„Pijana spowodowałam wypadek, a moja przyjaciółka wylądowała na wózku. Jej rodzice do dziś mi nie wybaczyli”

Przeze mnie przyjaciółka wylądowała na wózku fot. Adobe Stock
Czułam się jak potwór. Wiedziałam, że będę musiała ponieść konsekwencje. W końcu sąd uznał, że zasługuję na szansę, i dał mi wyrok w zawieszeniu, ku ogromnemu rozczarowaniu narzeczonego i rodziców Marty…
/ 16.04.2021 09:28
Przeze mnie przyjaciółka wylądowała na wózku fot. Adobe Stock

Do dziś się zastanawiam, co mnie podkusiło, żeby tamtego dnia prowadzić. Przecież piłam! A konsekwencje poniosła głównie moja przyjaciółka. Właściwie to była przyjaciółka…

Ku rozczarowaniu narzeczonego i rodziców Marty dostałam wyrok w zawieszeniu.

Żałuję, że wtedy piłam

Obudziłam się zlana potem. Znowu. Śnił mi się krzyk Marty. Ten sam, który wracał do mnie od pięciu lat. Wstałam i starym zwyczajem zaparzyłam sobie melisę.

Próbowałam odgonić natrętne myśli, lecz nie dawały mi spokoju. Jak zawsze w listopadzie.

Wszechobecna szarość i plucha przypominały mi o najgorszym dniu mojego życia. Wtedy też na zewnątrz hulał wiatr i padał rzęsisty deszcz.

Miałyśmy z Martą nie pić na tej imprezie, ale uległyśmy namowom. Ustaliłyśmy, że wrócimy na piechotę, w końcu nie miałyśmy daleko, raptem kilka przecznic. Bawiłyśmy się w najlepsze do pierwszej w nocy.

Do dziś widzę roziskrzony wzrok Marty, słyszę jej radosny śmiech. Dobrze jej się wtedy układało, dostała upragniony awans, planowała ślub z Radkiem, właśnie kupili mieszkanie na tym samym osiedlu, na którym mieszkałam ja.

Gdy wyszłyśmy z imprezy, zobaczyłyśmy, że pogoda naprawdę jest koszmarna. Wiatr przenikał przez płaszcze, lodowaty deszcz zacinał, uderzając w nasze twarze.

– Niefajna pogoda na spacer…
– Daj spokój, nie znoszę takiej aury – odpowiedziała Marta. – W sumie wypiłyśmy niewiele, a to tylko kawałek… – dodała po chwili, patrząc na mnie wyczekująco.
– Zapomnij, idziemy na piechotę albo zamawiamy taksówkę – zawyrokowałam.
– Na piechotę od razu złapiemy zapalenie płuc, a na taksówkę będziemy czekały wieki. Sama wiesz, jak jest w tej dzielnicy. Daj spokój, no proszę, to tylko kawałek… – przekonywała mnie jeszcze kilka minut, a ja do dziś zastanawiam się, jak mogłam dać się namówić.

Wsiadłam za kierownicę po alkoholu i spowodowałam wypadek

Jechałam ostrożnie, a jednak w pewnym momencie straciłam panowanie nad kierownicą. Pamiętam, że przez moment nie rozumiałam, co się dzieje, a potem słyszałam już tylko krzyk przyjaciółki.

W szpitalu dowiedziałam się, że wjechałyśmy w przydrożne drzewo. Ja byłam mocno poobijana, ale Marta miała uszkodzony kręgosłup i wyglądało na to, że nigdy nie wstanie z wózka. Byłam zrozpaczona!

Nie mogłam uwierzyć jak ja, przeciwniczka prowadzenia po alkoholu, mogłam wsiąść za kierownicę nietrzeźwa!

Czułam się jak potwór. Wiedziałam, że będę musiała ponieść konsekwencje. Poddałam się czynnościom prawnym, od razu do wszystkiego się przyznałam, nie chciałam unikać odpowiedzialności, choć przesłuchania przez policję i rozprawa sądowa były koszmarem.

W końcu sąd uznał, że zasługuję na szansę, i dał mi wyrok w zawieszeniu, ku ogromnemu rozczarowaniu narzeczonego i rodziców Marty…

Dostałam tylko wyrok w zawieszeniu

Długo zbierałam się, by odwiedzić przyjaciółkę, nie umiałam spojrzeć jej w oczy, jednak wiedziałam, że kiedyś będę musiała to zrobić. W końcu zebrałam się na odwagę.

Nafaszerowana środkami uspokajającymi stanęłam w progu jej mieszkania. Nigdy nie zapomnę spojrzenia Radka, kiedy zobaczył mnie w drzwiach.

Czułam, że nie będzie chciała mnie znać

– Przyszłam do Marty – wyszeptałam drżącym głosem, a on odsunął się bez słowa, robiąc mi przejście.

Weszłam do salonu i moim oczom ukazał się przeraźliwie smutny widok. Marta siedziała na wózku, blada, smutna, szara

– Marta… ja… tak bardzo cię przepraszam – niemal wyłkałam.
– Za co? – uśmiechnęła się drwiąco. Że zniszczyłaś mi życie? Że przez ciebie nie stanę już na własnych nogach? Nie będę samodzielna? – mówiła coraz głośniej, aż zaczęła krzyczeć.

Skuliłam się w sobie. Byłam w stanie jedynie powtórzyć „przepraszam” i wyjść.

Od tej pory często patrzyłam w okna jej mieszkania i czułam, jak wyrzuty sumienia zjadają mnie od środka.

W końcu uciekłam. Spakowałam rzeczy, złożyłam wypowiedzenie i wyjechałam do innego miasta. Myślałam, że zmiana otoczenia mi pomoże. Znalazłam nową pracę, nowych znajomych i na co dzień funkcjonowałam w miarę normalnie. Nikomu nie przyznałam się do swojej przeszłości.

Wyjechałam do innego miasta, chciałam zacząć wszystko od nowa

Tylko w nocy wracały koszmary.

– Kotek, co z tobą? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Michała.
– Nic, nie mogłam spać – uśmiechnęłam się słabo i popatrzyłam w jego niebieskie, ufne oczy.

Michał… Jesteśmy razem od pół roku, a on nie wie, z kim ma do czynienia – pomyślałam smutno.

– Nie kłam. Widzę, że coś cię dręczy, i coraz bardziej się martwię. Coś przede mną ukrywasz i nie podoba mi się to.
– Uwierz, nie chcesz wiedzieć, nie będziesz chciał mnie znać – odparłam cicho.
– Sprawdźmy – powiedział łagodnie, a we mnie coś pękło.

Wiedziałam, że kiedyś będę musiała mu powiedzieć. Stwierdziłam, że to może być ta chwila. Dobra jak każda inna. Nabrałam powietrza głęboko w płuca i zaczęłam mówić.

Nie ominęłam nic, nie wybielałam się. Zrzucałam z serca wielki ciężar i czułam, jak po policzkach płyną mi łzy.

Gdy skończyłam, byłam pewna, że Michał wyjdzie, ale on patrzył na mnie w milczeniu, a potem wstał, podszedł i mnie objął…

Michał mnie nie potępił, kiedy opowiedziałam co zrobiłam

– Popełniłaś straszny błąd, ale nie możesz się cały czas za niego karać, poniosłaś już karę. Musisz się z tym zmierzyć, wybaczyć sobie i żyć dalej – popatrzył mi w oczy.
– Przecież się z tym mierzę.
– Nie. Ty się zadręczasz, a to zupełnie co innego. Może pojedziemy do twojego rodzinnego miasta? Zobaczymy, co u Marty, może porozmawiacie.
Michał… Ona nie chce mnie znać. Próbowałam z nią porozmawiać kilka tygodni po wypadku, ale wyrzuciła mnie z domu. Wysyłam jej nawet regularnie pieniądze, ale zawsze wracają.
– Może było zbyt wcześnie na rozmowę? I może nie pieniądze są jej potrzebne? Spróbuj. Pojadę tam z tobą – powiedział, a ja popatrzyłam na niego wzruszona.
– Daj mi chwilę, muszę pomyśleć.

Tej nocy udało mi się zasnąć. Czułam, że z moich ramion spadła choć część noszonego przeze mnie ciężaru, choć daleko mi było do ulgi. A przez kolejne dni myślałam o słowach Michała.

Postanowiłam zdobyć się na odwagę i odwiedzić Martę

Niby miały sens, ale ja strasznie się bałam, szczególnie widoku przyjaciółki, której przez swoją nieodpowiedzialność zniszczyłam życie.

Wiedziałam jednak, że muszę coś zrobić, jakiś krok, bo przecież nie mogę wiecznie tak funkcjonować…

W końcu oznajmiłam Michałowi, że jedziemy do mojego rodzinnego miasta. Gdy nadszedł dzień wyjazdu, trzęsłam się jak galareta. Chciałam nawet zrezygnować, lecz mnie od tego odwiódł.

– Jeśli stchórzysz, będziesz żałowała – stwierdził, patrząc mi w oczy.
– A jak zatrzaśnie mi drzwi przed nosem? – zapytałam.
– Będziesz wiedziała, że próbowałaś – tłumaczył jak dziecku, a ja kiwałam głową, choć w gardle rosła mi wielka gula.

Nie potrafię nazwać emocji, które towarzyszyły mi, gdy stałam na progu mieszkania Marty. Siłą woli zmusiłam się, by nacisnąć dzwonek. A gdy już to zrobiłam, miałam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie.

Potem drzwi się otworzyły i zobaczyłam ją. Na wózku, ale nie wyglądała jak ktoś skrzywdzony przez los. Miałam przed sobą piękną, zadbaną kobietę z wyraźnie zarysowanym ciążowym brzuszkiem!

– Ewa? – w jej głosie usłyszałam niedowierzanie i chyba… radość?
– Cześć. Chciałam porozmawiać…
– Jasne, zapraszam – odsunęła się od drzwi, a ja weszłam na miękkich nogach.

Z podziwem patrzyłam, jak sobie radzi, jak promienieje spokojem, którego tak mi brakowało. W końcu wzięłam głęboki oddech i wydusiłam z siebie:

– Przepraszam. Naprawdę przepraszam. Nie ma dnia, żebym nie żałowała tamtej nocy, żebym nie rozpamiętywała swojej głupiej decyzji – głos zaczął mi drżeć. – Nie wiem, jak to naprawić, ale świadomość, że cię skrzywdziłam, nie daje mi żyć – dokończyłam, niemal łkając.

A ona milczała, patrząc na mnie w skupieniu. W końcu powiedziała:

– Ja też cię przepraszam. To ja namówiłam cię na jazdę samochodem, a potem winiłam za ten wypadek.

Marta już dawno mi wybaczyła

Zamurowało mnie.

– To nie twoja wina, nie powinnam się godzić! – powiedziałam.
– Ja nie powinnam nalegać – westchnęła i położyła dłoń na mojej dłoni.
– Ewa, ja wiele razy chciałam zadzwonić, porozmawiać, ale zniknęłaś.

Nie wiesz nawet, jak się cieszę, że przyjechałaś, że mogę ci powiedzieć, że ci wybaczyłam i ty sobie też powinnaś. Ja jestem szczęśliwa, naprawdę – zapewniła.

– Pół roku po wypadku Radek mnie zostawił, nie dźwignął tego wszystkiego, ale wiesz co? Dobrze się stało! Musiałam wziąć się w garść, a ten związek i tak by nie przetrwał. Później poznałam Maćka, wzięliśmy ślub, a teraz lepiej być nie może – wskazała dłonią na swój brzuch.

– Myślałam, że mnie nienawidzisz…
– Szczerze? Przez pierwszy rok tak było, potem ci wybaczyłam, a ostatnio zaczęłam po prostu tęsknić za moją przyjaciółką – w jej oczach dostrzegłam łzy.

To wyznanie sprawiło, że ze szlochem wpadłam jej w ramiona. Rozmawiałyśmy jeszcze bardzo długo, jakbyśmy chciały nadrobić te wszystkie lata. W końcu zaprosiłyśmy też Michała, który cały ten czas spędził w samochodzie.

Dziś mija rok od tamtego dnia. Mam regularny kontakt z Martą i nie mogę wyjść z podziwu, jak dzielną jest kobietą. Poradziła sobie ze wszystkim lepiej niż ja, choć przecież to ją ta sytuacja dotknęła bardziej.

A ja? Wreszcie śpię spokojnie, odzyskałam przyjaciółkę, a za tydzień wychodzę za Michała. Nie mogło ułożyć się lepiej.

Więcej prawdziwych historii:
„Niezbyt podoba mi się mój zięć. Jest brzydki, niski, biedny… Moja Aneczka zasługuje na kogoś lepszego”
„Kochałam go, dopóki mieszkał daleko. Gdy wrócił z zagranicy, zaczęłam mieć go dość”
„Po śmierci męża odechciało mi się żyć. Bo i po co, skoro mnie zaraz czekało to samo?”

Redakcja poleca

REKLAMA