„Po 30 latach żona nagle przestała gotować, choć to jej obowiązek. Chodziłem głodny, a ona odpoczywała”

zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, Africa Studio
„– A czy ty kiedykolwiek zapytałeś, czy mam dość? – oparła się o stół i patrzyła prosto na mnie, z czymś w oczach, czego wcześniej nie dostrzegałem. – Przez lata wszystko było na mojej głowie. Teraz chcę czegoś więcej. Może chwili dla siebie? Dlaczego nie mogę?”.
/ 16.10.2024 18:30
zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, Africa Studio

Były takie czasy, kiedy wszystko w naszym domu miało swój rytm. Rano kawa, popołudniu obiad, wieczorem wspólny serial. Marta zawsze dbała, żeby wszystko było na swoim miejscu. Ja przychodziłem z pracy, a na stole czekał już gorący posiłek. Pachniało zupą, pieczenią, czasem ciastem, a ja wiedziałem, że cokolwiek by się nie działo, wszystko będzie w porządku, bo Marta była tam, gdzie zawsze – w kuchni, w sercu naszego domu.

Nie zastanawiałem się, jak bardzo to dla mnie ważne. Nie musiałem. Ona gotowała, ja pracowałem – prosta sprawa. Myślałem, że to naturalne. Taki układ. Dzieci biegały po domu, hałasowały, a ja siadałem do stołu, gdzie Marta stawiała przede mną talerz. Zawsze na czas. Czułem, że wszystko jest tak, jak być powinno.

A potem dzieci się wyprowadziły. Najpierw Kasia, potem Wojtek. Zrobiło się ciszej, a Marta nagle przestała gotować. Na początku myślałem, że to chwilowe, może się zmęczyła. Ale dni mijały, a ja wracałem do pustej kuchni, gdzie nie pachniało już niczym. Talerze schowane, garnki zimne. Pomyślałem, że może coś jest nie tak, ale nie pytałem. Przecież nie chciałem jej denerwować. Patrzyłem na nią każdego dnia i nie poznawałem kobiety, z którą spędziłem trzydzieści lat.

Byłem poirytowany

– Marta, co to ma być? – rzuciłem, wchodząc do kuchni.

Stół pusty, a ja głodny po całym dniu. Zerknąłem w stronę zlewu. Nic. Ani śladu, że cokolwiek miało być dziś ugotowane.

Marta nawet nie spojrzała. Siedziała w fotelu przy oknie z książką. Jak gdyby nigdy nic.

– Coś się stało? – zapytała spokojnie, nie odrywając wzroku od kartek.

Od 2 tygodni nie ma obiadu. Codziennie wracam i codziennie to samo. Pustka! – Głos mi się podniósł, choć wcale nie chciałem krzyczeć. – Przez trzydzieści lat gotowałaś. Co się zmieniło?

Odłożyła książkę na kolana, westchnęła. Zmęczona. Albo raczej... zrezygnowana.

– Jan, przez trzydzieści lat myślałam o was, o domu, o obiadach. Teraz, kiedy dzieci już nie ma, chcę trochę odpocząć. Chyba na to zasłużyłam, nie?

Zasłużyła? A co ze mną? Siedziałem naprzeciwko niej i czułem, jak coś we mnie pęka.

– A ja? – zapytałem, próbując się opanować. – O mnie już nie myślisz?

Zamilkła, wpatrzona w okno. Jakby mnie tam nie było. Jakbyśmy nie byli małżeństwem od trzech dekad. Co się stało z kobietą, która kiedyś czekała na mnie z uśmiechem? Chciałem odpowiedzi, ale wtedy zrozumiałem, że jej brak mówił więcej.

Pokłóciliśmy się

Dni mijały, a w naszym domu panowała cisza. Nie taka cicha, co koi, tylko taka, co wypełnia każdy kąt napięciem. Marta unikała rozmów, jakby miała już dosyć tłumaczenia się. A ja... ja coraz bardziej się gubiłem.

– Długo tak będzie, Marta? – zapytałem pewnego dnia, próbując przerwać milczenie. – Mam po prostu przywyknąć, że obiadu już nie będzie?

Siedziała przy stole, ale zamiast odpowiadać, spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem. Ten sam wyraz twarzy, co od tygodni. Zniecierpliwiony, wstałem i przeszedłem do kuchni.

– Codziennie wracam i liczę, że coś się zmieni, ale ciebie to chyba nie obchodzi. Gotowanie to było twoje zadanie. Czy nagle przestałem się liczyć?

Marta odłożyła szklankę, aż zadźwięczało o stół. Wyraźnie coś w niej pękło.

– A czy ty kiedykolwiek zapytałeś, czy mam dość? – oparła się o stół i patrzyła prosto na mnie, z czymś w oczach, czego wcześniej nie dostrzegałem. – Przez lata wszystko było na mojej głowie. Teraz chcę czegoś więcej. Może chwili dla siebie? Dlaczego nie mogę?

– Odpocząć od czego? Od życia ze mną? – Zabrzmiało to ostrzej, niż zamierzałem.

– Nie, Jan. Odpocząć od tego wszystkiego, co przez lata robiłam, bo myślałam, że muszę. Ale teraz? Chcę czegoś więcej niż tylko bycie żoną i kucharką.

Patrzyłem na nią, próbując znaleźć słowa, które by to wyjaśniły. Ale chyba przestałem je rozumieć.

Zdecydowała się na wyjazd

Marta pakowała walizkę w ciszy, a ja stałem w drzwiach sypialni, nie mogąc w to uwierzyć. Naprawdę zamierzała wyjechać. Nie na dzień czy dwa, ale na kilka tygodni. Do tej pory to wydawało się jedynie groźbą, a teraz stało się rzeczywistością.

Naprawdę musisz to zrobić? – zapytałem cicho, jakbym obawiał się własnych słów.

Marta zapięła zamek walizki i spojrzała na mnie, spokojnie, choć w jej oczach dostrzegłem coś więcej – coś na kształt smutku, ale też zdecydowania.

– Tak, Jan. Potrzebuję tego.

– Ale po co? Czego szukasz? – Starałem się ukryć drżenie w głosie. – Zostawiasz mnie samego. Ja... ja nie rozumiem, dlaczego to wszystko musiało się tak zmienić.

Marta westchnęła, odwróciła wzrok.

– Nie szukam niczego, Jan. Chcę po prostu spokoju, chwili, żeby pomyśleć o sobie. Nie chodzi o ciebie. To nie jest przeciwko tobie, to dla mnie.

Słowa uderzyły mocniej, niż się spodziewałem. Dla niej. Zawsze myślałem, że byliśmy „my”, ale teraz okazało się, że w tym „my” nigdy nie było miejsca dla niej samej. Patrzyłem, jak podnosi walizkę i idzie w stronę drzwi.

– A co, jeśli wyjedziesz i nie wrócisz? – rzuciłem, czując, jak coś we mnie się łamie.

Marta zatrzymała się na moment w progu.

– Wrócę, Jan. Ale nie wiem, czy wrócimy do tego, co było.

Po tych słowach wyszła, zostawiając mnie w pustym domu, w którym nagle zrobiło się jeszcze ciszej niż przedtem.

Zostałem sam w domu

Dom stał się pusty. Zupełnie inny niż wcześniej, choć Marta odeszła dopiero kilka dni temu. Cisza, która kiedyś wydawała mi się kojąca, teraz dusiła. Każdy dźwięk zegara, każde skrzypnięcie podłogi przypominało mi, że zostałem sam. A przecież myślałem, że to tylko przejściowe, że zrozumie, wróci i wszystko znów będzie tak, jak dawniej. Ale prawda była taka, że to „dawniej” już nie istniało.

Codziennie siadałem w kuchni i wpatrywałem się w pusty stół. Jakby miał mi coś powiedzieć, wyjaśnić. W tym wszystkim najbardziej brakowało mi... jej. Nie samego obiadu, ale Marty, która przy tym stole zawsze była. Zrozumiałem, że gotowanie, dbanie o dom, te wszystkie rutynowe sprawy, które uważałem za coś oczywistego, były jej żmudnym obowiązkiem. A teraz, kiedy przestała, ja się pogubiłem.

Czy to znaczyło, że nasze małżeństwo opierało się tylko na tych codziennych obowiązkach? Na rutynie? Zawsze myślałem, że tak wygląda stabilność. A może Marta czuła się jak w więzieniu, kiedy każdego dnia przywiązywała się do tych obowiązków?

Mijały dni, a ja nie potrafiłem odpowiedzieć na te pytania. Dopiero teraz zrozumiałem, jak niewiele uwagi poświęcałem jej samej. Zawsze byliśmy „my”, ale może nigdy nie dałem jej szansy, by była po prostu sobą. A ja, siedząc w tym pustym domu, po raz pierwszy czułem się naprawdę samotny.

Musimy coś zmienić

Minęły trzy tygodnie, odkąd Marta wyjechała. Każdy dzień ciągnął się w nieskończoność, a ja coraz bardziej odczuwałem jej brak. Nie tylko tego, co robiła – jej obecności, dźwięku kroków, nawet jej cichego westchnienia. W końcu przyszedł dzień, kiedy wróciła.

Siedziałem przy stole, nie bardzo wiedząc, jak to będzie wyglądało. Usłyszałem klucz w zamku, drzwi otworzyły się cicho. Marta weszła, niosąc torbę na ramieniu. Nasze spojrzenia się spotkały. Była spokojna, ale w jej oczach widziałem coś nowego – może to była pewność siebie, której wcześniej nie dostrzegałem.

– Wróciłaś – powiedziałem, jakbym sam musiał się przekonać, że naprawdę tu jest.

– Wróciłam – odpowiedziała, odkładając torbę. – Ale... musimy porozmawiać.

Skinąłem głową, chociaż czułem ścisk w żołądku. Wiedziałem, że nie będzie łatwo. Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole, przy którym niegdyś codziennie jedliśmy razem obiady.

– Jan, ja potrzebuję zmian. Nie mogę wrócić do tego, co było. Gotowanie, dbanie o dom... to było dla mnie ciężarem, a ja chcę teraz czegoś więcej. Dla siebie. Dla nas.

Przyglądałem się jej, próbując zrozumieć, co to dla mnie oznacza. Czy to koniec tego, co znaliśmy?

– Chciałbym spróbować inaczej – powiedziałem w końcu. – Może... bez rutyny. Może bez oczekiwań. Tylko my, Marta. Ale nie jako kucharka i mąż, tylko... po prostu jako my.

Przez chwilę milczała, a potem skinęła głową.

– Może spróbujmy – odpowiedziała cicho. – Ale to nie będzie proste.

Oboje wiedzieliśmy, że mamy przed sobą długą drogę. Nie wiedziałem, czy nam się uda, ale po raz pierwszy od dawna poczułem, że to coś więcej niż tylko dom pełen obowiązków. Może jeszcze da się odbudować to, co zgubiliśmy.

Zmiany nie są takie złe

Minęły kolejne tygodnie, a nasze życie zmieniło się całkowicie. Marta nie wróciła do starych zwyczajów. Gotowanie? Tylko wtedy, kiedy miała ochotę. A ja? Zacząłem uczyć się prostych rzeczy w kuchni – może z potrzeby, a może dlatego, że chciałem pokazać jej, że potrafię się dostosować.

Nie było łatwo. Czasem przychodziły dni, gdy oboje milczeliśmy, niepewni, jak mamy ze sobą rozmawiać. Czułem, że każde słowo mogło być potencjalnym początkiem kłótni. Ale te momenty, kiedy siadaliśmy razem przy stole, bez żadnych oczekiwań, były dla mnie najważniejsze. Uczyliśmy się siebie na nowo.

Marta spędzała więcej czasu na swoich pasjach – zaczęła malować, wyjeżdżać na krótkie wycieczki. Ja, choć wciąż przywiązany do starej rutyny, próbowałem nie pytać zbyt często, kiedy wróci. Wiedziałem, że musi mieć przestrzeń dla siebie. A ja? Znalazłem tę przestrzeń, którą zostawiła, w nowych rzeczach, na które wcześniej nie zwracałem uwagi.

Czy to oznaczało, że wróciliśmy do siebie? Nie wiem. Nasze małżeństwo już nigdy nie było takie, jak kiedyś. Ale może to dobrze. Zamiast obiadów bez miłości, zaczęliśmy budować coś nowego – relację opartą nie na obowiązkach, ale na szacunku dla tego, kim oboje się staliśmy. Czy to wystarczy na przyszłość? Czas pokaże.

Jan, 59 lat

Czytaj także: „Mąż zdradza mnie z moją siostrą, a mama każe mi milczeć. Zabrania mi rozwodu, bo przysięgałam przed Bogiem”
„Z wywiadówki syna wróciłam z pamiątką. Za 9 miesięcy okaże się, czy ma oczy męża, czy może przystojnego wychowawcy”
„Szwagierka dawała mojemu synowi darmowe korepetycje z matematyki. Zamiast równań uczyła go anatomii w praktyce”

 

Redakcja poleca

REKLAMA