„Po operacji nie czułam się pełną kobietą. Nigdy nie miałam męża, dzieci, rezygnowałam z namiętności. Do czasu”

kobieta  po 40tce.png fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk
Z czasem coraz bardziej zamykałam się przed światem. Zwłaszcza przed mężczyznami. Kiedyś lubiłam się bawić, chętnie umawiałam się na randki.
/ 30.08.2023 11:01
kobieta  po 40tce.png fot. Adobe Stock, Valerii Honcharuk

Kobiecość to nie tylko biologia. A jednak po operacji usunięcia macicy straciłam wiarę w siebie i swoją atrakcyjność. sądziłam, że życie się dla mnie skończyło.

Nigdy nie wyszłam za mąż

Po pierwsze, nie spotkałam tego jedynego, a po drugie, chyba nie bardzo wierzyłam w instytucję małżeństwa. Miałam w swoim życiu kilku facetów, z jednym byłam nawet dość długo. Rozstaliśmy się trzy lata temu. Po tym jak musiałam przejść zabieg. Nie sądzę jednak, by moja operacja miała na to wpływ. Nie dogadywaliśmy się już od jakiegoś czasu, a fakt, że ja się zmieniłam, chyba tylko przyspieszył naszą decyzję.

Nie planowałam mieć dzieci. Bo niby z kim?

Lekarz oznajmił mi, że być może konieczne będzie usunięcie macicy. Dał mi skierowanie do szpitala. Tam ginekolog również namawiał mnie do takiej operacji.
Jeżeli nie planuje pani dzieci, jest to po prostu najłatwiejsze i ostateczne rozwiązanie – wyjaśnił. – Mięśniaki nie będą się odnawiać, ale też nie będzie pani mogła zajść w ciążę. Tak czy inaczej, decyzja należy do pani.

Zdecydowanie nie miałam w planach dzieci. Poza tym, nawet gdyby mój instynkt macierzyński, do tej pory głęboko uśpiony, nagle się obudził, i tak nie zdecydowałabym się zajść w ciążę: miałam 42 lata! No i z kim? Z partnerem, z którym prawie nic mnie już nie łączyło?

A jednak… Jakoś trudno mi było pogodzić się z myślą, że nie będę w pełni kobietą. Że stracę coś wyjątkowo kobiecego. Z drugiej strony wiedziałam, że to nie czas i miejsce na takie rozważania. Zgodziłam się na operację.

Nie było to przyjemne przeżycie

Rana się trochę paskudziła, poza tym przez kilkanaście dni z trudem się ruszałam. W domu głównie leżałam i spałam. Bogdan źle to znosił. Nigdy nie był opiekuńczy, a teraz… No cóż, to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. Rozstaliśmy się.

Z czasem czułam się coraz bardziej samotna i było mi źle. Denerwowała mnie świadomość mojej niepełnej kobiecości. Irytowała mnie też blizna na brzuchu, która wydawała się koszmarna.
Chodziłam na naświetlania, smarowałam ją rozmaitymi maściami, lecz niewiele to dało. Nadal była duża i brzydka. Fakt – nikt oprócz mnie na nią nie patrzył, ale ja wiedziałam, że tam jest. Nie dodawało mi to pewności siebie. I sama widziałam, jak bardzo zmieniłam się po operacji. Koleżanki tylko utwierdziły mnie w tym przekonaniu.
– Magda, co się z tobą dzieje? – spytała Anka podczas naszego kolejnego spotkania na kawie. – Dawniej tryskałaś energią, spotykałaś się z ludźmi.
A teraz taki smutny odludek się z ciebie zrobił. To przez Bogdana? Żałujesz, że się rozstaliście?
– No co ty! – zaśmiałam się, bo to akurat nawet przez myśl mi nie przeszło. – Dobrze wiesz, że to było tylko przyzwyczajenie. Po prostu... jakoś nie umiem zaakceptować siebie po operacji.
– Przecież nic nie widać,
a dzieci i tak nigdy nie chciałaś mieć – stwierdziła Anka, jak zwykle bardzo praktyczna.
– Nie o to chodzi – westchnęłam. – To raczej kwestia psychiki.
– W takim razie może potrzebujesz jakiejś fachowej pomocy? No wiesz, psychologa.
Nie chciałam iść do żadnego psychologa. Nie miałam depresji, a nie wyobrażałam sobie, że otwieram się przed jakąś obcą babą, albo, co gorsza, facetem, i opowiadam o braku samoakceptacji. Nie, to nie dla mnie.

Poważne związki są już nie dla mnie

Z czasem coraz bardziej zamykałam się przed światem. Zwłaszcza przed mężczyznami. Kiedyś lubiłam się bawić, chętnie umawiałam się na randki. Nie jestem typem flirciary, ale też
i powołania do życia zakonnego nigdy nie miałam
. Owszem, poznawałam jakichś facetów, bo dziewczyny wyciągały mnie na imprezy, dyskoteki, do kawiarni. I nawet całkiem miło spędzałam czas, przekomarzając się przy winie z jednym czy drugim przystojniakiem. Ale wszystkie propozycje zacieśnienia kontaktów odrzucałam.

Zagnieździł się we mnie we mnie jakiś niezrozumiały strach. Nie akceptowałam swojego ciała, więc jak mogłam pozwolić, by ktoś je oglądał?

W końcu jednak postanowiłam poszukać psychologa. Poszłam do jednej poradni, drugiej, trzeciej, poczytałam informacje, wzięłam kilka ulotek. Mimo to nie mogłam się zdecydować. Aż tu nagle... W drzwiach jednego z gabinetów wpadłam na kogoś.
Po prostu zderzyłam się czołowo i dość boleśnie z ramieniem jakiegoś faceta. Co za typ! Tyłem chodzi czy co? Oczu nie ma?!
– Przepraszam, nic się pani nie stało? – odezwał się mężczyzna tak kojącym głosem, że moja złość całkowicie wyparowała.
– Może wejdziemy do apteki? Jest tu obok, zrobią kompres.

Podniosłam głowę i zobaczyłam… piwne oczy. Dopiero po chwili dostrzegłam resztę szczegółów: gładko wygolona twarz, siwiejące zakola. Nie był przystojny, ale sympatyczny. Mniej więcej w moim wieku. A jego głos! Przecudny! Taki radiowy…

– Mam nadzieję, że nie będzie miała pani siniaka – zatroskał się, biorąc w dłonie moją twarz. – Proszę pokazać.
– Wszystko w porządku, tylko muszę usiąść na chwilę, bo kręci mi się w głowie – wydusiłam.
– Obok apteki jest kawiarenka. Może tam pójdziemy? – zaproponował. – Przy okazji można zamówić lód do przyłożenia.

Poprowadził mnie na drugą stronę jezdni, a ja nie oponowałam. Na miejscu zamówił dla mnie w ramach przeprosin kawę i ciastko, a potem rozmawialiśmy. Przesiedzieliśmy na werandzie tej kawiarni godzinę (był piękny letni dzień) i… umówiliśmy się na kolejne spotkanie.

Dopiero gdy wróciłam do domu, oprzytomniałam. Co ja wyprawiam? Przecież jeśli to za daleko pójdzie... Nie, nie pokonam swoich oporów! Chciałam od razu do niego zadzwonić i odwołać spotkanie, ale okazało się, że nie wzięłam numeru telefonu. Trudno, po prostu nie pójdę.

Mimo wszystko poszłam. Dlaczego? Nie wiem. Tak samo jak nie mam pojęcia, dlaczego umówiłam się z nim kolejny raz. I jeszcze raz. Ciągle obiecywałam sobie, że to koniec, bo czułam, jak coraz bardziej angażuję się w ten związek.

A tego robić mi przecież nie było wolno pod żadnym pozorem...

Wreszcie przyszedł moment, którego tak się obawiałam. Wojciech zaproponował, żebyśmy pojechali do niego. Siedzieliśmy akurat w knajpie, przy winie. Zgodziłam się i dopiero w taksówce zrozumiałam, co robię.
– Wiesz, ja jednak nie mogę, nie powinnam, nie chcę – plątałam się, nie wiedząc, jak mu to wszystko wytłumaczyć.
– Przecież nie zrobimy niczego, na co nie będziesz miała ochoty – Wojtek objął mnie ramieniem. – Chcę jeszcze z tobą posiedzieć. Sam, bez ludzi.

Miał przytulne, małe mieszkanko. Widać było, że urządzał je sam, ale w tej męskiej prostocie, surowości był jakiś urok. Dobrze się czułam, siedząc na jego wersalce, słuchając jego głosu
i pijąc kolejną lampkę wina.

I może właśnie dlatego wreszcie odważyłam się wyznać mu wszystko. Bo doszłam do wniosku, że bardzo mi na nim zależy, więc muszę to zrobić.

Trochę się plątałam, trochę wstydziłam, z trudem dobierałam słowa, opowiadając o tym, o czym do tej pory wiedziała tylko moja przyjaciółka. A i ona nie do końca znała moje myśli. Teraz otworzyłam się całkowicie. Płakałam i chaotycznie wyrzucałam z siebie kolejne wyznania. Wręcz fizycznie czułam, jak pozbywam się uciążliwego balastu.

Drżałam co prawda, że Wojtek się rozczaruje, że mnie zostawi, że to już koniec. Lecz gdzieś
w głębi duszy miałam nadzieję, że zrozumie i… zaakceptuje.
Słuchał mnie uważnie i ani razu nie przerwał. Przez cały czas przytulał mnie do siebie
i głaskał po głowie, chwilami delikatnie całując w skroń
. Gdy skończyłam, ujął moją twarz
i pocałował mnie namiętnie.

Poczułam jego dłonie na swoim ciele i nie broniłam się. Podniecał mnie do szaleństwa. Powoli przestawałam myśleć o sobie, o swojej odpychającej bliźnie. Jednak gdy całując moje piersi i brzuch, dotarł do niej – zamarłam.

Wtedy Wojtek przerwał na chwilę, spojrzał mi w oczy i powiedział cicho:
– Kocham cię. Spodobałaś mi się od pierwszego spotkania, ale nie dopuszczałem do siebie myśli, że to może być ważne. Bałem się, że mnie odrzucisz, że w końcu każesz odejść. Każda randka była dla mnie jak egzamin.

Nie bardzo pamiętam, co było potem. Poza uczuciem całkowitej radości, błogości, spełnienia... Kochałam się po raz pierwszy od ponad trzech lat. I chyba pierwszy raz w życiu tak namiętnie.
A potem Wojtek powiedział:
– Teraz ja ci coś wyznam. Wiesz, dlaczego do tej pory byłem sam? Bo wszystkie kobiety,
z którymi się wiązałem, bały się, że zajdą w ciążę. Przynajmniej na początku. Dla mnie to było tak stresujące, że myślałem głównie o zabezpieczeniu, a nie o seksie. I z czasem… Coś mi się przestawiło w głowie, z trudem osiągałem spełnienie. Właściwie jesteś pierwszą kobietą od wielu lat, z którą odważyłem się to zrobić. Wtedy, gdy na siebie wpadliśmy, szedłem właśnie do poradni, ale nie odważyłem się wejść...
– To tak jak ja – wyszeptałam. – Szukałam pomocy, bo nie umiałam pogodzić się z tym, że nie jestem w pełni kobietą.
– Dla mnie jesteś – uśmiechnął się. – W dodatku dzięki tobie ja jestem w pełni mężczyzną.
Roześmiałam się. Fakt. Czyli pomogliśmy sobie nawzajem.

Czytaj także:
„Myślałem, że na emeryturze zdziadzieję, czułem się jak znoszony kapeć. Mój przyjaciel pokazał mi, że nie wszystko stracone”
„Po śmierci żony szukałem pocieszenia w butelce i nie zauważyłem, jak mój syn się stacza. To przeze mnie sięgnął dna”
„Na emeryturze zamiast egzotycznych wysp, oglądałam zalewającego się piwskiem męża. Stefan zrujnował moje marzenia”

Redakcja poleca

REKLAMA