„Wujek sfałszował testament prababci, żeby zgarnąć cały majątek. Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie... jego syn”

kobieta rozmawia z kuzynem o spadku fot. Adobe Stock, fizkes
„Julek objawił się już jako dorosły człowiek. Antoni twierdził, że to jego pozamałżeńskie dziecko, o którym wcześniej nie wiedział. Nie wzbudził naszego zaufania. Należał do ludzi, co to nie skłamią i prawdy nie powiedzą. Nigdy nie wiedziałam, co myśli naprawdę. I taki człowiek od miesięcy kręcił się koło Rudy! Przecież nie z miłości do prababci”.
/ 22.09.2022 06:30
kobieta rozmawia z kuzynem o spadku fot. Adobe Stock, fizkes

Jestem od dawna dorosła, ale wciąż pamiętam wiejski dom babci, nasze gniazdo rodzinne. Stary drewniany dworek z obszernym gankiem podtrzymywanym przez kolumny oplecione dzikim winem był jednym z ostatnich przedstawicieli letniskowej zabudowy z lat dwudziestych.

Pradziadek kupił go na wiejskie siedlisko dla żony i kilkorga dzieci, ale los chciał inaczej. Zawierucha wojenna zagnała owdowiałą prababcię na wieś, gdzie było łatwiej przeżyć kobiecie obarczonej pięciorgiem dzieci, która nie pracowała zawodowo. Rodzina zamieszkała więc w Rudzie na stałe i żyła z uprawy ziemi i sadu. Moja mama tam się wychowała, a w pobliskim kościele wzięła ślub z tatą. Cała wieś bawiła się na ich weselu!

Pojawił się znikąd, nie budził zaufania

To były szczęśliwe czasy. Ja urodziłam się już w Warszawie, dokąd rodzice przenieśli się zaraz po ślubie, ale wszystkie wakacje spędzałam w Rudzie. Nie wyobrażałam sobie, żeby mogło być inaczej. To było moje miejsce na ziemi. Zapuszczony tajemniczy ogród zapraszał do zabawy, nieopodal płynęła rzeka, szumiał stary sad. Gdzie mogłoby być piękniej?

Pamiętam, jak kiedyś spytałam mamę, czy ten dom zawsze będzie nasz. Skąd mi to przyszło do głowy? Byłam dzieckiem, nie powinny mnie interesować takie sprawy. Dziś myślę, że musiałam podsłuchać rozmowę dorosłych. Nic z niej nie zrozumiałam, ale niepokój pozostał.

Prababcia dożyła w dobrej formie 98 lat. Zdążyłam ją poznać i pokochać. Jej śmierć była zaskoczeniem, chociaż to zabrzmi dziwnie, zważywszy na jej wiek. A jednak…

– Umarła we śnie. Jak to możliwe, przecież jeszcze wczoraj żartowała, że wszystkich nas przeżyje? – mama nie mogła uwierzyć w to, co się stało.

– I tak przecież dożyła pięknego wieku – mruknął tata. – Nie rozumiem, dlaczego tak się dziwisz.

– To Helena… Powiadomiła mnie o tym, co się stało i zasiała we mnie ziarno niepokoju.

Helena była siostrą mamy, równie mocno jak my wszyscy przywiązaną do rodzinnego gniazda w Rudzie.

– Helena powiedziała, że teraz Antoni i jego syn będą się szarogęsić w naszym domu. Od dawna na to czekali, powstrzymywała ich tylko obecność babci. Ostatnio zresztą prawie tam zamieszkali. Jak sępy, wypatrywali tylko dogodnej chwili...

– Ależ kochanie, co ty wygadujesz! – tata przytulił mamę. – Antoni jest leciwym, nobliwym panem, a nie mrocznym typem. Wychował się w tym domu i chciał zaopiekować się matką, co w tym dziwnego? Dlaczego tak go wszyscy nie lubicie? I o co chodzi z tym jego synem?

– O to, że nikt z rodziny wcześniej go nie znał! – wybuchła mama.

Wyostrzyłam słuch. Historia stawała się coraz ciekawsza.

– Julek objawił się już jako dorosły człowiek. Antoni twierdził, że to jego pozamałżeńskie dziecko, o którym wcześniej nie wiedział.

– I chyba tak jest. Julek to skóra zdarta z ojca, nie możesz zaprzeczyć.

– Ale charakter nie! Ten niby-syn nie budzi zaufania. I dlaczego przesiadywał w Rudzie?

Rozumiałam niepokój mamy. Julek należał do ludzi, co to nie skłamią i prawdy nie powiedzą. Byłby znakomitym dyplomatą, ale ja wolałam szczerość. Nigdy nie wiedziałam, co myśli naprawdę. I taki człowiek od miesięcy kręcił się koło Rudy! Przecież nie z miłości do prababci.

Choć niechętnie, zgodziłam się na spotkanie

Na pogrzebie zgromadziła się cała rodzina. Dwoje żyjących dzieci prababci: Antoni i moja babcia Anna oraz liczni kuzyni i kuzynki w linii prostej. Trzy pokolenia opłakiwały prababcię i niepokoiły się o los gniazda rodzinnego. Co stanie się ze starym domem? Takie budynki mają duszę, trzeba je kochać i opiekować się nimi, inaczej popadną w ruinę.

Po ceremonii na cmentarzu wróciliśmy do domu na skromny poczęstunek. Rodzina rozbiła się na rozmawiające przyciszonymi głosami grupki. Dusiłam się w tej atmosferze, wymknęłam się więc do ogrodu. Odnalazłam zarośnięte „tajemne” przejście w krzewach bzu. Lubiłam tam przesiadywać jako dziecko.

– Księżniczka w swojej zielonej komnacie – Julek widocznie mnie obserwował.

Wślizgnął się do środka. Byłam zła, że odkrył moją samotnię.

– Wszyscy rozmawiają o przyszłości domu – powiedział, nie zwracając uwagi na moją minę – Ciekawe, co ustalą. Taka posiadłość ma sporą wartość, oby się tylko nie pokłócili. Prababcia by tego nie chciała.

Podniosłam się gwałtownie. Tego już za dużo! Co on sobie wyobraża?! I co w ogóle wie o rodzinie i o domu? Nie łączą go z tym miejscem żadne wspomnienia! Dla niego to tylko wartościowa nieruchomość! Oburzona opuściłam swoją kryjówkę w krzewach i wróciłam do domu. Kątem oka widziałam, że Julek, niczym niezrażony, podąża za mną.

W saloniku wrzało. Antoni próbował uciszyć rodzinę, stukając łyżeczką w kieliszek.

– Tak, dobrze słyszeliście. Przed chwilą dzwonił do mnie notariusz. Jest prawomocny testament. Jutro mamy stawić się na odczytanie dokumentu, a wtedy dowiemy się, jak mama zadysponowała majątkiem.

To była niespodzianka. Prababcia nigdy nie wspominała o spisaniu ostatniej woli, widocznie uczyniła to w tajemnicy przed nami. Nic dziwnego, że rodzina była zaskoczona.

Nazajutrz notariusz odczytał nam testament. Okazało się, że prababcia zapisała wszystko swojemu synowi Antoniemu, całkowicie pomijając córkę, moją babcię, Anię. To było niesprawiedliwe i dziwne, ale z dokumentem nie można przecież dyskutować. Tak musiało być.

Julek zadzwonił do mnie po kilku dniach. Nalegał na spotkanie. Zgodziłam się niechętnie. Umówiłam się z nim w mieście, bo łatwiej zakończyć spotkanie w kafejce, niż wypraszać gościa z domu. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a ja zastanawiałam się, do czego Julek zmierza.

Nie było żadnych wątpliwości...

– Myśleliście o obaleniu testamentu? – zapytał wprost, widząc, że coraz bardziej się niecierpliwię.

– Chcesz wybadać, czy twój ojciec może czuć się bezpiecznie w Rudzie?

Uważam, że powinniście to zrobić – Julek puścił mimo uszu cierpką uwagę i zaczął zbierać się do wyjścia. – Przepraszam cię, ale muszę już iść. Przemyśl to, co ci powiedziałem.

Próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej, ale twarz kuzyna znów przybrała ten nieprzenikniony wyraz. Co chciał mi zasugerować?

Natychmiast zawiadomiłam rodziców o tym dziwnym spotkaniu. Tata był sceptyczny, ale w mamie aż się zagotowało z emocji.

– Julek coś wie! Testament mógł być sfałszowany! – wykrzyknęła.

– Opanuj się! Dopiero co odsądzałaś go od czci i wiary, a teraz ślepo wierzysz we wszystko, co ci mówi? Kto niby miałby sfałszować dokument? Starszy pan o nienagannych manierach? Antoni?

Na to pytanie nie znaliśmy jeszcze odpowiedzi. Podejrzewaliśmy Julka, ale to, że on naprowadził nas na trop, stawiało go poza podejrzeniami.

Mama rozniosła tę historię po rodzinie. Dopiero teraz zaczęło się dziać! W efekcie wszyscy zrzucili się na adwokata i testament zaskarżono. Byłam przerażona – tym bardziej że Antoni się obraził, a prababcia nie chciałaby niesnasek w rodzinie. Już pierwsze ekspertyzy grafologiczne wykazały fałszerstwo. Nasuwało się więc pytanie, w jaki sposób podrobiony dokument znalazł się w kancelarii notarialnej. Urzędnik zeznał, że zdeponował go u niego Antoni. Odbyło się to niezupełnie zgodnie z procedurą, ale notariusz od dawna zajmował się sprawami naszej rodziny i dlatego nie odmówił przyjęcia dokumentu.

Szybko zaczął mieć podejrzenia

Sąd unieważnił rzekomą ostatnią wolę prababci i przywrócił prawo do spadku mojej babci Annie. Oznaczało to, że stary dom pozostanie w naszych rękach i nadal będzie gniazdem rodzinnym.

Miałam wiele pytań, zadzwoniłam więc do Julka.

– Chętnie umówię się z tobą na kawę, ale nie chcę rozmawiać o testamencie – zastrzegł.

– Dlaczego? To właśnie najbardziej mnie interesuje!

– Naprawdę nie rozumiesz?

– Chcesz chronić Antoniego? – domyśliłam się.

Całe życie marzyłem, żeby mieć ojca. Koledzy mieli, nawet jeśli nie mieszkali razem, a ja nie. Nawet nie wiedziałem, kim on jest. Dopiero po latach, po śmierci matki, w jej zapiskach odnalazłem wskazówki, dzięki którym dotarłem do ojca. Szybko zrozumiałem, że z Antonim nie wszystko jest w porządku. Dobrze to ukrywał, a jednak… Widziałem lepiej i ostrzej niż wy, rodzina od lat przyzwyczajona do jego sposobu bycia, i tak naprawdę mało się nim interesująca. Dlatego zamieszkałem z nim w Rudzie. Antoni, mój ojciec, ubzdurał sobie, że jest jedynym dziedzicem majątku i coraz częściej o tym mówił. Bałem się. Prababcia jeszcze wtedy żyła…

– Czy on…? – spytałam drżącym głosem.

Nie chciałam usłyszeć, że Antoni udusił poduszką własną matkę, żeby zdobyć posiadłość.

– Aaa, nie! Skąd! Na szczęście takie rozwiązanie nie przyszło mu do głowy. Prababcia umarła śmiercią naturalną. Ale miałem podejrzenia, że ojciec coś kombinuje, a potem ten testament. Wnioski nasuwały się same.

– Dałeś nam wskazówkę, dziękuję – powiedziałam.

– Wiesz, zdziwiłem się, że poważnie potraktowałaś moje słowa – zaśmiał się Julek. – Ludzie na ogół nie mają do mnie zaufania. Nie mam pojęcia dlaczego, naprawdę...

Zrobiło mi się głupio.

Czytaj także:
„Sądziłam, że chłopak chce mnie uwiązać na smyczy, bo gorzej zarabiam. Nie chciałam mieć w domu sponsora, tylko kochanka”
„Jestem kochanką wykładowcy, więc załatwiłam koledze dopuszczenie do obrony. Mój facet nie wie, że zrobiłam to dla kasy…”
„Marek był kiepskim kochankiem, w dodatku miał żonę. Okłamał mnie, że utrzymuje ją, a ona go zdradza. Wszystko to było ściemą!"

Redakcja poleca

REKLAMA