„Po latach okazało się, że mój idealny tatuś prowadził podwójne życie. Nasza rodzina to kłamstwo”

Kobieta odkryła prawdę o ojcu fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Kiedy my, trzy kobiety Leosia, czekałyśmy na jego powrót z delegacji, on odwiedzał swoją drugą, a może pierwszą rodzinę. Nigdy nie wspomniał, że ma inne dziecko, że mamy przyrodniego brata”.
/ 17.05.2021 08:15
Kobieta odkryła prawdę o ojcu fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Praca taty wiązała się z ciągłymi wyjazdami. Wierzyłyśmy mu, ufałyśmy... Przez całe lata ojciec ukrywał, że gdzieś tam miał inne życie...  

Nie mogę się otrząsnąć. Jako dorosła kobieta dowiedziałam się, że moje szczęśliwe dzieciństwo było tylko atrapą, zwyczajnym oszustwem! Mężczyzna, który stał przede mną, był podobny do mojego ojca. Ten sam owal twarzy, lekko falujące włosy, już nieco siwiejące, no i oczy – duże, z charakterystycznym błyskiem. Tak się na niego zapatrzyłam, że nie słyszałam, co mówi.

– Przepraszam może pan powtórzyć – poprosiłam lekko łamiącym się głosem.

– Pytałem, czy tu mieszka pan Leopold Poręba – powtórzył.

– Tata nie żyje, zmarł dwa lata temu – wypaliłam wprost.

– No to się spóźniłem – powiedział cicho.

– Pani pewnie ma na imię Maryla?

– Owszem – odparłam. – A pan?

– Nie przedstawiłem się, przepraszam, wie pani, to dla mnie trudna sytuacja, nie zdążyłem, obiecałem, że się z nim spotkam i nie zdążyłem, za późno... – powtarzał bez sensu

– Więc kim pan jest?! – spytałam ponownie.

– Nazywam się Ludwik Poręba. Leopold był moim ojcem!

Zaniemówiłam. Jak to ojcem?!

To niemożliwe, to jakieś oszustwo. Zrobiło mi słabo. Czułam złość! Nie wierzyłam, że stoi przede mną mój brat! Tatuś był wspaniałym człowiekiem. Kochał mnie i Lilę, moją siostrę, bezgranicznie. Mamę wprost uwielbiał. Zawsze gdy wracał z delegacji, w domu było święto. Zawsze miał dla nas prezenty. Nigdy nie zdarzyło się, żeby zapomniał. To były drobne upominki, ale były zawsze. A to laleczki w ludowych strojach dla mnie i siostry, dla mamy apaszka, a to ciupagi dla nas, dla mamy góralskie korale.

– Dla moich ukochanych pań – mawiał zawsze, rozpakowując walizkę. – Żeby osłodzić wam czas rozstania, i żebyście za mną tęskniły – żartował. A wtedy ja i siostra rzucałyśmy się mu na szyję i całowałyśmy go.

– Zawsze za tobą tęsknimy, tatku – krzyczałyśmy jak szalone.

Tato był szefem zaopatrzenia w dużym zakładzie przemysłowym. Częste delegacje należały do jego obowiązków. Świetnie zarabiał, więc my, jego ukochane kobiety, cierpliwie czekałyśmy na te powroty. Leoś – tak zdrobniale mama nazywała tatę. Z daleka było widać, że są dobraną parą, mimo upływu lat wciąż w sobie zakochani. Gdy wychodziliśmy na spacer, ojciec w starodawny sposób podawał mamie ramię. Był dumny, że prowadzi tak piękną kobietę.

Zanim ochłonęłam, nie do końca zdając sobie sprawę z tego co robię, gestem zaprosiłam mężczyznę do mieszkania. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Bo oto stał przede mną facet podobny do ojca i podawał się za mojego brata. A ja zawsze chciałam mieć brata.

Gdy się urodziła siostra, ojciec nazwał ją Liliana, bo w jego rodzinie mężczyźni zawsze mieli imiona na „L”. A Lilka miała być chłopcem, braciszkiem. I proszę, ten tu stojący w przedpokoju Ludwik ma tradycyjne imię męskiej linii Porębów. Usiedliśmy w salonie, zrobiłam kawę, podałam placek ze śliwkami. Ojciec go uwielbiał, więc zawsze był w domu, gdy żyła mama, a ja przejęłam ten zwyczaj. Patrzyliśmy na siebie uważnie. Żadne nie wiedziało, co powiedzieć, a przecież oboje mieliśmy setki pytań. Od czego zacząć?

Miał ze sobą metrykę z wpisanymi rodzicami: Leopold Poręba i Barbara Biernacka. Oglądałam te dokumenty z ciekawością, ale prawdziwy dowód – Ludwik – siedział przede mną. Nie mogłam pozbyć się wrażenia – to jakby skóra zdjęta z ojca. Ta sama twarz, niemal identyczna sylwetka i te same sprężyste ruchy.

– Mówmy sobie na „ty” – zaproponowałam kompletnie skołowana – skoro jesteśmy rodzeństwem. Zaczynaj, jesteś tu gościem. Nic nie wiedziałam o twoim istnieniu, zresztą moja siostra, ani mama, też nie. Mów więc, słucham.

– A ja o was wiem wszystko – pochwalił się. – No może prawie wszystko – sprostował, widząc, że zaciskam dłonie na poręczy fotela. Nie mogłam uwierzyć. Nie rozumiałam, jak tato mógł obcym opowiadać o nas. Jak ten mój ukochany, wspaniały tatuś, któremu bezgranicznie wierzyłam, wszystkie mu wierzyłyśmy, jak ten wzorowy mąż i ojciec, mógł nas tyle lat oszukiwać. Przez całe życie kłamał!

Dlaczego nie przyznał się, że ma syna, nawet gdy umierała mama, dlaczego nie przyznał się, gdy sam umierał. Po co prowadził podwójne życie? Dlaczego nas oszukiwał, swoje ukochane kobiety! Opanowałam się z trudem, a mój nowy brat zaczął swoje opowiadanie:

– Rodzice poznali się na studiach. Mama była na farmacji, a ojciec na politechnice. To była wielka miłość. Kiedyś wpadły mi w ręce zdjęcia z tamtych czasów. Byli piękną parą. Gdy się urodziłem, tato rzucił studia i poszedł do pracy. Przez jakiś czas mieszkaliśmy wszyscy razem u dalekich krewnych mamy. Przygarnęli kuzynkę z dzieckiem i narzeczonym. Tata bardzo często wyjeżdżał…

– Był zaopatrzeniowcem? – wtrąciłam.

– Chyba tak. Kiedyś rozbawiony wbiegłem do pokoju, mama siedziała po ciemku i cicho płakała. Nie chciała powiedzieć, co się stało. Nie rozumiałem, o co chodzi i płakałem razem z nią. „Wszystko będzie dobrze, syneczku” – mówiła. „Niedługo wyjedziemy. Będzie dobrze!”. Ojciec się już więcej nie pokazał.

Na ślubie rodziców byłam w beciku, trzymała mnie na rękach ciocia Zosia, siostra mamy. Trzy lata później przyszła na świat Lilianka, miał to być mój braciszek. Rodzice byli szczęśliwi, ja zresztą też. Co roku przynajmniej jeden miesiąc wakacji spędzałyśmy z rodzicami w Jastarni. Zawsze u tych samych gospodarzy. Jeździliśmy tam prawie przez 15 lat. Tata zawsze był z nami. Wtedy nigdzie nie wyjeżdżał. Byliśmy szczęśliwą, oddaną sobie rodziną w komplecie.

– Osiedliśmy we Wrocławiu – Ludwik kontynuował opowieść. – Nie było czasu na rozpacz. Pamiętam, że mama dużo pracowała. Nigdy nie wspominała o ojcu. Któregoś dnia wróciłem ze szkoły i zastałem go siedzącego w kuchni. Mama miała czerwone od płaczu oczu, ale widziałem, że była szczęśliwa. Od tamtej pory widywaliśmy się często. Bywało, że u nas nocował. Mama pogodziła się z pozycją tej drugiej. Tato często opowiadał o swojej rodzinie, o córkach Maryli i Lilianie. Dlatego wiem o was wszystko.

Zamyśliłam się: „Więc tato oszukiwał tylko nas. Kiedy my, trzy kobiety Leosia, czekałyśmy na jego powrót z delegacji, on odwiedzał swoją drugą, a może pierwszą rodzinę. Nigdy nie wspomniał, że ma inne dziecko, że mamy przyrodniego brata?!”. Wzbierał we mnie gniew. Tymczasem Ludwik opowiadał dalej:

– Ostatni raz widziałem ojca 15 lat temu. Był u nas na trzy miesiące przed śmiercią mamy. Wysłałem mu wiadomość z informacją o pogrzebie. Nie przyjechał.

Wróciły obrazy sprzed lat. Wtedy wykryto u mojej mamy przerzuty do płuc, lekarze nie dawali nadziei. Ojciec nie odstępował jej na krok. Był z nią w szpitalu, gdy przyjmowała chemię, dyżurował nocami w domu przy łóżku. Osiwiał, zgarbił się, zmarniał. Po śmierci mamy we wrześniu, zaczął pić. 13 lat później zmarł. Nigdy nie pogodził się z jej stratą. Tak przynajmniej z Lilką myślałyśmy. Skąd miałyśmy wiedzieć, że w tym samym czasie zmarły jego obie „żony”?

– Wiesz – kończył wzruszony Ludwik – zanim moja mama odeszła, kazała mi przysiąc, że spotkam się z ojcem i powiem, że mu wybaczyła. A ja nie zdążyłem! Wizytę u ojca odkładałem, miałem żal, że nie pojawił się na pogrzebie. Nie mogłem wiedzieć, że stracił dwie kobiety. Ale czy to go usprawiedliwia? Po tej opowieści nie mogłam się pozbierać. Los mnie nie rozpieszczał, wiele razy dostałam po grzebiecie. Rodzina, ojciec, zaufanie – to była podstawa przetrwania. Tymczasem to było wielkie oszustwo. Ta świadomość bardzo boli.

Czytaj także:
„Rok kręciłem się obok niej, bo byłem zbyt nieśmiały, by zrobić pierwszy krok. Zrobiła to za mnie… jej matka”
„Miałam być na każde jego zawołanie. Gdy się postawiłam, pociął sobie całe przedramiona. Uznał, że go nie kocham”
„Musiałem konkurować z byłym mężem mojej ukochanej. Nie tylko o jej serce, ale i o sympatię jej dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA