„Po 30 latach dowiedziałam się, że mam chorego brata. Rodzice odeszli i zostawili mi w spadku opiekę nad nim”

Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Kris Ubach and Quim Roser
„Moje życie się zmieni. Najgorsze, że nie miałam żadnego wpływu na to, co się dzieje. Ba, nie miałam szansy nawet się do tego przygotować! Rodzice wpuścili mnie w maliny i teraz cały świat oczekuje, że będę Matką Teresą”.
/ 14.09.2023 20:15
Zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Kris Ubach and Quim Roser

Jest starszy ode mnie, głęboko upośledzony umysłowo, od zawsze przebywa w domu opieki... Nie wiedziałam, że mam brata. To był dla mnie szok! Dopóki mama żyła, nie pozwoliła, żeby mi ktoś o nim powiedział. Ojciec zdobył się na wyjawienie prawdy tuż przed śmiercią.

– Musisz nam wybaczyć – prosił. – Nie zostawiaj go na łasce losu…

Ma na imię Dawid. Mama miała siedemnaście lat, kiedy zaszła w ciążę i podobno robiła, co mogła, aby poronić. Nic nie pomogło, więc z wielkim brzuchem poszła do ołtarza. Mój ojciec był od niej starszy o półtora roku…

Dlaczego przez całe życie trzymali to w tajemnicy?

Kiedy chłopczyk się urodził, od razu było wiadomo, że jest chory. Mama wpadła w paranoję. Nie uwierzyła doktorom, że kalectwo dziecka ma podłoże genetyczne; siebie obciążyła odpowiedzialnością i tych wyrzutów sumienia nie pozbyła się do końca życia!

Kochała Dawida obłąkaną, histeryczną miłością. Nie mogłam pojąć, gdzie i dlaczego znika na całe dnie, a ona jeździła do zakładu, żeby przy nim pobyć.

Jedna z moich ciotek twierdzi, że mama chciała zabrać Dawida do domu, ale mój ojciec się nie zgodził.

– Już wtedy byłaś na świecie – mówi ciotka. – I twoi rodzice jakby się podzielili. Matka wariowała z troski o syna, a tata dostał paranoi na twoim punkcie!

Podobno ojciec jeździł do Dawida tylko raz w roku, na święta Bożego Narodzenia. Nigdy o nim nie rozmawiał!

Na ciągłe wyjazdy mamy się godził, bo mu zagroziła, że wszystko mi opowie, jeśli będzie się sprzeciwiał. Godził się też, gdy sponsorowała zakonny dom opieki, jak tylko mogła, w nadziei, że zapewnia Dawidowi lepszą opiekę.

Dla mnie mama była dziwna… Niby czuła i kochająca, ale daleka! Nigdy na mnie nie nakrzyczała, kupowała, co chciałam, troszczyła się o mnie, ale ja nie miałam śmiałości, żeby wdrapać się jej na kolana, albo znienacka ją pocałować czy uściskać. Ciągle mi się wydawało, że mnie słucha jednym uchem, drugie ma nastawione na inną stronę świata.

– Mama jest nerwowa, nie trzeba jej męczyć – tłumaczył ojciec. – Bardzo cię kocha, ale potrzebuje dużo spokoju.

Za to z tatą było wspaniale! Miałam w nim kumpla i przyjaciela, opiekuna i wzór do naśladowania.
Po nagłej śmierci mamy, nikogo sobie nie znalazł, chociaż go swatali i zachwalali coraz to inne kobitki.
Mama zmarła nagle, w pociągu, w drodze powrotnej od Dawida. Bardzo płakałam, ale ojciec wypełnił pustkę po niej. Byłam wtedy na rok przed maturą.

Zdążyłam skończyć studia i wyjść za mąż. Byłam bardzo szczęśliwa, wszystko mi się układało. Planowaliśmy dziecko i kupno mieszkania. Wtedy u mojego ojca wykryli nowotwór złośliwy…

Musiał o tym wiedzieć wcześniej, ale się nie leczył! Doktor twierdził, że musiał mieć charakterystyczne objawy choroby, tylko je świadomie zlekceważył, nie robił żadnych badań i nie brał lekarstw. Dopiero kiedy zrobił się z niego chodzący szkielet, poszedł do przychodni.

Ja, zajęta sobą, nie widziałam, co się dzieje… Na swoje usprawiedliwienie mam to, że wszystko się potoczyło błyskawicznie. Kiedy zaczęłam go wozić po szpitalach, było już za późno!

Byłam wściekła, że spada na mnie taki obowiązek

Chciał być w domu. Żadne hospicjum nie wchodziło w grę. Wzięłam bezpłatny urlop i siedziałam przy nim dnie i noce. Wtedy opowiedział o Dawidzie…

Przeżyłam wstrząs psychiczny. Nie rozumiałam, dlaczego mi to robi? Oprócz zaskoczenia czułam złość, że mnie obarcza tą tajemnicą. Po co?

Skoro całe swoje życie niósł ją sam, a mama również milczała, to jakim prawem zrzuca mi na grzbiet taki ciężar?

„To szczyt egoizmu – myślałam. – Chce mieć czyste sumienie, że będzie ktoś, kto zadba o jego drugie dziecko. O mnie wcale nie myśli. Nosił na plecach wielki głaz, a teraz beztrosko zwala go na mnie. Nie ma do tego prawa…”

Gdyby tata był zdrowy, zrobiłabym drakę, ale jak się wściekać na umierającego, kochanego człowieka?

– Znalazł sobie moment – podsumował mój mąż. – Wie przecież, że masz związane ręce. To nie jest w porządku!

Miał rację. On też miał prawo wiedzieć, kiedy się żeniliśmy, że w mojej rodzinie jest ciężka choroba genetyczna i że być może trzeba się będzie opiekować kimś, kto jest w sumie całkiem obcy i nieznajomy. A to jeszcze nie wszystko…

Po śmierci ojca dowiedziałam się, że mieszkanie rodziców, ich działka i samochód mają być sprzedane, a pieniądze podzielone na dwie równe części: jedna dla mnie, a druga dla zgromadzenia zakonnego prowadzącego dom opieki, w którym przebywa Dawid.

Mam pretensję do ciotek i wujków, że mi nic nie powiedzieli.

– To, że rodzice byli pokręceni, nic nie znaczy! – mówię. – Trzeba było ich nie słuchać! Wszyscy się bali nie wiadomo czego, a teraz ja jestem pokrzywdzona.

– Przecież nic nie musisz! – Tłumaczą. – Nikt ci nie każe tam jeździć i czegokolwiek robić. Zakonnice są opłacone, Dawidowi nigdy nie działa się krzywda, a jemu jest wszystko jedno, czy cię pozna, czy nie! On nie ma świadomości!

– Ale to jednak jest mój rodzony brat! Mam udawać, że go nie ma, skoro jest?

Na razie odwlekam moment, kiedy pojadę do Dawida. Już zawiadomiłam zakonnice, że Dawid ma siostrę i że opieka nad nim przechodzi ze zmarłych rodziców na mnie. Obiecałam, że niedługo się zobaczymy… Mój mąż się boczy za tę decyzję. Trudno, to także sprawdzian dla niego. Mam brata. Jest upośledzony. Jeszcze go nie kocham…

Czytaj także:
„Gdy urodziłam chorego syna, mąż odszedł do innej. Powiedział, że znalazł taką, która da mu zdrowe dziecko”
„Brat nawet mnie nie poinformował, że sprzedał nasz dom. Krętacz myślał, że na mnie zarobi, ale jeszcze pożałuje”
„Tajemnica dziadka i babci mogła zniszczyć całą naszą rodzinę. Postanowiłam milczeć, by nie rozdrapywać ran”

Redakcja poleca

REKLAMA