Gdyby ktoś opowiedział mi tę historię kilka lat temu, pewnie tylko wzruszyłabym ramionami. Teraz wiem, że życie potrafi zaskakiwać na sposoby, których nigdy byśmy się nie spodziewali.
Brakowało nam tylko jednego
Miałam 22 lata, kiedy wyszłam za mąż. To był ślub z miłości, która wydawała mi się niezniszczalna. Paweł był dla mnie ideałem – dojrzały, spokojny, a przy tym czuły. Mimo różnicy wieku – był ode mnie o siedem lat starszy – czułam, że mogę na nim polegać. Pracował w biurze projektowym, zarabiał naprawdę dobrze. „To mężczyzna, który zapewni naszej rodzinie bezpieczeństwo” – myślałam, planując wspólną przyszłość.
Marzyliśmy o dzieciach. Niestety, nasze plany szybko zaczęły się komplikować. Mijały dni i miesiące, a ja wciąż nie mogłam zobaczyć upragnionych dwóch kresek na teście ciążowym. Zazdrośnie patrzyłam na koleżanki spacerujące z wózkami, wyobrażając sobie, że kiedyś i ja będę jedną z tych mam. Po dwóch latach bezowocnych starań zdecydowaliśmy się na badania. Wynik był druzgocący: lekarz poinformował mnie, że jestem niepłodna, a medycyna nie może nic na to poradzić.
Paweł mnie pocieszał, ale byłam nie do zniesienia. Moja rozpacz szybko zmieniła się w gniew. Obwiniałam wszystkich – lekarzy, los, a nawet mojego męża. Najmniejszy drobiazg stawał się pretekstem do awantur.
– Może po prostu znajdź sobie kogoś, kto ci urodzi dziecko – wykrzyczałam mu pewnego dnia w napadzie furii.
Nie wiem, jak to wytrzymywał.
Każde dziecko z innym
Dorota była moją dawną koleżanką ze szkoły, która nigdy nie miała szczęścia w miłości. Mieszkała w pobliskiej wiosce, samotnie wychowując troje dzieci. Wszyscy mówili, że każde z nich ma innego ojca, ale ja zawsze sądziłam, że widocznie ciągle trafiała na niewłaściwych mężczyzn.
Kiedyś spotkałam ją przypadkiem na targu.
– Dorota, to ty? – zagadnęłam, widząc, że wyraźnie przybrała na wadze.
– Tak, to ja. I tak, będę miała kolejne dziecko – westchnęła, zanim zdążyłam coś powiedzieć.
– Znowu? Twierdziłaś, że masz dość dzieci – zauważyłam zaskoczona.
– Mówiłam. Ale tak wyszło – odpowiedziała zrezygnowanym tonem.
Jej sytuacja wzbudziła we mnie ogromne współczucie. Jak to możliwe, że los obdarzył ją czwartym dzieckiem, którego nie chciała, a mnie odmówił choćby jednego?
Wieczorem opowiedziałam o naszym spotkaniu Pawłowi.
– Jestem ciekawa, co zrobi z tym dzieckiem – zastanawiałam się. – Ona ledwo wiąże koniec z końcem. Może odda je do adopcji?
Paweł wyglądał na wyraźnie zmartwionego, ale nie komentował moich rozważań. Dopiero kilka tygodni później dowiedziałam się dlaczego.
Zrobił to, o czym mu mówiłam
Któregoś wieczoru wybuchła między nami kolejna kłótnia. Nie pamiętam już, o co dokładnie poszło, ale Paweł podszedł do mnie, chwytając mnie za ręce.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczął poważnym tonem. – Dziecko, które urodzi Dorota, jest moje.
Zamarłam.
– Co ty właśnie powiedziałeś? To jakiś głupi żart?
– To prawda. Przespałem się z nią, ale tylko raz. To był błąd, którego bardzo żałuję. Proszę, wybacz mi.
Jego słowa wywołały we mnie lawinę emocji. Krzyczałam, płakałam, wyrzucałam z siebie wszystkie obelgi, jakie przyszły mi do głowy.
– Wynoś się! – wrzeszczałam, wyciągając jego rzeczy z szafy. – Jutro składam pozew o rozwód!
Paweł spakował walizkę i wyszedł, nie próbując się tłumaczyć. Kilka dni później, gdy emocje trochę opadły, postanowiłam porozmawiać z Dorotą. Chciałam poznać jej wersję.
– To był przypadek – powiedziała, kiedy zapytałam, jak do tego doszło. – Nie chciałam niszczyć waszego małżeństwa. Paweł kocha ciebie, nie mnie.
Jej słowa dziwnie mnie uspokoiły. Patrzyłam na jej ciążowy brzuch i nie mogłam przestać myśleć o maleństwie, które spłodził mój mąż.
– Kiedy dziecko ma przyjść na świat? – zapytałam cicho.
– Za kilka tygodni – odpowiedziała zaskoczona moim spokojem.
– Nie przejmuj się. Paweł na pewno się nim zaopiekuje – dodałam, próbując ją pocieszyć.
Dorota popatrzyła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
– A ty? Nie jesteś zła? Nie nienawidzisz mnie?
– Już nie – odparłam szczerze. – Pomyśl o dziecku.
Od razu ją pokochałam
Miesiąc później Dorota zadzwoniła do mnie, mówiąc, że urodziła małą dziewczynkę. Jej głos był obojętny, jakby dziecko, które właśnie przyszło na świat, było dla niej jedynie kolejnym problemem.
– Może przyjdziesz ją zobaczyć? – zapytała niepewnie.
Nie wiedziałam, czy powinnam. Wciąż czułam ból i złość, ale ciekawość i pewna wewnętrzna potrzeba wzięły górę. W końcu zgodziłam się ją odwiedzić w szpitalu. Dorota powitała mnie z wymuszonym uśmiechem, trzymając dziecko w ramionach.
– To ona – powiedziała, podnosząc kocyk.
Dziewczynka była malusieńka i bezbronna. Jej nosek, delikatny i lekko zadarty, przypominał mi Pawła. W tamtej chwili poczułam coś, czego nie potrafię opisać – ciepło, które rozlało się po moim sercu, choć jeszcze przed chwilą byłam pełna gniewu.
– Jesteś szczęściarą – powiedziałam do Doroty, starając się ukryć łzy.
Ale Dorota tylko wzruszyła ramionami.
– Szczęściarą? Zuza, ja jej nie kocham – powiedziała beznamiętnie. – Nawet nie nadałam jej imienia. Jeśli jej nie przygarniecie, oddam ją do jakiegoś domu dziecka.
Zamarłam.
– Co ty mówisz? – zapytałam, czując, jak wzbiera we mnie złość.
– Mówię poważnie – odpowiedziała. – Paweł wie o mojej decyzji. Chce wychowywać małą, ale decyzja należy do ciebie. On czeka na twój ruch.
Słowa Doroty wstrząsnęły mną. Wybiegłam z sali i usiadłam na korytarzu. W mojej głowie szalały sprzeczne myśli. Jak mogłam wziąć na siebie wychowanie dziecka, które było owocem zdrady mojego męża? Ale z drugiej strony, jak mogłam pozwolić, żeby to maleństwo trafiło do obcych ludzi, do jakiegoś przytułku?
Po chwili wróciłam do sali.
– Nigdzie jej nie oddasz – powiedziałam stanowczo, biorąc dziewczynkę na ręce. – Basia będzie ze mną i Pawłem.
Basia jest moją córką
Decyzja była podjęta, ale teraz musiałam się zmierzyć z rzeczywistością. Paweł, choć wyraźnie zdenerwowany, od razu zgodził się wrócić do domu.
– Jutro nasza córeczka będzie już w domu – powiedziałam, gdy tylko odebrał telefon.
Słyszałam, jak kamień spada mu z serca. Miałam zaledwie jeden dzień, by wszystko przygotować się na przybycie dziecka. Pobiegłam do sklepu i wykupiłam niemal wszystko, co było potrzebne: łóżeczko, wanienkę, ubranka, zabawki. Nasza sypialnia szybko zamieniła się w pokój dla noworodka.
Początkowe dni były pełne chaosu. Nie wiedziałam, jak zajmować się niemowlęciem. Basia budziła mnie co dwie godziny, a ja z trudem powstrzymywałam łzy ze zmęczenia. Na szczęście sąsiadka, która miała czwórkę dzieci, przyszła mi z pomocą. To dzięki niej nauczyłam się podstaw pielęgnacji, karmienia i przewijania.
Z każdym dniem zaczynałam czuć się bardziej pewnie w roli matki. Basia była spokojnym dzieckiem, które szybko wypełniło nasze życie radością. Jej pierwsze uśmiechy, gaworzenie i próby raczkowania sprawiały, że zapominałam o wszystkim innym.
Paweł, widząc, jak angażuję się w opiekę nad małą, stopniowo odzyskiwał moje zaufanie. Nie próbował usprawiedliwiać swoich błędów, ale starał się wynagrodzić mi wszystko, co przeżyłam.
– Dziękuję, że dałaś mi szansę – powiedział któregoś wieczoru, gdy siedzieliśmy razem przy łóżeczku Basi.
– Nie zrobiłam tego dla ciebie – odpowiedziałam szczerze. – Zrobiłam to dla niej.
Dziś Basia ma trzy lata. Jest wesołą, pełną energii dziewczynką, która każdego dnia przypomina mi, że podjęłam właściwą decyzję. Nazywa mnie mamą, choć formalnie nie mam jeszcze do niej praw. Proces adopcji trwa, ale jestem zdeterminowana, by doprowadzić go do końca. Dla Basi zrobię wszystko. Każda noc nieprzespana z powodu jej płaczu, każde trudne pytanie, które zada mi w przyszłości, są tego warte.
Patrząc na nią, widzę nie tylko dziecko mojego męża, ale przede wszystkim małą istotę, która odmieniła moje życie. Dzięki niej zrozumiałam, że miłość nie zawsze jest prosta i że czasem trzeba przejść przez ból, by znaleźć szczęście.
Basia jest moją córką – nie tylko w sercu, ale i w życiu. Razem z Pawłem tworzymy rodzinę, która choć nie jest nieidealna, jest pełna miłości. Przyszłość może przynieść różne wyzwania, ale wiem jedno: nigdy nie przestanę walczyć o Basię. To dzięki niej stałam się tym, kim jestem dzisiaj – matką z całego serca.
Zuzanna, 31 lat
Czytaj także:
„Przez 8 lat kombinowałem, jak zdobyć ukochaną. Postawiłem wszystko na jedną kartę i zrobiłem z siebie pośmiewisko roku”
„Do wymarzonego stanowiska w firmie doszłam przez łóżko szefa. Tak było łatwiej i przyjemniej niż na nudnych kursach”
„Po 60 chciałam na nowo ułożyć sobie życie. Wolę siedzieć sama w 4 ścianach niż użerać się z cudzymi wnukami”