„Po 30 latach małżeństwa zdradziłem żonę z 20-letnią kochanką. Ta przygoda prawie doprowadziła mnie do grobu”

Prawie dostałem zawału od niebieskich pigułek fot. Adobe Stock, alfa27
„– Chyba mi tu nie wykitujesz?! – Nie zostawiaj mnie… – chlipnąłem. – Zwariowałeś? Za miesiąc mam ślub. Nie zepsujesz mi tego - wrzasnęła. Nagle pożałowałem tej zdrady. Tereska nigdy by mnie nie zostawiła”.
/ 25.05.2022 10:31
Prawie dostałem zawału od niebieskich pigułek fot. Adobe Stock, alfa27

Rany, ale beznadziejny nick! Gdyby w głowie nie szumiały mi cztery lampki koniaku, w życiu nie wymyśliłbym sobie takiego pseudonimu. Nawet w anonimowym Internecie. A tak występuję na czacie jako Merc-wypas...

„Maczo w sile wieku szuka przygody. Która chętna?” – napisałem w oknie dialogowym. „Gdyby mnie teraz widziała moja Tereska...” – pomyślałem z lekkim poczuciem winy. I to nie tylko dlatego, że właśnie przymierzałem się do małżeńskiej zdrady. Moją subtelną żonę doprowadziłby do palpitacji serca już sam tekst, który przed chwilą wystukałem. Ale cóż.

W czatowaniu nie chodzi o piękne słówka

Zdążyłem się tego nauczyć. Kilka miesięcy temu, kiedy Tesia leżała w wannie z maseczką na twarzy, wszedłem na czat erotyczny. Tak z ciekawości… Przedstawiłem się wtedy jako „romantyk”. A w oknie dialogowym wpisałem, że szukam kobiety, która da się zaprosić na „kolację przy świecach”. Ale mnie wtedy te babki z sieci wyśmiały.

„Zobaczymy, jakie teraz dostanę odpowiedzi” – pomyślałem.

Właściwie dobrze mi było z Teresą przez ostatnie 30 lat. A jednak choć dorobiliśmy się niewielkiego, szeregowego domku i dwóch niezłych aut i odchowaliśmy trójkę fajnych dzieciaków, czegoś mi w życiu brakowało. Adrenaliny. Pieprzyku. Drobnego grzeszku. Nie powiem, kochałem Teśkę i ani mi w głowie było od niej odchodzić. Nigdy jej zresztą nie zdradziłem. Tylko ta nasza monotonia, przewidywalność, nuda... Potrzebowałem się po prostu rozerwać.

– Nie ma mowy Heniu, żebym się z tego wyjazdu wymigała – niemal z płaczem oświadczyła mi dwa tygodnie temu żona. – To będą negocjacje z ważnym klientem. Prezes chce mieć swojego radcę prawnego przy sobie, więc muszę jechać.

Na czwartek, piątek i sobotę zostałem więc słomianym wdowcem. Kumple od kieliszka albo dawno się ustatkowali, albo nie mogą pić z powodu choroby nerek, żołądka lub wątroby. Na dyskotekę byłem za stary, kochanki się nie dorobiłem, a przed telewizorem to mogę sobie siedzieć w każdy inny dzień. I jak tu wykorzystać ten nagły brak nadzoru? Po kilku koniaczkach zdecydowałem, że trochę sobie poświntuszę w Internecie.

– Naprawdę masz Merca czy tylko się tak lansujesz? – zadała pytanie „chętna dwudziestka”, a ja poczułem, że serce zaczyna mi bić mocniej.

Chętna. Dwudziestka.

– Hm. A co, chciałabyś się przejechać? – napisałem błyskotliwą ripostę.

– Może – odpowiedziała błyskawicznie. – A masz czas jutro wieczorem?

Aż mi się gorąco zrobiło. Ta laska chyba naprawdę chciała się ze mną spotkać w realu. Powinienem był się w tym momencie wycofać, wyłączyć komputer i położyć się spać.

Przecież nie planowałem zajść tak daleko

Jednak ja…

– Jasne – odpisałem bez wahania.

No to byłem umówiony na randkę. Teraz trzeba załatwić tylko jedną, drobną, lecz niezwykle ważną sprawę.

– Henryk? No nie wierzę. Kopę lat! – zakrzyknął do słuchawki Bernard, mój stary druh jeszcze z czasów liceum, a obecnie ceniony seksuolog.

Przywitałem się z nim, a potem w słuchawce zapadła głucha cisza. Czułem się niezręcznie i nie wiedziałem, jak zacząć.

– Wiesz… Mam taką sprawę – wydusiłem w końcu, ale nie dał mi dokończyć.

– Pewnie chcesz jakąś receptę – westchnął. – Spoko, stary, ostatnio wszyscy dawni koledzy walą do mnie drzwiami i oknami.

Piątkowe popołudnie minęło mi na nerwowych przygotowaniach. Czułem się trochę zmęczony po nocy spędzonej na chacie, ale poza tym aż drżałem z emocji. To wszystko było całkowicie szalone... Ustaliliśmy z dziewczyną, że najpierw spotkamy się w miejscu publicznym, a potem… No, krótko mówiąc, zarezerwowałem dla nas hotelowy pokój.

Do Benka zadzwoniłem z samego rana, bo kiedy już obudziłem się trzeźwy, naprawdę nieźle się przestraszyłem. A co, jeśli się nie sprawdzę?

A ostatnio nie zawsze nam z Tereską wychodziło…

Coraz częściej zdarzało się, że zanim na dobre zacząłem, już zawodziłem. Nie przywiązywaliśmy do tego z żoną wagi, jednak gdyby taki numer zdarzył mi się przy obcej kobiecie…

Teraz miałem już w kieszeni opakowanie stosownego leku i czułem się pewniej. Plan był prosty. Spotykam się z nią w umówionej wcześniej restauracji. Trochę porozmawiamy, poszpanuję i… do hotelu. Na samą myśl o tym, że jeszcze dziś, po raz pierwszy od tylu lat, zobaczę nago inną kobietę niż Tereska, poczułem miłe mrowienie. Poklepałem się po kieszeni, skrywającej magiczne tabletki.

Jesteś starszy, niż myślałam. I grubszy – nieco rozczarowanym głosem oznajmiła, gdy przyszła. – Masz chociaż tego merca?

– Auto stoi przed wejściem – oświadczyłem. – A co do tuszy… Nie obraź się, ale ty z kolei mogłabyś mieć więcej ciała.

W pierwszej chwili spojrzała na mnie z urazą, lecz po sekundzie oboje parsknęliśmy śmiechem. Ładnie się śmiała. Na oko rzeczywiście nie miała więcej niż 20 lat. Była raczej zgrabna, choć rzeczywiście trochę za chuda.

– No dobrze. Do którego hotelu mnie zabierzesz, skarbie? – spytała zalotnie.

– Myślałem, że najpierw zjemy kolację… – odpowiedziałem zaskoczony.

– Już jadłam. Idziemy? – wstała.

TO naprawdę się działo

– Poczekaj. Muszę do toalety – krzyknąłem i chwilę później łykałem tabletki, które przepisał mi kolega.

Jedną, a jak nie zadziała? No to drugą i trzecia. A co tam. I czwartą. Kiedy zamknąłem za nami drzwi hotelowego pokoju, moja wybranka z dość apatycznej szarej myszki przeistoczyła się w demona. Rzuciła się na mnie, prawie przewracając, i od razu osunęła się w okolice klamry od spodni.

Spłoszyłem się, bo nie byłem pewien, czy jestem w stanie tak od razu, niczym dwudziestolatek… Wiecie. Ale nie. Lek zadziałał. Czułem tylko na twarzy dziwne gorąco, ale zignorowałem to. Po chwili stanęła przede mną zupełnie naga. I właśnie wtedy poczułem, że nie mogę zaczerpnąć oddechu. Serce łomotało mi w piersi, przed oczami wirowały hotelowe ściany, a kończyny stały się słabe i wiotkie.

– Pomocy… – zakwiliłem.

– Chyba mi tu nie wykitujesz? – syknęła, zrywając się z łóżka i w pośpiechu zbierając swoje rzeczy.

– Nie zostawiaj mnie… – chlipnąłem.

– Zwariowałeś? Za miesiąc mam ślub. Nie zepsujesz mi tego. Pa.

I już jej nie było. A ja czułem, że tracę przytomność. Resztką sił doczołgałem się do komórki i wykręciłem numer Benka. 

Trafiłem do szpitala

Lekarze, nie kryjąc złośliwych uśmieszków, powiedzieli mi, że miałem szczęście. Przedawkowany lek mógł doprowadzić nawet do zawału. Na szczęście u mnie skończyło się na zapaści.

– Jak się czujesz, skarbie? – dopytywała moja kochana żoneczka, która przyjechała natychmiast po telefonie od Benka. Jak mogłem chcieć ją zdradzić?

– Powiem ci teraz coś, po czym między nami już nigdy nie będzie jak dawniej – zacząłem. – Wczoraj wieczorem zrobiłem rzecz straszną…

– Wiem – przerwała mi Tesia z uśmiechem. – Bernard wszystko mi wyjaśnił. To była straszna głupota, ale chyba nie myślisz, że cię porzucę tylko dlatego, że dałeś mu się wyciągnąć na siłownię?

Zaniemówiłem. Tymczasem Teresa mocno się do mnie przytuliła. Po chwili wahania odpowiedziałem jej tym samym. Nic już więcej nie powiedziałem. Jedna chwila słabości nie powinna przekreślać 30 lat udanego pożycia… A poza tym już nigdy więcej Tereski nie zdradzę. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA