Nie byłem typem faceta, na którego lecą dziewczyny. Nim poznałem Beatę, moją narzeczoną, kobiety nie traktowały mnie poważnie, co najwyżej chciały przyjaźni, a wiadomo, co to oznacza: zero seksu. Tymczasem piękność, za którą oglądali się wszyscy mężczyźni w pomieszczeniu, podeszła do mnie i stuknęła na wpół wypitym martini w moją szkocką. Kostki lodu zadzwoniły śpiewnie, podobnie jak moje serce, aż poczułem wyrzuty sumienia. Spojrzałem na nią. Szczupła, ale krągła gdzie trzeba. Ciało subtelnie skryte pod niezbyt krzykliwym kostiumem, smukła szyja ozdobiona delikatnym, srebrnym łańcuszkiem i oczy, które mówiły wszystko, a jednocześnie pozostawały tajemnicze. Gdybym miał swój ideał…
Byłem niemal pewien, że coś tu jest nie tak
Odpowiedziałem uśmiechem, który miał być zdawkowy, a przypominał pewnie grymas czwartoklasisty zerkającego na krótką spódniczkę pani wychowawczyni.
– Witam – zagaiła. – Czy byłby pan skłonny zabawić mnie rozmową?
– Ja?
– Tak, właśnie pan – wskazała na mnie kieliszkiem, na wypadek gdybym nadal miał jakieś wątpliwości.
– Ale dlaczego? – wykrztusiłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
– Podoba mi się pan. Garnitur szyty na miarę, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. Drogi zegarek, ale w dyskretny, elegancki sposób. I buty, skórzane, wyczyszczone jak należy. Starannie ułożone włosy, schludnie ogolona twarz, zadbane dłonie i paznokcie, powściągliwość w emocjach… Wszystko to składa się na obraz człowieka spokojnego, statecznego, dobrze sytuowanego, który choć przywiązuje wagę do wyglądu, nie czyni z niego swojej broni, a raczej polega na intelekcie. Zgadłam?
Zatkało mnie. Gdybym nie zesztywniał, pewnie wypuściłbym szklankę z dłoni. Tak, nieznajoma miała rację w stu procentach. Wygląd się liczył, bo ludzie oceniali innych po pozorach, dlatego starałem się wyglądać schludnie i dostatnio, ale wiedziałem też, że uroda przemija, a to, co w głowie, zostaje na zawsze. Chyba że zapadnę na demencję. Nie chciałem też przechwalać się poprzez strój swoim statusem materialnym. Nie potrzebowałem znajomych zainteresowanych wyłącznie moim portfelem. W parę chwili obca kobieta rozszyfrowała najważniejsze cechy mojego charakteru. Sherlock Holmes w spódnicy. Piękna, z klasą, inteligentna, intrygująca. I znowu pomyślałem, że gdybym miał ideał kobiety, to właśnie ona…
Coś tu mocno nie grało.
– Czy pani jest może…?
– Znudzona? Owszem.
Boże jedyny! Prawie ją zapytałem, czy świadczy usługi cielesne. Kolega wspominał, że te najlepsze, należące do elity dam do towarzystwa, których nazwanie prostytutkami byłoby dużym nietaktem, potrafią rozpracować faceta za pomocą jednego spojrzenia, lepiej niż dyplomowany psychoanalityk. Na szczęście nie pozwoliła mi dokończyć pytania, jakby celowo chciała mi oszczędzić strzelenia gafy.
– Mój partner – kiwnięciem głowy wskazała Janusza, największego nudziarza w całej korporacji – jest bardziej zainteresowany pozyskiwaniem nowych klientów niż mną. Czy on jest gejem?
– O ile mi wiadomo, raczej nie – odparłem ostrożnie. – Ale chyba bardziej niż kobiety kocha pieniądze. Kiedyś chodził na randki z latynoską boginią o imieniu Dolores i cały czas zwracał się do niej per „Dolares”.
Nieznajoma zaśmiała się cicho, uroczo, a ja poczułem, że jej czar niebezpieczne na mnie działa. Ucieleśniała wszystkie cechy kobiety doskonałej. A przynajmniej Beata powiedziała mi całkiem niedawno, w przypływie złego humoru – który nawiedzał ją ostatnio dość często – że taki typ kobiety idealnie by do mnie pasował. Czyżby miała rację?
Moje palce bezwiednie zacisnęły się na szklance. Niewiele brakowało, bym ją zgniótł. Zrobiło mi się gorąco, serce przyspieszyło, a w głowie zapanował chaos. Opanuj się, napomniałem sam siebie, masz narzeczoną!
– Renata – podała mi dłoń.
– Leszek – zbliżyłem usta do jej palców, ale ich nie pocałowałem, dokładnie tak jak uczył mnie kiedyś dziadek.
– Miło mi.
Do dziś pamiętam, jak dobrze bawiłem się tamtego wieczoru. Może właśnie tego potrzebowałem po ciężkim okresie w firmie? Może powodem był również fakt, że od paru miesięcy, właściwie od momentu zaręczyn, coś się między mną a Beatą popsuło, coś zalegało między nami jak głęboko skrywany sekret. Nie wiedziałem, czy ten kryzys to coś poważnego, czy po prostu trema przed zbliżającym się powoli ślubem. Może nie powinniśmy go brać? Może powinniśmy poczekać? Czy dlatego los zsyłał mi ten kobiecy ideał, by pokazać mi, co ewentualnie tracę? A może to diabeł mnie kusił, by zabrać mi to, co już miałem, czyli moje zwyczajne, niedoskonałe szczęście?
Spotkałem się z Renatą jeszcze dwa razy. Na trzecim spotkaniu próbowała mnie pocałować. Przez ułamek sekundy dokładnie widziałem jej usta, zamknięte oczy, lekko umalowane tuszem rzęsy… I wtedy otrzeźwiałem. Jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Beata się nie malowała. Do tego stopnia nie znosiła kosmetyków, że nawet nie potrafiła zrobić sobie porządnej kreski.
Beata… Dziewczyna, która pokochała mnie za to, jaki jestem, a nie za to, co mam, czym jeżdżę lub jak wyglądam. Ona pierwsza ujęła mnie za rękę i za serce, pocałowała na powitanie i przytuliła na pożegnanie. Spędziła ze mną noc, by następnego dnia być przy mnie od samego rana. Jak mogłem spojrzeć na inną?
Powiedziałem Renacie wprost, że przy całym szacunku i całej sympatii, jakimi ją darzę, nie możemy się więcej spotkać, bo jestem zaręczony i kocham moją narzeczoną. Dzielnie to zniosła, choć odniosłem wrażenie, że zaczęło jej na mnie zależeć.
Wróciłem do domu, do Beaty. Wtuliłem się w nią, potarganą, spowitą w gruby sweter, pachnącą mydłem i wanilią. Piekła ciastka.
Znowu było między nami dobrze. Jakbym zdał jakiś test. Jakbyśmy oboje zyskali pewność, że naprawdę jesteśmy sobie pisani. Znów mogliśmy spędzać razem czas, patrzeć sobie w oczy, nie mówiąc nic, a wiedząc wszystko.
No… prawie wszystko.
Któregoś dnia wybieraliśmy się na oficjalną imprezę. Beata poszła do łazienki, by wziąć prysznic i przygotować się do wyjścia. Zostałem sam w pokoju. Niedaleko mnie leżała jej torebka. W niewielkiej kieszonce z boku zauważyłem mały, tekturowy prostokąt. Z pozoru zwykła wizytówka, ale coś mnie podkusiło, by na nią zerknąć.
Agencja detektywistyczna HAREM.
Harem? Co to za nazwa? Bardziej przywodziła na myśl dom publiczny niż agencję detektywistyczną. Odpaliłem internet, by sprawdzić, czym dokładnie się zajmują i… jakby mi ktoś dał w twarz.
Wielkie hasło na głównej stronie głosiło: „Tropimy nieuczciwych partnerów. Jesteśmy łowcami zdrad”. Łowcy zdrad. Skąd ta wizytówka w torebce mojej narzeczonej? Nie ufała mi? Na jakiej podstawie?
A Renata? No tak… do końca czystego sumienia nie miałem.
Spojrzałem w stronę łazienki. Beata była w trakcie kąpieli, wyraźnie słyszałem plusk wody. Miałem jeszcze trochę czasu w zapasie, więc postanowiłem zadzwonić pod wskazany numer. Wstukałem dziewięć cyfr, wcisnąłem zieloną słuchawkę i czekałem. Każdy kolejny sygnał niczym młot uderzał mnie w głowę, a serce z podobną siłą tłukło się w piersi. Cichy szmer i lekka wibracja.
Odebrano połączenie.
– Agencja Harem, słucham?
To był głos Renaty!
Wszystkie elementy układanki powskakiwały na swoje miejsca. Beata wynajęła Renatę, by ta spróbowała mnie uwieść, i w ten sposób dowiodła mojej niewierności. Lub wierności, jeżeli nie dam się omotać.
Krew zaczęła się we mnie gotować. Odkąd byłem z Beatą, nie oglądałem się za innymi, nie byłem typem podrywacza. Choć Renata, która wydawała się podejrzanie idealna – teraz już wiedziałam czemu! – na moment mną zachwiała, potrafiłem powiedzieć jej „nie”. A mimo to moja ukochana, której bezgranicznie ufałem, nie darzyła mnie zaufaniem. Poczułem gorycz w ustach…
Gdy Beata wreszcie wyszła z łazienki, rzuciłem wizytówkę na stół.
– Co to ma znaczyć? – spytałem.
Spojrzała na kartonik i zaczerwieniła się. Przez chwilę milczała, przygryzając usta.
– Czemu ją wynajęłaś? Czemu ona wyglądała i zachowywała się jak… jak…
– Jak twój ideał kobiety? – dopowiedziała Beata cichym głosem.
A potem, zamiast się tłumaczyć, nieoczekiwanie mnie zaatakowała.
– Tak, to nie przypadek. Ona miała to, czego mnie brak! Uosabiała wszystkie moje kompleksy i obawy. Musiałam sprawdzić…
– Co? Co musiałaś sprawdzić? Dałem ci kiedyś jakieś powody do zazdrości?
– Nie. Ale może przy mnie się pilnowałeś? Zawsze ślesz sygnały typu „nie jestem zainteresowany”, i kobiety to czują, ale bałam się, że po prostu dotąd nie spotkałeś takiej, dla której byłbyś skłonny złamać swoje zasady.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę.
– Więc mi taką podesłałaś? Celowo? A gdybym ją pocałował, a gdybym się z nią przespał? Jak daleko byłyście się gotowe posunąć? I co, to twoim zdaniem byłaby prawdziwa zdrada? Z kimś, kto tak naprawdę nigdy nie istniał, kogo stworzyłyście tylko po to, by mnie uwieść? To… obrzydliwe.
Beata aż westchnęła, gdy to powiedziałem, ale byłem zbyt zły, aby zważać na jej uczucia. Ona na moje nie zważała. Igrały ze mną obie. Pokręciłem głową, rozżalony.
– Za kogo ty mnie masz? Kim ja dla ciebie jestem? Jak mogłaś zaryzykować nasz związek, naszą przyszłość? By zyskać pewność? W życiu ani miłości nie ma czegoś takiego jak gwarancja! Jak mam teraz z tobą być, skoro tak bardzo we mnie nie wierzysz?!
Beata wybuchnęła płaczem. Szlochała tak żałośnie, że aż się serce krajało. Nie musiała nic mówić. Widziałem, jak jej przykro, jak żałuje, jak bardzo chciałaby cofnąć czas.
– To nie w ciebie nie wierzę – wydukała.
– Jak to? – spytałem łagodniej.
– W siebie nie wierzę. Bo za co mnie kochasz? I czy… czy w ogóle mnie kochasz? A może jestem tylko bezpiecznym wyborem?
– Bezpieczny wybór? Też coś! Skąd ci w ogóle przyszło do głowy, że cię nie kocham? Nie ma ideałów! Nie kocha się kogoś za zalety, ale mimo jego wad. Nie rozumiesz? Twoje niedoskonałości też uwielbiam.
– Więc czemu mi tego nie mówisz? – chlipnęła. – Wiem, że jesteś zajęty, że miałeś stresujący okres w pracy, ale… Dałeś mi pierścionek, powinnam skakać ze szczęścia, zamiast narzekać, ale naprawdę wcale nie potrzebuję hucznego wesela ani tej całej ślubnej szopki… tylko… tylko chodzi o to, że czułam się ostatnio jak mężatka z dwudziestoletnim stażem, a nie jak narzeczona. Czułam się jak mebel, o który nie trzeba się starać, bo stoi, gdzie się go postawiło. Bałam się, że wybrałeś mnie z braku lepszej opcji. Nie jestem przecież żadną pięknością, bystra ani zdolna też nie jestem. Nawet umalować się porządnie nie umiem. A ty… gdybyś chciał, mógłbyś mieć każdą,..
– Co ty wygadujesz?
– Wiem, wiem, znam twoją teorię, jak to laski na ciebie nie lecą. Może w liceum i na studiach tak było, bo dziewczyny nie potrafiły cię docenić, ale dorosłe kobiety patrzą inaczej. Boję się, że któraś mi cię ukradnie. Bo dla mnie jesteś ideałem! Nie chcę żadnego innego i umierałam ze strachu, że nie jestem dla ciebie dość dobra, że jestem tylko na próbę, tymczasowo, póki nie znajdzie się ktoś lepszy. Chcę… bardzo chcę za ciebie wyjść, ale… ale nie przeżyłabym ewentualnego rozwodu. Dlatego właśnie… dlatego… ja…
Nie mogła dalej mówić. Znowu wybuchnęła rozpaczliwym płaczem, a ja stałem, jak ostatni kretyn, nie wiedząc, co począć.
Zareagowałem instynktownie. Po prostu ją przytuliłem. Z całych sił. Gładząc ją po głowie, szeptałem z głębi serca:
– Przepraszam, Beatko, bardzo cię przepraszam za to, że nie całuję cię codziennie, że nie kupuję ci kwiatów i nie zabrałem cię od wieków na żadną romantyczną weekendową wyprawę. I że nie mówię ci przed zaśnięciem, jak bardzo cię kocham. Myślałem, głupek, że to oczywiste, że to wiesz.
Jeśli czegoś mnie ta historia nauczyła to tego, by słuchać swoich przeczuć. Jeśli coś wydaje ci się podejrzane, najpewniej jest ku temu powód. Po drugie, ważniejsze, odkryłem, że miłość trzeba pielęgnować i dopieszczać, zwłaszcza tę zwyczajną, niedoskonałą, dającą niepozorne, ale realne szczęście.
Więcej prawdziwych historii:
„Rodzeństwo chce mnie ograbić z mieszkania po mamie. Wszystko przez to, że mnie kochała bardziej niż ich”
„Mąż bił ją w ciąży, a po urodzeniu dziecka jeszcze mocniej. Wszystko przez to, że ich syn urodził się bez nóżki”
„Gdy ojciec umarł, nie uroniłam nawet jednej łzy. Nie dlatego, że go nie kochałam. Ja po prostu nic nie czułam”