„Po latach spotkałem swoją dawną miłość. Płytka, tandetna i wredna nawet dla swojego dziecka. Co ja w niej widziałem?”

Moja dawna miłość była wredna dla swojego dziecka fot. Adobe Stock, kieferpix
Jej dziecko zaczęło płakać. Agata wyjęła chusteczki, ale szybko straciła cierpliwość i trzepnęła go przez tyłek, rzucając, że jest beznadziejnym mazgajem, jak jego tatuś i, jeśli zamierza kiedyś jeszcze przyjść na plac zabaw, to niech zamknie gębę.
/ 04.10.2021 22:25
Moja dawna miłość była wredna dla swojego dziecka fot. Adobe Stock, kieferpix

Ludzie się zmieniają, wiem o tym... A jednak metamorfoza, jaką przez ostatnie dziesięć lat przeszła moja wielka miłość z liceum, mocno mnie zaskoczyła.

Odkąd przyjechaliśmy w odwiedziny do mamy, obijałem się o ściany niczym ptak w klatce…

Jak w ogóle mogłem mieszkać kiedyś w bloku?

Beznadzieja, wciąż jakieś hałasy z zewnątrz i ta piekielna nuda, bo co można zdziałać na trzydziestu metrach kwadratowych, które moja rodzicielka upstrzyła w dodatku wszelkim śmieciem, zebranym przez ponad pięćdziesiąt lat życia?

Widziałem, że żona denerwuje się, usiłując ugotować obiad w mikroskopijnej kuchni i zaproponowałem pomoc, ale stwierdziła, że będzie lepiej, gdy wezmę Rozalkę na dwór, na plac zabaw. Zgodziłem się z chęcią, zawsze to trochę powietrza, choć podejrzanej świeżości.

– Tylko co ja zrobię, gdy twoja mama przyjdzie od lekarza? – przypomniała sobie Liza, która wciąż jeszcze trochę lęka się swojej wyniosłej teściowej.

– Puścisz mi „strzałę” i piorunem wrócimy, Gwiazdeczko – obiecałem. – Albo wyjdziesz i poszukasz nas, na pewno nie będziemy daleko.

Mała ucieszyła się, że idziemy, chyba też już miała dość siedzenia w czterech ścianach i, kiedy już wyszliśmy, pierwsza zauważyła karuzelę przy sąsiednim bloku. Usadowiłem córkę na siodełku i zacząłem kręcić, zastanawiając się jednocześnie, czy zadzwonić do sąsiada, który pilnował mi obejścia. Pomyślałem jednak, że nie wypada być namolnym i sprawdzać chłopa co chwilę, jeszcze się wkurzy, że nie mam do niego zaufania.

Potem Rozalce się znudziło i pobiegła do innych dzieci do piaskownicy, a ja podreptałem za nią.

– Robert? – usłyszałem znienacka za plecami. – Co ty tu robisz?

No cóż, nie od razu ją poznałem.

„Czy to możliwe, żeby nimfa, przez którą mało się nie zabiłem dziesięć lat temu, tak teraz wygląda?”.

– Agata? – zapytałem ostrożnie.

– No, nie udawaj – roześmiała się. – A kto miałby być? Księżna Monako?

„Prędzej jej kucharka, o ile ma takową a pewnie tak” – pomyślałem złośliwie.

Długie czarne włosy, których widok dawniej tak mnie podniecał, miała ścięte i zafarbowane na wściekły bakłażan, krótka bluzeczka odsłaniająca pępek z kolczykiem i dżinsy dopełniały obraz…

– Przyjechałem do mamy w odwiedziny – wyjaśniłem. – A ty? O ile wierzyć plotkom, mieszkasz w Irlandii.

– Już nie – wydęła wymalowane usta. – Co ci będę ściemniać, rozwiodłam się z tym dupkiem, twoim przyjacielem. Siedzę u ojca z dzieciakami.

O, przepraszam, Eryk przestał być moim kolegą już dawno, kiedy tylko zaczął się z Agatą umawiać za moimi plecami.

Nie zamierzałem tego wyjaśniać, tym bardziej, że i ona traktowała sprawy lekko

Zaczęła mi opowiadać o swoich małżeńskich perypetiach, gdy podbiegła Rozalka i poprosiła o sok.

Powinna raczej pić wodę, będzie gruba jak beka – skwitowała moją córcię Agata. – Już ma wałki na nogach.

– Zwariowałaś? To czterolatka! – oburzyłem się. – Poza tym sok jest bez cukru.

– Pewnie po mamusi tak ma – roześmiała się. – Jak mój Patryk wielki łeb po ojcu, patrz!

Pokazała mi swojego synka i, prawdę mówiąc, wcale nie zauważyłem u niego żadnych anomalii.

– Mam jeszcze córkę ale została z siostrą – wyjaśniła Agata. – Zrobiliśmy ją na pogodzenie, ale nie wyszło – zasmuciła się przez chwilę. – Ta jest ładniutka po mnie, ale po starym ma muchy w nosie, też drze mordę o byle co. Sama nie wiem, co gorsze.

Schyliła się i zaczęła dłubać czerwonym paznokciem w sandałku, wreszcie pociągnęła mnie na ławkę, która się właśnie zwolniła. Trzeba przyznać, że cały czas była atrakcyjna, mimo że, moim zdaniem, robiła wszystko, żeby stać się banalna do bólu. Powiedziałem jej nawet, że pięknie wygląda, na co roześmiała się i stwierdziła, że trzeba się starać, w końcu jest wolna a latka lecą…

I czy wiem, zapytała, że facetów jest znacznie więcej niż kobiet?

Byle ciamajda może przebierać jak w ulęgałkach!

Może jestem zainteresowany? Słyszała, że prowadzę agroturystykę, to podobno dobry biznes. Oczywiście, mamusia już zdążyła rozpuścić język. Gdybym siedział w pace, opowiadałaby, że robię karierę w więziennictwie. Trochę jej mina zrzedła, gdy przyznałem się, że po prostu mieszkam na wsi i uprawiam ziemię.

– Nie skończyłeś studiów? – zwietrzyła sensację. – Twoja mama rozpowiada…

– Skończyłem, pracuję w MOPS-ie jako psycholog. A ty, dalej śpiewasz?

– Tylko przy goleniu – wydęła usta. – Człowieku, wiesz, jakie trzeba mieć plecy, żeby wypłynąć? Każdy obiecuje karierę, a myśli tylko, żeby człowieka bzyknąć. Świat jest okrutny, niestety. Prawda, Patysiu? – zagaiła do syna, który właśnie przybiegł z wrzaskiem, bo rozwalił kolano.

Mały płakał, rozmazując po buzi łzy. Agata wyjęła chusteczki i próbowała doprowadzić go do porządku, ale szybko straciła cierpliwość i trzepnęła go przez tyłek, rzucając, że jest beznadziejnym mazgajem, jak jego tatuś i, jeśli zamierza kiedyś jeszcze przyjść na plac zabaw, to niech zamknie gębę.

– Nie wiem, jak możesz wytrzymać na wsi – stwierdziła bez związku. – Kiedyś byłam u babki, zgroza, krowie gówna i muchy. Zero kultury!

– Mamy zespół folklorystyczny – zacząłem, a Rozalka, która usadowiła mi się na moich kolanach, dodała: – Mama gra na skrzypcach. Jest sławna.

– Wow – przewróciła oczami Agata. – Full wypas.

Siedziała na ławce i majtała nogami, przypatrując się im uważnie, jakby szukała jakichś niedoróbek w goleniu, ale były idealne.

A ja odkrywałem, że właściwie się nie zmieniła, to ja byłem już kimś innym

Nawiasem mówiąc, kimś cholernie szczęśliwym, kto jeśli miał jeszcze jakieś marzenia, to zamykały się one na zabraniu swojej żony i córki daleko stąd, do małego domu wśród łąk.

– Taka to ma przechlapane – głos Agaty wdarł się w moje myśli. – Kto by chciał cholerną kuternogę nawet jakby miała twarz niczym anioł?

– Mamusia! – Rozalka zerwała się i pobiegła do zbliżającej się Lizki. – Mamusia!

Agata gapiła się z rozdziawionymi ustami, to na mnie, to na małą, to znów na ortopedyczny but wystający spod sukni mojej żony. A potem nagle wstała.

– Palant! – rzuciła i odeszła, ciągnąc za sobą zapłakanego malca.

Też ci życzę szczęścia – mruknąłem.

A potem, nie oglądając się już za siebie, ruszyłem w kierunku żony i córki.

– Kto to był? – zapytała Lizka, wsuwając mi rękę pod pachę.

– A, nikt – wzruszyłem ramionami. – Zupełnie nikt, na szczęście. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA