„Płomień naszej małżeńskiej miłości już dawno wygasł. Byliśmy dla siebie obojętni. Opamiętałem się, gdy żona zachorowała”

Para z problemami fot. iStock by GettyImages, Larisa Stefanuyk
„Nie czułem też pokus, aby spróbować czegoś innego, jak moi znajomi, którzy w trakcie kryzysu wieku średniego wpadali w romanse, często z młodszymi partnerkami”.
/ 13.12.2023 11:15
Para z problemami fot. iStock by GettyImages, Larisa Stefanuyk

Z Magdą zakochaliśmy się w sobie, kiedy byliśmy jeszcze młodzi. Choć wtedy uważaliśmy, że jesteśmy już bardzo dorośli. W końcu mieliśmy już za chwilę zdawać maturę, a także otrzymać dowody osobiste!

Wydawało nam się, że doskonale znamy życie i rozumiemy świat, a przede wszystkim, że nasza miłość będzie wieczna. Magda z jej kasztanowymi włosami i uroczymi oczami przyciągała mnie jak magnes. Kiedy się uśmiechała, dosłownie zapominałem o reszcie świata. Mogłem godzinami na nią patrzeć i powtarzać, jak bardzo ją kocham.

To była wielka-zwykła miłość

To była prawdziwa miłość. Mieszkaliśmy poza miastem, w dwóch sąsiadujących ze sobą wsiach. Jednocześnie uczęszczaliśmy do tej samej szkoły średniej. Poznaliśmy się w czwartej klasie, tuż po Nowym Roku. To był niesamowity czas, prawdopodobnie najlepszy w moim życiu. Po szkole już jako para, chodziliśmy na długie spacery, aż nasze ręce stawały się zziębnięte od nieustannego trzymania się blisko siebie. Wszystko, co miało dla nas znaczenie, to fakt, że mogliśmy spędzić razem jeszcze godzinę, dwie.

Po sześciu miesiącach „chodzenia ze sobą” oświadczyłem się Magdzie, a kolejne sześć miesięcy później wzięliśmy ślub. Dawniej wszystko było prostsze. Otrzymaliśmy od teściów kawałek gruntu, stopniowo inwestowaliśmy w budowę własnego domu. Dzięki temu, że mogliśmy mieszkać u teściów, sporo oszczędzaliśmy. Po pewnym czasie na świat przyszło nasze pierwsze dziecko, a potem drugie...

Rozpoczęliśmy budowę domu. Nie był to żaden pałac, ale nam wystarczał całkowicie.

Kiedy w końcu zamieszkaliśmy we własnym domu, rutyna sprawiła, że z dnia na dzień niewinne nastolatki, które były w sobie zakochane, przekształciły się w parę ludzi w średnim wieku, zaganianych, zmęczonych, starzejących. Byliśmy nieustannie przytłoczeni jakimiś obowiązkami. Trzeba było zawieźć dzieci do przedszkola, szkoły, zrobić zakupy, posprzątać.

Na wsi zawsze jest coś do zrobienia, czy to w ogrodzie, czy w domu, w piwnicy, na strychu. Dojazd do pracy w mieście również pochłaniał dużo czasu. Często mijaliśmy się, pracując na różnych zmianach. Czasami przez cały tydzień spędzaliśmy razem w domu tylko jedną noc.

Bywało ciężko, smutno, niekiedy czuliśmy się samotni, ale pomimo tych wszystkich przeciwności losu, mieliśmy siebie. Dni, tygodnie, miesiące, lata mijały, nasze dzieci dorastały, a my całkiem dobrze sobie radziliśmy i mimo przeciwności, tworzyliśmy rodzinę.

Byliśmy jak firma, która musi wziąć odpowiedzialność – za dom, zobowiązania finansowe, za dzieci. Tylko o sobie samych zapomnieliśmy. Na ciemnych włosach Magdy zaczęły pojawiać się pierwsze srebrzyste pasemka, więc zdecydowała się na zmianę koloru na platynowy blond. Ja natomiast zacząłem tyć. Nasze twarze zaczęły pokrywać zmarszczki, nie tylko te, które pojawiają się od uśmiechu. Patrząc na żonę, już nie widziałem tej beztroskiej dziewczyny sprzed lat. Zmieniło nas życie, zmienił nas czas.

Nasze dzieci dorosły i opuściły dom rodzinny. Następnie zaczęły myśleć o założeniu swoich rodzin. Szczególnie Karolina, która znalazła partnera, z którym była już dość długo. My z Magdą już nie byliśmy tymi młodymi ludźmi. Czuliśmy się raczej jak emeryci. Byliśmy razem tyle lat, że nasz związek stracił tę dynamikę, jednak to nie oznaczało, że przestałem szanować swoją żonę.

Nie oglądałem się nigdy za innymi kobietami. Nigdy nie pociągała mnie zdrada. Nie czułem potrzeby poszukiwania zmian. Moi koledzy, w kryzysie wieku średniego podejmowali różne próby romansowania, często z młodszymi kobietami. Po co mi to?

Nie potrafię bez niej żyć

Moje życie może nie obfitowało w przygody. Może ja i Magda byliśmy umiarkowanie szczęśliwymi pięćdziesięciolatkami, wyczekującymi na zasłużoną emeryturę i nie mogąc się doczekać, kiedy nasze pociechy opuszczą dom rodzinny, ale zawsze byliśmy razem.

Nawet jeśli dla kogoś z zewnątrz wyglądaliśmy bardziej jak rodzeństwo niż małżeństwo. Z czasem wytworzyliśmy własne zwyczaje i rytuały. Nie znosiliśmy, kiedy coś przerywało nasz ustalony harmonogram dnia, która dawał nam poczucie bezpieczeństwa.

Dlatego, kiedy Magda zaczęła skarżyć się na dolegliwości związane z nerkami, ból w okolicach podbrzusza, problemy z oddawaniem moczu, byłem przekonany, że to zapewne tylko infekcja pęcherza, że powinna nosić cieplejsze ubrania, jeść więcej żurawiny i zaopatrzyć się w aptece w odpowiednie leki.

Słuchała moich rad, ale jej stan zdrowia się nie poprawiał. W końcu trafiła do lekarza.

– Starość nie radość... – westchnęła po wizycie u specjalisty, w ręku trzymając stos recept i skierowań na dalsze badania.

Odbyliśmy serię wizyt w laboratoriach, przeprowadzając coraz dokładniejsze badania... Kiedy wyniki napływały, bladość Magdy stawała się coraz bardziej widoczna.

– Mamy do czynienia z przewlekłym zapaleniem nerek – oznajmił lekarz – Pani albo nie zauważyła objawów, albo je zlekceważyła, a teraz... jest na tyle późno, że leczenie będzie bardzo trudne Oczywiście, zastosujemy intensywne metody terapii, ale nie zamierzam pani okłamywać. Doszło do nieodwracalnych zmian i obie nerki są już prawie na krawędzi całkowitej niewydolności.

Chwyciłem żonę za dłoń i ścisnąłem ją, starając się dodać jej odwagi.

– A co jeśli...? – nie zdołała dokończyć pytania.

– W pani sytuacji nie liczyłbym na to, że na dłuższą metę, leki będą w stanie poradzić sobie z tym problemem. Zaczynałbym szukać dawcy wśród najbliższej rodziny, pod warunkiem, że ma tę samą grupę krwi. Dawców jest dzisiaj niewielu i może nam zabraknąć czasu.

Było już pusto na szpitalnym korytarzu, kiedy opuszczaliśmy gabinet lekarza. Zasiedliśmy na ławce i siedzieliśmy w ciszy. Miałem nadzieję, że Magda przez jakiś czas będzie musiała zażywać leki i kiedy zaczną działać, wrócimy do naszej dawnej egzystencji, przyzwyczajeń. Nie przypuszczałem, że diagnoza będzie na tyle poważna, że w każdej chwili... może jej zabraknąć. Mojej Magdy! Ścisnąłem jej dłoń.

– Wszystko będzie dobrze, skarbie – powiedziałem zdecydowanie. – Musi być!

Nie potrafiłem wyobrazić sobie życia bez tej kobiety. Po raz drugi w moim życiu miałem ochotę się rozpłakać. Pozwoliłem sobie na płacz tylko raz, podczas narodzin naszych dzieci. Teraz też byłem bliski rozklejenia się, ale musiałem się wziąć w garść. Dla Magdy.

Moja panika i histeria jej nie pomogą. Wręcz przeciwnie, będzie się martwić zarówno o siebie, jak i o mnie. Powinienem być twardy, odpowiedzialny, wspierać ją na każdym kroku, a nie przysparzać dodatkowych kłopotów płaczem.

Pomyślałem jednocześnie, że się starzejemy i zaczną nas dopadać różne dolegliwości. Ale jedno to ból kręgosłupa po niewyspanej nocy czy skrzypiące stawy, a czymś zupełnie innym jest śmierć z powodu niewydolności nerek. Mamy dopiero po pięćdziesiąt lat, a nie osiemdziesiąt.

Nie był to moment na myślenie o śmierci. Nie mogłem sobie pozwolić na utratę Magdy. Na samą myśl o tym, jak miałoby wyglądać moje życie bez niej... To mnie przerażało, nie chciałem być sam. Musiałem coś zrobić. Tylko co?

– Jaka jest twoja grupa krwi? – zapytałem.

Powinienem to wiedzieć, jako jej mąż, ale nie wiedziałem.

– B Rh plus.

– Co? – Jak to możliwe, że nie wiedziałem, że mamy identyczną grupę krwi? – Zaczekaj, kochanie, zaraz wracam.

Cofnąłem się do pokoju lekarza, odpychając innego pacjenta. Zapytałem, czy jeżeli mamy z żoną identyczną grupę krwi, to czy mogę zostać dawcą. Odpowiedział mi, że w teorii tak, ale konieczne będzie przeprowadzenie wielu testów, aby to potwierdzić.

– Czy konieczne jest uzyskanie zgody sądu?

– Jeśli chodzi o małżonka, to nie. Niemniej jednak czeka pana spotkanie z psychologiem, prawdopodobnie więcej niż jedno, ponieważ tak poważna decyzja nie może być podjęta pod wpływem intensywnych emocji. Czasami po takich decyzjach zanikają więzy małżeńskie, pojawiają się pretensje.

– To nie u nas panie doktorze.

– Mimo wszystko, kiedyś może pan tego żałować... Dlatego musimy upewnić się, czy nie został pan w jakiś sposób do tego namówiony, emocjonalnie zmanipulowany. Czy to jest pana świadoma decyzja, czy poczucie obowiązku, czy wymuszona ofiara. Proszę to dobrze przemyśleć...

– Jasne. Dziękuję!

Opuszczając gabinet, szybko ruszyłem w kierunku swojej żony.

Kiedy kochasz to jesteś odpowiedzialny

Bzdura! Wszystko, czego potrzebowałem, to spojrzeć w oczy mojej Magdy. Nie miało znaczenia, że była trzydzieści lat starsza niż dziewczyna, w której się kiedyś zakochałem. Nie miało znaczenia, że jej twarz była pomarszczona, że jej włosy dawno straciły swój kasztanowy kolor... Moje uczucia do niej były tak samo silne, jak kiedyś i pragnąłem być z nią aż do końca. Ale nie tylko teraz, ale też w przyszłości.

Uświadomiłem sobie to znów, tego dnia, o tej godzinie. Była dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Wychowaliśmy dwójkę dzieci – odleciały, żyjąc swoim życiem i na swoich zasadach, i tak też powinno być. Zostaliśmy sami, dla siebie, aby wspólnie cieszyć się jesienią życia, i tak też powinno być.

Magda nie chciała, żebym ryzykował. Chciała czekać na przeszczep od zmarłego dawcy. Kazałem jej przestać liczyć na innych Ryzykować? Byłbym w stanie poddać się operacji, nawet jeśli miałaby ona oznaczać wycięcie połowy moich narządów. Wszystko, jeśli tylko mogłoby to uratować lub przedłużyć jej życie. Kłóciliśmy się całą noc, a w końcu moja determinacja i miłość pokonały jej obawy i skrupuły. Oboje płakaliśmy do rana.

Następnie przeszedłem całą fazę testów. Leki nie przynosiły ulgi i Magda trafiła na dializy szybciej, niż przewidywały prognozy lekarzy. Stres, walka o życie, zintegrowała naszą rodzinę jak nigdy wcześniej. Nasze dzieci, podobnie jak ja chciały zostać dawcami, ale powstrzymaliśmy je od podejmowania pochopnych decyzji.

Byliśmy z moją małżonką jednomyślni i nie daliśmy się im przekonać. Oboje byli młodzi, przed nimi jeszcze całe życie i wychowywanie swoich dzieci, a naszych wnuków. Nigdy nie można przewidzieć, co może ich spotkać, ta druga nerka może okazać się dla nich niezbędna. Ja to zupełnie inna historia.

Przekonałem do tego również panią psycholog. Ponieważ gdybym miał egzystować bez Magdy, to wolałbym wcale nie istnieć. A jeśli musiałbym obserwować, jak moja żona cierpi i poświęca swoje życie dializom, to wolałbym samodzielnie wyjąć i dać jej tę nerkę.

Znów jestem upojony miłością

Moja nerka w organizmie Magdy funkcjonuje już szósty rok. Mimo mnóstwa leków, które musi zażywać, dostaliśmy szansę na wiele kolejnych lat razem. Jestem pełen optymizmu, choć zawsze gdzieś w tyle głowy zostaje myśl, że nie wiemy, kiedy nadejdzie ten dzień. Może osoba, którą kochamy i z którą dziś spożywamy śniadanie, jutro zniknie?

Powinniśmy z radością przyjmować wspólne chwile, cenić je, a nie traktować jako coś oczywistego. Przyrzekłem sobie, że już nigdy nie będę postrzegał naszego związku małżeńskiego jako nudnej szarej egzystencji. Ta choroba to było ostrzeżenie, które pokazało nam, co jest naprawdę istotne. Otworzyło mi oczy, duszę i uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem związany z Magdą. Jednak w codziennym biegu prawie przestałem to zauważać.

Nie odmłodnieliśmy ani nie przeszliśmy głębokiej przemiany wewnętrznej, ale mimo to ponownie zakochałem się w mojej małżonce. Po trzech dekadach na nowo zauważyłem jej urok, ciepło, piękne i złote serce... Zaczęliśmy znowu wspólnie spacerować i trzymać się za dłonie. Wzajemnie się wspierać. Tak jak nasze serca – jedno drugie. Częściej wybieramy to, co nas cieszy, zamiast tego, co jest konieczne. Czy naprawdę najważniejsze jest to, że garaż jest nieuporządkowany, a trawnik nie jest skoszony?

Wolimy udać się na krótką wycieczkę razem, spędzić dzień w pięknym miejscu albo wybrać się do miasta. Nasze dzieci mówią, że wyglądamy na dziesięć lat młodszych i zakochanych jak nastolatki. I ja czuje się młodziej. Upojony miłością.

Czytaj także:
„Córka oznajmiła, że nie ochrzci dziecka. Chcę po kryjomu zabrać Stasia do księdza i zmyć z niego grzech pierworodny”
„Uwiodłem dziewczynę mojego syna. Kiedy patrzyłem na jej jędrne, młode ciało, nie mogłem się opanować”
„Mężczyzna jest dla mnie bankomatem, a ja towarem. Lepiej płakać w willi, niż pod mostem”

Redakcja poleca

REKLAMA