„Płacę synom, by spędzali czas z dziadkiem. Zrobię wszystko, by wyrwać spadek po starym ramolu z łap moich sióstr”

zachłanna siostra fot. iStock, brusinski
„Mój przybrany ojciec, od którego nigdy nie usłyszałam dobrego słowa, coraz częściej chwali Arka i Mariusza – moich synów. Jestem pewna, że moment przepisania domu na nich jest coraz bliżej”.
/ 01.11.2023 10:30
zachłanna siostra fot. iStock, brusinski

Nie lubię opowiadać ani o moim dzieciństwie, ani o młodości. Gdyby to ode mnie zależało, liczyłabym swoje życie od dnia ślubu ze Sławkiem i pójścia „na swoje”. W domu zawsze panowała atmosfera strachu i rywalizacji, a ja przez wiele lat miałam problemy z samą sobą z tego powodu.

Można by powiedzieć, że stosunek ojca do mnie miał swoje źródło w tym, że nie jestem jego biologiczną córką. Poznał moją mamę, gdy rzucił ją narzeczony, a ona była w ledwo widocznej ciąży. Ślub wzięli już po moich narodzinach, ale natychmiast uznał mnie za swoją córkę. Nigdy nie usłyszałam od niego dobrego słowa, ale muszę być obiektywna. Moje młodsze siostry też go nigdy nie usłyszały, a były przecież jego biologicznym dziećmi.

Ojciec nigdy nie lubił kobiet

Z mamą ożenił się chyba tylko po to, żeby jej do śmierci przypominać, że przygarnął ją w potrzebie i teraz wymaga od niej spełniania wszystkich swoich zachcianek. Miał do niej zresztą pretensje o wszystko, na czele, z tym że urodziła mu same córki. Jej życie nigdy nie było szczęśliwe i gdy zmarła dziesięć lat temu na raka piersi miałam wrażenie, że przyjęła wyrok z ulgą. Co ważne dla tej historii, mama notarialnie zrzekła się wszystkich praw do domu.

Siostry uciekły z miasta, gdy tylko nadarzyła się pierwsza okazja. Nigdy nie przepadałyśmy za sobą nawzajem. W dzieciństwie wydawało się nam, że zyskamy miłość ojca, jeśli będziemy na siebie nawzajem donosić. Gdy zorientowałyśmy się, że to nic nie da, byłyśmy już zbyt wściekłe każda na każdą.

Ja nie wyjechałam z miasta, tylko dlatego, że już jako nastolatka poznałam Sławka. Natychmiast zaznaczyłam jednak, że jeśli mamy mieszkać u moich rodziców to nie zamierzam wychodzić za niego za mąż. Chyba nie muszę zresztą dodawać, że relacje Sławka i ojca są napięte.

Nie wiem nawet, czy to właściwe słowo, bo Sławek ostentacyjnie go ignoruje, a ojciec wykorzystuje każdą okazję, żeby się do niego o coś przyczepić. Dzieci moich sióstr również nie zyskały przychylności dziadka – trudno się jednak spodziewać czegoś innego skoro obie urodziły dziewczynki.

Tylko Arek i Mariusz mieli jakieś względy w jego oczach. Postanowiłam więc zemścić się na ojcu za ich pośrednictwem. Powinnam się tego wstydzić, ale jakoś nie potrafię.

Nie ma takich pieniędzy!

Ostatnio próbowałam sobie przypomnieć, kiedy właściwie zaczęłam im płacić za urabianie starego ramola i wydaje mi się, że było to jakieś pięć lat temu. Ojciec zaczął niedomagać, a siostry zupełnie nie były zainteresowane wspieraniem mnie. Uznały, że nie mają w tym żadnego interesu. Nigdy nie zaznały od niego niczego dobrego, a przecież dom i tak zostawi nam trzem. Wiedziałam, że wszystkie obowiązki spadną na mnie i byłam wściekła.

I chyba właśnie wtedy Arek i Mariusz zaczęli mi się stawiać, twierdząc, że za żadne pieniądze nie odwiedzą już dziadka. Trudno się im dziwić. Tak antypatycznego człowieka, jak on, ze świecą nie znajdziecie, a chłopcy nie byli już dziećmi. Widzieli, jak dziadek traktuje mnie i Sławka i odruchowo stawali po naszej stronie.

– Za żadne? – nieco nieświadomie podchwyciłam temat. – Ale na wycieczkę do Warszawy to pewnie byście chcieli mieć jakieś kieszonkowe, nie? Te wasze już pewno wydane na rzeczy, o których żadna szanująca się matka nie powinna wiedzieć.

Chłopcy nie dawali nam nigdy powodów do większych zmartwień, ale widocznie musiałam trafić w sedno, bo obaj zaczęli się mi przyglądać z zainteresowaniem. Stawali się nastolatkami i mieli swoje potrzeby, a wielu z nich nie można było opłacić szczerym uśmiechem. W dodatku Arek był typem romantyka, a jego kolejne podboje miłosne również wiązały się z pewnymi wydatkami.

– No może nie za żadne – zgodził się Arek. – Ale chyba was nie stać.

– Stówa na dwóch – przejęłam inicjatywę.

Bracia spojrzeli na siebie pytająco

Nie była to mała kwota, a oni znali mnie na tyle, żeby wiedzieć, że nie składam obietnic bez pokrycia.

– Ale mam warunki – dodałam, kując żelazo, póki gorące.

I tak oto stworzył się plan, za który z pewnością nikt mnie nie pochwali. Od tego czasu Arek i Mariusz raz na dwa tygodnie spędzają weekend z dziadkiem. Z samego rano jadą ze mną do jego wielkiego domu i podczas gdy ja wykonuję wszystkie czynności związane z praniem, sprzątaniem i gotowaniem, oni dotrzymują dziadkowi towarzystwa.

Muszą jednak działać na moich zasadach. Nie ma mowy o ignorowaniu starego pryka i siedzeniu z głową w telefonie komórkowym. Wymagam od nich bycia wnukami marzeń. Podczas gdy ja urabiam się po łokcie, oni opowiadają dziadkowi o swoich problemach, słuchają jego pozbawionych sensu złotych rad, wysłuchują ciągle tych samych opowieści o jego ciężkim życiu i zabierają go na spacery, które ciągną się w żółwim tempie, bo ojciec – choć chodzić lubi – porusza się już o lasce.

Przyznam, że moje wizyty w domu ojca stały się od tego czasu bardziej znośne niż kiedykolwiek wcześniej. On ma wnuków, których może męczyć, więc nie zawraca mi głowy narzekaniem na mnie, siostry, Sławka i sąsiadów, z którymi jest, oczywiście, skonfliktowany.

To chłopcy muszą wysłuchiwać o złośliwych urzędnikach, ignorantach, którzy tylko udają policjantów, ale niczym się nie interesują, a nawet – o politykach. Ja mam więc czas, aby ogarnąć dom i przygotować mu jedzenie na kolejne dni. Oczywiście, jedzenie – jego zdaniem – też mogłoby być lepsze, choć przecież wiem, że zjada z apetytem wszystko, co ugotuję.

Ojciec zaczyna się zmieniać

– Aż się dziwię – mówi w zamyśleniu, patrząc na mnie bardziej uważnie niż kiedykolwiek wcześniej – Ale chłopaki to masz udane. Nie wiem, jakim to cudem, ale naprawdę nie możesz narzekać.

Jestem przekonana, że przepisanie na nich domu jest tylko kwestią czasu. I bardzo dobrze. Niech mają jakiś dobry start w życiu. Siostry pewnie wystąpią o zachowek, ale spłacimy je bez wysiłku, a ja – wiedząc, że moje dzieci nie zaczynają życia z jedną kapotą, jak ja kiedyś – będę wiedziała też, że cały mój wysiłek nie poszedł na marne.

Tylko myśl o domu, który trafi się chłopcom, sprawia, że w sobotę, gdy mam jechać do ojca, znajduje w sobie motywację, żeby wstać z łóżka. Owszem, za każdą taką wizytę muszę synom płacić, ale jest to wydatek, który jestem skłonna ponieść.

Czytaj także:
„Podobno w sanatorium można przeżyć ognisty romans. Żaden książę z bajki nie stanął na mej drodze”
„Zlitowałam się nad pobitym mężczyzną. Było mi go żal, dopóki nie odkryłam, że on wcale nie chciał ratunku”
„Przez nieodpowiedzialną matkę jadłam w dzieciństwie chleb ze śmietnika. A teraz muszę ją utrzymywać, choć nie chcę”

Redakcja poleca

REKLAMA