„Niezbyt podoba mi się mój zięć. Jest brzydki, niski, biedny… Moja Aneczka zasługuje na kogoś lepszego”

kobieta która nie lubi przyszłego zięcia fot. Adobe Stock
Liczyło się dla mnie tylko dobro córki. Nie przypuszczałam, że Marcin naprawdę jest uczciwy…
/ 13.04.2021 16:39
kobieta która nie lubi przyszłego zięcia fot. Adobe Stock

Nie o takim zięciu marzyłam. Za niski. Bez kasy. Bez rozmachu. Zawsze Ani tylko jakieś stokrotki przynosił albo tulipany. Twarz nawet okej, ale co z tego? Żaden z niego gwiazdor. Pracuje w ochronie, Ania się w życiu przy takim nie dorobi.  
– Ten twój Janek prochu nie wymyśli – powiedziałam kiedyś, gdy napomknęła, że chcieliby się zaręczyć i wspólnie zamieszkać. – Jakie ty przy nim będziesz miała życie? 
– Nie każdy musi wymyślać proch! – wyraźnie się oburzyła. – Janek jest dobrym i uczciwym człowiekiem, a to dziś rzadkość. 
– Nie najesz się uczciwością – rzuciłam. – A już mieszkania to sobie w ten sposób na pewno nie kupisz.  

Ania spojrzała na mnie z urazą i wyszła z pokoju. Ale co złego właściwie powiedziałam? Tylko prawdę! Wiedziałam, co to znaczy klepać biedę, bo z Marcinem dorabialiśmy się długo, czasem boleśnie, kiedy nasz kredyt we frankach wzrósł dwukrotnie.   
– Chcę ci tylko powiedzieć, że wciąż jesteś w takim miejscu w życiu, że możesz dobrze wybrać! – krzyknęłam za nią, bo przypomniałam sobie, że matka mówiła mi to samo, kiedy przyprowadziłam Marcina. Był tokarzem. Ona zaś chciała dla mnie prawnika. Nawet był taki w okolicy, syn sąsiadów, niejaki Mirek.

Podobałam mu się, pisał do mnie romantyczne listy, zapraszał na studniówkę. Nie poszłam, bo serce ciągnęło mnie do Marcina. Kiedy dwadzieścia lat później lizałam rany po kredytowych stratach, ktoś umówił mnie z prawnikiem. Elegancka kancelaria, szpakowaty pan.  
– Mirek? Boże, co za spotkanie!
Mirek był szarmancki. Profesjonalnie mi doradził. Ale patrzył na mnie jak na klientkę, po dawnym zauroczeniu nie było śladu. Potem widziałam, jak z piękną blondynką wsiadał do wielkiej limuzyny, a na mnie czekał Marcin w starym golfie ze zgniecionym zderzakiem.  

Postanowiłam, że uchronię Anię przed tym gołodupcem ochroniarzem. Ostatnio rzadziej się u nas pokazywał. Ciekawe czemu? Zdecydowałam się go śledzić. Nie musiałam długo czekać, żeby go złapać na gorącym uczynku. Dwa razy po pracy podjechała pod jego firmę szczupła brunetka. Wsiadał do samochodu i tyle ich widziałam. Pędziła na złamanie karku, nie mogłam jej dogonić. Byłam wściekła! Nie dość, że kiepska partia, to jeszcze zdradza moją córkę! Z ukrycia zrobiłam im kilka zdjęć.

Aż kiedyś miała chyba gorszy dzień. Udało mi się pojechać za nią aż do celu, czyli wypasionej willi. Zrobiłam kolejne zdjęcia, kiedy wchodzili i on przytrzymał jej drzwi, a ona uśmiechnęła się do niego zalotnie. Ania pewnie się popłacze, ale trudno. Tu chodzi o jej przyszłość. Niestety, nie miałam żadnych dowodów, że do czegoś między nimi doszło. Ale to chyba było wystarczająco podejrzane? Te schadzki w luksusowym domu…
– Dawno cię u nas nie było – przywitałam Janka, gdy któregoś wieczoru zastałam go w salonie. – Ostatnio chyba sporo pracujesz?  
– Tak – odparł uprzejmie i wstał, żeby się ze mną przywitać. – Znalazłem coś dodatkowego.  

Aha. Już ja wiedziałam, co to za dodatkowe zajęcie! Poczekaj jeszcze chwilę! Zaraz wszyscy się dowiedzą, jaki z ciebie oszust!   
Wkońcu przyszła sobota. Przygotowałam plik zdjęć. Chciałam je pokazać jeszcze przed zupą, ale Ania wpadła do kuchni uszczęśliwiona.  
– Mamo, zobacz! – podsunęła mi pod nos jakiś papier. – Janek zabiera mnie do Kenii! Wiesz, jak marzyłam o safari! 
Chwilę oglądałam bilet z niedowierzaniem. Potem wzięłam oddech…
– Zanim pojedziesz, musisz coś zobaczyć – powiedziałam i wyjęłam z szuflady plik zdjęć. 

Widziałam, jak rozszerzają się jej źrenice. Gdy Janek stanął w drzwiach kuchni, spytała zimno: „Co to jest?”. Spojrzał na Anię, zdjęcia, na mnie, a potem znów na Anię. I zaczął się śmiać! 
– Pracowałem u niej – powiedział. – Robiłem dwie łazienki. To stąd mam pieniądze na wyjazd. Mogę to udowodnić – zajrzał Ani w oczy. –  Jeśli chcesz, podjedziemy tam jeszcze dziś. 
Nigdy w życiu nie czułam się tak podle i głupio. 
– Przepraszam – wyjąkałam. 

Ale oni wyszli z domu. Córka przez rok się do mnie nie odzywała. Bałam się, że mi nie wybaczy. W końcu zrozumiała, że chciałam dobrze… 

Więcej prawdziwych historii:
„Przez pandemię zostałam bez pracy z dwójką dzieci. Szef mówi, że mu przykro, ale za jego ubolewania nie kupię chleba”
„Kochałam go, dopóki mieszkał daleko. Gdy wrócił z zagranicy, zaczęłam mieć go dość”
„Zamiast chodzić do sklepu chodzę na… śmietnik. Nawet nie wiecie, ile jedzenia można tam znaleźć. I ile zaoszczędzić”

Redakcja poleca

REKLAMA