„Po 20 latach życia mąż okazał się oszustem. Wmówił mi, że nas okradli i wyczyścili konta, a prawda była zupełnie inna”

Płacząca kobieta fot. Getty Images, Jacob Wackerhausen
„No tak, wiadomo, co się robi w takich sytuacjach. Sprawdzałam jego ubrania i włosy – czy nie poczuję przypadkiem jakichś damskich perfum. Było czuć tylko fajki. A przecież Leszek nigdy nie palił i trzymał się z daleka od palaczy…”.
/ 20.04.2024 08:30
Płacząca kobieta fot. Getty Images, Jacob Wackerhausen

W sumie chyba większość zamężnych kobiet, jakby je tak zapytać znienacka, odpowiedziałoby od razu, że swojego męża to znają jak własną kieszeń. Wiedzą, co w nim dobre, a co trochę mniej, czego można od niego oczekiwać, a co to już lepiej sobie darować… Kiedyś nie byłam w tym wyjątkiem.

Leszek i ja mieliśmy zupełnie inne zawodowe pasje. Moją wielką miłością była praca z maluchami w przedszkolu, on za to nie mógł żyć bez prowadzenia własnego interesu. Zaczynał od sprzedaży kebabów, potem zajmował się przeprowadzkami, aż w końcu otworzył firmę transportową. Codziennie zrywał się bladym świtem i wracał dopiero wieczorową porą. Łatwo się domyślić, że nie narzekaliśmy na brak pieniędzy. Co więcej, opływaliśmy w dostatek. Mieliśmy piękny dom z przydomowym ogrodem, dwa auta i kilka wartościowych staroci. Wiedliśmy komfortowe i spokojne życie...

Do czasu, gdy wydarzył się ten incydent

Tego dnia w przedszkolu, w którym pracuję, odbywało się świąteczne przyjęcie. Maluchy kolędowały, a święty mikołaj obdarowywał je prezentami. Impreza miała miejsce po godzinach pracy, dlatego niezwykle rzadko zdarzało mi się o tej porze wracać do domu. Kiedy podjechałam pod posesję, od razu ogarnął mnie dziwny niepokój. Brama wjazdowa była szeroko otwarta, a to nigdy się nie zdarzało. Nasz syn był akurat na obozie. Poza tym i tak nie miał pilota, którym mógłby ją otworzyć…

„Niemożliwe! Czyżby Leszek był już w domu przede mną?” – przeleciało mi przez głowę. Zostawiłam auto na podjeździe i dostrzegłam na stopniach stłuczoną ramkę ze zdjęciem. To był tylko tani pejzaż przedstawiający panoramę Lublina – miasta, w którym się wychowałam, a jednak poczułam, jak serce zaczyna mi walić. Weszłam do środka i stanęłam jak wryta. Wtem usłyszałam warkot silnika samochodu mojego męża parkującego przed domem. Wybiegłam na zewnątrz z krzykiem...

Kiedy weszłam do naszego domu, miałam wrażenie, że przeszło przez nie tornado. Wszędzie panował totalny bałagan – ciuchy i różne bibeloty walały się po całej podłodze, a szuflady od mebli zostały wyciągnięte i zwisały nad dywanem. Od razu rzucił mi się w oczy pusty hak nad kominkiem, na którym do tej pory wisiał obraz. Zniknął też drogi zestaw audio, na jaki mój mąż wydał majątek. Ale największy ból poczułam, gdy zobaczyłam potłuczoną wazę z Włocławka leżącą w drobnych kawałkach na środku salonu…

Leszek wpadł na ten pomysł

Zdaniem Leszka zaraz po szufladzie z bielizną, sejf w domu to ostatnie miejsce, gdzie powinno się trzymać cenne przedmioty.

Profesjonalny włamywacz bez problemu namierzy sejf. Sforsuje go albo zwyczajnie wyrwie ze ściany łomem i zabierze ze sobą – mawiał. – Dla każdego złodzieja domowe sejfy to jak podarunki na tacy.

Leszek wyszperał na pchlim targu ogromny wazon za pół stówki i przerobił go tak, że w środku powstała zupełnie niewidoczna skrytka. Genialny patent. Postawił go w rogu pokoju, wypchał suchymi kwiatami i myśleliśmy, że mamy nie lada sejf.

– O Boże… Pusto… Dolce, franki, złoto… To pikuś. W środku były kontrakty i hasła do kont. Jak zdążyli zrobić przelew online, to po nas… – Leszek był totalnie załamany. Chyba nigdy wcześniej nie miał pojęcia, co począć.

Przygryzłam wargi. Nie było czasu na siedzenie i lamentowanie, trzeba było coś robić. Poprosiłam Leszka, aby od razu zadzwonił do banku i zablokował rachunki, a ja w tym czasie zgłosiłam sprawę na policję.

– Tego nie pojmuję. O tej skrytce w wazonie nikt nie miał pojęcia. Nawet Maciek nie mógł się wygadać kumplom, bo sam o niczym nie wiedział. Ten wazon jest nic nie warty! Dlaczego w ogóle go ruszali? – zastanawiałam się głośno.

– Rozumiem Pani zdziwienie, faktycznie to dość osobliwe, ale podczas włamań czasem dochodzi do takich absurdalnych wybryków chuligańskich – stwierdził funkcjonariusz, który przybył wraz z ekipą, aby zabezpieczyć wszelkie dowody. – Pewnie chcieli jakoś wyładować emocje. Tym razem mieli wyjątkowego farta… Niezły bonus. A jak tam sytuacja z bankiem, sprawdzaliście już?

Zweryfikowaliśmy to. Ledwie cztery godziny temu ktoś całkowicie wyczyścił nasz budżet, a forsę przetransferowano na rachunek w jakimś egzotycznym zakątku świata, hen poza możliwościami naszych organów ścigania i międzynarodówki. Jakby tego było mało, w chacie nie znaleźliśmy nawet śladu obecności kogoś obcego – żadnych odcisków palucha czy buta, oprócz naszych własnych. Nawet sąsiedzi nie zauważyli w okolicy podejrzanych typków.

Staliśmy się celem profesjonalistów

Staraliśmy się powrócić do zwyczajnej codzienności, ale wkrótce zdaliśmy sobie sprawę, że konsekwencje włamania okażą się dotkliwe.

– Na rachunku trzymałem oszczędności przeznaczone na spłatę pożyczki – wyznał Leszek. – W normalnej sytuacji wziąłbym z pracy, ale akurat kupujemy nowe auto dostawcze i teraz nie mam takiej możliwości. Ale się nie przejmuj. Jakiś czas temu pożegnałem jednego z kierowców, a mamy zlecenie na nocne dostawy do marketu. Sam będę kursował, zarobię trochę grosza. Przez pewien okres będziemy żyć skromniej, ale damy sobie radę…

Zgodnie z obietnicą tak postąpił. Cztery dni w tygodniu wychodził z pracy przed czasem, kładł się na czterogodzinną drzemkę, a o ósmej wieczorem wyruszał do zakładu. Szykowałam mu kanapki i nalewałam kawę do termosu. Mówił, że jedzie trzy godziny, dajmy na to do Rzeszowa czy Kielc, potem godzina na rozładunek i z powrotem. W domu zjawiał się po czwartej rano, szedł przespać się jeszcze na dwie i pół godziny, a następnie wstawał i jechał do biura. Nie każdy dałby radę tak funkcjonować, ale Leszek od zawsze był twardym facetem i stawiał sobie wysokie wymagania. No i pracował na własny rachunek, a to było dla niego najważniejsze…

Pewnego sobotniego poranka Leszek szykował się do kolejnej nocnej zmiany w pracy. W pośpiechu nie zabrał ze sobą pakunku, który zostawił na kuchennym blacie – torby z kanapkami i termosu pełnego parującej kawy. Zorientowałam się, że zapomniał jedzenia, gdy usłyszałam warkot odpalanego silnika. Nie mogłam pozwolić, żeby mąż pracował o pustym żołądku, a baza jego firmy znajdowała się zaledwie kilka przecznic od naszego domu. Chwyciłam szybko pakunek z prowiantem i wsiadłam do własnego auta. Samochód Leszka wciąż było słychać w oddali, więc miałam szansę go dogonić.

Byłam totalnie zaskoczona, gdy mój mąż ominął swoje biuro i pojechał prosto w kierunku śródmieścia. Ruszyłam jego śladem. Zaparkował tuż obok najbardziej ekskluzywnego hotelu w okolicy, który słynął z klubu ze striptizem i salą do gry. Zniknął w budynku...

Całą noc spędziłam w aucie. Tuż po czwartej nad ranem Leszek opuścił hotel i skierował się w stronę swojego samochodu. Udało mi się dotrzeć do mieszkania jako pierwsza, przebrać się w piżamę i wskoczyć pod kołdrę. Kiedy po cichu wszedł do sypialni, zgrywałam śpiącą, choć byłam pewna, że usłyszy jak mocno wali mi serce.

Mój mąż kłamie mi prosto w oczy?

Wcale nie chodził na żadne zajęcia wieczorowe ani nie zostawał po godzinach w robocie. Widywał się z jakąś inną babką w hotelu. Miał kochankę na boku…

Nagle olśniło mnie, że Leszek zachowywał się co najmniej podejrzanie na parę tygodni przed tym, gdy nas okradli, ale ja głupia wmawiałam sobie, że pewnie ma po prostu ciężki czas w pracy. Chodził taki jakiś zamyślony, zupełnie jakby duchem był gdzie indziej.

Od pewnego czasu mąż zaczął inaczej podchodzić do swojego wyglądu w pracy. Parę razy przyłapałam go, gdy zakładał pogniecione spodnie, co wcześniej nigdy mu się nie zdarzało. Teraz wszystko stało się dla mnie jasne, choć jednocześnie trudne do zaakceptowania – zakochał się w innej. Czułam, że mój poukładany świat legł w gruzach. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z Leszkiem na ten temat, ale brakowało mi odwagi.

Postępowałam tak, jak prawdopodobnie większość kobiet w podobnej sytuacji. Wąchałam dokładnie jego ubrania i włosy, próbując wyczuć woń perfum rywalki. Nie udało mi się żadnych wychwycić, ale za to poczułam zapach papierosów. A przecież Leszek nie palił i unikał towarzystwa palaczy.

Pewnego ranka, gdy mój mąż udał się do swojej pracy, zdecydowałam się przejrzeć jego prywatne rzeczy. Musiałam to wiedzieć. Chciałam odnaleźć fotografię innej kobiety albo jakiś upominek kupiony na zapas… Przeszukałam cały dom, ale nic nie znalazłam, więc postanowiłam zajrzeć do szopy, gdzie Leszek zwykle majstrował. Kartony owinięte w stary, zniszczony pled to dość typowy widok w takim miejscu. Mimo to odsłoniłam koc i zajrzałam do pierwszego pudła.

W środku znalazłam nasz ulubiony system nagłośnieniowy. To był najbardziej ceniony przez Leszka sprzęt. Kosztował fortunę i został zamówiony z innego kraju. Jednocześnie okazał się jednym z przedmiotów zrabowanych przez przestępców… Nagle wszystko ułożyło się w logiczną całość. Brak jakichkolwiek oznak włamania nie był przypadkiem – po prostu nikt się nie włamał. Wyłącznie Leszek mógł wiedzieć, że trzeba potłuc ten konkretny wazon. Nikt inny nie wszedłby do środka bez uszkodzenia zamków albo okien…

Taa, ten skurczybyk zrabował naszą chatę i zabrał całą kasę z kont, żeby zacząć sobie lepsze życie z jakąś panienką. No kurde, przecież to jasne jak słońce! Szlag by to, 20 lat życia z facetem, a tak naprawdę gówno o nim wiedziałam. Zdradzał mnie i po chamsku okradł… Oprócz tego, że mnie to zabolało, to jeszcze mnie wkurzyło. Po co dalej ciągnąć tę szopkę choćby jeden dzień? Wyciągnęłam więc wieżę z kąta i postawiłam na stole w salonie. Gdy Leszek wszedł do mieszkania, siedziałam przy sprzęcie. Nie odezwałam się nawet słowem…

Leszek przez dłuższy czas milczał, jednak po pewnym momencie przemówił. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się widzieć go płaczącego. Okazało się, że to on upozorował kradzież z włamaniem. Zrobił to, aby spłacić zaciągnięte długi i mieć usprawiedliwienie dla podjęcia pracy w nocy...

– Moja firma upadła jakieś sześć miesięcy temu. Chciałem cię uchronić przed niepotrzebnym zamartwianiem się. Próbowałem znaleźć uczciwą pracę, ale bezskutecznie. A wstydziłem się tej, którą wybrałem…

Leszek zatrudnił się jako kelner w kasynie

Praca była nieźle płatna, ale odbywała się w godzinach nocnych. Za dnia też pracował, tyle że w hotelowym zapleczu, a konkretnie w magazynie. Ten etat był gorszy, ale dzięki niemu mógł stwarzać pozory, iż każdego dnia normalnie wychodzi do swojej firmy. Nie musiał też włóczyć się bez celu po mieście. Te dwa etaty wykańczały go jednak kompletnie, ledwo zipał.

– Zdaję sobie sprawę, że to było głupie z mojej strony. Ale przecież zawsze byłem taki zaradny i niezależny… Takiego mnie pokochałaś, prawda? Wstydziłem się, nie chciałem, abyś zobaczyła mnie jako przegranego faceta, bez roboty, totalnie skreślonego. Przepraszam, wybacz mi…

Wzięłam Leszka w objęcia. Nie było potrzeby, żeby błagał mnie o przebaczenie. Kasa nie miała znaczenia w porównaniu z ulgą, jaką poczułam, wiedząc że mimo wszystko był mi wierny. Przecież pokochałam go nie dlatego, że prowadził biznes, ale dlatego, że był po prostu sobą. Moim Leszkiem, którego uwielbiałam – nieważne czy jako biznesmena, czy kelnera. To nie grało dla mnie roli.

Czytaj także:
„Ukochany wciskał mi kit o babci, o którą się troszczy. Odkryłam, że ta staruszka ma smukłe ciało i zabawia go w łóżku”
„Wnuczka podlizuje się, bo liczy na moje mieszkanie w spadku. Nic nie dam tej dwulicowej smarkuli”
„Przyjaciółka porzuciła męża dla bogatego kochanka. Myślała, że wyciśnie z obu trochę grosza, ale srogo się przeliczyła”

Redakcja poleca

REKLAMA