„Po 25 latach małżeństwa mąż znalazł sobie młodszą i odszedł. Za chwilę zrobił jej dziecko, a ja poczułam się staro"

smutna kobieta fot. Getty Images, Mohamad Itani
„Nie mogłam zrozumieć, co do mnie mówił. Oczekuje ode mnie decyzji, czy to ja mam złożyć wniosek o rozwód. Rozwód, który do tej pory, jeszcze przed kilkunastoma minutami, wydawał mi się czymś kompletnie abstrakcyjnym!”.
/ 12.12.2023 20:30
smutna kobieta fot. Getty Images, Mohamad Itani

Byłam przekonana, że nie doświadczę już niczego pozytywnego w moim życiu. Miałam na swoim koncie czterdzieści pięć wiosen, dwoje dorosłych potomków, a mój do niedawna ukochany partner właśnie korzystał z urlopu na Rodos w towarzystwie swojej młodej partnerki. 

Jak mógł mi to zrobić?

Kiedy nasze dzieci już dorosły, miałam nadzieję, że wreszcie ja i mój mąż będziemy mieli znowu czas dla siebieI właśnie w tym momencie stało się coś najgorszego. Akurat teraz, kiedy w końcu mogliśmy zaczerpnąć oddech i skupić się na sobie, zamiast na egzaminach, testach, szkolnych zebraniach i buntach młodzieży, mój partner powrócił do domu i przy filiżance kawy, którą mu przygotowałam, oznajmił:

– Musimy porozmawiać, Aniu.

To zabrzmiało nadzwyczaj oficjalnie. Poprzednim razem tak do mnie przemawiał, kiedy przyłapał naszego syna na gorącym uczynku z dziewczyną w przejściu między blokami. Jednak wtedy prowadziliśmy poważną rozmowę jako trio. Tym razem naszych dzieci nie było w domu, więc najwidoczniej sprawa nie dotyczyła ich.

– Porozmawiajmy – uśmiechnęłam się, nie odczuwając żadnego strachu.

Zawsze byłam przekonana, że nawet największe kłopoty można pokonać, jeżeli zasiądzie się do rozmowy i spokojnie omówi sytuację z kimś, kto jest nam bliski.

– Prawdopodobnie sama zauważasz, że nasze relacje nie są w najlepszym stanie...

– O czym ty mówisz? – wyraziłam swoje zdziwienie.

Nie dostrzegłam, aby cokolwiek szwankowało. Wszystko zdawało się być takie, jak zawsze. Marcin chodził do pracy, wracał dość późno, ale zawsze tak robił. Ja również spędzałam dużo czasu poza domem. Moja posada przedstawicielki handlowej w jednym z dużych koncernów farmaceutycznych wiązała się z regularnymi podróżami. Oboje zarabialiśmy na tyle, że mogliśmy żyć bez zmartwień. Nie doświadczaliśmy żadnych problemów finansowych.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi... – odparłam cicho.

– Naprawdę? – zdziwił się Marcin. – No bo... Spotkałem kogoś...

Na te słowa spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami.

– Czy ty właśnie mi oznajmiłeś, że spotkałeś kogoś?! – wyjęczałam.

Nagle moje serce zaczęło bić na alarm, czułam się osłabiona i ledwo łapałam oddech. Poczułam się jak główna postać w jakimś mizernym melodramacie. Czasem lubiłam obejrzeć coś takiego. Niejednokrotnie w tych filmach pojawiały się podobne rozmowy. Nie przewidywałam jednak, że pewnego dnia sama doświadczę czegoś, co przeżywają bohaterki filmów.

– Czy właśnie mi wyznałeś, że masz romans? – spytałam delikatnie.

Grunt usunął mi się spod nóg

Marcin bezgłośnie pokiwał głową, a następnie z opanowaniem łyknął kawę. Wyrwałam mu ten kubek z rąk i wylałam jego zawartość do zlewu. Być może to było nierozsądne, ale nie potrafiłam obserwować, jak pije kawę, którą wcześniej przygotowałam specjalnie dla niego. Nawet mleko spieniłam tym specjalnym blenderem. Ależ byłam naiwna...

Rzuciłam okiem na jego ręce. Na serdecznym palcu prawej ręki można było dostrzec ślad po obrączce. Jak długo jej nie miał na sobie? Czy zdjął ją tego dnia, czy po prostu nie zauważyłam tego wcześniej? Chyba zauważył moje zaskoczenie, bo wyciągnął obrączkę z kieszeni.

– Ona jest świadoma, że mam żonę. Małżeństwo nie układa nam się od jakiegoś czasu.

– Od jakiegoś czasu... – powtórzyłam.

Przywołałam w pamięci, że zaledwie siedem dni temu, kiedy wyszłam z toalety otulona zapachem czekolady, a następnie zamknęliśmy się w sypialni, nasze współżycie wyglądało na całkiem udane. Przynajmniej on wyraźnie pokazywał swoją satysfakcję. Bawiłam się swoją obrączką, aż w końcu ją ściągnęłam z palca. Upadła na podłogę i głośno potoczyła się pod szafę. Mój świat zniknął równie niespodziewanie jak moja obrączka. Wszystko straciło swoje znaczenie.

– Proszę, nie komplikuj mi tego... – Marcin westchnął ciężko.

– Czy ja w jakiś sposób ci to utrudniam? Przecież nie mówię nic!

– Dokładnie o to chodzi! – zawołał.

– Staram się poukładać w umyśle te dwadzieścia lat, które spędziliśmy razem... I wiesz co? Jestem zszokowana, jak niewiele o tobie wiem...

– Wyprowadzam się. Dziś – oświadczył. – Zabiorę swoje rzeczy jutro. Musimy rozważyć rozwód. Kto składa pozew, ty czy ja?

Nie mogłam zrozumieć, co do mnie mówił. Tego samego dnia rano dzwoniłam do niego, dając mu znać, że jeśli wróci wcześniej z pracy, obiad czeka na niego w lodówce, potrzebna będzie jedynie chwila na jego odgrzanie. Teraz jednak on oczekuje ode mnie decyzji, czy to ja mam złożyć wniosek o rozwód. Rozwód, który do tej pory, jeszcze przed kilkunastoma minutami, wydawał mi się czymś kompletnie abstrakcyjnym!

– No to wychodzę – oznajmił Marcin, niemal jakby udawał się po zakupy czy na spotkanie z przyjaciółmi.

– No to idź – odpowiedziałam po prostu.

Musiałam to jakoś poukładać

Paweł i Robert rozpoczęli naukę na uczelni w stolicy, a mój partner przeniósł się do innego miejsca, pozostawiając mnie samą w przestronnym, trzypokojowym lokum w E. Wspominam pierwszą noc spędzoną samotnie. Długo nie mogłam zapaść w sen. Moja świadomość była niczym kalejdoskop, w którym przemijały wspomnienia z naszego wspólnego życia.

Nasze pierwsze spotkanie, potem ceremonia zaślubin, pojawienie się na świecie Roberta, a rok później Pawła... Urlopy, eskapady, wszystkie dni pełne szczęścia. Przez dwadzieścia pięć lat znajomości zgromadziło się tego sporo...

Kołdra i poduszki spoczywały na jego części łóżka. Wstałam. Mimo że była trzecia nad ranem, zdjęłam całą pościel i wrzuciłem ją do pralki, jakbym chciała wymazać znak, który zostawił. Zamieniłam na różowy komplet. Kiedyś otrzymałam go jako prezent od koleżanek. Stwierdziły, że to pościel idealna do wymarzonego domu. Do niewielkiego, białego domu, w którym kiedyś planowałam zamieszkać z Marcinem, ale to nigdy się nie zrealizowało...

Moje życie w samotności było dla mnie wyjątkowo trudne. Marcin w ekspresowym tempie złożył papiery rozwodowe. Dochodziły do mnie słuchy, że na horyzoncie pojawi się jego kolejne potomstwo. Nie byłam pewna, czy to prawda. Ja sama coraz bardziej zaszywałam się w swoim wewnętrznym świecie. Czułam się nieatrakcyjna, starzejąca się i zaniedbana. I rzeczywiście, zapomniałam o sobie, mimo że patrząc obiektywnie, wciąż byłam pociągającą kobietą. Ale odchodząc, Marcin odebrał mi zainteresowanie swoim wyglądem.

– Mamo. Masz zaledwie czterdzieści pięć lat! – rzekł do mnie Robert.

– Zaledwie? – zastanawiałam się.

– To nie więcej niż połowa życia, biorąc pod uwagę współczesne statystyki – wyjaśnił Paweł. – Nie daj się zdominować smutkowi, zastanów się raczej, jak spędzisz pozostałą połowę.

Jednak nie miałam ochoty zastanawiać się nad tym. Wszystkie moje marzenia straciły na wartości, gdy moje małżeństwo zaczęło się rozpadać. Również te o małym, białym domku. 

Polubiłam te wycieczki

Nie podobało się to moim chłopcom. Na moje czterdzieści sześć urodziny wręczyli mi dość niekonwencjonalny podarunek.

– Rower? – zdumiałam się. – Przecież ostatni raz na jednośladzie jeździłam dwie dekady temu!

– Dokładnie. Nadszedł czas, aby to zmienić.

Przyrzekłam im, że dam mu szansę. Na początku wybierałam się na krótkie przejażdżki, z czasem coraz bardziej odważnie decydowałam się na dłuższe trasy. Moją ulubioną była ta, która prowadziła obok działek ogrodowych. Cieszyłam się, słuchając śmiechu ludzi przy grillu, szum wody podlewającej młode rośliny, uwielbiałam też obserwować kwiaty rosnące przy płocie. Stopniowo zaczęłam rozpoznawać właścicieli tych ogródków i zaczęliśmy się witać...

– Witam – usłyszałam męski ton. – Czekałem na panią!

– Na mnie? – zaskoczyło mnie to i zatrzymałam rower.

– Mam własne truskawki. Może by pani chciała? – zasugerował.

– Z przyjemnością kupię! – odpowiedziałam.

– Nie, to jest upominek. Cenię sobie ogrodnictwo, ale później nie ma komu tych owoców jeść. Kolejnym razem również coś dla pani znajdę.

– Dziękuję – odparłam z uśmiechem.

Kiedy nadszedł następny dzień, otrzymałam kilka bukietów kopru i kilka kalarepek.

– Tak w ogóle, nazywam się Alek – mężczyzna wyciągnął do mnie dłoń.

– Jestem Ania – odpowiedziałam, podając mu swoją rękę.

– Dobrze, że masz plecak, inaczej by ci się nic nie zmieściło. Muszę ci przymocować koszyk...

Zaskoczona, spojrzałam na niego. Wyglądał na zakłopotanego.

– Mam taki zabytkowy koszyk... – uzupełnił.

Siedem dni później, dostrzegłszy mnie, zaczął machać w moim kierunku.

– Aniu! Mam tyle kwiatów! Może masz ochotę zerwać sobie trochę?

Złapał mnie za dłoń, mimo że jestem kobietą przed pięćdziesiątką, i zaprowadził w kierunku swojego ogrodu.

– Tutaj mieszkam – oznajmił, pokazując na niewielki biały dom.

– Ten malutki biały domek... – powtórzyłam cicho.

Zbierałam kwiaty... Alek zaprosił mnie również na grilla, a nasze śmiechy mieszały się z tymi, które jeszcze niedawno tylko słyszałam z daleka. Sezon ogrodowy dobiegł końca, jednak my... Nadal się widywaliśmy. I tak oto przemknął nam rok.

Czytaj także:
„Teściowa dała mi krzyżyk, wodę święconą i kazała przyjąć księdza po kolędzie. Nie mam zamiaru marnować na to pieniędzy”
„Ta baba zabrała mojej matce męża, a mnie ojca. Przysięgłam sobie, że odpowie mi, za wszystkie przepłakane noce”
„Myślałam, że mąż znów nie pamiętał o moich urodzinach i teraz próbuje to ukryć. Tymczasem on przeszedł samego siebie”

 

Redakcja poleca

REKLAMA