„Po latach poszukiwań wreszcie znalazłem miłość. Szkoda, że nie spotkałem jej, zanim wyszła za mąż i urodziła dziecko”

szczęśliwa rodzina fot. iStock by Getty Images, PeopleImages
„Po raz pierwszy sam się przed sobą przyznałem, że Basia to taka dziewczyna, jakiej szukałem. Czułem się w jej towarzystwie wyjątkowo swobodnie. Śmialiśmy się nawzajem ze swoich żartów. Prawie we wszystkim się zgadzaliśmy. Była taka ciepła i normalna”.
/ 23.07.2023 22:30
szczęśliwa rodzina fot. iStock by Getty Images, PeopleImages

Jestem przeciętnym facetem. Ani ładnym, ani brzydkim, ani chudym, ani grubym. A jak się mnie bliżej pozna – to podobno zupełnie fajnym. Zawsze byłem pewien, że gdzieś są zwyczajne, miłe kobiety, które chciałyby mnie poznać. Jednak nie umiałem ich znaleźć. Tradycyjne metody – podryw na imprezie czy w barze – zupełnie nie były dla mnie. Próbowałem. Zazwyczaj albo robiłem z siebie idiotę, albo dziewczyna zaczynała ziewać i uciekała.

To nie jest tak, że nie mam nic do powiedzenia albo nie umiem się zachować, tylko za bardzo się denerwuję. Gdy już kogoś poznam i poczuję się bezpiecznie – jestem zupełnie normalny. Ale do takiego etapu dochodzę tylko z kobietami, które są żonami moich kolegów albo kuzynkami. A gdy staram się zrobić dobre wrażenie – katastrofa.

Koledzy wciąż próbują mnie swatać

Wszyscy teraz mówią o Tinderze, więc postanowiłem spróbować. Poszedłem na kilka randek. Dziewczyny były zawiedzione, że nie chcę iść z nimi do hotelu.

– To po co zawracasz głowę? – wysyczała jedna.

– Co ty, jakiś katolik? – parsknęła inna.

Zlikwidowałem więc konto.

Zacząłem się zastanawiać, co jest ze mną nie tak, czy naprawdę jestem skazany na starokawalerstwo. Przecież chcę kogoś poznać, założyć rodzinę i mieć dzieci!

W moje poszukiwania zaangażowani są już wszyscy moi koledzy i ich żony oraz narzeczone. Wiem, że chcą dobrze, ale zaczyna to być męczące. Zamiast spokojnie wypić piwo w pubie, muszę cały czas znosić porady kumpli.

– Spójrz tam w lewo, na godzinie 3. Brunetka. Co powiesz? A ta kelnerka? Zdobyć ci jej numer?

Ich żony ciągle próbują umawiać mnie na randki w ciemno. Byłem już na tylu spotkaniach, że wiem, że nie tędy droga. Z każdą kolejną jestem coraz bardziej zdesperowany, przez co też bardziej spięty. I kolejna katastrofa gotowa.

W sierpniu zeszłego roku Krzysiek i Piotrek zaproponowali mi wspólny wyjazd na wakacje. Z ich żonami i dziećmi. Wiedziałem, że ich intencje nie były do końca czyste. Potrzebny byłem jako niańka. Bardzo lubiłem bawić się z dziećmi, świetnie się z nimi dogadywałem. Kiedy moi kumple to zauważyli, zaczęli mnie wykorzystywać. A mnie tak naprawdę to nie przeszkadzało – i tak zazwyczaj nie miałem nic lepszego do roboty. Tym razem też się zgodziłem.

Już na miejscu okazało się, że do naszego domku przyjedzie jeszcze kuzynka Piotra z kilkuletnią córką.

– A jej mąż Kazik dołączy do nas później. To duży dom, pomieścimy się, a dzięki temu będzie taniej – przekonywał Piotr.

Oczywiście to ja musiałem pojechać po Basię na dworzec PKS. Moich kolegów tak stresowały rodzinne wakacje, że każdy do południa wypił już po dwa piwa.

Basia miała ze sobą tyle bagażu, jakby przyjechała na pół roku, a nie na dwa tygodnie. Na szczęście udało się wszystko upchnąć do mojego trzydrzwiowego opla. Zosia, czterolatka, nie omieszkała skomentować:

– Wujek, czemu masz damski samochód?

Basia storpedowała ją wzrokiem.

– No co, tata zawsze tak mówi – oburzyła się dziewczynka.

Taki mi wystarcza, bo jeżdżę na wakacje z jedną torbą – odgryzłem się.

– Mój jest tylko ten plecaczek. Reszta to rzeczy mamy – mała nie dawała za wygraną, a Basia uśmiechała się przepraszająco.

Wieczorem też została wciągnięta w poszukiwanie dziewczyny dla mnie.

– Bo widzisz, Arek jest poszukujący. Więc miej oczy szeroko otwarte. Jak zobaczysz jakąś miłą dziewczynę, to zagadaj. Jak ustalisz, że jest wolna – próbuj ją spiknąć z Arkiem – tłumaczył kuzynce Piotr.

Na moje protesty nikt nie zwracał uwagi. Podejrzewałem, że tak naprawdę moi znajomi mają ze mnie niezły ubaw.

– Dzieciaki, kto dogoni wujka? – wrzasnąłem i puściłem się biegiem do jeziora. Banda kilkulatków rzuciła się z piskiem za mną. Naprawdę – były momenty, że wolałem ich towarzystwo.

Przy niej wreszcie mogłem być sobą

Basia każdego wieczoru szła z telefonem do ogrodu. Gdy wracała, miałem wrażenie, że w czasie tych rozmów płakała. Raz zapytałem, kiedy przyjedzie jej mąż.

– Może za kilka dni, pracuje – odpowiedziała ze ściśniętym gardłem.

Tego samego dnia wieczorem wybierała się na spacer z Moniką, żoną Piotra.

Mogę iść z wami? – zapytałem.

– Nie – odpowiedziały jednocześnie.

– Sorry, musimy porozmawiać – próbowała załagodzić Monika.

Nie było ich ponad dwie godziny. Zosia zasnęła przed telewizorem, więc zaniosłem ją do pokoju i położyłem spać. Wieczór był gorący, więc wszyscy siedzieliśmy z drinkami na tarasie. Gdy Basia i Monika wróciły, przysiadły się do nas. Dopiero kiedy po godzinie Basia się odezwała, zorientowałem się, że zrobiła to po raz pierwszy od powrotu ze spaceru. Głos miała zachrypnięty. Dolałem jej wina. Odniosłem wrażenie, że powoli zaczyna się rozluźniać.

Koło północy impreza tak się rozkręciła, że pobudziliśmy dzieciaki.

– Tato, strasznie krzyczycie – usłyszeliśmy nagle cichy głosik. Na tarasie stał i przecierał oczy Szymek, syn Krzyśka.

Ela złapała synka na ręce.

– Dobra, chłopaki, idziemy spać – zarządziła. Jej mąż potulnie poszedł za nią. Po kwadransie poszli też Piotr i Monika.

– Śpiący jesteś? Może posiedź jeszcze ze mną. Taka ładna noc – powiedziała Basia.

Zostałem. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Czułem się przy niej swobodnie, bo nie była potencjalną kandydatką na moją dziewczynę, miała już męża i dziecko. Mogłem więc być przy niej sobą. Świtało, gdy poszliśmy spać. Kiedy obudziłem się kilka godzin później, nie pamiętałem, co mi się śniło. Byłem jednak pewien, że było to coś bardzo przyjemnego. I że w tym śnie była Basia.

W piątek dorośli chcieli iść na dyskotekę. Z przyjemnością zaproponowałem, że zostanę z dzieciakami. Nie zniósłbym kolejnych prób swatania mnie z każdą napotkaną dziewczyną.

– To dziś wielka rozgrywka w chińczyka! O Wielki Puchar Lizakowy Wujka Arka! – zawołałem.

Dzieciaki zaczęły skakać i piszczeć. Zapowiadała się fajna zabawa.

– A czy ja też mogę wystartować? – zapytała Basia. – Bardzo bym chciała.

– Ale żadnych forów w związku z wiekiem – zażartowałem.

Monika próbowała jeszcze Basię przekonać, żeby poszła z nimi na dyskotekę, jednak bezskutecznie.

Rozłożyliśmy planszę na tarasie, a Basia zrobiła pyszne kanapeczki. Bawiliśmy się świetnie, aż minęła dwudziesta druga. Potem przez pół godziny próbowaliśmy zagonić dzieciaki do łóżek. Gdy w końcu opadliśmy na fotele, Basia dramatycznym głosem zawołała:

– Wina!

Pobiegłem więc do lodówki i wyjąłem butelkę. Przewiesiłem ścierkę przez ramię i wróciłem, udając kelnera.

– Bardzo proszę, wedle życzenia, białe schłodzone, lekko wytrawne.

Chyba między nią a mężem coś jest nie tak

Basia wyciągnęła kieliszek. Tego wieczoru dużo mówiła. O dzieciństwie, o Zosi, o pracy. Zwróciłem uwagę, że nie wspomina o mężu. Jednak nie zapytałem o niego, nie chciałem się wtrącać. Za to po raz pierwszy zacząłem się jej naprawdę przyglądać. Była taka ładna i naturalna. Nie malowała się, przynajmniej na wakacjach. Dopiero wtedy zauważyłem, że ma paznokcie obgryzione do krwi. U kobiet w tym wieku to jednak dość rzadki widok. Musiałem zagapić się na jej ręce odrobinę za długo, bo nagle powiedziała.

– Wiem, to okropne – powiedziała zawstydzona. – Obgryzałam paznokcie jako nastolatka. Bardzo byłam nieśmiała… Od kilku tygodni znowu to robię. Nie pytaj dlaczego, proszę…

Zrobiło mi się głupio i zacząłem przepraszać Basię.

– Daj spokój. Po prostu zmieńmy temat. Pewnie niedługo ci opowiem, ale nie dziś.

Nalałem jej wina. Po chwili znowu zaczęliśmy rozmawiać.

Tego dnia przed snem po raz pierwszy sam się przed sobą przyznałem, że Basia to taka dziewczyna, jakiej szukałem. Czułem się w jej towarzystwie wyjątkowo swobodnie. Śmialiśmy się nawzajem ze swoich żartów. Prawie we wszystkim się zgadzaliśmy. Była taka ciepła i normalna. Dlaczego nie spotkałem jej wcześniej, zanim wyszła za mąż?

Pod koniec naszych wakacji wydało się, czemu Basia miała tyle bagażu.

– Bo wiesz, ja wracam z wami do Warszawy. Na razie zamieszkamy z Zosią u Piotra i Moniki. Dopóki nie znajdę mieszkania i pracy. Mój mąż wyjeżdża za granicę, a uznałam, że prędzej znajdę zajęcie w stolicy niż w Siedlcach.

Wtedy po raz pierwszy coś zaczęło do mnie docierać. Że między Basią i jej mężem nie wszystko jest chyba w porządku. Ale nie naciskałem na nic. Byłem pewien, że niedługo się spotkamy. I że jak będzie gotowa – to powie mi prawdę.

Basia odezwała się szybciej, niż się spodziewałem.

– Masz chwilę? Może się spotkamy?

Umówiliśmy się w pubie.

– Postanowiłam, że muszę powiedzieć ci prawdę. Pewnie już się czegoś domyślasz. Uciekłam od Kazika. Nie, nie bił mnie, ale na pewno nie przesadzę, jak powiem, że znęcał się nade mną psychicznie. Piotr i Monika o tym wiedzą. Zresztą to Monika przekonała mnie, że mam się natychmiast spakować i przyjechać do nich. Ta cała szopka, że tata zaraz przyjedzie, była dla Zosi. I teraz ta ściema z jego wyjazdem… Nie wiem, czy robię dobrze. Ale wymyśliłam sobie, że może jak Zosia trochę go zapomni, to jakoś łatwiej przyjmie wiadomość, że nie będziemy już mieszkać z tatusiem. Na razie nie mogę mu pozwolić na widzenie z nią. On mi grozi, że ją zabierze i wywiezie za granicę. Dlatego zamieszkałam z Piotrem. Prędzej czy później Kazik się dowie, gdzie jestem. Na razie wynajęłam adwokata i wzniosłam sprawę o rozwód. Ale kto wie, jak to będzie. Jego mama i bracia na pewno będę zeznawać przeciwko mnie. Nigdy mnie nie lubili. Teściowa w kółko powtarzała, że jej synek mógł trafić dużo lepiej. A w ogóle to Zosia się o ciebie pyta. Może pójdziesz z nami w weekend do zoo?

Spotkaliśmy się więc w weekend. To był bardzo udany spacer. Małej podobało się wszystko. Po dwóch godzinach w końcu zasnęła z lodem w ręce.

– Może odwieziemy Zosię do domu i gdzieś pójdziemy? Tobie też się należy wychodne – zaproponowałem.

Nie miałem wielkich nadziei, tymczasem Basia zgodziła się bez wahania. Poszliśmy na kolację, a potem na tańce. I jeszcze na drinka. Grzecznie odprowadziłem Basię pod same drzwi, a ona pocałowała mnie w policzek. Wiedziałem, że na razie musi mi to wystarczyć. Ale po tym dniu po raz pierwszy pomyślałem, że może przed nami jest jakaś przyszłość.

Nagle problem sam się rozwiązał

Po raz pierwszy pocałowaliśmy się dwa tygodnie później. Chciałem więcej, ale Basia się odsunęła.

– Arek. Wiesz, że też bym chciała. Ale nie teraz. Nie mogę. Nie chcę zrobić nic, co Kazik będzie mógł w czasie rozwodu wykorzystać przeciwko mnie. Wiem, że przecież nikt nie musi wiedzieć, ale ja nie potrafię kłamać.

Zrozumiałem. Uznałem, że skoro czekałem na Basię tak długo, to wytrzymam jeszcze nawet rok.

Rozwód Basi ciągnął się miesiącami. Kazik walczył o przyznanie mu opieki nad córką, ale chyba tylko na złość żonie.

– Kiedy Zosia jedzie do Siedlec, do ojca, to cały czas spędza z babcią. Kazik ją tylko przywozi i odwozi do Warszawy – opowiadała mi Basia.

Namawiałem ją, żeby o tym powiedziała w sądzie. Jednak nie zdążyła, bo sprawy nagle przybrały nieoczekiwany obrót. Na kolejnej rozprawie adwokat Kazika oświadczył, że jego klient zgadza się na wszystkie warunki powódki. Nawet sędzia trzy razy dopytywała, czy dobrze słyszy.

Gdy w końcu rozwód został orzeczony, dowiedzieliśmy się, co się stało. Kazik od dawna miał inną kobietę. I ona zaszła w ciążę. A że sama właśnie się rozwiodła, obojgu zależało na szybkim ślubie, żeby uniknąć sprawy o ustalanie ojcostwa.

Urządziliśmy u Piotra wielkie przyjęcie. Po północy spytałem Monikę, czy jak znikniemy z Basią, to zaopiekuje się rano Zosią. Monika mrugnęła porozumiewawczo i prawie wypchnęła nas za drzwi. To była wspaniała noc. Wiele razy ją sobie przez te miesiące wyobrażałem, a i tak rzeczywistość przerosła marzenia.

Ustaliliśmy z Basią, że zaczynam szukać większego mieszkania, bo w mojej kawalerce wszyscy się nie pomieścimy.  Jednak zamiast mieszkania znalazłem pod Warszawą zrujnowany dom z ogrodem. Zosia tak lubiła zwierzęta, zawsze marzyła o piesku, a tu moglibyśmy trzymać nawet dwa! Wyliczyłem, że po sprzedaży kawalerki z kredytem uciułam na kupno. Tylko że na remont już nie.

– Arek, w końcu nie po to harowaliśmy kiedyś w wakacje na budowach w Anglii, żeby teraz nie dać rady takiej chatynce – zadecydował za mnie Piotr.

Gdy pokazaliśmy z Basią dom Zosi, biegała i piszczała przez ponad kwadrans.

– I zamieszkamy tu z wujkiem Arkiem? Super! – ekscytowała się.

Kolejne wakacje ja i Piotr spędziliśmy, remontując dom. Do dziewczyn i dzieci odpoczywających na Mazurach dojeżdżaliśmy tylko na weekendy.

Niedawno się wprowadziliśmy. Na razie gotowy jest pokój Zosi i kuchnia. Ja i Basia śpimy na materacu na wylewce. I w ogóle nam to nie przeszkadza. Gdy myślę o ostatnim roku, to aż się muszę uszczypnąć, bo nie wierzę w swoje szczęście.

Dopiero co byłem starym kawalerem, a dziś mam wspaniałą kobietę, córkę, dom z ogrodem i kundla przybłędę. Kupiłem piękny pierścionek. Czekam na odpowiedni moment, żeby się oświadczyć. Marzy mi się ślub w Boże Narodzenie. Trzymajcie za mnie kciuki.

Czytaj także:
„Chciałem z nią stworzyć prawdziwą rodzinę. Ona ukrywała przede mną męża i dwoje dzieci”
„Skończyłam 30-stkę i wszyscy pytali, dlaczego wciąż nie mam męża. Zakochałam się w życiu tylko raz. Dawno temu"
„Zakochałem się w zajętej koleżance z pracy, więc byłem przeszczęśliwy, gdy przyłapałem jej faceta na zdradzie. Do czasu”

Redakcja poleca

REKLAMA