„O mały włos nie zdradziłem żony, ale w ostatniej chwili się opamiętałem. Nie rozbiję rodziny przez jakąś fanaberię”

szczęśliwa rodzina fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Moja żona patrzyła mi prosto w oczy. Poczułem, jak robi mi się gorąco. Odwróciłem głowę, bo nie chciałem, żeby Ala zobaczyła, jak się czerwienię… To niewiarygodne, lecz miałem wrażenie, jakby to do mnie, a nie do Bartka kierowała swoje słowa. Czy wiedziała o Marzenie?”.
/ 02.02.2023 13:15
szczęśliwa rodzina fot. Adobe Stock, Photographee.eu

– Chodźmy już, Bartusiu. Mama czeka w domu – zniecierpliwiony pociągnąłem synka za rękę. – A ten samochodzik odłożymy tutaj, na ławkę. Zgoda?

– Ale on mi się tak bardzo podoba! – mały ułożył usta w podkówkę. – Zobac, ma otwierane dzwicki i prawdziwą sybkę… Baldzo chciałbym go mieć.

Och, jaki ten mój synek był uparty… Zabrałem go dzisiaj na spacer do parku, bo jakoś w to sobotnie popołudnie nie mogłem usiedzieć w domu. Wolałem unikać towarzystwa mojej żony, chociaż na pewno nie domyślała się, że mam coś na sumieniu. Przecież poza Bartkiem nie dostrzegała chyba nikogo.

Moje myśli krążyły wokół innej kobiety

Wciąż miałem w głowie tamten wieczór dwa tygodnie temu, gdy spotkałem Marzenę, kobietę, która ostatnio zawładnęła wszystkimi moimi myślami. Sam nie wiem, jak to się stało, ale chyba się w niej trochę zadurzyłem... Dałem się uwieść jej pięknemu uśmiechowi, zalotnemu spojrzeniu i czułym słówkom. Chyba po prostu brakowało mi tego przez ostatnie lata mojego małżeństwa. Przecież Ala prawie cały swój czas poświęcała wyłącznie Bartkowi. A ja poczułem się zepchnięty na boczny tor.

Dopiero ta Marzena… Spotkaliśmy się już dwa razy w kafejce i umówiliśmy na jutrzejszy wieczór. Wiedziałem, że żona, zajęta dzieckiem, nawet nie zauważy mojej nieobecności. Wiele sobie obiecywałem po tym niedzielnym wieczorze. Byłem pewien, że Marzena wreszcie zaprosi mnie do siebie. Wtedy uznam, że mój romans rozpoczął się na poważnie.

Z zamyślenia wyrwał mnie piskliwy głosik Bartusia.

– Ale on mi się tak strasnie podoba – pojękiwał, jakby mu się krzywda działa, i coraz silniej szarpał mnie za rękaw kurtki. – Jest cerwony! Zobac, tatuś!

A on znowu o tym autku! Znaleźliśmy je na parkowej alejce przed sklepikiem ze słodyczami, widać zgubiło je jakieś dziecko. Samochodzik był porządną zabawką, na pewno drogą. I ktoś zapewne będzie go szukać. Takich rzeczy się tak łatwo nie zostawia ani o nich nie zapomina.

Wyjaśniłem to wszystko Bartkowi, przekonując go, że nie możemy zabrać autka ze sobą.

– Wiesz, dzieci są smutne, gdy zgubią ulubioną zabawkę – powiedziałem, odkładając samochodzik na ławkę.

Jednak mały nie dawał za wygraną, tylko z płaczem powtarzał, że bardzo chce go mieć. Nie wiedziałem już, jak sobie poradzić z tym jego uporem, więc uciekłem się do małego wybiegu.

– Mam pomysł – powiedziałem. – Pójdziemy do domu i zapytamy mamusię. Jeśli ona się zgodzi, to wrócimy tutaj i zbierzesz go sobie. Zgoda?

To tylko fanaberia! Już jej nie ulegnę

Mały ucieszył się i uradowany ruszył w stronę domu, ciągnąc mnie za rękę. A gdy tylko żona otworzyła nam drzwi, skoczył do niej i zaczął opowiadać.

– Bo ten samochodzik był taki ładny, cerwony – aż się zarumienił z emocji. – I miał maskę otwieraną, i dzwicki… Ale tatuś nie pozwolił go zabrać.

– Wolniej, kochanie. Jeszcze raz powiedz, o co chodzi, bo kompletnie nic nie rozumiem – Ala pogładziła synka po główce.

Coś mi się zdaje, że sam będę musiał jej wyjaśnić całe zajście.

– Znaleźliśmy autko zabawkę przed sklepem, pewnie jakieś dziecko zgubiło – rzuciłem lekko, wzruszając ramionami. – Odłożyłem je na ławkę, bo może ktoś będzie szukał tej zabawki…

– Ale tatuś powiedział, ze jak ty się zgodzis, to wrócimy tam i go zabiezemy – pisnął mały.

– Tatuś tak powiedział? – żona roześmiała się serdecznie i spojrzała w moją stronę, po czym zamyśliła się na dłuższą chwilę. – Wiesz co, synku? Mnie się wydaje, że w tym pudle z zabawkami, które ci się znudziły i nie chcesz się już nimi bawić, jest dokładnie takie samo autko – mówiąc to, żona znowu spojrzała na mnie z ukosa.

Wzięła Bartka za rękę i oboje zniknęli w pokoju synka, by poszukać zaginionego samochodzika. Po chwili mały przybiegł z czerwonym autkiem w ręce.

– Zobac, tatuś, mam! – wykrzyknął podekscytowany. – Jest taki sam jak ten pod sklepem! A ja o nim zapomniałem i dlatego chciałem wziąć tamten!

Ala uśmiechnęła się smutno i zaczęła mu tłumaczyć:

– Widzisz, Bartusiu, czasem tak się zdarza, że zapominamy o czymś, co kiedyś bardzo kochaliśmy – powiedziała to takim tonem, że aż się wzdrygnąłem – i bardzo pragniemy czegoś, co już przecież mamy...

Moja żona patrzyła mi prosto w oczy. Poczułem, jak robi mi się gorąco. Odwróciłem głowę, bo nie chciałem, żeby Ala zobaczyła, jak się czerwienię… To niewiarygodne, lecz miałem wrażenie, jakby to do mnie, a nie do Bartka kierowała swoje słowa. Czy wiedziała o Marzenie?!

W tej samej chwili zrozumiałem, że nie pójdę jutro na żadne spotkanie. Miałbym stracić coś tak cennego jak rodzina z powodu głupiej fanaberii? No nie! Czerwony samochodzik sprawił, że znów odnalazłem coś bardzo ważnego. Coś, co już miałem, a o czym zapomniałem… Dobrze, że tylko na moment.

Czytaj także:
„Zakochałem się w młodziutkiej stażystce. Naciskała, bym zostawił dla niej żonę. O mały włos popełniłbym życiowy błąd”
„Zdradziłem żonę, nie poświęcałem jej czasu, a ona wciąż przy mnie trwała. Dopiero po wypadku doceniłem to, co mam”
„Byłam w ciąży i dowiedziałam się, że partner mnie zdradza. Chciałam się zemścić i też go zdradziłam, ale... naprawdę”

Redakcja poleca

REKLAMA