Nasze małżeństwo zaczęło się jak z bajki – pełne namiętności, spontanicznych gestów i długich rozmów do świtu. Ale wszystko to okazało się fasadą. Grzegorz potrafił manipulować słowami, wciągając mnie w sieć kłamstw i półprawd, których nawet po latach nie jestem w stanie rozplątać. Po rozwodzie długi próbowałam odbudować swoje życie.
To ja ostatecznie postawiłam kreskę. Po zdradach i wyczerpujących tłumaczeniach, które nic nie wnosiły, podjęłam decyzję o rozwodzie. Myślałam, że po tym czeka mnie tylko pustka. Ale życie miało inne plany. Po miesiącach, a potem latach samotności, powoli zaczęłam odnajdywać siebie. Praca stała się moją ucieczką, a przyjaciele – kotwicą.
Właśnie wtedy, kiedy poczułam, że w końcu jestem na dobrej drodze, zadzwonił Grzegorz.
– Judyta, to ja… Potrzebuję cię – powiedział tym swoim ciepłym, zbyt znajomym głosem.
Serce zabiło mi szybciej, choć wiedziałam, że nie powinnam go słuchać. Ale nie mogłam powstrzymać lawiny pytań, które pojawiły się w mojej głowie. Dlaczego teraz? Czego ode mnie chce?
Powiedział, że to ważne i że chodzi o coś więcej niż przeszłość. Zgodziłam się na spotkanie. Z jednej strony czułam, że to zły pomysł. Z drugiej – jakieś głęboko skrywane uczucie kazało mi to zrobić.
Przed spotkaniem podzieliłam się wątpliwościami z Agatą, moją najbliższą przyjaciółką.
– Dlaczego teraz? Po tylu latach nagle mu na czymś zależy? – rzuciłam, kręcąc nerwowo filiżanką z kawą.
– Może coś się stało. Może naprawdę chce naprawić to, co zniszczył – Agata wzruszyła ramionami. Zawsze była zbyt naiwna.
– Naprawić? Grzegorz nigdy niczego nie naprawiał. Zawsze tylko brał. Ale... chyba muszę to sprawdzić – westchnęłam, bardziej do siebie niż do niej.
Nie byłam gotowa na to, co miał mi powiedzieć. Ale w głębi duszy czułam, że to spotkanie zmieni wszystko.
Naprawdę mu współczułam
Kiedy weszłam do kawiarni, Grzegorz już tam był. Siedział przy stoliku w rogu, pochylony nad filiżanką. Wyglądał... inaczej. Wychudły, z wyraźnymi zmarszczkami, jakby życie przejechało po nim walcem. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się smutno i gestem wskazał na krzesło naprzeciwko. Zajęłam miejsce, nie spuszczając z niego wzroku.
– Dziękuję, że przyszłaś – powiedział cicho.
– Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Ale jestem. Co się stało, Grzegorz? – przeszłam od razu do rzeczy.
Przez chwilę milczał, wpatrując się w filiżankę, jakby szukał w niej odpowiedzi. W końcu westchnął.
– Judyta, muszę być szczery. Jestem chory. Nie zostało mi wiele czasu – powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej, a ręce lekko się trzęsą.
– Co...? – zaczęłam, ale on przerwał mi, jakby bał się, że się rozmyśli.
– To rak. Nieoperacyjny. Zostało mi kilka miesięcy, może pół roku. Lekarze mówią, że już nic nie można zrobić.
Te słowa zawisły między nami jak niewidzialna bariera. Nie potrafiłam ich przełknąć. Rak? Śmiertelna choroba? Grzegorz, który zawsze wydawał się niezniszczalny?
– Dlaczego mi to mówisz? – wyszeptałam, z trudem kontrolując emocje.
– Bo ty jesteś jedyną osobą, która mnie naprawdę znała – powiedział, pochylając się w moją stronę.
Jego głos był pełen desperacji.
– Chcę to naprawić, Judyto. Chcę, żebyś wiedziała, że żałuję. Że… umierać z poczuciem, że zawiodłem najważniejszą osobę w moim życiu, to dla mnie za dużo.
Przyglądałam się mu w milczeniu, próbując rozgryźć, czy to możliwe, że mówi prawdę. W jego oczach był smutek, ale i coś jeszcze – lęk.
– Nie wiem, co mam powiedzieć – przyznałam. – Po tym wszystkim, co się stało, po tym, jak mnie traktowałeś… nie wiem, czy mogę ci zaufać.
– Rozumiem – odparł cicho. – Ale… nie proszę o wiele. Może po prostu spędźmy trochę czasu razem? Na tyle, ile mi zostało.
Jego prośba była absurdalna, ale w tym momencie poczułam ukłucie współczucia, którego nie mogłam zignorować.
– Jeśli to prawda… to straszne – powiedziałam, bardziej do siebie niż do niego. – Ale nie mogę ci tego obiecać.
Grzegorz skinął głową, jakby z góry zakładał, że tak odpowiem.
– Rozumiem. Po prostu… pomyśl o tym – powiedział, a potem odsunął się na krześle. – Dziękuję, że mnie wysłuchałaś.
Gdy wychodziłam z kawiarni, miałam wrażenie, że w moim sercu rozgrywa się walka. Czy mógł mówić prawdę? A jeśli nie? Jeśli to kolejne z jego kłamstw? Nie, przecież nie mógłby zmyślić czegoś takiego.
Wierzyłam, że mogę mu pomóc
Kilka dni później Grzegorz zadzwonił ponownie. Początkowo ignorowałam jego próby kontaktu, ale każda kolejna wiadomość sprawiała, że czułam się coraz bardziej rozdarta. W końcu odebrałam.
– Proszę, Judyto. Niczego nie chcę. Po prostu chodźmy na spacer. Powspominajmy.
Nie wiedziałam, dlaczego się zgodziłam. Może z ciekawości, może z tęsknoty za czymś, co straciłam. Spotkaliśmy się w parku, w którym kiedyś spędzaliśmy całe popołudnia, rozmawiając o wszystkim i o niczym.
– Pamiętasz to miejsce? – zapytał, wskazując ławkę przy stawie.
– Jak mogłabym zapomnieć – odpowiedziałam sucho.
To tutaj zabrał mnie na pierwszą randkę. Przyniósł wtedy różę, chociaż padał deszcz, a ja byłam przekonana, że zmoknie i zgubi płatki. Wspomnienia uderzyły we mnie, zanim zdążyłam się przed nimi obronić.
– Nie zmieniło się. Nadal tak samo cicho, spokojnie – kontynuował Grzegorz, jakby nie zauważał mojego napięcia.
Usiedliśmy na ławce. Obserwowałam go kątem oka. Zdawał się inny – wyciszony, mniej pewny siebie, a nawet przygaszony. Nie wiedziałam, czy to zmęczenie, czy gra.
– Próbuję sobie przypomnieć, jak to było, kiedy… kiedy jeszcze wszystko było dobrze – powiedział nagle.
– Naprawdę? – w moim głosie zabrzmiał sarkazm. – Bo ja pamiętam, jak to było, kiedy wszystko się rozpadało.
Spojrzał na mnie z bólem w oczach.
– Wiem, że to nie ma znaczenia, ale żałuję. Wiesz o tym? Żałuję każdego dnia.
Nie odpowiedziałam. Słowa niewiele dla mnie znaczyły.
– Judyto… Przepraszam, że wtedy cię zraniłem. – Głos mu zadrżał. – Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę. Ale teraz nie mam już czasu, żeby to naprawić.
Patrzyłam na niego, walcząc z emocjami. Chciałam wstać i odejść, a jednocześnie coś we mnie nie pozwalało.
– Wiesz, co jest najgorsze? – zapytał po chwili. – Nie fakt, że umieram, ale świadomość, że straciłem ciebie na długo przed tym.
Zamilkłam. Przez moment czułam, że ten nowy Grzegorz, siedzący obok mnie, to ktoś inny niż mężczyzna, którego kiedyś zostawiłam. Spędziliśmy resztę popołudnia na rozmowie o przeszłości – tych dobrych chwilach, które nie zdążyły się zatrzeć w mojej pamięci.
O dziwo, poczułam się lżejsza. Może to współczucie, może nostalgia, ale kiedy Grzegorz zaproponował, byśmy spotkali się jeszcze raz, powiedziałam „tak”. Nie wiedziałam wtedy, że decyzja ta kosztować mnie będzie więcej, niż mogłam przypuszczać.
Zaczęłam coś podejrzewać
Mijały tygodnie. Grzegorz i ja zaczęliśmy spędzać coraz więcej czasu razem. Spacerowaliśmy po mieście, czasem odwiedzaliśmy miejsca, które kiedyś były nam bliskie. Pomagałam mu załatwiać codzienne sprawy – zakupy, lekarzy. Zauważyłam, że wygląda lepiej, ale tłumaczył to chwilową poprawą.
– Leki czasami działają jak cud – powiedział z uśmiechem.
Im dłużej przebywałam w jego towarzystwie, tym bardziej wierzyłam, że może faktycznie się zmienił. Przepraszał za przeszłość, unikał tematów drażliwych, starał się być uprzejmy i wyważony. Powoli zaczynałam myśleć, że ta choroba rzeczywiście zmieniła go na lepsze.
Aż do tamtego dnia. Wpadłam do jego mieszkania wcześniej niż zwykle. Grzegorz zapomniał portfela, więc postanowiłam mu go podrzucić. Drzwi były niezamknięte, co mnie zaniepokoiło.
– Grzegorz? – zawołałam, wchodząc do środka.
Nie odpowiedział, ale z głębi dochodził dźwięk wody. Poszłam tam, zostawiając portfel na stoliku. Kątem oka dostrzegłam coś, co przykuło moją uwagę. Na stole leżały jakieś dokumenty – koperty z nazwą ubezpieczalni i zestawienie finansowe. Były w tym szczegóły dotyczące polisy na życie, która obejmowała... nie Grzegorza, a jego brata.
Nie chciałam grzebać w cudzych rzeczach, ale z każdą minutą czułam, jak rośnie we mnie niepokój. Sięgnęłam po kopertę leżącą na wierzchu. W środku znalazłam list, który wydawał się skierowany do Grzegorza. Nie mogłam się powstrzymać i przeczytałam pierwsze zdania:
„Szanowny Panie Grzegorzu, cieszymy się z zainteresowania naszymi usługami. Wspieranie pacjentów w pracy nad emocjami i uczciwością wobec siebie jest dla nas priorytetem. Pozdrawiamy serdecznie, Klinika…”.
Uczciwość? Terapia? Jakie efekty?
W tym momencie usłyszałam za sobą kroki.
– Co to jest? – wycedziłam, unosząc ulotkę.
Zatrzymał się, patrząc na mnie z jakimś nieokreślonym wyrazem twarzy.
– O czym ty mówisz? – zapytał z udawanym spokojem.
– Nie udawaj. Powiedziałeś mi, że jesteś chory. Przeczytałam to – Pokazałam list. – Co tu się dzieje?
Przez chwilę wyglądał, jakby zastanawiał się, czy zaprzeczyć. W końcu westchnął i opadł na krzesło. Spuścił głowę.
– Nie jestem chory. Skłamałem. Chodzę na terapię z psychologiem, ale to kosztuje i…
To wszystko sprawiło, że świat zawirował mi przed oczami.
– Kłamałeś. Przez cały ten czas?! – głos mi się załamał.
– Chciałem tylko, żebyś… żebyś dała mi szansę, żebyśmy mogli naprawić to, co się stało. Chciałem cię odzyskać – mówił szybko, jakby każde kolejne słowo miało go usprawiedliwić.
Spojrzałam na niego, próbując zrozumieć. Ale to, co poczułam, to była czysta furia.
– Ty… Ty to wszystko wymyśliłeś?! Całą tę historię o raku? O umieraniu? To była manipulacja!
Zerwałam się z miejsca. W głowie miałam chaos, a ręce mi drżały.
– Judyta, proszę... – próbował mnie zatrzymać.
– Nigdy więcej mnie nie szukaj! Nigdy! – rzuciłam, wybiegając z mieszkania.
Na zewnątrz odetchnęłam głęboko. Czułam się oszukana, upokorzona i wściekła. Ale wiedziałam jedno: tym razem nie dam się złamać.
Czułam się zdradzona i oszukana
Przez kolejne dni czułam, jak gniew i zawód wypełniają każdą cząstkę mojego ciała. Z jednej strony chciałam zostawić to wszystko za sobą, zapomnieć o Grzegorzu i jego perfidnym kłamstwie. Z drugiej – myśl, że tak łatwo uszedł mu na sucho, sprawiała, że miałam ochotę krzyczeć.
W końcu postanowiłam, że tego tak nie zostawię. Musiał usłyszeć, co naprawdę o nim myślę. Zadzwoniłam.
Spotkaliśmy się na neutralnym gruncie – w tej samej kawiarni, gdzie wszystko się zaczęło. Siedziałam już przy stoliku, gdy wszedł. Wyglądał inaczej niż zwykle – jakby na chwilę zniknęła ta fałszywa aura pewności siebie.
– Nie próbuj się tłumaczyć. Siedź i słuchaj – przerwałam ostro.
Patrzył na mnie, jakbym była kimś zupełnie obcym. Cóż, może i byłam.
– Kiedy powiedziałeś, że umierasz, coś we mnie pękło – zaczęłam. – Współczułam ci, wierzyłam, że naprawdę chcesz naprawić błędy. A teraz wiem, że to wszystko była gra.
– Judyta, ja naprawdę...
– Zamknij się – syknęłam. Mój ton sprawił, że zamilkł. – Wiesz, co jest najgorsze? Że znowu ci zaufałam. Znowu dałam się wciągnąć w twoje manipulacje. Wiesz, ile kosztowało mnie zebranie się do tego, żeby dać ci szansę?
Odwrócił wzrok.
– Wiem, że to wygląda źle, ale... – zaczął, ale szybko go przerwałam.
– Wygląda źle? To jest chore! Kłamałeś o czymś tak poważnym, tylko po to, żeby zagrać na moich emocjach! – głos mi zadrżał, ale nie przestałam. – Czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo mnie zraniłeś?
Grzegorz spuścił głowę.
– Przepraszam – wyszeptał.
– Przepraszasz? Myślisz, że to załatwia sprawę? – parsknęłam z ironią. – Grzegorz, to nie działa w ten sposób. Przez ciebie znów uwierzyłam, że może coś w tobie się zmieniło. Że naprawdę chcesz...
Urwałam, bo poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam, żeby widział mnie we łzach. Pokręciłam głową.
– Ani przez chwilę nie pomyślałeś o tym, co ja przeżyłam. Ty zawsze widziałeś tylko siebie. Ale wiesz co? Tym razem to nie ja straciłam. To ty. I nigdy więcej nie pozwolę ci wejść w moje życie – powiedziałam z pełnym przekonaniem.
Wstałam i ruszyłam do wyjścia, zostawiając go samego. Czułam, że tym razem to ja miałam ostatnie słowo.
Judyta, 40 lat
Czytaj także:
„Kochałem żonę, ale przy porodzie córki dowiedziałem się, że jest kłamczuchą. Nie wiem, czy wybaczę jej taki sekret”
„Mąż zrobił dziecko mojej koleżance, ale nie znienawidziłam go. Byłam mu wdzięczna, bo dzięki niemu zostałam matką”
„Z zazdrości zniszczyłam życie swojej przyjaciółce. Wierzyłam, że moje kłamstwo nigdy nie ujrzy światła dziennego”