Zwlokłam się z łóżka na kwadrans przed dzwonkiem budzika, wykończona. Nie spałam już od dobrych dwóch godzin, czyli od momentu, kiedy sąsiad z góry wyszedł na poranną zmianę do pracy. On sobie wychodził, jak gdyby nigdy nic, a wtedy jego pies zaczynał szaleć. Szczekanie tego kundla umarłego postawiłoby na nogi!
„Oszaleję!” – pomyślałam. Kto by się spodziewał, że z radością będę myślała o pracy jako o miejscu, gdzie wreszcie będę mogła odpocząć od hałasu… Nie no, coś trzeba zrobić z tym psem! Tylko co? Kaganiec, elektryczna obroża, a może policja?
Nie ja jedna cierpiałam z powodu tego zwierzaka
Nasz blok, chociaż niewielki, czteropiętrowy, zbudowany jest z wielkiej płyty i szczekanie niesie się po całym budynku. W pewnym momencie wszyscy mieszkańcy byli tym już tak wykończeni, że… zwołaliśmy w tej sprawie zebranie.
– Trzeba w końcu porozmawiać z właścicielem, niech coś zrobi! – piekliła się jedna z sąsiadek.
– Ja to bym mu założył kaganiec! Od razu by się skończyło szczekanie – odgrażał się sąsiad.
– Kaganiec na cały dzień? No nie! – zaprotestowałam. – Przecież pies musi jeść, pić. Takich rzeczy się nie robi.
– Ludziom się także takich rzeczy nie robi: pozwolić psu, by cały dzień szczekał – obraził się sąsiad.
– Ja bym porozmawiała z właścicielem… – westchnęła ponownie sąsiadka. – Ktoś z państwa go zna?
Nikt go nie znał
Facet wprowadził się trzy miesiące wcześniej i prawie cały dzień spędzał w pracy. A jak wychodził z psem, to biegiem i zaraz wracał do domu.
– Nic dziwnego, że zwierzę jest takie nerwowe, jak mu się nie poświęca czasu – stwierdził sąsiad. – Ja bym jednak dał znać na policję.
– I co pan im powie?
– No, że pies szczeka!
– Ja już dzwoniłam – przyznała się jedna z sąsiadek. – Powiedzieli mi, że to normalne, że szczeka. „A co, miałby miauczeć?”, zapytał policjant.
– Dowcipniś! Niech spróbuje się wyspać w takim hałasie! – westchnęłam.
– Mój wnuk poszperał w internecie i znalazł taki wynalazek. Obrożę, która razi psa prądem, kiedy ten zaszczeka… Zakłada mu się ją i po sprawie. Szczeknięcie – kop prądem, szczeknięcie – kop prądem. Aż się oduczy… – ktoś stwierdził.
– Aha, i to ma być bardziej humanitarne od mojego kagańca? – znowu obraził się pierwszy sąsiad.
– Jeszcze jakieś pomysły? – zapytałam.
– Można dać znać do administracji. Wtedy każą mu oddać psa.
– Do schroniska? Kolejne rewelacyjne i bardzo humanitarne rozwiązanie – skrytykowała sąsiadka.
– To pani sama coś zaproponuje, a nie tylko wszystko neguje! – kłótnia wisiała w powietrzu.
– Drodzy państwo, zebraliśmy się tutaj, aby coś wspólnie wymyślić, a nie nawzajem się obrażać! – usiłowałam uspokoić sąsiadów.
Na potwierdzanie tych słów pies znowu zaczął ujadać
– No nie, nachodzą mnie takie myśli, że najlepiej będzie wziąć strzelbę i go zastrzelić! – wściekł się sąsiad. – Tak nam się tutaj miło mieszkało, to musiał się ten facet wprowadzić!
– No właśnie, to skoro go nie znamy, może jednak wypadałoby poznać. Mam propozycję, zaprośmy sąsiada na nasze zebranie – powiedziałam.
– A pani wie, kiedy on bywa w domu? Bo przychodzi o tak różnych godzinach…
– Jestem w stanie tego przypilnować, zaproszę go. Czy za tydzień o tej samej porze państwu odpowiada?
Odpowiadało.
Nowego sąsiada udało mi się zaprosić już następnego dnia. Kiedy tylko usłyszałam, że chodzi po mieszkaniu, poszłam do niego. Otworzył mi od razu, a kiedy wyłuszczyłam mu sprawę, nie był nawet zdziwiony. Tylko taki jakby zrezygnowany…
Ale na zebranie przyszedł
– Pies wabi się Morys i został kupiony trzy lata temu dla moich dzieci – powiedział nam. – Mam dwóch synów. Fajne chłopaki. Niestety, po rozwodzie zostały ze swoją mamą. Żona… to znaczy była żona, powiedziała jednak, że za nic nie chce psa, bo nie zamierza radzić sobie jeszcze i z nim.
A poza tym pies w domu to był mój pomysł, ja go kupiłem i mam go sobie zabrać. No to go zabrałem. Tylko że pracuję, a pies był przyzwyczajony do stałej obecności kogoś w domu.
Bo u nas zawsze ktoś był, jak nie teściowa, która z nami mieszkała, to chłopcy wracali ze szkoły. Morys nie jest przyzwyczajony do samotności i dlatego tak szczeka i wyje. On się zwyczajnie boi, tęskni, nie wie, co się dzieje. A ja już też nie wiem, co mam zrobić. Jak mam pomóc i państwu, i jemu, żeby nie hałasował i żebyście państwo nie mieli kłopotu.
Sąsiad patrzył na nas pytającym wzrokiem
Nikt nie wiedział, co powiedzieć, i panowała przez moment cisza. Okazało się, że nie tylko Morys czuje się samotny, bo głos zabrał sąsiad, emerytowany inżynier, ten od kagańca.
– Hm, ja to cały czas jestem w domu… to wie pan… mógłbym w zasadzie…, jeśli to jest problem samotności, to ja także… i mnie by się przydał ktoś do towarzystwa.
– No i mnie także… – dołączyła się sąsiadka, miła starsza pani. – Kiedyś miałam pieska, ale dawno temu. Przejechał go samochód. Potem już nie chciałam, ale skoro jest taka potrzeba, aby się zaopiekować.
– Naprawdę mogliby państwo? – sąsiad był zdumiony.
– A dlaczego nie? Trzeba sobie wzajemnie pomagać!
W ten sposób rozwiązaliśmy problem. Zadowolony Morys trzy dni w tygodniu spędza u pana Mariusza, a dwa u pani Basi. I nagle okazało się, że jest cichym i pogodnym zwierzakiem.
Czytaj także:
„Mam tylko 50 lat, a ten facet zakłada, że jestem za stara na silne emocje. Pokażę mu, co potrafią takie staruszki, jak ja”
„Chciałem być kimś, ale życie cały czas rzucało mi kłody pod nogi. Nie poddałem się i spełniłem swoje marzenie”
„Żona była wściekła, gdy zgodziłem się podarować dzieciom psa. Zyskała do niego szacunek dopiero, gdy uratował mi życie”