Dobra książka, kieliszek wina i serniczek. Tak zamierzałam spędzić sylwestra – noc, której organicznie nie znoszę. Jeszcze zanim się rozwiodłam, mąż zawsze mnie gdzieś ciągnął, co dla mnie bywało męką, bo on nie odróżniał walca od tanga. Teraz chciałam mieć święty spokój.
Moja 18-letnia córka ze swoim chłopakiem Przemkiem i paczką przyjaciół wyjechała w góry. Do niedawna Julka urządzała imprezę w domu, a ja szłam do znajomych. Czułam, że tak muszę – niech młodzi się bawią. W tym roku nic nie musiałam i było mi z tym cudownie. Wiedziałam, że jeśli położę się wcześniej do łóżka, to i tak o północy wyrwą mnie ze snu dźwięki wystrzelanych fajerwerków i dzikie ryki sylwestrowiczów, więc postanowiłam położyć się dopiero koło pierwszej w nocy.
Przemek zapomniał zostawić klucze
Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, nalałam sobie wina oraz pysznej herbaty i pogrążyłam w lekturze. Nie wiem, która była godzina, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Dziwne. Nie spodziewałam się żadnych gości. Pomyślałam, że może to kominiarz chodzi z życzeniami. Jednak mężczyzna, który stał w progu, bynajmniej kominiarzem nie był.
– Dobry wieczór, nazywam się Łukasz L., jestem ojcem Przemka – powiedział. – Syn mi mówił, że jedzie na sylwestra w góry. Miał u pani zostawić klucze do mieszkania...
– U mnie? – zdziwiłam się.
Ojciec Przemka spojrzał na mnie niepewnie. Chyba zastanawiał się, czy dobrze trafił.
– Pani Karolina P., mama Julii, prawda? – upewnił się.
– Owszem, jestem mamą Julki. Wyjechała zresztą na sylwestra razem z pana synem, ale Przemek żadnych kluczy mi nie zostawił. Nawet nie wspomniał, że dziś się pan pojawi – wyjaśniłam.
Sytuacja zrobiła się odrobinę niezręczna. Powiodłam wzrokiem po kilku pokaźnych walizkach, które miał ze sobą ojciec Przemka. Dotarło do mnie, że właśnie musiał wrócić do Polski. A jego syn, gapa, zwyczajnie zapomniał zostawić mi kluczy!
– W takim razie dziękuję i dobranoc. Szczęśliwego Nowego Roku! – pożegnał się mężczyzna.
Ale ja, zamiast zamknąć drzwi, stałam jak głupia i gapiłam się na niego. Nagle coś mnie tknęło.
– Dokąd pan teraz pójdzie? – zapytałam, choć przecież to nie była moja sprawa.
– Pewnie do hotelu – odparł.
– Jak to tak: do hotelu? Dziś? – wykrzyknęłam przejęta.
– Proszę się nie martwić – uśmiechnął się. – Dla mnie to nic nowego. Dużo podróżuję, więc jestem przyzwyczajony.
Ależ ten człowiek był podobny do Przemka! Albo raczej Przemek był podobny do ojca. Ruchy, mimika twarzy, sposób mówienia. Wszystko! Bardzo lubiłam chłopaka mojej córki. Kiedy wprowadziłyśmy się tu z Julką, był pierwszą osobą, którą poznałyśmy. Mieszkał naprzeciwko nas. To on pomógł nam pownosić rzeczy z samochodu do mieszkania. Dzięki temu zdążyłyśmy ze wszystkim przed nadchodzącą burzą. Był też z nami, kiedy się urządzałyśmy. Wbijał z zapałem gwoździe, wiercił dziury i wieszał półki.
Z uśmiechem patrzyłam na jego starania. Nie miałam wątpliwości, że robi to dla mojej córki, która wyraźnie wpadła mu w oko. Zresztą z wzajemnością.
Przemek wspominał, że mieszka z ojcem, ale ten pracuje za granicą i przyjeżdża do kraju tylko raz na kilka miesięcy. Co za pech, że pojawił się właśnie teraz, kiedy jego syn wyjechał w góry, zapominając o bożym świecie!
Na bandytę nie wygląda, zatem…
Zrobiło mi się trochę żal tego mężczyzny. Może i był przyzwyczajony do noclegów poza domem, lecz mimo wszystko pokój hotelowy nie jest najprzyjemniejszym miejscem na spędzenie wieczora sylwestrowego. Wpadła mi do głowy pewna myśl. Dość ryzykowna. Jeśli jednak ojciec Przemka był chociaż w połowie tak miły jak jego syn, nie miałam się czego obawiać...
– A może prześpi się pan u mnie? – zaproponowałam bohatersko. – Pokój córki jest na razie wolny. Jestem przekonana, że w zaistniałej sytuacji nie miałaby nic przeciwko temu, aby skorzystał pan z jej łóżka.
Ojciec Przemka zawahał się:
– Nie chciałbym robić pani kłopotu w taki wieczór. Jest przecież sylwester...
– Właśnie dlatego nie znajdzie pan teraz taksówki – uśmiechnęłam się. – Bo ta, która pana przywiozła, już odjechała, prawda?
Ten argument najwyraźniej przeważył, bo ojciec Przemka podziękował uprzejmie i wtaszczył walizki do mieszkania. Zrobiłam mu kawę i poczęstowałam zapiekanką. Oczywiście wymawiał się, że nie jest głodny, ale nie chciałam go słuchać. Zaczęliśmy rozmawiać i tak się jakoś złożyło, że wcale nie poszłam spać o tej pierwszej w nocy. Prawie od razu przeszliśmy na „ty”.
Łukasz okazał się nie tylko równie miły jak syn, lecz także oczytany i obyty w świecie. Jako inżynier od budowy dróg wiele podróżował. Był nawet w tak egzotycznych dla mnie krajach jak Jordania i Libia. Potrafił o nich z pasją opowiadać. Ujął mnie tym bardzo. Sama nie mam wprawdzie pieniędzy na dalekie podróże, za to naprawdę uwielbiam o nich słuchać.
Świt zastał nas więc na rozmowie. Dopiero kiedy za oknem pojaśniało, zorientowałam się, że przegadaliśmy całą noc! Zrobiło mi się głupio. Pomyślałam, że nie wypada tak długo przetrzymywać gościa, który pewnie pada z nóg ze zmęczenia. W dodatku gościa, którego poznałam przed paroma godzinami. Ten czas tak szybko upłynął! Czułam się tak, jakbyśmy znali się od wielu lat. A poza tym, co tu dużo kryć Łukasz bardzo mi się spodobał. Jego towarzystwo sprawiało mi ogromną przyjemność...
Szkoda, że dzieci wróciły tak szybko!
Teraz byliśmy jednak oboje już mocno zmęczeni. Nieprzespana noc robi swoje.
– Jeszcze zdążymy sobie podyskutować – powiedziałam, podnosząc się z fotela. – W końcu cały dzień przed nami!
Drugiego stycznia Julka z Przemkiem stanęli na progu. Chłopak na widok ojca zrobił najpierw wielkie oczy, a potem złapał się za głowę.
– Zapomniałem! – wykrzyknął. – Nie wiem, jak to się stało!
– Ale ja chyba wiem – uśmiechnął się Łukasz, patrząc z wyraźną admiracją na moją Julkę. – Widzę, że córka odziedziczyła urodę po mamie – powiedział, a mi zrobiło się ciepło na sercu.
– Mam dziwne wrażenie, że wolałabyś, abyśmy tak szybko nie wrócili do domu! – stwierdziła moja córka, kiedy Przemek z ojcem poszli już do siebie.
Uśmiechnęłam się. Miała rację. Jak dla mnie dzieciaki mogły wyjechać w te góry nawet na tydzień, albo i dwa… W towarzystwie Łukasza przypomniałam sobie, jak przyjemnie jest mieć w domu fajnego faceta. Móc z nim porozmawiać na rozmaite tematy, pośmiać się, wyjść na spacer. Ot, tak – po prostu.
Ojciec Przemka został w kraju przez miesiąc. W tym czasie często się spotykaliśmy. Kiedy wyjeżdżał na kolejny kontrakt, zadzwonił do mnie i powiedział:
– Nie chciałbym z tobą stracić kontaktu. Podaj mi, proszę, swój adres mailowy.
I nagle zaczęłam każdą wolną chwilę spędzać przy komputerze… Jak jakaś nastolatka! Dzięki tym codziennym rozmowom przez Internet staliśmy się sobie bardzo bliscy. Gdy pół roku później wrócił do kraju, nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że chcemy być razem.
– To co? Szykujecie już wesele? – zapytał któregoś dnia Przemek.
Jego słowa chyba skłoniły Łukasza do przemyśleń, bo niedługo później mi się oświadczył. Zamieszkaliśmy u mnie, większe mieszkanie Łukasza oddając młodym. Byli już wystarczająco dorośli, aby zamieszkać razem. Teraz tylko czekamy, aż się pobiorą i cieszymy się, że nasze przyszłe wnuki będą mieszkać tak blisko swoich dziadków.
Czytaj także:
„Kilka minut po rozwodzie poznałam... miłość swojego życia. Nie był w moim typie, ale otworzyłam się na uczucie”
„Po rozwodzie miałam nabrać wiatru w żagle, a skończyłam jak rozbitek na bezludnej wyspie. Wszyscy się ode mnie odwrócili”
„Każdy facet mnie zostawiał, nie mogłam znaleźć miłości. Mojego pecha odmienił... słowiański przesąd”