„Po 20 latach usłyszałam jego głos w telefonie. Ale nie chciałam znowu być tą drugą. Która kobieta chce”

Kobieta zakochana po latach fot. Adobe Stock, Marcos
Wtedy miałam męża, ale to małżeństwo rozpadło się w drobny mak. A on miał żonę. Marzyłam o nim przez lata, a teraz odezwał się - choć jestem starsza, mniej atrakcyjna. Czy mamy szansę?
/ 23.06.2021 08:23
Kobieta zakochana po latach fot. Adobe Stock, Marcos

I znowu siedział przede mną, znów piliśmy białe wino. Ta sama kawiarnia, ten sam stolik… Zadzwoniłam do niego po północy z nocnego dyżuru i zagroziłam żartem: „Uważaj, mogę być za pół godziny!”.

– Jestem cały przygotowany! – odpowiedział tonem karnego szeregowca. Zrobił kawę, wypiliśmy wino. Kiedy poszłam chwilę potem do łazienki, strumień wody opryskał mi spodnie. Otuliłam się jego szlafrokiem i tak weszłam do pokoju. Położyłam się na tapczanie i całowaliśmy się łapczywie, ale kiedy stał się bardziej natarczywy, powiedziałam:

– Proszę, nie… I to był mój błąd. On uszanował moją odmowę, a przecież żadna kobieta nie przychodzi po nocy do faceta po to, żeby opowiadać o kłopotach w pracy, wypić kieliszek wina, a na koniec powiedzieć „nie”. Ale miał taki charakter. Don Kichota. Potem zginął mi gdzieś, wyjechał, zapomniałam o człowieku, chociaż dobrze mi z nim było przez te parę spotkań. I dzisiaj ten telefon. Podniosłam słuchawkę.

– Witaj, Ewo.

– Kto…

– Czy ktoś inny mówił ci dzień dobry w taki właśnie sposób? Nie wierzę.

– Andrzej?

– Jeśli przeszkadzam, nie ma mnie.

– Ależ nie, chwilę, daj złapać oddech. Na chwilę mnie przyblokowało. Ale chyba nic dziwnego. W końcu nie słyszałam faceta ze dwadzieścia lat…

Tyle lat minęło od czasu, kiedy przyjaciel, który był zawsze pod ręką, zdobywał mnie przez pół roku. Byłam już wtedy mężatką, ale słowo daję, gdybym wiedziała, że to małżeństwo rozsypie się cztery miesiące po wyjeździe Andrzeja, nie odrzucałabym go w imię idiotycznej lojalności. Dlaczego wtedy odpuścił? Tylko dlatego, że powiedziałam „nie”? Dlatego się zresztą w nim zadurzyłam – za tę chłopięcą delikatność, wrażliwość. Po co dzwoni? I to akurat teraz, kiedy mam wszystkiego dość, gdy zasnęłam snem zimowym, po dwóch nieudanych związkach uśpiłam rozbiegane zmysły?

– Spotkamy się? Wzięłam głęboki oddech:

– Okej. Gdzie?

– To niepotrzebne pytanie, Ewo. Ważne jest – KIEDY się spotkamy?

A przecież miało nie być żonatych!

No jasne. Przecież wiedziałam gdzie. Wpadliśmy tam, gdy pierwszy raz nieśmiało zaprosił mnie na kawę, jakby się obawiał, że odmówię. I tam mnie pierwszy raz pocałował… Boże, naprawdę takie rzeczy się pamięta? Ale po co miałabym się z nim spotykać? Na razie chcę mieć święty spokój, żyć bez zobowiązań. Z drugiej strony takie spotkanie po latach… Do czego takie spotkanie może zobowiązywać? Więc tylko towarzysko. I już.

Powiedziałam, że piątek. Kiedy wbiegłam, on tam już był. Starał się, żeby było dokładnie jak wtedy. Chciał widać, żeby wyglądało na to, że ostatni raz spotkaliśmy się wczoraj. Czy była to tęsknota za „tamtym” niespełnieniem, czy chęć przywrócenia z przeszłości kogoś, kogo mu brakowało?

Ta sama kawiarenka, ten sam krawat (pamiętałam!). A jeśli wydam mu się stara i brzydka? Odruchowo odgarnęłam włosy. Powiedziałam:

– Cześć. Głos mi trochę zachrypł. Przytulił mnie, ucałował w policzki. Speszyłam się lekko i chyba, cholera, nawet zaczerwieniłam. Popatrzyłam na napełnione wermutem kieliszki, na niego. Niewiele się zmienił. Trochę mniej włosów, trochę więcej siwych, twarz jakby zmęczona, parę zmarszczek. Ta sama jakby nieporadność i ta chłopięcość w oczach, w opiekuńczych ruchach.

Znów odruchowo poprawiłam włosy, zwilżyłam językiem wargi. Wziął mnie za rękę i pocałował. I nagle zrobiło się jak dawniej, i zaczęłam mu opowiadać te dwadzieścia minionych lat, mówiłam niemal jak na spowiedzi, dziwiąc się, że nagle znów poczułam tę jego bliskość, to zasłuchanie. Potem on opowiadał, co robił, ale zamiast słuchać, patrzyłam, jak gestykuluje, jak podnosi lewą brew, jak zaplata palce i jak rozchyla usta, pijąc wino. Kiedy odwiózł mnie do domu i zamknęłam drzwi mieszkania, natychmiast spojrzałam w lustro, potem przysiadłam na łóżku, wypuściłam powietrze, otrząsnęłam się jak kotka, wciąż nie pojmując, czy coś się stało, czy dopiero ma się stać.

Dwa dni później zadzwonił, że ma bilety na premierę i czeka w kinie. Dlaczego odwołałam wszystkie spotkania i poleciałam do tego kina, tłumacząc się przed sobą, że koniecznie ten film trzeba obejrzeć? Takie tłumaczenie nawet dla mnie było naiwne. Dlaczego chciałam go znów zobaczyć? Przecież powtarzałam sobie: żadnych żonatych facetów – never, nigdy, nikagda, żame! Potem była winiarnia w mrocznej piwnicy przy świecach, zrobił się nastrój, splecione dłonie, pocałunki…

– Przekraczasz ramy towarzyskiego spotkania… – powiedziałam.

– Czy podpisywałem jakiś protokół? Roześmiałam się. – Nagadałam się. Wszystko o mnie już wiesz. Powiedz coś o sobie.

– Zawsze ja ciebie słuchałem. I niech tak zostanie. Nie będę jak w tanich romansach i kabarecie przekonywał cię, że to fikcja, że żona go nie rozumie, że ze sobą nie śpią…Przez te dwadzieścia lat wiele się wydarzyło, ale często wracałem do wspomnień, myślałem o tobie, nawet wtedy, gdy zginęłaś mi z horyzontu. Wiesz ile razy byłem sam w tej naszej kafejce?

Piłem białe wino i patrzyłem w drzwi, czy wejdziesz… Spojrzałam na niego, szukałam w oczach fałszu, męskiej gry wstępnej prowadzącej do łóżka, ale nie znalazłam. Pogłaskałam go po twarzy. Znów pocałował moją dłoń i nagle zagubiliśmy się oboje w tym migotaniu świec, powrocie wspomnień, przemijaniu czasu. I kiedy potem zaprosiłam go do siebie, zdążyłam tylko zapytać:

– Powinnam dla przyzwoitości zaproponować kawę albo herbatę, co? A potem zginęłam w jego ramionach, nie pamiętając o „never, żame, nikagda”, swoim uśpieniu, całej reszcie świata. Rano zadzwoniłam do niego do pracy.

– Andrzej, posłuchaj, naciśnij na wczorajsze spotkanie przycisk „delete” na twoim życiowym komputerze. Wiesz, nastrój, wino, takie tam. Możesz to zrobić?

– Nie mogę. Już za późno. Wcisnąłem dwa razy „save”. Wszystko się zapisało. Kiedy przyszedł znowu, powiedziałam:

– Jesteś tu wciąż gościem. Więc nie zdejmuj butów, bo mężczyzna bez butów wygląda jakby był goły. I to nie wtedy, kiedy trzeba… Na kapcie nie licz – to przywilej domowników, okej?

Zadzwonił wbrew mojej prośbie

Nie mogłam pozwolić sobie na chwilę słabości, zaangażowania. Najlepiej niech to będzie łóżko i odrobina dekoracji – świece, dobre wino, wypad za miasto. Powiedziałam mu to któregoś dnia.

– Czy myślisz, że gdyby mi na tym wyłącznie zależało, szukałbym po tylu latach ciebie? Nie gniewaj się, Ewo, ale do łóżka można mieć szybsze i młodsze. Szukam w tobie tego, co kazało mi najpierw być przy tobie, potem myśleć często o chwilach sprzed wielu lat. Tego, że dopowiadasz moje myśli, czytasz moje książki, słuchasz mojej muzyki. Tego, że kiedy milczymy – to ja słyszę, co ty mówisz. Ilu znasz takich mężczyzn? „Tylko ciebie – pomyślałam. – Ale nie będę czekać jak głupia, aż dasz mi tę część, którą przeznaczyłeś dla mnie. Miało nie być żonatych. I wybacz, ale nie będzie”.

Byłam wciąż tą drugą. I to mnie upokarzało, zatruwało te wszystkie chwile szczęścia, których robiło się niebezpiecznie dużo. I chciałam mu powiedzieć: „To, że dopowiadasz moje myśli, czytasz moje książki, słuchasz mojej muzyki, to, że kiedy milczymy, słyszysz, co ja mówię – to wszystko za mało. Nie stoisz ze mną na jednej podłodze, nie mieszkasz w jednym domu, nie przytulasz, kiedy jest tak źle, że niech piekło pochłonie. Nie naprawiasz cieknącego kranu i nie wściekasz się, że kawa gorzka. A kiedy potrzebuję cię najbardziej i dotykam poduszki obok – tam jest pusto i zimno. Więc daj sobie spokój i spadaj. Po prostu jeszcze raz zniknij. Jak dwadzieścia lat temu. Okej?”.

Któregoś dnia, trochę w innych słowach, ale mu to powiedziałam:

– Andrzej, dalej to nie ma sensu. Nie umiem tak. Poza tym spotkałam kogoś. Jest podobny do ciebie, młodszy i przede wszystkim wolny. Rozumiesz: wolny. Więc nie dzwoń więcej… Oczywiście skłamałam. Chciałam zerwać to wszystko wcześniej, zanim będzie bolało nie do wytrzymania. Uciekłam przed jutrzejszym bólem, choć ten dzisiejszy był też nie do zniesienia. Łatwiej jednak pokonać go teraz, niż wtedy, kiedy Andrzej stałby mi się jeszcze bliższy.

Kilka dni później siedziałam w fotelu, czytając książkę. Dzwonek telefonu przywrócił mnie do rzeczywistości.

– Witaj, Ewo.

– Posłuchaj, prosiłam, żebyś… Nie dał mi dojść do słowa.

– Będę za pół godziny, czekaj, proszę. Wziąłem ze sobą kapcie. Dobrze, że zadzwonił, nie czekając następne dwadzieścia lat. Byłabym już chyba wtedy bardzo stara.

Czytaj także:
Oświadczyłam się mojemu chłopakowi. Wszystko przez ciotkę, która miała 3 mężów
Mama zmarła, gdy miałam 4 latka. Tata kłamał, że nie mam innej rodziny
Syn mojego faceta specjalnie prowokuje awantury, żeby nas skłócić

Redakcja poleca

REKLAMA