Zdecydowałem się poświęcić dzisiejszy dzień na beztroskie lenistwo. Raz na jakiś czas każdemu się to przyda. W końcu nie jestem robotem, choć niektórzy – jak moja rodzina – tak o mnie sądzą. Skoro sam daję z siebie wszystko i świetnie mi to wychodzi, to inni nie muszą specjalnie się wysilać. Tyle w zupełności wystarczy.
Czym się zajmuję? Powiem tak: moim głównym zadaniem jest zapewnienie środków do życia dla całej rodziny – żony, córki i dwójki synów. Aktualnie tylko moja żona w stu procentach na to zasługuje. Tereska dba o nasz dom i wszystkich domowników, gotuje pyszne posiłki, sprząta w mieszkaniu, pierze ubrania, robi zakupy spożywcze, a także organizuje imprezy rodzinne. Nie mam pojęcia, jak ona daje radę to wszystko ogarnąć, a na dodatek zawsze ma dla każdego ciepły uśmiech na twarzy, nigdy nie marudzi ani nie narzeka.
W odróżnieniu od naszego wiecznie narzekającego potomstwa, które od dawna powinno wziąć się do pracy. Ale matka staje w ich obronie. „Jeszcze zdążą się w życiu napracować, przecież to nadal dzieciaki, niech korzystają z młodości, po co mają tak wcześnie stawać się dorosłymi” – można by pomyśleć, że chodzi o nastolatków, a tymczasem najmłodsza z rodzeństwa, Jola, skończyła już dwadzieścia lat, Konrad ma dwadzieścia cztery, a Michał zbliża się do trzydziestki.
Dzieciaki robią, co chcą
Kiedy miałem tyle lat, co Konrad, zdążyłem już założyć własną rodzinę i mocno starałem się o awans w pracy, własne cztery kąty i auto. Szedłem do przodu, rozwijałem się. A oni? Tkwią w stagnacji, rzecz jasna na naszą kieszeń, używając domu niczym darmowego hotelu all inclusive i w ogóle nie myślą o jakiejś stałej dziewczynie, a co tu gadać o robocie. Najwyżej coś przygodnego, zwłaszcza jak jest zadyma w domu. Ale kiedy sytuacja się uspokaja, ich życie znów toczy się po staremu: balety i wałkowanie kolejnego roku. Nawet nie pamiętam, którego i na jakiej uczelni. Jeśli chodzi o Michała – chyba z dwudziestego. Najdłuższe studia we współczesnej Europie.
Gdyby Tereska stanęła po mojej stronie, to byłoby zupełnie inaczej, ale taka sytuacja nigdy nie miałaby miejsca. Kiedy w grę wchodzą nasze pociechy, nieustannie mamy odmienne zdanie. Odkąd pamiętam, bezkrytycznie je rozpieszczała, obsypywała nadmierną troską, prawie świętą ambrozję prosto do dzióbków podawała.
Rozumiem, że to matczyna miłość, ale bez przesady! Konrad z jedzenia odstawił wszystko poza pizzą i tostami z żółtym serem – droga wolna, smacznego młody, jedz, ile wlezie. Michał zaczął palić, gdy był zaledwie uczniem czwartej klasy szkoły podstawowej. Matka stwierdziła wtedy, że im wcześniej zacznie, tym prędzej z tym skończy. I faktycznie, miała rację – Michał rzucił palenie jeszcze przed rozpoczęciem nauki w liceum. Z kolei jego siostra Jola, będąc nastolatką, często nie wracała do domu po nocnych imprezach. No ale dobrze, iż dziewczyna świetnie się bawi i cieszy się popularnością. Twierdzili, że przecież nie może ciągle siedzieć sama w swoim pokoju. W końcu nikt nie chciałby wychować z niej zakonnicy, prawda?
Beznadziejnie to wyglądało, bo chociaż okropnie się sprzeciwiałem, koniec końców i tak było po ich myśli. Dzieciaki robiły swoje, a my się tylko kłóciliśmy i walczyliśmy ze sobą zaciekle. Czasami sobie myślę, że gdyby nie nasze pociechy, to ja i Tereska bylibyśmy zupełnie innym małżeństwem, bez żadnych nieporozumień czy zgrzytów. Serio, ona jest taka spokojna. Nie przypominam sobie, żebyśmy kiedyś posprzeczali się o coś innego niż sprawy związane z dziećmi.
Odczuwałem z ich strony lekceważenie
Zastanawiam się, czy rodzina nie jest z natury czymś szkodliwym, już od samego początku, w swoich korzeniach. Nie powiem, że nie darzę miłością swoich pociech, wręcz przeciwnie, bez wahania poświęciłbym dla nich siebie, zdrowie i każdy grosz, zrobiłbym absolutnie wszystko, ale na litość boską, tylko w sytuacji prawdziwej konieczności, gdyby wydarzyło się coś naprawdę okropnego, przerażającego.
W normalnym, typowym dniu szarego życia doprowadzają mnie do białej gorączki. Swoim samolubstwem, gnuśnością, nieprzemyślanymi działaniami, pogardą wobec uczciwego trudu i wobec naszych osób. Dokładnie tak, w stosunku do nas, gdyż pojmuję, iż patrzą z góry na moją osobę, naiwniaka tyrającego na dwóch posadach, przepracowanego, zestresowanego, wyeksploatowanego człowieka, któremu brakuje luzu i non stop się wszystkiego czepia. Ale wobec matki?
No dobra, prawda jest taka, że patrzą na nią z góry, mimo że niewątpliwie bardzo ją kochają, zapewne bardziej niż mnie. Po prostu sądzą, i nie raz dają temu wyraz w rozmowach, że brakuje jej rozumu, skoro tyle czasu ze mną wytrzymała, zadowalając się rolą kury domowej.
– Mamo, jesteś mądrą kobietą, a mimo to ciągle harujesz jako pomoc domowa – zdarza się powiedzieć młodszemu z synowi od czasu do czasu przy kolacji z lampką czerwonego wina, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
– Powiedz mi, mamo, pamiętasz, kiedy sięgnęłaś po jakąś lekturę? – Jola studiuje polonistykę.
– Dopiero co doczytałam do końca…
– Daj spokój z tymi banalnymi powieściami kryminalnymi. Pytam o ambitne, wartościowe książki. Miałaś kiedyś w rękach coś Dostojewskiego albo Gombrowicza? Tak jak wszyscy kulturalni ludzie?
No ale co ją to w ogóle interesuje, taką smarkulę bez pojęcia? Niech lepiej gada o książkach z kolegami i nie zawraca głowy matce. Wielka mi ekspertka się znalazła.
– Ja to jak w przyszłości wezmę ślub, to tylko z jakąś feministką. Ja sam jestem zwolennikiem feminizmu i myślę, że facet i babka powinni dzielić wszystkie obowiązki. Równo, a nie jak u nas w chacie, że matka się zaharowuje, a stary na fotelu zalega – odezwał się znów ten młodszy.
Ciśnienie podskoczyło mi jak nigdy dotąd
Normalnie nie wiem, co powiedzieć! Owszem, zasiadam na kilku fotelach jednocześnie i nie powiem, żeby mi w nich było jakoś wyjątkowo przyjemnie. Kto wie, może faktycznie wolałbym posprzątać dom, a żona w tym czasie przejęłaby jeden z tych etatów i przynajmniej zarobiła na nas trochę grosza. Jak oni w ogóle mogą wygadywać takie głupoty, kiedy tu mieszkają, jedzą, gapią się w te swoje smartfony. Czy choć jedno z nich kiedyś ruszy cztery litery i pomoże matce? Czy ona serio jest moją ofiarą? Bo mam wrażenie, że jednak bardziej ich.
Kiedy znów zacząłem rozmyślać o tych wszystkich sprawach, ciśnienie mi podskoczyło. Jednak szybko się zreflektowałem – przecież to ma być luźne, sobotnie popołudnie. Do poniedziałku jeszcze daleko, więc po co się nakręcać? Weź się w garść, facet, nie daj się zwariować. Prędzej czy później dzieciaki się wyprowadzą, a ja przejdę na emeryturę i nareszcie zaczniemy z Tereską wieść beztroskie, szczęśliwe życie, tylko we dwoje. Będziemy jeździć po świecie, stołować się w fajnych knajpkach, tańczyć do upadłego i bawić się jak nigdy dotąd. A kto wie, może nawet zabierzemy się za wspólne czytanie Dostojewskiego? Czemu nie, zwłaszcza w te długie, zimowe wieczory przy kominku? W końcu nie jesteśmy głupi, po prostu ciągle brakuje nam czasu na takie rzeczy.
Dzisiaj też chętnie poczytałbym książkę w wygodnym fotelu, ale spodziewamy się gości pod wieczór. Podczas gdy żona krząta się, przygotowując potrawy, ja wziąłem na siebie porządki w ogrodzie. To nie jest dla mnie żadna mordęga, wręcz przeciwnie – uwielbiam grzebać w ziemi. Sprawia mi to niesamowitą frajdę, nawet zwykłe grabienie sprawia mi radość. Energicznie zamiatając liście, rozkoszowałem się pięknem ciepłego, jesiennego dnia i łagodnym światłem słońca, które ozdabiało ostatnie kwitnące kwiaty – astry i lwią paszczę. Tylko ten ogrodnik wymyślił taką głupią nazwę! W międzyczasie skoczyłem po piwko, a potem po drugie.
Planowaliśmy miłe spotkanie
Jednak niespodziewanie dołączyli do nas sąsiedzi, dwa małżeństwa, których dobrze nie znaliśmy. Pomimo że mieszkamy niedaleko od siebie, to wcześniej nie mieliśmy okazji gościć się nawzajem. Rozmowa przebiegała sprawnie, panowała miła i radosna atmosfera. W trakcie rozmowy jedna z kobiet, Renata, zaproponowała nam, abyśmy przyszli do nich na imprezę za dwa tygodnie.
– Spotkanie będzie z okazji naszej rocznicy ślubu. Przyjdzie parę znajomych.
– A którą rocznicę świętujecie, jeśli można spytać?
– Piętnastą.
– A wiesz, że my niedługo będziemy obchodzić już trzydziestą? Wyobraź sobie, jesteśmy małżeństwem dwa razy dłużej od was – powiedziała Teresa, uśmiechając się z dziwnym smutkiem.
– I jak się pani czuje po tych trzydziestu latach wspólnego życia? To kawał czasu...
– Ja? – moja żona przez moment się zawahała, spochmurniała jeszcze bardziej, po czym wyrzuciła z siebie z widoczną desperacją: – Fatalnie. Po prostu tragicznie.
Wpatrywała się intensywnie w swój talerz, na którym w nieładzie leżały kawałki mięsa, ziemniaków i sałatek. Dania były wymieszane ze sobą i w większości nienaruszone. Dłubała w tym jedzeniu widelcem, pogrążona w myślach. Goście popatrzyli po sobie zmieszani. Najwyraźniej to ja musiałem coś z tym zrobić.
– Co ty sugerujesz – usiłowałem zareagować śmiechem, ale wyszło to okropnie nienaturalnie i bez sensu – że nasz związek był taki fatalny? Porażka i rozpacz? To podsumowanie naszego pożycia? Naprawdę tak sądzisz?
– Nie, po prostu tak to w tej chwili odbieram. Może przez zmęczenie, może dopadła mnie chandra jak co roku jesienią, a może dlatego, że czuję się już mocno leciwa, skoro minęło całe trzydzieści lat. Sama nie wiem, przepraszam – nawet na mnie nie zerknęła, a ja nie wyczułem w jej tonie najmniejszych wyrzutów sumienia.
Oniemiałem z wrażenia
Zrobiła taką scenę, że dosłownie zepsuła imprezę. Nasi znajomi z sąsiedztwa nie mieli nawet okazji skubnąć deseru, bo się wyszli całkowicie skołowani i zażenowani. Gdzieś potem pewnie razem przycupnęli, żeby obgadać tę akcję. Taka afera.
– Teresa, o co ci chodzi? Dlaczego zrobiłeś taką scenę przy gościach? Za dużo wypiłaś?
– Wiem, że cię zawiodłam i jest mi przykro, ale nawet jeśli trochę popiłam, to dzięki temu zdobyłam się na szczerość.
– O czym ty mówisz?
– Mówiąc wprost, nasze małżeństwo od samego początku było porażką. Czuję, że straciłam przez ciebie najlepsze lata życia i chciałabym chociaż resztę przeżyć bez twojego towarzystwa. Najlepiej w zupełnej samotności.
– Oszalałaś? Co ty wygadujesz?
– To, że mam cię po dziurki w nosie. I że odchodzę.
– Ale czemu? Nic z tego nie rozumiem, wytłumacz mi, proszę.
– Zupełnie cię nie obchodzę. Moje pragnienia, marzenia, dążenia, tęsknoty – nic o nich nie masz pojęcia. Dlatego tego nie rozumiesz. Rzeczywiście potrzebujesz wytłumaczenia, ale to dłuższa historia, a ja nawet nie mam już siły jej zaczynać.
– Słuchaj, mów do mnie szczerze, bo przecież zawsze milczałaś i nie narzekałaś na nic. Sądziłem, że masz w życiu dobrze, że jesteś zadowolona, no może poza tymi sprzeczkami o nasze pociechy...
– Od bardzo długiego czasu nie czuję się spełniona.
– Daj spokój! Na pewno nakłamali ci i namieszali w głowie, jak to oni potrafią, wszyscy w zmowie, ciągle knują przeciwko mnie.
– Nie żartuj, Romek. Bardzo mi przykro, że to tak wyszło, tak nagle, w takim momencie i towarzystwie. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale przy nieznajomych jest mi prościej. Człowiek czuje się wtedy jakoś pewniej. Nosiłam to w sobie bardzo długo. Stanowczo za długo i już po prostu nie mam siły.
Wzięła się za sprzątanie po obiedzie. Chwytała kolejne naczynia – kubki, widelce, łyżki i noże. Wszystko opłukiwała pod kranem i umieszczała w zmywarce. Zupełnie jak zawsze, jakby te słowa wcale nie padły z jej ust, jakby nic wielkiego się nie wydarzyło. Ale ten grymas na jej twarzy, ta rozpacz w oczach... Nie byłem w stanie tego zdzierżyć.
– Eluniu, a może to faktycznie jesienne przygnębienie? Najlepiej pójść do jakiegoś sprawdzonego doktora...
– Nie, ja po prostu muszę zacząć żyć po swojemu. Zabraliście mi to, wykradliście wspólnymi siłami. Teraz chcę to odzyskać, mieć życie wyłącznie dla siebie.
Przestałem kontynuować z nią rozmowę. Kompletne bzdury, jakieś durne fantazje. Najpewniej wpadła na kogoś, zadurzyła się. Dlaczego wcześniej nic nie dostrzegłem? Ale zaraz, to przecież absurd, zupełnie do niej niepodobne. Chyba dopadł ją słynny kryzys wieku średniego. Przeniosłem się na noc do sypialni dla gości, licząc na to, że o poranku wszystko pójdzie w niepamięć. Usiądziemy do stołu na śniadanie i jak co tydzień pokłócimy się z naszymi dziećmi. Wszystko będzie po staremu.
Po kilku tygodniach nasze drogi się rozeszły. To ja opuściłem nasz dom, nie mogłem znieść tej sytuacji. Jeśli nic nie ulegnie zmianie, czeka nas zapewne sprzedaż domu, dzielenie zgromadzonego dobytku, życie osobno, a kto wie – może nawet oficjalne zakończenie małżeństwa i rozbicie naszej rodziny. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, że Teresa zmieni zdanie.
Wciąż nie pojmuję jej zachowania i nie czuję się niczemu winny. Uważam, że postradała zmysły, ale jestem w stanie puścić to w niepamięć. Byleby tylko wycofała się ze swojego postanowienia. Byleby nasza rodzina mogła znowu być w komplecie. Niczego więcej nie chcę, nic innego nie jest mi potrzebne do szczęścia. Bardzo ją kocham, zarówno ją, jak i nasze dzieci. Bez nich moje życie straciłoby sens.
Roman, 60 lat
Czytaj także:
„Wstydziłem się za ojca i przyrzekłem sobie być inny. Ale po latach wciąż powtarzałem jego błędy na własnych dzieciach”
„Mąż po 20 latach zaprosił mnie na randkę. Czułam się jak w cyrku, ale przypomniałam sobie, dlaczego go kocham”
„Mąż zabronił mi się wtrącać w życie córki. Nie mogę patrzeć, jak robi z siebie nudną kurę domową”