„Po 60 latach dowiedziałem się, że żyłem w kłamstwie. Mój ojciec chciał nas chronić przed niebezpieczeństwem”

starszy mężczyzna testament fot. Adobe Stock, dikushin
„Te zapiski zburzyły cały mój dotychczasowy świat. Po półwieczu dowiedziałem się, że źle osądzałem ojca. I że cierpienie matki, która do końca życia nie mogła przeboleć zdrady, było niepotrzebne?!. Postanowiłem spełnić ostatnią wolę taty”.
/ 11.08.2023 11:15
starszy mężczyzna testament fot. Adobe Stock, dikushin

Ojca nie znałem. Miałem trzy lata, gdy mama od niego odeszła. Nie chciała o nim słyszeć ani nosić jego nazwiska.

Nie wiedziałem, co on zrobił. Prawdę poznałem po jego śmierci. Było to zupełnie niespodziewane.

Niespodziewana korespondencja

– Polecony, proszę pokwitować – listonosz wręczył mi list.

Firmowa koperta, duża, elegancka i zalakowana sugerowała, że w środku znajdują się bardzo ważne wiadomości. Nadruk w lewym górnym rogu „Kancelaria notarialna" dodawał przesyłce powagi. Nigdy nie dostawałem listów od notariuszy, więc ten był dla mnie zaskoczeniem.

Przez chwilę zastanawiałem się, czegóż to może chcieć ode mnie kancelaria notarialna, którego nazwisko nic mi nie mówiło. Pismo ze znakiem wodnym i wyraźnym logo kancelarii mecenasa głosiło: „Zgodnie z testamentem naszego klienta informujemy, że jest pan jest jedynym spadkobiercą wyżej wymienionego. W celu dopełnienia formalności prosimy o skontaktowanie się z naszą kancelarią… ”.

Co on mógł mi zostawić?

W ten oto niebanalny sposób dowiedziałem się, że mój ojciec nie żyje. Nie widzieliśmy się ponad pół wieku. Właściwie go nie znałem. Nie skończyłem jeszcze trzech lat, gdy matka spakowała walizki, wzięła mnie za rękę i wyjechaliśmy do Warszawy. Tu mieszkała dalsza rodzina mamy. Nie miałem pojęcia, co się stało, dlaczego tak nagle wyjechaliśmy, a mama nie chciała mi tego zdradzić. Dużo później od ciotki dowiedziałem się, że tato miał kochankę, a mama nie mogła tego znieść.

Poczuła się tak bardzo zraniona, że zdecydowała się na zmianę nazwiska i sobie, i mnie. Do końca swoich dni nie chciała nawet słyszeć o ojcu. Gdy pytałem, co się dzieje z moim ojcem, zawsze odpowiadała, że nie żyje. Gdy po jej śmierci dowiedziałem się od ciotki, że mieszkał w okolicach Jeleniej Góry, w pierwszej chwili chciałem go nawet odszukać. Ale doszedłem do wniosku, że skoro on się mną nie interesował, ja też nie będę.

Siedziałem teraz z listem od notariusza i zastanawiałem się, co robić. To było jak grom z jasnego nieba. Dzisiaj, gdy moje dzieci mają już dzieci, z zaświatów odzywa się do mnie ojciec. Ojciec, którego nie znałem. Nie mam nawet jednego jego zdjęcia. Powinienem przyjąć spadek po obcym człowieku?

Z jednej strony chciałem być lojalny wobec mamy, z drugiej chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej o ojcu. Choćby poznać szczegóły ich rozstania. Mama nie żyła od kilku lat, nie było z kim o tym rozmawiać. Ciotka – jedyna w rodzinie osoba, która znała ojca – była już w podeszłym wieku.

W rozmowach często myliła rzeczywistość z przeszłością, przy czym ta ostatnia wydawała się być jej znacznie bliższa. Zdarzało, się że mówiła do mnie Henryku – widać byłem podobny do ojca.

Chciałem poznać jakieś szczegóły

Udało mi się wydobyć z ciocinej pamięci nazwisko jakiegoś mężczyzny. To miał być przyjaciel ojca mieszkający w Jeleniej Górze lub okolicach. Cioteczka pokazała mi nawet zdjęcie, na którym jest ona, ten znajomy i ojciec. Niestety – tego, gdzie mieszka ten kolega, i czy jeszcze żyje, moja ciotunia nie wiedziała.

Wielokrotnie bywałem na Dolnym Śląsku. Wtedy jednak nie wiedziałem, że mieszka tu mój ojciec, byłem przekonany, że on już nie żyje. Dlatego teraz czułem się dziwnie. Zastanawiałem się, jakby wyglądało moje przypadkowe spotkanie z ojcem.

„Nijak, koleżko” – podpowiedział rozsądek – „Nie poznalibyście się. Żaden z was nie wie, jak wygląda drugi”. Musiałem przyznać rację rozsądkowi. Nie miałem i nie mam pojęcia, jak wyglądał ojciec. Zupełnie go nie znałem.

Wspomnienia z wczesnego dzieciństwa, kiedy jeszcze razem mieszkaliśmy, zostały zatarte wydarzeniami z późniejszych lat. Tak naprawdę jechałem więc do Jeleniej Góry po to, by poznać swego ojca. Liczyłem, że porządkując to, co po sobie zostawił, czegoś się dowiem, że spotkam jeszcze ludzi, którzy go znali.

Mecenas przyjął mnie w swoim gabinecie. Z pewnością najbardziej okazałym pokoju w całym domu. Całą ścianę zajmował regał z książkami prawniczymi w różnych językach. Przed nim stało duże, ciężkie, gdańskie biurko, obok okrągły stolik i dwa skórzane fotele. Na jeden z nich notariusz zaprosił mnie uprzejmym gestem. Podano kawę, wodę i drobne ciasteczka.

– Pański ojciec – mecenas przystąpił do sprawy bez zbędnych wstępów –  był klientem naszej kancelarii od lat. Został nim jeszcze w czasach, gdy prowadził ją mój ojciec. To dla nas wielki zaszczyt.

Notariusz należał do tych prawników, którzy lubią dużo i kwieciście przemawiać, zwłaszcza gdy mogą podkreślić swoją rolę. Byłem nieco zmęczony po podróży, chciałem poznać niezbędne konkrety i zakwaterować się w hotelu. Widziałem, że notariusz szykuje się do dłuższej przemowy podkreślającej zasługi jego kancelarii, zrobiłem więc lekko znudzoną minę, co natychmiast zauważył.

– Ale, ale… proszę mi wybaczyć. Pan zmęczony po podróży, z pewnością chciałby pan odpocząć w hotelu, a ja tu snuję historyczne opowieści – powiedział po chwili.

– Rzeczywiście, podróż dała mi się trochę we znaki – uśmiechnąłem się uprzejmie. – Proszę mi powiedzieć, czy są jakieś sprawy, które powinienem przemyśleć, zanim podejmę decyzję o przyjęciu lub odrzuceniu spadku?

– Pański ojciec nie miał długów ani żadnych zobowiązań – odrzekł mecenas, jakby czytał w moich myślach. – Bo jak sądzę, to pana niepokoi. W skład masy spadkowej wchodzi m.in. nieco już zniszczony dom na skraju miasta. O reszcie porozmawiamy wieczorem, gdy pan już nieco odpocznie.

– Mam prośbę, panie mecenasie – zwróciłem się do notariusza. – Panu mieszkającemu tu na stałe z pewnością będzie łatwiej niż mnie. Czy może mi pan pomóc odnaleźć dobrego znajomego mego ojca? Chodzi o adres albo kontakt telefoniczny.

Podałem mu imię i nazwisko nieznajomego mężczyzny.

– Nie powinno być większych problemów, chyba coś o nim słyszałem od mojego ojca, ale to stare dzieje – odparł.

Dostałem w spadku stary dom i...

Umówiliśmy się na kolejne spotkanie wieczorem. Po krótkim odpoczynku w hotelu postanowiłem obejrzeć dom ojca. Bardzo łatwo go odnalazłem: to był jedyny dom w okolicy, który domagał się natychmiastowego remontu.

Typowa dla tego regionu parterowa chałupa ze stromym dachem i centralnie umiejscowionym wejściem. Wkoło niewielka ogrodzona posesja.

– Niełatwo będzie to sprzedać za dobrą cenę – pomyślałem. – Trzeba włożyć dużo pieniędzy i pracy, by doprowadzić całość do współczesnych standardów.

Trudno. Nie spodziewałem się zresztą po ojcu żadnych kokosów.

– Panie Stanisławie – mecenas pozwolił sobie na drobną poufałość. – Ojciec zostawił panu spory majątek. Dom może nie jest okazały i wymaga remontu, ale są jeszcze zdeponowane w naszym skarbcu dzieła sztuki warte blisko milion złotych i trochę gotówki. Powinien być pan zadowolony.

– Panie mecenasie – ostatnia uwaga mnie zirytowała – prawie nie znałem swego ojca. Nawet nie miałem pojęcia, że żyje i nigdy nie liczyłem na spadek po nim. Nie podjąłem jeszcze decyzji.

– Przepraszam – wycofał się mecenas – ta uwaga była nie na miejscu. Mój ojciec dobrze znał pańskiego. Pojawili się na tych ziemiach w tym samym czasie, kilka lat razem pracowali przy inwentaryzacji dóbr kultury. Pana ojciec był doskonałym fotografem i dobrze dokumentował znaleziska. Dzięki jego zdjęciom udało się odtworzyć wiele zabytków.

– Jak zakończyła się współpraca naszych ojców? – spytałem.

– Zwyczajnie – stwierdził radośnie prawnik – Mój ojciec otworzył kancelarię, która była wtedy bardzo potrzebna, a pański nadal jeździł po regionie i dokumentował różne rzeczy. W skład masy spadkowej wchodzi archiwum fotograficzne pańskiego ojca. To jest kilkaset tysięcy zdjęć i negatywów. Trudno ocenić ich wartość, ale sądzę, że są bardzo cenne.

Na czym polega trudność? – zapytałem nie rozumiejąc o co tu właściwie chodzi.

– Pana ojciec – tłumaczył nieco stropiony prawnik – wymienia archiwum w testamencie, lecz nie podaje gdzie ono się znajduje…

– No to mamy niezłą zagadkę do rozwiązania – roześmiałem się.

Coś musiałem z tym wszystkim zrobić

Następnego dnia poszedłem do polecanej przez notariusza agencji nieruchomości. Chciałem, by oszacowali wartość posesji ojca i ocenili szansę jej sprzedaży.

Pojechaliśmy na miejsce. Oględziny domu i posesji mego ojca nie zajęły dużo czasu. Agent, który je przeprowadzał, nie ukrywał, że łatwo nie będzie.

– Kokosów pan za to nie dostanie – stwierdził, gdy wszystko obfotografował i obejrzał. – Trudno w ofercie wskazać jakieś wyjątkowe walory tego miejsca. Dom jest stary, a na domiar złego może się okazać, że nie wolno go przebudować.

– Zobaczymy, jak się rzecz rozwinie – uspokoiłem agenta. – Nie spodziewam się wielkich pieniędzy. Tak czy inaczej proszę przygotować ofertę i zamieścić ją w waszych ogłoszeniach.

Całe życie żyłem w kłamstwie

Wieczorem odezwał się prawnik mojego ojca.

– Przyjaciel pana Henryka będzie czekał na pana około szesnastej w restauracji hotelu Europa. To starszy pan z długą siwą brodą. Trudno go nie poznać – poinformował mnie.

Fakt – z daleka wyglądał jak święty Mikołaj. Podszedłem do stolika. Przedstawiłem się, a on spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.

– Nazywasz się inaczej, chłopcze. Masz nazwisko swojego ojca – wyciągnął do mnie rękę. – Wybacz, że nie wstaję… Siadaj tu – wskazał mi miejsce. – Jesteś bardzo podobny do Henryka. Całe życie żałował, że nie mieliście ze sobą kontaktu. Gdy o tobie mówił, to bardzo często płakał.

– Mama nie wytrzymała jego zdrady – zacząłem tłumaczyć, ale mi przerwał.

– Nie było żadnej zdrady, on chciał was chronić – starszy pan aż podniósł głos.

– Ale mama… – zacząłem.

Machnął ręką.

– Henryk prosił, bym ci to dał – wyjął z torby zeszyt w twardych okładkach, typowy, staromodny brulion. – Tu masz wszystko przez niego zapisane, schowaj to i strzeż jak oka w głowie, bo to jest dowód. Będą chcieli ci to zabrać – podał mi zeszyt dyskretnie pod stolikiem.

– Ale o co chodzi? – zdziwiłem się – Kto miałby mi to zabrać?

– Wszystkiego się dowiesz, gdy przeczytasz ten zeszyt. Od tej chwili musisz uważać, bo masz groźnych przeciwników. Spotkajmy się jutro o tej samej porze – zakończył nasze spotkanie.

Nic nie mówił, bo chciał nas chronić

Zaintrygowany poszedłem do swego pokoju i od razu zacząłem czytać pamiętnik ojca. Pierwsze zapiski zrobił jeszcze w latach 40. Dotyczyły inwentaryzacji dzieł sztuki w pałacach w Łomnicy, Wojanowie i Karpnikach. Ojciec dokładnie spisywał wszystko, co znaleziono. Każdy obraz, każdy wazon lub mebel miał swój numer i liczbę zdjęć. W 1950 roku zapiski inwentaryzacyjne się kończą, a zaczyna się jego pamiętnik.

Pod datą 17 marca 1953 roku ojciec zapisał: „Dzisiaj w Wojanowie zamordowano człowieka. Ciało ukryli w podziemiach zamku Boberstein. Nikt go nie znajdzie. Ten człowiek próbował nie dopuścić do kradzieży. W zamku zostało jeszcze kilka rzeźb. Mordercy chcieli je zabrać, mieli na to kupca. Wszystko widziałem. Po południu przyszli do mnie do domu. Chcieli mi dać pieniądze za milczenie. Nie przyjąłem. Zagrozili, że jak coś powiem, zrobią Annie krzywdę”.

20 marca 1953 roku ojciec zapisał: „Ci dwaj zniknęli. Przepadli jak kamień w wodę. Milczę, oni są nieobliczalni”.

Z kilku kolejnych pochodziły zapiski dotyczące pracy ojca i sfotografowanych przez niego miejsc.

Dopiero na 1961 rok datowany był kolejny dramatyczny wpis.

„20 stycznia. Jeden z przestępców został I sekretarzem komitetu miejskiego partii. Teraz ma władzę i może mnie uciszyć. Anna i Staszek powinni wyjechać. Muszę ich ochronić, trzeba tak wszystko zorganizować, by Rudy był przekonany, że nic nie wiedzą. Anna musi mnie porzucić”.

25 stycznia: „ Drugo z morderców mianowano dyrektorem komunikacji miejskiej. Rudawski za niego ręczył. Złodzieje i mordercy rządzą w mieście. Jestem osaczony. Muszę ukryć moje archiwum. Poproszę Karola o pomoc. Annie powiem, że ją zdradzałem, że mam kochankę. Musi zabrać Staszka i wyjechać stąd jak najszybciej”.

27 stycznia: „Afera wybuchła. Cała ulica dowiedziała się, że jestem niewiernym mężem, lubieżnikiem i wszystko, co najgorsze. To nic, najważniejsze, że Anna i Staszek wyjechali, i że wszyscy to widzieli. Teraz będą bezpieczni”.

Moja matka nic nie wiedziała

Te zapiski zburzyły cały mój dotychczasowy świat. Po półwieczu dowiedziałem się, że źle osądzałem ojca. I że cierpienie matki, która do końca życia nie mogła przeboleć zdrady, było niepotrzebne?!

A ja przez zdradę, do której nie doszło,  noszę teraz inne nazwisko! Rano zadzwonił do mnie człowiek z agencji nieruchomości.

– Proszę pana, sensacja – krzyczał przez telefon. – Tego się nie spodziewałem. Co najmniej pięć osób chce kupić pański dom. Od ręki płacą proponowaną przez nas cenę. Wszyscy chcą z panem rozmawiać osobiście.

– To bardzo dobra wiadomość – odpowiedziałem agentowi. – Zechce pan przesłać mi mailem nazwiska oferentów? Moich danych proszę nie podawać nikomu, pod żadnym pozorem! Muszę się zastanowić. Dziękuję i do usłyszenia.

Agent chciał jeszcze coś powiedzieć, ale się rozłączyłem. Po lekturze zapisków ojca domyśliłem się, że wciąż jest grupa osób, które chcą dobrać się do jego archiwum. Prawdopodobnie przestępstwa, które popełnili ponad pół wieku temu, uległy już przedawnieniu, ale ich ujawnienie zburzyłoby piękny wizerunek działaczy wysokiego szczebla.

Opowiedziałem o tym przyjacielowi mojego ojca, gdy się znów spotkaliśmy.

– Masz nazwiska tych chętnych? – spytał. – Wybacz, że mówię ci na ty, ale pamiętam cię jako niemowlę…

– Nie szkodzi, dziękuję, jest mi bardzo miło – przerwałem mu. – A wracając do sprawy: mam tylko jedno nazwisko, reszta kryje się pod firmami. To zapewne deweloperzy, którzy chcą kupić dom i działkę, by wybudować kilkurodzinny dom.

Podałem panu Karolowi to nazwisko, które mnie nic nie mówiło.

– No proszę! I ten się ujawnił? W latach 50. Był u nas burmistrzem. Potem sekretarzem w komitecie miejskim, prezesem spółdzielni mleczarskiej. Aż do lat 70. pełnił ważne funkcje. On chce znaleźć archiwum twego ojca, bo boi się, że są tam dowody na to, że kradł dzieła sztuki. A robił to wraz z pozostałym. Bardzo się na tym procederze wzbogacili.

– To komu mam sprzedać dom? – spytałem. – To są wydarzenia sprzed wielu lat, które mnie nie dotyczą…

– Nieważne, komu sprzedasz – stwierdził Wolski. – Ważne, by udało ci się wywieźć archiwum ojca. Co z nim zrobisz, to już twoja sprawa. Sadzę, że po lekturze pamiętnika masz jeszcze wiele do przemyślenia. Twój ojciec nie zdradził matki. Przez to, że musiał jej to wmówić, a potem żyć z dala od was, cierpiał całe życie, bo bardzo kochał Annę. Szkoda, że nigdy nie poznała prawdy…

W zeszycie znalazłem opis, jak dostać się do skrytki, w której mój ojciec schował archiwum: „…trzeba w łazience przesunąć kabinę prysznicową za pomocą specjalnej dźwigni. Należy wyjąć klamkę z drzwi i włożyć ją w zamaskowany otwór w podłodze. Gdy się przekręci klamkę w lewo, łatwo odsunąć kabinę. Pod nią ukryte jest wejście do piwnicy, tam wszystko ukryłem”.

Przewiozłem archiwum do Warszawy. Dom sprzedałem deweloperowi, który dawał najwyższą cenę spośród chętnych. Z archiwum ojca wybrałem najważniejsze fragmenty i materiały dostarczyłem dziennikarzowi jednej ze stacji telewizyjnych. Na ich podstawie zrobił ciekawy program o zabytkach Dolnego Śląska.

Postanowiłem wrócić do nazwiska mojego ojca! Mój syn też tak zrobi.

Czytaj także: 
„Sąsiadka miała tylko nas, a w spadku zostawiła nam figę z makiem. Poczułam łzy pod powiekami, gdy czytałam testament”
„Ciotka zrobiła ze mnie chłopca na posyłki. Jędza wie, że ma mnie w garści, bo w szufladzie jej biurka leży testament”
„Wujek sfałszował testament prababci, żeby zgarnąć cały majątek. Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie... jego syn”

Redakcja poleca

REKLAMA