Dwudziestoletnia, długonoga blondynka potrafi zaciemnić facetowi postrzeganie rzeczywistości. Zwłaszcza gdy on ma czterdzieści pięć lat i uważa się za średnio atrakcyjnego gościa. Widziana co dzień w lustrze łysinka, wylewający się zza paska brzuszek i przygarbiona postura przyspieszają akt kapitulacji i każą pogodzić się z faktem, że dobrze już było. Myśli skupiają się na zapewnieniu dobrobytu rodzinie i małych przyjemnościach w stylu wymiany auta co kilka lat lub wyjazdu na wczasy tam, gdzie eksponowanie wątpliwych walorów swojej fizyczności nie będzie konieczne. Przykład? Od kilku lat nieźle radzę sobie na nartach.
Wziąwszy pod uwagę powyższe, na zaczepkę Julii w hotelowym pubie powinienem zareagować śmiechem i energicznym poszukiwaniem ukrytych kamer. No ale ona zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się tak uroczo… To wystarczyło, bym zapomniał o dwudziestu latach małżeństwa i dwójce dorastających dzieci. Jakoś to wszystko zostało gdzieś z tyłu, poza czarodziejskim wirem błękitnych oczu pięknej nieznajomej.
Co robiłem w hotelu? Miałem we Wrocławiu rozmowę biznesową z menedżerem, który rozważał wyposażenie hal produkcyjnych swojego przedsiębiorstwa w nasze wentylatory. Prowadzę Climatix wraz z dwoma wspólnikami. Projektujemy układy wentylacyjne i klimatyzacyjne dla przemysłu. Ostatnio nieźle nam idzie, bo obrodziło w inwestycje. Byłem zadowolony z tego spotkania, szykowały się konkretne negocjacje. Wydawało się, że mamy spore szanse na zawarcie umowy, zwłaszcza że gościowi się spieszyło, a na rynku trudno znaleźć ekipę, która zabierze się do roboty od ręki. A to znacznie zwiększało szansę na podbicie ceny.
Nigdy nie byłem dobry we flirtowaniu
Spotkanie miało miejsce w restauracji w centrum Wrocławia i skończyło się o osiemnastej. Byłem zmęczony i pojechałem do hotelu taksówką. Po dwudziestej, gdy już miałem za sobą telefoniczną pogawędkę ze wspólnikiem oraz wymianę opinii z żoną na temat nowej sofy, postanowiłem wyrwać się z pokoju i zejść do pubu na drinka. Liczyłem, że pomoże mi to zasnąć, bo zawsze, gdy nocuję w hotelach, sprawia mi to problem.
Burbon przyjemnie palił przełyk, gdy naraz poczułem zniewalającą, kwiatową, delikatnie słodkawą woń. Siedziałem przy barze i próbowałem skupić wzrok na ekranie telewizora. Dziewczyna usiadła obok.
– Poproszę sok z czarnej porzeczki – zwróciła się do barmana. – Z lodem.
Zerknąłem na nią z nieśmiałością i nawet alkohol nie zdołał jej przezwyciężyć. Zazdrościłem facetom, którzy w takiej sytuacji umieją spontanicznie rozpocząć konwersację. Nigdy nie zgłębiłem sztuki flirtu. Zwykle się spinam, gdy kobieta mi się podoba.
– Pan tutejszy? – usłyszałem i spojrzałem w kierunku pytającej – kobiety nieziemskiej, idealnej, powalającej…
– Ja jestem we Wrocławiu dopiero drugi raz – ciągnęła, nie czekając na moją odpowiedź. – Mówią, że jest tu masa rzeczy do obejrzenia, ale kompletnie nie wiem, co, gdzie i jak. Może pan mi coś podpowie?
– Cóż… – stęknąłem i odchrząknąłem. – Właściwie to jestem w delegacji. Przyjechałem z Gdańska. Może warto kupić przewodnik?
– Super! – dziewczyna wydawała się uradowana tym pomysłem. – W internecie pewnie też coś będzie.
– Tak. W internecie jest wszystko.
– A dobre to, co pan pije?
– Burbon? Cóż, jest trochę ostre, może lepiej jakiegoś drinka?
– Jasne. Zdaję się na pana.
W tym momencie uświadomiłem sobie, że zaproponowałem tej zniewalającej dziewczynie drinka, a ona się zgodziła. I dalej czarowała uśmiechem. Barman sporządził egzotyczny koktajl na bazie rumu, soku ananasowego i limonki, a ja sączyłem swojego burbona. Stopniowo język mi się rozwiązywał, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że brylowałem.
– A ty na długo? – spytałem nieco bełkotliwym tonem – na ty przeszliśmy już wcześniej.
– Na dwa dni – odparła, muskając ręką moje kolano. – Mam tu sesję fotograficzną do katalogu.
– Jesteś modelką?
Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę siedzę w barze i podrywam tę nieziemską laskę, a ona nie ucieka!
Potem już jakoś poszło. Zaprosiłem ją do siebie na lampkę wina. W hotelowej lodówce widziałem butelkę. Powiedziała, że woli, byśmy poszli do jej pokoju, bo będzie się czuła bardziej komfortowo. Zgodziłbym się na wszystko, nawet gdyby zaproponowała, abyśmy kontynuowali naszą znajomość w samochodzie.
Stara to zołza, dawno chciałem ją rzucić
Gdy weszliśmy i usiadłem na łóżku, Julia rozpięła bluzkę.
– Chcesz? – spytała.
Przełknąłem ślinę i kiwnąłem głową.
– Ale wiesz, nie jestem jakąś wywłoką – przekonywała, rozpinając spódnicę, by pokazać piękne, zgrabne nogi. – Nie rozbijam małżeństw. Jeśli jesteś szczęśliwym tatą i mężem, to nie będę cię dalej kusić.
Suwak był już prawie na dole, gdy nagle skierował się ku górze.
– Nie! – zaprotestowałem. – Nie! Moje małżeństwo to fikcja. Właściwie to już się rozpadło. Stara to zołza, dawno chciałem ją rzucić.
– Skoro tak, to w porządku.
Kochałem się z nią jak z żadną inną kobietą w moim życiu. Ta noc była niczym sen. Julia co chwilę pytała, czy chcę jeszcze i czy nie niszczy mojego związku, a ja zapewniałem, że moje małżeństwo to bagno i ściek, z którego muszę się jak najszybciej wyrwać.
Seks, wino, burbon i podnieta całkiem mnie wykończyły. Sam nie wiem, kiedy zasnąłem. Rano na komodzie znalazłem karteczkę:
„Było super. Musiałam wyjechać. Trzymaj się i wszystkiego dobrego”.
– Trzymaj się – zdziwiony, powtarzałem te słowa do lustra w łazience. – Jak do ciotki po imieninach.
Westchnąłem, odnotowując powrót na ziemię. Czas do domu, pomyślałem. Uświadomiłem sobie dwie rzeczy: że długo nie zapomnę upojnych godzin spędzonych w tym pokoju, i że, najprawdopodobniej, już nigdy nie spotkam pięknej Julii. Sprawy przybrały jednak inny obrót. Życie zaczęło mi się walić na głowę tydzień po tej upojnej nocy.
Zwykle w środy siedzimy wieczorem całą rodziną przed telewizorem i oglądamy popularny teleturniej. Córki lubią rywalizować i na wyścigi odpowiadają na zadawane w nim pytania. Marysia, moja żona, przeważnie w milczeniu się temu przygląda, a ja siedzę przed laptopem i szukam odpowiedzi, których nie znamy. Ale tego dnia, tuż przed rozpoczęciem teleturnieju, zajrzałem do poczty mailowej i zamarłem, gdy przeczytałem:
„Wróciłeś do zołzy i do ścieku?”.
Potrzebowałem chwili, by skojarzyć, o co chodzi. A kiedy sobie przypomniałem, komu to powiedziałem i w jakich okolicznościach – oblał mnie zimny pot, a serce podeszło mi do gardła. To ta dziewczyna z hotelu! Potrzebowałem chwili, by przypomnieć sobie, jak miała na imię. Julia. Czego ona ode mnie chce? Skąd zna mój adres mailowy? Matko Boska, czyżbym zostawił jej wizytówkę? Byłem pijany, oszołomiony, oczarowany… Skoro zdradziłem żonę i nagadałem przygodnej panience głupot, mogłem też dać jej swoją firmową wizytówkę. Idiota! Boże, co ze mnie za kretyn!
– Tato, gdzie idziesz? – spytała Kasia. – Zaraz się zaczyna!
Moja żona i młodsza córka też patrzyły zdziwione, jak wstaję od stołu. Miałem nadzieję, że nie zorientowały się, że jestem rozdygotany.
– Przepraszam, muszę odpowiedzieć na maila. Pójdę do siebie, nie będę wam tutaj przeszkadzać.
W gabinecie drżącymi palcami wystukałem zasadnicze pytanie:
„Czego chcesz?”.
Czego ta dziewucha ode mnie chce?
W tle słyszałem głosy emocjonujących się córek, wyobrażałem sobie spokojny, pobłażliwy uśmiech Marysi – i ogarniał mnie coraz większy strach. Czułem się tak, jakby groźny intruz zakradł się do mojego domu. Problem w tym, że nie wiedziałem, po co to zrobił: chce mnie nastraszyć, okraść, zabić? Skrzywdzić moją rodzinę?
Następna wiadomość sprawiła, że poczułem się tak, jakby ktoś przystawił mi nóż do gardła.
„Czy twoja żona wie, co o niej mówisz? Czy twoje nastoletnie córki wiedzą, że ich ojciec myśli penisem?”.
Chryste Panie! Skąd ona wie, że mam nastoletnie córki? Sprawdza mnie, śledzi, obserwuje? Nerwowo rozejrzałem się wokół siebie. Okno! Wstałem i zasunąłem zasłony. Bez sensu. W dzisiejszych czasach wystarczy wejść na fejsa, żeby znaleźć wiele ciekawych informacji.
Tylko po co jej ta wiedza? Czego ta przebiegła dziewucha tak naprawdę chce? Co złego może zrobić? Może powiedzieć prawdę…
Ale ten jeden błąd nie był przecież całą prawdą! Owszem, przyznaję, odbiło mi, zdradziłem żonę, co gorsza zaparłem się własnej rodziny, ale ja wcale tak nie myślałem. Ta przeklęta Julia miała rację – wtedy w hotelu nie myślałem głową, więcej: ja wtedy w ogóle nie myślałem, uległem instynktowi, nastrojowi chwili, pożądaniu… Zrobiłem coś okropnego, ale to nie zmieniło i nigdy nie zmieni prawdy nadrzędnej: kochałem moje dziewczyny, kochałem moją żonę, moje życie…
Wiedziałem jedno: co się stało, to się nie odstanie, ale nie pozwolę tej dziwce zniszczyć wszystkiego, co jest dla mnie cenne! Zrobię, co mi każe. Bo na bank to jakiś szantaż. Niby co innego?
Wysłałem do niej chyba ze sto maili, ale na żaden nie odpowiedziała. Milczała dwa dni, a ja byłem u kresu wytrzymałości nerwowej. Sprawdzałem pocztę niemal co pięć minut. Do pracy nie poszedłem, bo nie potrafiłbym skupić się na obowiązkach. O niczym innym nie mogłem myśleć poza jednym: czego ona chce – i czy żona i córki dowiedzą się, co zrobiłem.
Dopiero w sobotę Julia wysłała pusty mail z załącznikiem. Zawierał coś w rodzaju trailera. Do filmu porno. W rolach głównych: ja i ona. Plus moje podłe wyznania. Jeśli Marysia je usłyszy… Jeśli córki to zobaczą… Już się nie dziwiłem, skąd ten film. To oczywiste, że musiała mieć w pokoju zainstalowaną kamerę. Dlatego chciała iść do siebie, a nie do mnie. Ciekawe, ilu łosi już tak załatwiła?
Zdzira! Ale miała mnie w garści! I znowu ja wysyłałem setki wiadomości, a ona znowu milczała. Zadzwoniła po trzech dniach, które dla mnie były jak tortury, bo niepewność jest gorsza od najgorszej prawdy. Wisiałem nad przepaścią, nie wiedząc, czy spadnę, czy zostanę uratowany. Gdy zobaczyłem na wyświetlaczu nieznany numer, wiedziałem, że to ona. Na szczęście byłem sam w domu.
– Julia? To ty? Czemu mi to robisz?
– Czemu? Bo sobie zasłużyłeś. Bo jesteś gnojem jak wszyscy faceci. Nie doceniacie tego, co macie. Nie umiecie się oprzeć ładnej, chętnej dupie. Inteligencja krocza przesłania wam wszystko inne. Wciąż mam nadzieję, że spotkam takiego, który mi się oprze, który każe mi spadać, ale jeszcze się to nie zdarzyło…
– Zaplanowałaś to! Z premedytacją mnie uwiodłaś!
– I co z tego? – zaśmiała się nieprzyjemnie. – To ma być twoja wymówka, twoje usprawiedliwienie? Pod lufą cię nie trzymałam. Sam chciałeś, a przecież pytałam, czy masz rodzinę. Zawsze o to pytam…
– Zawsze? To jakieś twoje porąbane hobby? Czemu to robisz? Z zemsty? Ktoś cię skrzywdził i teraz odgrywasz się na wszystkich facetach? Jesteś psychiczna!
– A ty jesteś gnojem. I rekordzistą. Tak, zawsze pytam, czy tym skokiem w bok nikogo nie zranicie. Ty wyrzekłeś się swoich bliskich, zanim zdążyłam się rozebrać. Żonę nazwałeś zołzą, a małżeństwo fikcją i…
– Przestań. Błagam… Co mam robić? Czego chcesz? Pieniędzy?
– Niczego od ciebie nie chcę.
– Wiec po co dzwonisz?
– Tylko po to, żeby cię uprzedzić, co zamierzam zrobić.
– Niby co? – złe przeczucia niemal mnie sparaliżowały.
– Wyślę filmik do twojej żony i do twoich córek. Każda ma adres mailowy, każda ma konto na fejsie. Mogę też podrzucić płytkę pod drzwi, do skrzynki. Nie zdołasz mnie powstrzymać, więc po prostu się przygotuj. Zawsze możesz sam wyznać prawdę. Aha, do twojej firmy też wyślę. Niech koledzy zobaczą, jaki z ciebie ogier.
Muszę się z nią dogadać za wszelką cenę
Drżącymi ustami zacząłem błagać:
– Proszę, nie rób tego. Przyznaję, popełniłem błąd, ale nie niszcz mi życia… Zlituj się! Jak nie nade mną, to nad moją żoną i córkami. Czemu chcesz mścić się na nich?
– Żyją w nieświadomości, którą uważają za szczęście. Wyrwę je z tych złudzeń. Zasługują na prawdę. Nawet paskudna prawda jest lepsza od najpiękniejszego kłamstwa. A dla kogoś takiego jak ty nie mam litości. Zostały ci dwa dni… – rozłączyła się.
Serce orało mi klatkę piersiową, krew łomotała w uszach. Nie mogłem złapać oddechu. Za dwa dni film, w którym ze spuszczonymi spodniami wygaduję ohydne rzeczy o swojej rodzinie, trafi do Marysi i córek. Wyobraziłem sobie, jak to oglądają, i zrobiło mi się słabo. Dwa dni…
Co robić? Co mogę zrobić?! Żołądek ściskał potężny węzeł żeglarski. Może się przyznać? Przeprosić? Nie! Jak żona to zobaczy, znienawidzi mnie, bez względu na wszystko. A praca? Przecież stanę się pośmiewiskiem! To może zgłoszę się na policję? I co powiem? Że ktoś mnie straszy ujawnieniem taśmy porno nagranej bez mojej wiedzy i zgody? Musiałbym ujawnić, jak do tego doszło. I jaką mam pewność, że Marysia się nie dowie? Jakoś nieszczególnie wierzyłem w dyskrecję policji. I kto mi zagwarantuje, że w międzyczasie Julia nie zdąży im tego wysłać?
Muszę się z nią dogadać, za wszelką cenę – to jedyny sposób. Będę błagał i przekonywał aż do skutku. Zapłacę jej. Zrobię wszystko, co mi każe. Niech tylko da mi spokój. Niech nie odcina liny, na której wiszę. Wysyłałem maile, esemesy, próbowałem się do niej dodzwonić. Wszystko na nic. Bez odzewu.
Dopiero w piątek przysłała esemesa. „Gotowy?”.
„Błagam, nie rób tego. Przepraszam” – odpisałem spanikowany.
Odpowiedź przyszła szybko.
„Za późno. Twoja żona usłyszy, co mówiłeś, gdy mnie pieprzyłeś”.
Cholerna obrończyni domowego ogniska! Pieprzona dziwka! Lubiła to, ubierała się tylko w ciuszki moralistki, by bezkarnie się puszczać, a potem usprawiedliwiać to jakąś chorą misją czy sprawiedliwą zemstą. Czułem, że nie przetrwam tej afery. Miotałem się, nie wiedziałem, co począć. Myśli bezładnie wirowały mi w głowie, bolał mnie żołądek, nie mogłem spać. Chyba miałem gorączkę.
To było jak gra w rosyjską ruletkę
– Boże, jesteś rozpalony! – Marysia pojawiła się przy mnie nie wiadomo skąd i przyłożyła dłoń do czoła. – Marsz do łóżka, bo się rozłożysz.
Marysia, moja żona… Troskliwa, dobra, kochająca. Wkrótce usłyszy, że jest dla mnie szambem i zołzą.
Godzinę później wyczołgałem się spod koca i dobrnąłem do komputera. Wysłałem Julii wiadomość. Zaoferowałem jej trzydzieści tysięcy złotych w zamian za to, że nie wyśle filmiku. „Daj spokój”. Czterdzieści tysięcy. Pięćdziesiąt… „Lepiej się pomódl za swoją rodzinę” – odpisała tylko.
Gdybym wiedział, gdzie znaleźć tę sukę. Dopadłbym ją i chyba ukatrupił. Szpadlem, młotkiem, nożem… Oczyma wyobraźni widziałem siebie ćwiartującego uwodzicielską blondynkę. Wiedziałem, co będzie, jak ona wyśle ten film: Marysia zacznie płakać, dziewczyny krzyczeć, a ja będę błagał o wybaczenie. Córki mnie znienawidzą, zbuntują się i rzucą szkołę, Marysia wpadnie w depresję. Potem będzie rozwód, sprzedaż domu. W firmie nie lepiej: wspólnicy pozbędą się mnie ze spółki. Za rok będę siedział samotnie w zapyziałej klitce i pociągał z butelki najtańszą wódę…
Z przedpokoju dobiegł głos Baśki:
– Jakiegoś dziwnego maila z załącznikiem dostałam! Odebrać?
– To może być wirus! – odkrzyknęła Kaśka. – O, ja też dostałam…
– Pokażcie mi to, dziewczynki – do rozmowy włączyła się Marysia.
Schowałem głowę pod koc.
– Ooo, to jakiś film!
Nie wytrzymałem. Ciepły mocz rozlał się po materacu. Zadzwonił telefon, który trzymałem pod poduszką. Odebrałem.
– I co? Posikałeś się już ze strachu? Dalej będziesz błagał, przepraszał, kajał się, próbował wykpić się kasą? Pięćdziesiąt tysięcy. Tyle jest dla ciebie warta rodzina? Sam oceń, czy to dużo. Ja mam w dupie twoją forsę. Ale żony i córek mi szkoda. Na zdjęciach wyglądacie na fajną rodzinę… Upiekło ci się. Wysłałam im filmik promocyjny o Wrocławiu. Mam nadzieję, że spanikowałeś na tyle, że zapamiętasz tę lekcję do końca życia. A kasę wpłać na fundację wspomagającą samotne matki. Czekam na potwierdzenie przelewu. Drugiej szansy nie będzie, zapamiętaj to sobie!
Czułem się jak w grze w rosyjską ruletkę. Ten, kto trzymał pistolet przy mojej głowie, nacisnął na spust, lecz komora okazała się pusta.
– Boże! – gdy Marysia podniosła koc, pod którym leżałem, o mało nie upadła.
Wezwali pogotowie. Miałem blisko czterdzieści stopni gorączki. Materac lepił się od potu i od moczu. Zwymiotowałem. Nie byłem w stanie wykrztusić z siebie słowa. Jak przez mgłę pamiętam przejazd do szpitala. Chyba straciłem przytomność. Do domu wróciłem po czterech dniach. Lekarzom nie udało się stwierdzić, co było przyczyną takiego ataku.
W tajemnicy przed rodziną przelałem pieniądze na konto fundacji. Musiałem nieźle harować, by uzupełnić braki na koncie. Niby wszystko wróciło do normy, ale podskórny strach pozostał. Za każdym razem, gdy widzę lecącą do komputera Kaśkę, zalewa mnie fala gorąca. Film przecież nie zniknął. A jeśli kiedyś ktoś zdecyduje się go opublikować? Za pięć, dziesięć, piętnaście lat? Boże, czy ten koszmar się kiedyś skończy? Ten potworny lęk przed karą za jeden błąd… Niepewność mnie zabija. Wiszę nad przepaścią i czekam, kiedy spadnę.
Czytaj także:
„Zdradziłem żonę i nie żałuję. Chciałem połechtać swoją męskość i pokazać jej, że nie jestem niedołężnym staruszkiem”
„O mały włos nie zdradziłem żony, ale w ostatniej chwili się opamiętałem. Nie rozbiję rodziny przez jakąś fanaberię”
„Nie chciałem zdradzić żony z kochanką, to był >>wypadek przy pracy<<. Ukrywałem niewierność, ale po 6 latach karma wróciła”