„Po 60 latach spotkałem moją pierwszą miłość. Czuję, że żyję, a dzieci każą mi się nie wygłupiać na starość”

szczęśliwa starsza para fot. Getty Images, Plattform
„– Wasz stary ojciec zakochał się! – oznajmiłem. Oboje parsknęli śmiechem jak na komendę. Nie takiej reakcji się spodziewałem”.
/ 03.04.2024 18:30
szczęśliwa starsza para fot. Getty Images, Plattform

Na naukę i miłość nigdy nie jest za późno. Na zajęcia prowadzone na Uniwersytecie Trzeciego Wieku zapisałem się, by stawić czoła samotności i zdobyć przy okazji odrobinę nowej wiedzy. W końcu świat zmienia się tak szybko, że trudno za nim nadążyć, zwłaszcza w moim wieku. Nie spodziewałem się jednak, że ta decyzja całkowicie zmieni moje życie.

Spotkałem tam kobietę, którą obdarzyłem szczerym uczuciem. Daję słowo, zakochałem się po raz pierwszy w moim długim życiu. Chciałem podzielić się tym szczęściem z najbliższymi osobami, ale zamiast pogratulować mi, dzieci mnie wyśmiały.

Nie miałem łatwego życia

Mam 78 lat. Teoretycznie chodzę po tym świecie wystarczająco długo, by poznać wszystkie blaski i cienie życia. Los nigdy nie szczędził mi ciężkich chwil, ale w kwestii przydziału szczęścia nie był już taki szczodry.

Urodziłem się w powojennych realiach, a dorastałem pod komunistycznym butem. To były ciężkie czasy, których nie zrozumie nikt, kto wtedy nie żył. Nigdy nie poznałem swojego ojca, a matka zmarła, gdy miałem dwa lata. Trafiłem do bidula i słowo daję, było to jedno z najgorszych miejsc, jakie człowiek może sobie wyobrazić. Uciekłem  stamtąd, gdy miałem 11 lat. Tułałem się od wsi do wsi. Pracowałem jako parobek. Nie za pieniądze, bo wtedy nikt ich nie miał (nikt z żyjących uczciwie i w zgodzie z własnym sumieniem). Harowałem na gospodarce, a w zamian dostawałem miskę strawy i nocleg w stodole.

Ożeniłem się z powinności

Moje młodzieńcze serce biło wtedy do pewnej Marii, ale byłem zbyt nieśmiały, by cokolwiek zrobić. Ożeniłem się zresztą szybko, już jako osiemnastolatek. Helena była córką sołtysa, u którego wtedy pracowałem. Pewnej nocy pod dom zajechał radziecki furgon, z którego wysiadło kilku wojskowych. Wywlekli go z domu i słuch po nim zaginął. Mogę tylko podejrzewać, co się z nim stało. W tamtych podłych czasach głoszenie swoich poglądów nikomu nie uchodziło na sucho.

Nie kochałem Heleny i ślub tego nie zmienił. Dlaczego więc stanąłem z nią przed ołtarzem? Bo tak wtedy musiałem postąpić. Po pierwsze, została sama. Po drugie, już wtedy była w ciąży z naszym pierwszym synem. Później Bóg obdarzył nas jeszcze pięciorgiem dzieci. Do dorosłości dożyło tylko troje. Tadeusza, naszego pierworodnego, zabrała ospa. Henryk, nasz trzeci syn, zaginął, gdy zbierał chrust w lesie. Ludzie mówili, że pewno wilki go dopadły. Jadwiga, nasza najmłodsza córka, zmarła niespodziewanie. Wieczorem położyliśmy ją spać, a nad ranem znaleźliśmy ją nieżywą. Po ostatniej stracie, postanowiliśmy porzucić wieś. Spakowaliśmy nasz skromny dobytek i wyjechaliśmy do miasta. Mieliśmy tam odnaleźć szczęście, ale nie było nam to dane.

Pracowałem w fabryce maszyn rolniczych, a Helena w fabryce wełny czesankowej. Żyło nam się dobrze, ale tylko do czasu. Helena zaczęła podupadać na zdrowiu i wkrótce śmierć zabrała także ją. Pochowałem ją po dziesięciu latach od przeprowadzki. Miałem wtedy 38 lat.

Dobrze wychowałem dzieci

Kolejny ożenek nie był mi pisany. Niby kiedy miałem znaleźć na to czas? Musiałem pracować, by utrzymać dzieci i zająć się ich wychowaniem. Lucjan miał już 18 lat, ale Stefania dopiero 15, a Miłosz – 12. Teraz, po latach, mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że się spisałem. Moje dzieci wyrosły na porządnych i szanowanych ludzi. Najstarszy syn wyjechał do Szwajcarii i tam już osiadł. Stefania i Miłosz zostali w mieście. Córka została nauczycielką w miejscowym liceum. Syn założył firmę transportową i dorobił się dużych pieniędzy.

Dorosłe dzieci opuściły dom, a ja dalej pracowałem w fabryce. Lat mi jednak nie ubywało, a zdrowia nie przybywało. Gdy osiągnąłem odpowiedni wiek, przeszedłem na emeryturę. Dzieci z tej okazji wyprawiły mi huczne przyjęcie. Nawet Lucjan przyleciał do kraju wraz z całą rodziną. Wszyscy cieszyli się i składali mi gratulacje. „Już się napracowałeś w swoim życiu, tato. Teraz czas na zasłużony odpoczynek” – mówili. Ja jednak nie byłem tak uradowany, jak oni.

Dopadła mnie samotność

Wizja emerytury wprawiała mnie w przerażenie. Nie bałem się starości ani śmierci. Najbardziej obawiałem się samotności. Dzieci miały już przecież swoje życie. Co mi, staremu, pozostało? Całymi dniami rozwiązywać krzyżówki? Słowo daję, próbowałem. Ale cztery ściany działały na mnie przytłaczająco. Zacząłem więc spacerować. Wychodziłem z domu rano i wracałem dopiero, gdy słońce chyliło się ku zachodowi. To nie zmieniło niczego. Dalej doskwierała mi samotność.

Myślałem nawet o powrocie do pracy. Ale emeryt nie może liczyć na nic więcej niż stróżowanie na parkingu albo w hali magazynowej, a to nie rozwiązałoby mojego problemu.

– Tato, a może zapiszesz się na ten nowy Uniwersytet Trzeciego Wieku – zaproponowała mi pewnego dnia Stefania i podała broszury informacyjne.

– Pomyślę o tym – obiecałem.

Gdy wyszła, zacząłem studiować prospekty, które mi zostawiła. Pomyślałem wtedy, że to właśnie jest to, czego szukam. Nie jestem wykształcony, ale nie jestem też głąbem. Przeczytałem w życiu więcej książek niż niejeden student. Daleko mi też do niedołężności umysłowej. Uwierzyłem, że sobie poradzę. Zresztą, nie chodziło tylko o wiedzę, ale przede wszystkim o możliwość przebywania wśród ludzi.

Nie poznałem jej

Na zajęcia przychodzili ludzie tacy, jak ja: starzy i samotni. Gdy wchodzili na salę, nagle jakby ubywało im lat. Zbolałe, zmęczone miny zastępowali promiennym uśmiechem. Wszyscy byli dla siebie serdeczni i przyjaźni. Czułem się tam wyśmienicie i byłem szczęśliwy, że córka powiedziała mi o tym miejscu.

– Czy mogę usiąść obok pana? – zapytała mnie pewnego dnia starsza kobieta.

– Oczywiście, będzie mi bardzo miło – odpowiedziałem, uprzednio wstawszy ze swojego krzesła.

– Jestem tu nowa i trochę się stresuję – wyznała nieznajoma.

– Zupełnie niepotrzebnie. Tu nie ma ocen, a wszyscy są dla siebie znacznie milsi niż dzieci w szkole.

– Miło mi to słyszeć – powiedziała uradowana. – Jestem Maria – przedstawiła się i wyciągnęła dłoń.

– Franciszek.

To wtedy pomyślałem, że skądś znam to spojrzenie, ale nie chciałem się wygłupiać. Od tamtej pory, siadaliśmy obok siebie na każdych zajęciach. Spotykaliśmy się nie tylko w szkole, ale także po wykładach. Chodziliśmy na spacery i do kawiarni. Rozmawialiśmy o wszystkim. Ja opowiadałem jej o swoim życiu, ona zapoznała mnie ze swoimi dziejami. Wtedy okazało się, że już kiedyś się poznaliśmy i jej spojrzenie jednak nie było mi obce. To była Maria, którą poznałem jako nastolatek i pokochałem pierwszą szczenięcą miłością. Trudno mi było w to uwierzyć! A teraz siedziała tuż obok i tak jak ja cierpiała z powodu samotności.

Zakochałem się

Ta dobra, ciepła kobieta totalnie zawładnęła moimi myślami. Wspominałem ją, gdy kładłem się spać i od razu po przebudzeniu. Zaprzątała każdą moją myśl. Czy to możliwe? Czy na starość mogłem poznać smak miłości? Tak, to na pewno było właśnie to uczucie.

– Trochę ci się schudło, Franiu – stwierdziła pewnego dnia na zajęciach.

– A co? Staruszkowi nie wypada już dbać o sylwetkę? – zapytałem i zaśmiałem się.

Nie żartuj sobie – skarciła mnie.  – W naszym wieku musimy dobrze się odżywiać. Masz w domu jakiś pożywny obiad?

– To, co zawsze. Pożywne i smaczne danie do podgrzania w mikrofali. Dostałem ten cud techniki od dzieci, na ostatnie święta.

– Żywisz się gotowymi obiadami? Ty chyba rozum postradałeś. Po zajęciach zapraszam do mnie. Dziś zamierzam przygotować pieczeń wołową.

Zjedliśmy razem obiad i w swoim towarzystwie czuliśmy się wybornie.

– A gdyby codziennie było tak, jak dzisiaj?

– Co masz na myśli, Marysiu?

– Franiu, lat nam nie ubywa. Nie chcę spędzić reszty życia sama. Wolę doczekać reszty moich dni u boku mężczyzny, którego kocham.

To było najwspanialsze wyznanie, jakie kiedykolwiek usłyszałem z ust kobiety. Kochałem ją, a ona kochała mnie. Nie spodziewałem się, że na starość spotka mnie jeszcze coś dobrego. A jednak!

Dzieci mnie wyśmiały

Klamka zapadła. Postanowiliśmy, że wprowadzę się do jej mieszkania.

– Kiedy poznam twoje dzieci i wnuczęta? – zapytała Maria.

– Już niebawem – zapewniłem. – Najpierw chcę im o wszystkim sam powiedzieć, żeby nie byli zbyt zaskoczeni.

Jeszcze przed przeprowadzką poprosiłem Stefanię i Miłosza o spotkanie. Lucjan miał dowiedzieć się o tym przez telefon. To trochę nieładnie, ale przecież nie mogłem wymagać, by przylatywał do kraju zawsze, gdy go o to poproszę.

– Dlaczego zwołujesz całą rodzinę, tato? – zapytała Stefania, gdy zjawiła się u mnie.

– Coś nie tak z twoim sercem? – dopytał Miłosz.

– Z moim sercem jest lepiej niż kiedykolwiek – zapewniłem. – Moje serce wręcz skacze z radości.

– O! Czyli masz dla nas dobre wieści – ucieszyła się moja córka.

– A tak! Wasz stary ojciec zakochał się!

Oboje parsknęli śmiechem jak na komendę. Nie takiej reakcji się spodziewałem.

– Co to znaczy? – zapytał mnie syn.

– Przecież masz żonę, więc powinieneś wiedzieć.

– Tato, ale ty masz prawie 80 lat – zauważyła Stefania.

– 78, córeczko.

– Nie sądzisz, że już za późno na amory?

– Skarbie! Jak nie teraz, to kiedy? Ona ma na imię Maria i jest wspaniałą kobietą. Też ją pokochacie. Postanowiliśmy nawet, że wspólnie u niej zamieszkamy.

– A nie wydaje ci się, że trochę przesadzasz?

– Co masz na myśli, synu?

– Przecież ludzie zaczną plotkować. Naprawdę, nie wygłupiaj się na stare lata.

– Ludzie plotkowali i plotkować będą. A ja i tak kocham Marię i zamierzam doczekać z nią swoich dni.

– Tatusiu, dziwaczejesz na starość – stwierdziła Stefania.

– Przejdzie ci. Zobaczysz – powiedział Miłosz i poklepał mnie po ramieniu.

Było mi przykro, że moje dzieci potraktowały mnie jak zdziwaczałego starca. Ale ja nie zmienię swojej decyzji. Pierwszy raz w życiu zakochałem się i nie zamierzam z tego rezygnować.

Czytaj także: „Już na weselu zniszczyłam małżeństwo przyjaciółki. Zasłużyła na to. Dobrze wiedziała, za co się mszczę”
„Mąż wszędzie widział moich potencjalnych kochanków. Z zazdrości nawet zaczął mnie śledzić”
„Teściowa chciała mnie nauczyć, jak być dobrą żoną. Bezczelna dała mi nawet listę zasad w sypialni”

 

Redakcja poleca

REKLAMA