Żonę poznałem jeszcze w liceum. Byliśmy parą praktycznie od siedemnastego roku życia. Cały czas pamiętam, jak fantazjowaliśmy o wspólnej przyszłości pomiędzy lekcjami biologii i matematyki.
Mieliśmy wspólne cele
Chcieliśmy wyjechać do dużego miasta, skończyć studia, a potem wić sobie nasze wspólne gniazdko. Z młodocianą naiwnością wybieraliśmy imiona dla naszych przyszłych dzieci i usadzaliśmy gości przy wyimaginowanym stole weselnym. Gdy realizowaliśmy te plany punkt po punkcie, czułem się, jakbym złapał Pana Boga za nogi.
– Jestem taki szczęśliwy. Marzę o tym, żeby spędzić z tobą resztę życia i już nie mogę się doczekać tego, co nas spotka w najbliższych latach – wyznałem Dorocie dzień przed naszym ślubem.
Myślałem idealistycznie, może trochę niedojrzale. Byłem przekonany, że nasze uczucie i relacja będą zawsze wyglądać tak samo. A kiedy jest się w kimś zakochanym, wszystko inne schodzi na dalszy plan i nie ma problemów nie do pokonania. A związki i ludzie ewoluują. Nie znam ani jednej pary, która dziś, po latach spędzonych razem, byłaby w siebie tak samo zapatrzona jak wtedy, kiedy zaczynali się ze sobą spotykać. To po prostu niemożliwe. Tylko że wtedy o tym nie wiedziałem.
Rutyna mnie zaskoczyła
Odhaczaliśmy nasze życiowe plany: skończyliśmy studia, znaleźliśmy dobre prace, wzięliśmy kredyt na mieszkanie, doczekaliśmy się dwójki dzieci. Oczywiście kosztowało to znacznie więcej pracy i wyrzeczeń niż początkowo mi się wydawało, dlatego małżeństwo i cały romantyzm przez wiele lat były na drugim miejscu. To się stało samo: po prostu nie mieliśmy ani czasu ani energii na ciągłe amory, kiedy trzeba było rano wstać do pracy, do dziecka albo zwyczajnie chciało się odpocząć po ciężkim dniu.
– To przecież oczywiste. Wszystkie małżeństwa tak wyglądają – pocieszał mnie przyjaciel, gdy żaliłem mu się, że nasz związek przechodzi kryzys. – Nie martw się, wszystko jest ok. Przecież nie da się być ciągle w miesiącu miodowym. Macie pracę, wydatki, dzieci!
– Niby tak, ale... Wyobrażałem to sobie trochę inaczej – przyznałem markotnie.
– Kiedy? W liceum? – zaśmiał się. – Czas dorosnąć, Grzesiek.
Ciężko mi się było z tym pogodzić. Czułem się zniechęcony i coraz bardziej dystansowałem się od Doroty. Tak upłynęło nam ćwierćwiecze związku. Było w porządku, wygodnie, ale czy wspaniale? Zdecydowanie nie.
Coś się we mnie wypaliło
– Może wyjechalibyśmy gdzieś na weekend? Sami – zaproponowała żona któregoś razu.
Długo nie robiliśmy sobie takich wycieczek, ale właśnie znowu zostaliśmy sami, bo dzieci się wyprowadziły i mieliśmy czas na renesans związku. Czas – owszem. Ale czy ochotę?
– Nie wiem, myślisz, że warto przepuszczać te pieniądze? Może lepiej odłożyć je na remont kuchni? – odpowiedziałem.
Dorota wydawała się być nieco urażona, ale nie skomentowała mojej odpowiedzi. Nie zaproponowała też kolejnego wyjazdu. Dlaczego jej odmówiłem? No cóż, nie potrafiłem udawać, że jesteśmy znowu w tym samym punkcie, w którym byliśmy kiedyś. To, że znowu byliśmy tylko we dwoje, nie oznaczało, że znowu mamy po kilkanaście czy dwadzieścia lat. Coś się we mnie wypaliło.
Żona budziła we mnie więcej przyjacielskich niż partnerskich uczuć. Kochałem ją, troszczyłem się o nią, ale na pewno jej już nie pożądałem... I bardzo ciężko było mi to ukryć, a Dorota nie należała do głupich kobiet.
– Czy mogę coś zrobić? Chciałabym, żebyśmy znowu się do siebie zbliżyli... – szepnęła mi któregoś wieczoru.
Pękało mi serce, bo widziałem, jak bardzo się stara. Ale naprawdę nie wiedziałem, co mogłaby zrobić. Jak na nowo wzniecić płomień, który już dawno zgasł?
Znalazłem młodszą kochankę
Nasze pożycie istniało, ale było rzadkie, mechaniczne i pozbawione pasji. Nie satysfakcjonowało ani jej, ani mnie, wiedziałem o tym. Ba, we mnie cała ta sytuacja zaczęła wręcz budzić wielką frustrację. To pewnie dlatego, pod wpływem impulsu, któregoś dnia zarejestrowałem się na portalu randkowym.
Ula była tylko cztery lata starsza od mojej córki. To ona się do mnie odezwała. Gdy przejrzałem jej zdjęcia, aż zaparło mi dech w piersiach. „Taka dziewczyna interesuje się mną? Niebywałe!”, myślałem. Po raz pierwszy od lat, a nawet dekad, poczułem jakiś dreszczyk emocji, ekscytację. Wiedziałem, że postępuję źle, ale po prostu musiałem się z nią umówić.
– Wyglądasz jeszcze lepiej niż na zdjęciach – skomplementowała mnie, gdy stawiłem się w umówionym miejscu.
Poczułem, jak zalewa mnie fala gorąca. A potem wszystko potoczyło się bardzo szybko... Skończyliśmy w jej mieszkaniu, w którym przeżywaliśmy upojne ranki, popołudnia i noce przez następne pół roku. Odzyskałem wigor, znowu chciało mi się wstawać z łóżka.
Potrzebowałem takiej zmiany
Dorota chyba niczego nie podejrzewała, bo ze spokojem przyjmowała moje powiadomienia o kolejnych delegacjach czy spotkaniach na mieście z klientem. Aż w końcu sam stwierdziłem, że nie mogę tak dalej żyć. Chciałem być z Ulą. To ona wydobywała ze mnie życiową energię, to ona sprawiała, że znowu zacząłem się uśmiechać, byłem zrelaksowany i szczęśliwy.
Bardzo nie chciałem zranić Doroty, ale przecież i tak dawno przekroczyłem już granicę. Nie mogłem ciągnąć tego w nieskończoność. Długo zastanawiałem się jednak jak oznajmić jej, że odchodzę. Chciałem zrobić to delikatnie, empatycznie i z klasą. Ale czy da się z klasą poinformować żonę, że po trzech dekadach związku odchodzi się do studentki?
Żona się wściekła
W końcu zaplanowałem dokładnie, co jej powiem.
– Dorota, posłuchaj. Chcę być z tobą szczery, bo nie zasługujesz na bycie okłamywaną. Zakochałem się. Przepraszam, wiem, że to musi być dla ciebie szok i że jesteś mną ogromnie rozczarowana... – zacząłem miękkim głosem.
– Kim ona jest? – zapytała od razu Dorota, trzeźwo i rzeczowo.
Byłem zaskoczony jej reakcją. Myślałem, że będzie płakać, patrzeć w ścianę, aby unikać mojego spojrzenia. A ona od razu przeszła do konkretów.
– Nazywa się Ula. Poznałem ją przez internet – odpowiedziałem zdawkowo.
– Ile ma lat? – dopytywała żona, coraz ostrzejszym tonem.
Przełknąłem nerwowo ślinę.
– Dwadzieścia sześć – odpowiedziałem nieco ciszej.
Dorota parsknęła głośno i zerwała się z fotela.
– No tak, oczywiście! Żona przez trzy dekady dbała, gotowała, sprzątała dom, urodziła i wychowała dzieci i straciła już cały powab, co nie? Trzeba było znaleźć sobie gówniarę w wieku swojej córki, żeby znowu poczuć się męskim. Bo przecież po co pracować nad związkiem, któremu poświęciło się większość swojego życia? – drwiła.
Zaskoczyła mnie tym atakiem
– Dorota, to nie tak... Ja po prostu nie wiedziałem, jak naprawić naszą relację, jak sprawić, żebyśmy obydwoje byli szczęśliwi... – zacząłem się tłumaczyć.
– Ale też nieszczególnie próbowałeś – uderzyła dosadnie.
Zamyśliłem się na chwilę. Musiałem przyznać jej rację. Nie próbowałem. Po prostu skreśliłem naszą relację, odsunąłem się i podjąłem decyzję, że po cichu się z niej wycofam.
– Przepraszam – powtórzyłem cicho po chwili milczenia.
– Nie chcę twoich przeprosin. Odejdź, jeśli chcesz. Naciesz się tym krótkim czasem, w którym jesteś w stanie darzyć kobietę zainteresowaniem. Wiesz, zanim pojawią się jej zmarszczki czy rozstępy... Zanim rzuci się w wir kariery i spadniesz na dalszy plan albo urodzi ci dziecko. Wtedy przyjdzie czas na następną, co nie? – drwiła dalej bezlitośnie.
Wyprowadziłem się następnego dnia.
Żona chciała się mścić
To Dorota pierwsza złożyła pozew rozwodowy. Ubiegła mnie. Miała już prawnika i cały plan na nasze rozstanie, zanim ja w ogóle zacząłem myśleć o sformalizowaniu go. Była zraniona i miała prawo się tak czuć. Postanowiła jednak, że odreaguje swoje cierpienie poprzez aktywny atak. Obiecała mi, że zostawi mnie bez grosza przy duszy i odbierze wszystko, czego wspólnie się dorobiliśmy. Zaczęła od dzieci.
Chociaż Antek i Karolina są już dorośli, odsunęli się ode mnie i przestali odzywać, gdy tylko usłyszeli o mojej zdradzie i odejściu. Wiem, że następnym krokiem będzie walka o dom i cały majątek, który zgromadziliśmy. Boję się tego, że Dorota faktycznie nie spocznie, dopóki nie zostawi mnie zupełnie pokonanego... Ale może sobie na to zasłużyłem?
Czytaj także: „Podczas porządków w piwnicy znalazłam torbę z kasą. Albo mąż wygrał w totka, albo wziął łapówkę”
„Odkąd mąż stracił pracę, stał się leniem. Twierdzi, że skoro ja dobrze zarabiam, to on sobie odpocznie”
„Pracowałam w firmie męża, ale mnie zwolnił. Mam siedzieć z dziećmi w domu, bo od robienia kariery jest on”