zbyszka i Michała też nie lubiłam. Oni mnie zresztą również, ciągle mi dokuczali i nazywali znajdą. Nie miałam pojęcia dlaczego, przecież żadną znajdą nie byłam, miałam mamę i tatę, za którym bardzo tęskniłam i pragnęłam do niego wrócić.

– Mamusiu, czy my musimy tu mieszkać? – pytałam uparcie, ale mama tylko się denerwowała i przeganiała mnie.

– Zajmij się Jackiem – mówiła. – Albo idź odrób lekcje, bo znów dostaniesz pałę. Albo porysuj, nie wiem.

Ale ja chciałabym wrócić do domu, do taty – upierałam się.

W odpowiedzi słyszałam, że teraz tu jest nasz dom. Wcale nie był, nie czułam się tu u siebie. Z czasem zaczęłam się zastanawiać, po co mama nas ze sobą zabrała, jeśli tylko jej przeszkadzaliśmy. Była teraz zajęta tylko wujkiem Robertem. Nic więcej jej nie interesowało, ani moje lekcje, z którymi sobie nie radziłam, ani nawet Jacek, który wiecznie płakał. Nie mogłam spać po nocach, czułam się nieszczęśliwa, byłam pewna, że już nic gorszego nie może mnie spotkać. Niestety, myliłam się.

Nie pamiętam, ile czasu upłynęło, ale wtedy wydawało mi się, że bardzo dużo, kiedy pewnego dnia pojawił się tata. Tak bardzo się ucieszyłam, bo byłam przekonana, że zabierze nas do domu. Pogodzi się z mamą i wszystko będzie jak przedtem.

Oczywiście znów się myliłam

Tata nawet nie bardzo zwrócił na nas uwagę, to znaczy na mnie i na Jacka, tylko zamknął się z mamą w pokoju i zaczęli się kłócić. Roberta nie było, więc nikt im nie przeszkadzał, a oni krzyczeli na siebie naprawdę głośno. Potem nagle tata wyszedł, trzaskając drzwiami.

Jacka ci nie oddam – krzyknął, a ja w tym samym momencie zamarłam. – Wracamy do domu, synku – złapał mojego brata i skierował się w stronę wyjścia.

– Tato, a ja? – zawołałam rozpaczliwie i chwyciłam go za sweter.

Zawahał się przez moment, kucnął przede mną i przez chwilę jakoś dziwnie mi się przyglądał.

– Ty musisz zostać z mamą – powiedział w końcu.

I koniec dyskusji. Do końca życia będę pamiętać tę chwilę. Zupełnie nie mogłam zrozumieć, dlaczego mnie zostawia. Owszem, kochałam mamę i najbardziej chciałabym, żebyśmy wrócili do domu wszyscy czworo razem, ale skoro mama nie chciała, to niech sobie zostaje z tym Robertem. Ja nie chciałam tu mieszkać, chciałam do domu, do swojego pokoju, swojego psa i swojej babci Jadzi mieszkającej po sąsiedzku.

– Ale dlaczego? Ja nie chcę, chcę do domu – wyszeptałam przez łzy.

– Jesteś już dużą dziewczynką, Marysiu, musisz zrozumieć, że mama mi was oboje nie odda. Poza tym nie dałbym sobie rady sam z wami obydwojgiem

– Będę ci we wszystkim pomagała – obiecałam szybko.

– Będziesz do mnie przyjeżdżała, kochanie, będę po ciebie przyjeżdżał jak najczęściej – usłyszałam w odpowiedzi.

Rozpłakałam się, dopiero kiedy zamknęły się drzwi i tata wyszedł, zabierając ze sobą Jacka.

Dlaczego jego, dlaczego nie mnie?

Mama wyszła z pokoju dopiero, kiedy z podwórka odjechał samochód ojca. Zachowywała się jakby nic się nie stało, a przecież tata zabrał ze sobą Jacka.

Nie becz, tylko weź się za lekcje – powiedziała do mnie brutalnie.

Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że mama chyba przestała kochać nie tylko tatę, ale i nas – mnie i Jacka. W ogóle się nie przejęła tym, że Jacek odjechał z tatą, ani też w ogóle nie miała zamiaru pocieszać mnie, chociaż płakałam. Następnego dnia słyszałam, jak mama rozmawiała z Robertem i mówiła mu, że złoży pozew o rozwód i że Marysia, to znaczy ja, zostanie z nią, a Jacek z ojcem, tak ustalili. Robert wtedy powiedział, że według niego nie powinno się rozdzielać dzieci, a mama, że Witold, to znaczy tata, nigdy jej Jacka nie odda.

– Bo to syn przecież – dodała.

Wtedy pomyślałam, że chyba jestem gorsza tylko dlatego, że jestem dziewczynką. Gdybym była chłopcem, tata zabrałby nas oboje. To oczywiste! Nie mogę powiedzieć, że było mi bardzo źle z mamą i Robertem. Mama wraz z upływem czasu zaczęła zachowywać się jak dawniej, nigdy nie była szczególnie wylewna ani uczuciowa, ale mnie nie krzywdziła. Robert też nie był dla mnie niedobry. Tylko jego synowie ciągle mi dokuczali, ale wolałam się nie skarżyć. Nie bardzo miałam komu. Robertowi się bałam, bo sądziłam, że jako ojciec na pewno będzie trzymał ich stronę, a mama odpowiadała lekceważąco, żebym przestała marudzić.

Bardzo tęskniłam za Jackiem i za tatą

Początkowo ciągle wyglądałam na drogę, czy nie jedzie samochód taty. Niestety, nie jechał. Kiedyś wyszłam ze szkoły i zamiast iść do domu, wsiadłam w autobus. Postanowiłam sama pojechać do naszego dawnego domu. Nie zabłądziłam i nikt się nie zainteresował, dlaczego jadę sama. Wysiadłam na przystanku w naszej wsi i pobiegłam do domu babci Jadzi, który był najbliżej.

Pamiętam, jak babcia na przemian płakała i krzyczała na mnie, że jak ja mogłam sama, przecież mogłoby mi się coś stać. Potem dała mi zupę i zadzwoniła do taty. Myślałam, że przyjedzie i zabierze mnie do siebie, ale on przyjechał i bardzo mnie skrzyczał.

– Matka tam pewnie od zmysłów odchodzi, a ty się wybierasz na wycieczki.

Chciałam powiedzieć, że mama może nawet nie zauważyła, że mnie nie ma, ale bałam się odezwać. Skoro tata krzyczał, to najwyraźniej nie cieszył się z mojego przyjazdu.

– Gdzie jest Jacek? Dobrze się czuje? – zapytałam tylko.

– Został w domu, nie interesuj się – mruknął tata.

– Sam? – drążyłam temat.

– Nie sam. Chodź, odwiozę cię. W domu na pewno martwią się, że cię nie ma.

Babcia Jadzia miała smutne oczy, kiedy ubierałam się, co chwilę pociągając nosem. Potem mocno mnie przytuliła i powiedziała, że bardzo mnie kocha.

Jakbyście mnie kochali, to pozwolilibyście mi u siebie zostać! – krzyknęłam.

– Źle ci u matki? – zapytała babcia.

Wzruszyłam ramionami. Nie było mi źle, ale tęskniłam za domem, za tatą, za Jackiem. Po prostu chciałam wrócić, czułam, że tu jest moje miejsce. Tata nic nie powiedział, tylko wyprowadził mnie za rękę, jakby się bał, że mu ucieknę. Wsadził mnie do samochodu i odwiózł do domu, a przecież obiecywał, że będę go odwiedzała, że będzie mnie do siebie zabierał. Mama bardzo mnie skrzyczała, że uciekłam do ojca i za karę musiałam stać w kącie. A chłopaki znowu się ze mnie śmiali.

Czułam się taka opuszczona...

Miałam wrażenie, że nikt mnie nie chce i nikomu nie jestem potrzebna. Obiecałam sobie, że nigdy już nie ucieknę do taty. Skoro mnie nie chce, to nie, mam to w nosie, tak powtarzałam sobie w duchu. Też go kiedyś nie będę chciała.

Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że mój tata się żeni. Wtedy przyjechała babcia Jadzia i chciała mnie zabrać na jego ślub. Za nic nie chciałam, tupałam nogami i krzyczałam, że skoro jemu na mnie nie zależy, to nie pojadę i już.

– Ależ Maryniu, tata cię kocha, naprawdę – tłumaczyła mi babcia. – On mnie prosił, żebym cię przywiozła.

Gdyby naprawdę mnie kochał, sam by po mnie przyjechał! – krzyknęłam. – On kocha tylko Jacka!

Babcia popatrzyła bezradnie na mamę i poprosiła, żeby jakoś na mnie wpłynęła. Jednak mama nie miała zamiaru ani ochoty wpływać. Wyglądało na to, że jest zadowolona z mojej decyzji.

– Jeśli nie chce jechać, to nie musi – powiedziała tylko.

Nie byłam na ślubie taty, jego nową żonę poznałam dopiero 3 lata później, kiedy urodził im się synek. Wtedy też po raz pierwszy od bardzo dawna zobaczyłam swojego rodzonego brata Jacka. Był już zupełnie inny niż tamten mały chłopczyk, którego tata zabrał wtedy z kuchni w domu Roberta. Mówił „mamo” do tej nowej żony ojca. To był dla mnie szok, bo Robert nigdy nie kazał mi do siebie mówić „tato”, nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym go tak nazywać.

Długo się zbierałam, aż w końcu zapytałam mamę, dlaczego ja nie jeżdżę do taty, a Jacek nie bywa u nas, dlaczego stajemy się dla siebie coraz bardziej obcy. Mama popatrzyła na mnie jakoś tak smutno i powiedziała cicho:

Tata sobie nie życzy.

Nie wiedziałam, co o tym myśleć, nie wiedziałam, czy mam jej wierzyć, czy nie.

– Przecież mogłabyś się nie zgodzić – stwierdziłam.

– Ale się zgodziłam.

– I nie tęsknisz za Jackiem? – zapytałam.

– Tęsknię – powiedziała to tak cicho, że ledwie usłyszałam.

Skoro tęskniła, to dlaczego nic z tym nie robiła?

Nie potrafiłam tego zrozumieć...

Postanowiłam jednak więcej się nie dopytywać. To i tak nic by nie zmieniło. Po skończeniu szkoły podstawowej dostałam się do liceum w mieście. Nie było to daleko, ale nie chciałam dojeżdżać, pragnęłam zamieszkać w internacie. Mimo upływu tylu lat nie czułam, żeby dom ojczyma był moim domem. Nie zabiegałam o kontakty z ojcem ani z bratem. Zawzięłam się, skoro oni mnie nie chcieli, to nie. Miałam poczucie, że właściwie nigdzie nie przynależę, że muszę sobie zbudować własne życie, własny dom, własną rodzinę. Dobrze się uczyłam, ale decyzja o studiach była bardzo trudna, bo tak naprawdę wolałabym iść do pracy, zacząć na siebie zarabiać. Uniezależnić się i nie prosić o każdy grosz matki albo ojczyma.

Zdecydowałam się jednak. Chyba przede wszystkim dlatego, że wszyscy wokół uparcie mi powtarzali, że po liceum nie mam zawodu i nawet porządnej pracy nie znajdę. Postanowiłam więc, że wytrzymam jeszcze kilka lat. Byłam na ostatnim  roku, kiedy w drzwiach mieszkania, które wynajmowałam od pewnego czasu z narzeczonym, stanął mój brat Jacek. Nie widziałam go tak dawno, że ledwie go poznałam.

– Witaj, siostra, kopę lat – odezwał się, stojąc w progu.

– Przypomniałeś sobie o mnie? – zapytałam, nie zapraszając go do środka.

– W drugą stronę też to działa – zaśmiał się jakoś smutno. – Mogę wejść?

– A co takiego cię przygnało? – nadal go nie zapraszałam.

Być może nasze spotkanie skończyłoby się tak na progu, gdyby z łazienki nie wyszedł Maciek, mój chłopak.

– Co tak trzymasz gościa przed drzwiami? – zapytał. – Pan do nas?

To mój brat, Maćku – powiedziałam cicho. – Nie mówiłam ci o nim wiele.

– Brat? Naprawdę? – oczy Maćka zrobiły się okrągłe i zdziwione.

Wiedział, że nie utrzymuję kontaktów ani z ojcem, ani z bratem i zawsze powtarzał, że kompletnie tego nie rozumie. Natychmiast przejął inicjatywę i zaprosił Maćka do środka.

– To wy sobie może pogadajcie, a ja pójdę zrobić kawę – wyszedł do kuchni.

– No to mów, o co chodzi – zwróciłam się do Jacka. – Na pewno przyjechałeś w jakiejś sprawie, nie wierzę, że tak tylko pogadać po latach.

Ojciec umiera – powiedział wprost, a ja przez długą chwilę gapiłam się na niego, jakbym nie rozumiała. – Jest w hospicjum, ma nowotwór. Powiedział, że chciałby cię zobaczyć.

– I po to cię przysłał? – wykrztusiłam z trudem. – Dopiero jak umiera? Wcześniej jakoś nie pragnął mnie widywać.

– Pragnął, tylko matka sobie tego nie życzyła. Taka jest prawda.

– Akurat! To on nie chciał. Zabrał ciebie, a mnie zostawił. Obiecywał, że będzie przyjeżdżał, zabierał mnie. I co? Nigdy tego nie zrobił. Nie chciał mnie znać! A teraz? – rozpłakałam się.

Maciek od dłuższej chwili stał w drzwiach pokoju z kubkiem kawy i przyglądał nam się bez słowa.

– Nie histeryzuj – odezwał się Jacek. – To się nie odstanie. Może popełnił błąd?

– Może? Serio pytasz? – przerwałam mu ze złością.

– Na pewno popełnił błąd. Zresztą oboje z matką zrobili źle. Ale to już się stało, nie da się tego zmienić. Pojedź do niego, porozmawiaj, póki jeszcze ma siłę. On chyba chce cię przeprosić.

– Dajcie mi święty spokój! – wrzasnęłam. – Nie chcę żadnych przeprosin.

– Idę – Jacek skierował się do drzwi. – Zastanów się.

Słyszałam, że rozmawiali jeszcze z Maćkiem w przedpokoju, ale nie wyszłam.

Niech sobie idzie i nie wraca

Teraz im się zebrało na spotkania, przeprosiny, tłumaczenia. Teraz to ja już nie potrzebuję. Przez cały wieczór nie odezwałam się do Maćka ani słowem, chociaż on nic nie zawinił. Po prostu nie potrafiłam, nie miałam sił. Siedziałam w fotelu i gapiłam się w okno, a miałam przecież uczyć się do zaliczenia. Maciek też milczał. Dopiero kiedy znaleźliśmy się już w łóżku, przytulił mnie mocno i powiedział:

– Jedź do niego, Marysiu, zrób to, jeśli nie dla niego, to dla siebie.

Pojechałam do hospicjum. Ojca nie widziałam od lat. I go nie poznałam. Ale on od razu wiedział, kim jestem.

– Przepraszam, córeczko.

Widać było, że jest bardzo chory, że jest umierający, więc powiedziałam, że mu wybaczam, chociaż to nie była prawda. Skłamałam, bo było mi go żal, ale nie potrafiłam wybaczyć. Wciąż pamiętałam, jak zabrał Jacka na ręce i wyszedł, a mnie zostawił, mnie nie chciał. I nigdy mnie nie odwiedzał, nie tęsknił za mną, nie byłam mu potrzebna. Może matka też była winna, ale ja właśnie ojcu nie potrafiłam wybaczyć, bo to jego najbardziej na świecie kochałam.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA