„Planowałem na trwałe pozbyć się szefa, zanim mnie zwolni. Nie jestem potworem, po prostu nie mogłem stracić tej pracy”

Byłem gotów zabić własnego szefa fot. Adobe Stock, motortion
Głos w mojej głowie odliczał sekundy do akcji, ale wciąż miałem przed oczami jego rodzinę: dwie dziewczynki i żonę. Wyobraziłem sobie, jak za kilka dni rzucam na grób wieniec w imieniu pracowników oddziału, a one stoją metr ode mnie zapłakane.
/ 26.03.2022 05:15
Byłem gotów zabić własnego szefa fot. Adobe Stock, motortion

Czy naprawdę jestem do tego zdolny, żeby z zimną krwią zabić człowieka? Niby byłem już na to zdecydowany. Miałem narzędzia i motywację do działania. Jakiś zły głos w mojej głowie mówił mi, że dam radę, że muszę to zrobić. A jednak…

Zmierzch powoli zapadał, a ja wciąż siedziałem nad zestawieniem miesięcznym i dokładałem wszelkich starań, żeby je skończyć. Michał, kierownik naszego oddziału banku, wyszedł właśnie ze swojego pokoju, zamknął drzwi na klucz i, pogwizdując, zmierzał ku wyjściu.

– O, ty jeszcze tutaj? – spojrzał na zegarek i wydął wargi w zdumieniu.

– Zestawienie miesięczne. Chcę być gotowy na jutro – wyjaśniłem.

– Jak zwykle na czas. Jesteś niesamowity – pochwalił mnie szef. – Skończ to, a pojutrze zarezerwuj sobie czas na rozmowę ze mną koło południa. Chciałbym coś zmienić w naszym oddziale.

Skinąłem głową z udawaną obojętnością, ale w duchu aż podskoczyłem z radości.

Wreszcie się doczekałem!

Jestem najstarszym pracownikiem oddziału i, co tu kryć, najlepszym. Dokładnie, na czas, bez szemrania – oto moje atuty, których nie sposób nie zauważyć. Od jakiegoś czasu mówiło się o awansie naszego szefa do centrali. Na jego miejsce powinien wskoczyć ktoś kompetentny, obyty i doświadczony – czyli ja.

Drzwi zamknęły się za Michałem, ale ja nie umiałem się już skupić na pracy.

– Awans, pensja, premia, własny pokoik – mruczałem pod nosem.

W pewnym momencie nie wytrzymałem, wstałem i poszedłem do gabinetu przełożonego. Miałem zapasowe klucze. Michał o tym nie wiedział, zresztą o wielu sprawach nie wiedział… Czasem dobrze przejrzeć biurko szefa. Szczególnie że miał we zwyczaju drukować ważne rzeczy. A to decyzje personalne zarządu, a to okólnik o premiach rocznych. Wiele można się dowiedzieć z kierowniczych szpargałów. A skoro mam awansować, może znajdę propozycję umowy, dzięki czemu przygotuję się na negocjacje w kwestiach finansowych. Co rusz zerkając za okno i kontrolując, czy pryncypał nie wraca, otwierałem szufladę za szufladą. O, coś jest! Wydrukowany mail z dopiskiem „Poufne”.

Przebiegłem wzrokiem po tekście, potem jeszcze raz i… usiadłem ciężko na fotelu. Zagryzłem wargi, próbując zapanować nad sobą. Cała radość prysnęła. Redukcja? Zwolnienie? Za tyle lat harówki?! I do tego z jego inicjatywy?! Pismo zawierało pytanie o nazwiska ewentualnych kandydatów do zwolnienia z powodu obniżonej wydajności. Byłem jednym z trzech pracowników, których nazwiska zostały napisane piórem na tej kartce…

Nagle podskoczyłem jak użądlony

Nie, nie pozwolę! Za nic nie pozwolę. On przyszedł do tej pracy później niż ja, awansował po moich plecach. A teraz jeszcze chce mnie wyrzucić? Nigdy! Michał zrobił dopisek ręcznie, więc to na razie jedynie jego przemyślenia. Trzeba tylko sprawdzić, czy nie odpowiedział już na tego maila. Żaden problem. Nie tylko miałem klucze do jego pokoju, ale także znałem hasło do komputera.

Przejrzałem pospiesznie pocztę. Wyglądało na to, że jeszcze nie odpowiedział.

„I nie odpowie”, zasyczało mi w głowie.

Zacisnąłem zęby i przechyliłem jego włączony komputer wlotami wentylacyjnymi do góry. Potem pobiegłem do kącika kuchennego, skąd wziąłem kubek z wodą i wylałem całą zawartość przez otwory na elektronikę wewnątrz laptopa. Coś syknęło, ekran zajarzył się na niebiesko – i maszyna przestała działać. Wytrząsnąłem wodę na dywan. Do rana wszystko wyschnie, a mój kierownik już swojego komputera nie włączy.

Nasz bankowy system jest tak ustawiony, że na innym stanowisku nie może się zalogować. Muszą mu naprawić ten, kupić nowy lub pospiesznie skonfigurować inny. A informatyk zjawia się tylko dwa razy w tygodniu. Całą noc nie mogłem zasnąć. Zastanawiałem się, co robić. Skala przemyśleń była szeroka – od rozpaczy, żalu i płaczliwych wymówek, po morderstwo unicestwiające plan zwolnienia mnie. Wraz z upływem godzin decyzja dojrzewała.

Tak, morderstwo byłoby skuteczne… Miałem rację. Nazajutrz uszkodzony laptop nie działał, informatyk zapowiedział się dopiero na dzień następny, a Michał chodził nerwowo po swoim pokoiku, bo nie mógł pracować. Ja stukałem w klawisze jak najęty, lecz w rzeczywistości myślami byłem zupełnie gdzie indziej. Melodia z nocy grała mi pod czaszką jak katarynka: morderstwo, morderstwo… Jutro szef znowu będzie miał dostęp do systemu i swojej skrzynki pocztowej. Jutro może przesłać wyżej listę osób do wyrzucenia. Miałem tylko kilka godzin na działanie.

„Morderstwo… Jak to zrobić, żeby nie było na mnie? Nieszczęśliwy wypadek, tajemnicze zatrucie, płatny morderca?”.

Byłem naprawdę zdesperowany

Po południu przygotowałem narzędzia potrzebne do zabójstwa. Nóż, rurka gazowa około czterdziestu centymetrów, linka z węzłami na obu końcach, zabezpieczającymi przed ślizganiem się dłoni, gaz pieprzowy do ewentualnego obezwładniania, taśma pakowa, gdybym musiał go związać lub zakneblować.

– Boże… – wyszeptałem, patrząc z przerażeniem na rosnący przede mną arsenał. – Czy ja to naprawdę zrobię?

Coś w mojej głowie powiedziało „tak”, a następnie zacząłem wyobrażać sobie marny koniec niewdzięcznego szefa. Uderzenie w głowę stalową rurką, duszenie linką albo głęboko tnący ruch noża po szyi. Aż się spociłem z emocji. W końcu stwierdziłem, że już pora na realizację planu.

„Chcesz awansować, musisz działać!”.

Zebrałem sprzęt, do którego dodałem jeszcze stary telefon komórkowy.

„Kartę kupię w przypadkowym kiosku, byle nie tym koło mojego domu. Może trzeba będzie wywabić Michała z domu…” – kombinowałem.

Wiedziałem, gdzie mieszka. Zaczaiłem się koło śmietników i spoglądałem w okna jego mieszkania. Ciemno.

„Wyjechał?” – zastanawiałem się. „Kiedy wróci? Musi wrócić, przecież jutro idzie do pracy”.

Czekałem. Jakiś facet wyszedł na spacer z psem; odwróciłem głowę, żeby nie mógł mnie opisać policji.

„A może to błąd, może właśnie takim zachowaniem wzbudzę podejrzenia?”.

Dyszałem ciężko – ze strachu i podekscytowania. Łatwo sobie wyobrazić zbrodnię; trudniej ją popełnić.

„Gdzie mam go zabić, kiedy już się pojawi? Może wciągnę go między śmietniki?”. Jest! Przed blokiem zaparkował samochód Michała, z którego po chwili wysiadła cała rodzina. Żona, dwie córeczki i on. Chwycił pakunki z bagażnika i ruszyli do domu. Przeszli kilka metrów ode mnie, ale nie dostrzegli mnie skrytego za śmietnikami. Michał powiedział, że wróci jeszcze po torbę. To będzie wtedy!

Podejdzie tu i wtedy go dopadnę

Wystarczy prysnąć gazem, oślepić na moment, potem przewrócić i zrobić swoje. Zły głos w mojej głowie odliczał sekundy do akcji i szeptał, żebym nie zepsuł takiej okazji. Jednak ja wciąż miałem przed oczami jego rodzinę – dwie małe dziewczynki i ładną kobietę. Wyobraziłem sobie, jak za kilka dni rzucam na grób wieniec w imieniu pracowników oddziału, a one stoją metr ode mnie zapłakane, nieszczęśliwe.

„A jak się domyślą, że to ja?”.

Michał, jakby chciał mi ułatwić zdanie, podszedł do śmietnika z workiem na śmieci. Wystarczył jeden cios, potem przewrócić, poderżnąć gardło i uciec. Teraz! Jednak ani drgnąłem. Michał wrócił do auta, a ja wychynąłem zza murku i podszedłem do niego od tyłu. Odwrócił się zaskoczony.

– Ty tutaj? – zapytał.

– Wiesz, Michał, sorry, że cię nachodzę, ale… no… źle się czuję – wydukałem. – Nie mogę jutro przyjść do pracy. Chyba grypa mnie bierze.

– W porządku. Mogłeś zadzwonić. A skąd w ogóle znasz mój adres?

– Kiedyś podałeś taksówkarzowi, jak wracaliśmy razem z imprezy integracyjnej – skłamałem.

Michał uniósł brwi, ale przyjął tłumaczenie. Po imprezach integracyjnych nie zawsze się wszystko pamięta.

– No to zdrowiej. Aha, mieliśmy pogadać jutro, ale skoro cię nie będzie, to powiem ci teraz. Centrala chciała, bym polecił im trzech pracowników, którzy mogliby zostać zatrudnieni w nowym departamencie. Zaproponowałbym ciebie i jeszcze dwóch, ale ty jesteś najlepszy. Od dawna zasługujesz na awans.

Zamarłem

Zaskoczenie mieszało się z przerażeniem w obliczu własnych planów sprzed kilku minut. Stałem, nie mogąc słowa wydusić.

„Czyli przypadkiem zapisał moje nazwisko na piśmie o zwolnieniu! Boże, tak niewiele brakowało…”.

– Zgadzasz się? Mogę cię polecić? – Michał chciał zakończyć rozmowę.

Potwierdziłem i szybko się pożegnaliśmy. Biegnąc w kierunku domu, pozbywałem się po kolei wszystkich przygotowanych narzędzi. Na koniec wyrzuciłem klucze do gabinetu szefa. Nigdy więcej nie będę grzebał w cudzych rzeczach. Desperacja nie jest dobrym doradcą. Niemniej chcę wierzyć, muszę wierzyć, że myśli to nie czyny, że pragnienie czyjejś śmierci to nie to samo co morderstwo. Przecież tego nie zrobiłem! Nie jestem złym człowiekiem! Nie jestem potworem!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA